Zrzeczenie się tronu przez Jana II Kazimierza Wazę. Dlaczego polski król dobrowolnie oddał koronę?

Strona główna » Nowożytność » Zrzeczenie się tronu przez Jana II Kazimierza Wazę. Dlaczego polski król dobrowolnie oddał koronę?

Jan II Kazimierz Waza powszechnie wymieniany jest wśród najgorszych władców Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Już w czasach rządów monarchy jego łacińskie inicjały (ICR) tłumaczono jako Initium Calamitatis Regni: Początek klęski królestwa. Król nie zapisał na swym koncie wielu sukcesów. Są nawet tacy, którzy twierdzą, że największą zasługą jaką wyświadczył Rzeczpospolitej było zrzeczenie się tronu. O tym dlaczego zdecydował się na dobrowolną abdykację pisze Jerzy Besala w książce pt. Rzeczpospolita szlachecka. Barwny świat.

16 września 1668 r. o godzinie 10 rozpoczęła się msza w kolegiacie św. Jana w Warszawie. O 12 orszak senatorski z królem na czele był już na powrót na zamku. Marszałek izby poselskiej Stefan Sarnowski jeszcze raz prosił monarchę, by pozostał na tronie. Powszechnie szlochano.


Reklama


Doprowadził do wielu kryzysów

Historyk Witold Czermak w końcu XIX w. napisał celnie, iż „zdarzył się w Rzeczypospolitej dwa razy wypadek, że tron polski opustoszał nie z dzieła śmierci, lecz wskutek własno-wolnego wyrzeczenia się korony przez monarchów”. Pierwszy taki przypadek dotyczył Henryka Walezego, ale ten uciekł z Polski w czerwcu 1574 r. po dziedziczną koronę Francji; przy tym wcale nie chciał zrezygnować z polskiej korony, ale ją zachować. Jednakże zbyt długo zwlekał z powrotem do Polski, więc szlachta stanęła do elekcji nowego króla.

Na decyzję Henryka Walezjusza dotyczącą opuszczenia Polski wpłynęła śmierć brata Karola IX, natomiast Jan II Kazimierz Waza 16 września 1668 r. wyrzekł się tronu polskiego w pełni świadomie. Dlaczego?

Jan Kazimierz Waza był czarną owcą w rodzinie (Daniel Schultz/domena publiczna).
Jan Kazimierz Waza na portrecie pędzla Daniela Schultza (
domena publiczna).

Świetna dotąd i bogata Rzeczpospolita w drugiej połowie XVII w. wychodziła z potopu szwedzkiego, wojen z Moskwą, Kozakami, Węgrami potwornie okaleczona. Jan II Kazimierz Waza nie był królem na miarę dramatycznych czasów, w jakich znalazła się Polska – wręcz przeciwnie, wielu historyków zauważa, że to on bezpośrednio, a raczej jego wyraźne epizody depresji, objawiające się również zobojętniałą pychą, doprowadziły do wielu politycznych i militarnych kryzysów, pomimo np. męstwa wykazywanego na polach bitew.

W prowadzeniu skutecznej polityki trzeba niezwykłej konsekwencji, a król tego nie potrafił. Na tym polu zdał się, głównie w latach 1660–1667, na swą energiczną małżonkę z Francji, Ludwikę Marię, zgodnie określaną przez szlachtę i magnatów jako „przewrotną i sprytną panią”. Cokolwiek by złego o niej mówić i myśleć, królowa chciała wzmocnienia władzy królewskiej i miała wysokie wyobrażenia o potencjalnej sile Polaków i ich państwa.

Król od lat mówił, że chce abdykować

Chyba miał rację sekretarz królowej Pierre des Noyers, gdy pisał, że król nie utrzymałby się na tronie bez pomocy swej rzutkiej żony – tym bardziej że dwór za ogromne pieniądze Ludwika XIV usiłował dokonać ważkich reform w kierunku absolutyzmu, m.in. zastąpienia wolnej elekcji wyborem vivente rege (nowego króla za życia króla). Ale i te próby kończyły się niefortunnie, pomimo niezwykle trafnych i profetycznych mów króla, wieszczącego 9 lipca 1661 r. na sejmie rozbiory Polski. (…)

Wykazywał się król czasem niemałym zmysłem politycznym i wpływał wówczas na słuchaczy; gorzej jednak było z wytrwałością. Jan Kazimierz nie tylko sam zrażał do siebie magnatów, ale i nadzwyczaj łatwo zniechęcał się do sprawowanej władzy. Kluczem do zrozumienia jego dziwacznych zachowań, decyzji, zmiennych nastrojów był nie tylko wpływ Ludwiki Marii i stronnictwa francuskiego, realizującego swe cele oddania tronu polskiego np. księciu Kondeuszowi. Wydaje się, że Janem Kazimierzem sterowała bardziej depresja z elementami manii albo cyklofrenia.


Reklama


Zauważali to współcześni: relacje francuskie, np. A. de Lumbrésa do Ludwika XIV z 11 czerwca 1662 r., wskazują, iż przygnębiony król polski mówił wprost, że ma dość panowania i z ochotą porzuci koronę, by oddać się przyjemnościom życia prywatnego, albo też, jak pisał Johann von Hoverbeck do pruskiego księcia Fryderyka Wilhelma, chce wstąpić do klasztoru.

Ta skrajna rozbieżność przyczyn ewentualnej abdykacji – od deklarowanej chęci prywatnego (czytaj: rozwiązłego) życia do klasztornej ciszy – dobrze oddaje zaburzenia osobowości nieszczęsnego władcy.

Tekst stanowi fragment książki Jerzego Besali pt. Jerzy Besala Rzeczpospolita szlachecka. Barwny świat (Bellona 2024).
Tekst stanowi fragment książki Jerzego Besali pt. Rzeczpospolita szlachecka. Barwny świat (Bellona 2024).

Starania Ludwiki Marii o elekcję vivente rege

Cyklofrenię króla, zaplątanego na dodatek w romanse, usiłowali wykorzystać Francuzi. W sierpniu 1663 r. zażądali wręcz od Ludwiki Marii abdykacji jej męża. Wtedy królowa rozzłościła się na dobre. „Nie słyszałam nigdy, aby korona, którą noszę, miała być zależna od jakiejkolwiek innej korony” – odparła oburzona. Niemniej jednak i ona była zainteresowana oddaniem korony polskiej synowi Kondeusza Wielkiego, księciu d’Enghien, związanemu małżeństwem z jej siostrzenicą, palatynówną reńską Anną Henryką.

W 1665 r., jak wynika z korespondencji Hoverbocka datowanej na 31 grudnia, na dworze polskim już wiedziano, że „król zamierza złożyć wzorem cesarza Karola V i królowej Krystyny koronę i sceptrum i udać się do klasztoru, w którym chce pozostać do końca życia”.


Reklama


Dlaczego żądna władzy i ambitna Ludwika Maria godziła się i wręcz ponaglała abdykację męża, a więc i sama rezygnowała z tronu? Bezdzietna, chciała jednak pozostawić w Polsce coś więcej nad swe polityczne osiągnięcia, legendy bitnej pani, uczony dwór i zakon sakramentek. Polskę ceniła wysoko, ale też widziała wady jej ustroju, który usiłowała naprawić poprzez system vivente rege i złączenie Rzeczypospolitej w silnym związku z dominującą na kontynencie Francją.

Dlatego doprowadziła w połowie 1666 r. do zawarcia tajnego traktatu między Ludwikiem XIV a polskim królestwem i dworem, w którym Jan Kazimierz zobowiązywał się do abdykacji na sejmie jesiennym. Królewska para małżeńska podpisała układ 27 sierpnia 1666 r., a Ludwik XIV ratyfikował go 1 października.

Wielki Kondeusz w Wersalu przed królem Ludwikiem XIV.
Wielki Kondeusz w Wersalu przed królem Ludwikiem XIV.

Pełną ratyfikację uniemożliwiła zwłoka marszałka Jerzego Lubomirskiego, którego dwór francuski usilnie starał się przekupić i pozyskać do swych planów osadzenia księcia d’Enghiena na tronie polskim. Jednakże sam Lubomirski marzył o koronie na swych skroniach, a przynajmniej o roli pierwszego ministra Jego Królewskiej Mości.

Owdowiały król

Tymczasem śmierć Jerzego Lubomirskiego 31 stycznia 1667 r. znów przywróciła parze monarszej siłę do realizacji planów elekcyjnych vivente rege. Jednakże na sejmie wiosennym 1667 r. dała znać o sobie depresyjna chwiejność Jana Kazimierza; nagle wyparł się on planów elekcji, „czym zdaje się zupełnie zaskoczył opozycjonistów” – ocenił Witold Kłaczewski, autor monografii o sejmowych kulisach abdykacji króla.


Reklama


I pewnie sprawa abdykacji przeciągałaby się w rytm jego cyklofrenicznych zmian nastrojów, gdyby nie dramatyczne wydarzenie. Oto 9 maja dotąd żwawa i zdrowa Ludwika Maria dostała około godziny 19 krwotoku, po czym straciła przytomność. Odzyskała ją, pertraktowała nawet z dworzanami o pierwszej w nocy, twierdząc, że zdrowieje, ale o 5 nad ranem poczuła jednak, że to koniec.

Nakazała powiadomić króla, ale wysłańca donoszącego o agonii królowej Jan Kazimierz spoliczkował: jakim prawem przerywa mu zmyśleniem zabawę? Król odrzucał złe wieści, nie mógł ich znieść – jak zwykle drażliwy, dziwaczny, obawiający się żony, tego, że znów jej ulegnie.

Czy powodem abdykacji Jan Kazimierza była śmierć żony? (Ferdinand Bol/domena publiczna).
Czy powodem abdykacji Jan Kazimierza była śmierć żony? (Ferdinand Bol/domena publiczna).

Kiedy jednak dowiedział się o jej śmierci, zaczął się trząść i płakać. Zabrakło „mamuśki” – podpory w jego życiu, która strofowała go, rządziła nim, ale mimo wszystko była oparciem. [Król we łzach pisał 13 maja 1667 r. do księcia Kondeusza:]

Nic mi się nieszczęśliwszego w życiu mojem nie zdarzyło i nic mię sroższą nie dotknęło boleścią, jak dzisiejsza strata królowej, mojej najukochańszej małżonki! Kochałem ją całem sercem; toż i strapienie moje tak jest wielkie, jak owa miłość, którą dla niej statecznie chowałem.


Reklama


„Trzeba bowiem, aby król abdykował”

„W samotności często zalewa się łzami” – dostrzegł tego samego dnia nielubiący króla Des Noyers. Starczyło tych łez na dziesięć dni. Król znał antidotum na stres. [Biskup de Bonzi, który zdołał szybko omotać chwiejnego emocjonalnie władcę pisał:]

Poczciwy król polski tak był krótko trzymany przez królową w kwestii swych miłostek, że ugania się teraz za każdą, damą czy służącą.Te wycieczki, jeśliby trwały dalej, mogły zaszkodzić jego zdrowiu, z przyczyny dolegliwości, o których pisałem dawniej, jako też z powodu, że aby je robić potajemnie, używa czasu na sen przeznaczonego.

Jan II Kazimierz Waza w wyobrażeniu XIX-wiecznego artysty (domena publiczna).
Jan II Kazimierz Waza w wyobrażeniu XIX-wiecznego artysty (domena publiczna).

Jan Kazimierz wyraźnie odżył po śmierci tłamszącej go małżonki. Z wyraźną łatwością zamienił zmarłą żonę na panią Denhoffową. „Będąc znudzony wszystkim, a zwłaszcza sprawami [rządów] – obmyślono dla niego pewną grę u pani Dehoffowej […], do której przychodzi tam codziennie” – pisał de Bonzi 10 czerwca 1667 r.

24 czerwca dodawał: „Trzeba bowiem, aby król abdykował, uciekł albo zostanie wypędzony, bo nie troszczy się o nic, nie podpisuje nic, nie udziela audiencji”. Apatia, urozmaicana jedynie erotycznymi ekscesami, dopadła go i zamknęła w szponach szarości i poczucia bezsensu.


Reklama


Rozbuchane od lat potrzeby erotyczne król zaspokajał już bez większego skrępowania: „Się teraźniejszy królowi nie może sprzykrzyć żywot, bo o niczym na świecie nie myśli, a żyje sobie jako w seraju tureckim. Te tedy same metresy na to [aby abdykował] nigdy nie pozwolą” – pisał 2 grudnia 1667 r. hetman Jan Sobieski.

Król był zagadką

Król, raz narzekający, innym razem mężny, raz osowiały, innym razem pełen energii – był zagadką nie tylko dla współczesnych, ale i historyków. Witold Czermak pisał, iż cios śmierci żony był dla niego tym tragiczniejszy, że „spadł na jego lata podeszłe, na czas upadku sił, zarówno moralnych, jak i fizycznych”.

Jednakże opinii tej jak i poglądom o ciężkiej chorobie nóg króla przeczy dziwna witalność Jana Kazimierza; toż przecież niebawem król będzie mówić, że uwolnił się od ciężaru dominującej żony, a rody europejskie na wieść o tym zaczną snuć plany jego ożenku. Sprawa była tak poważna, że doczekała się paru broszur, takich jak Dyskurs o ożenieniu KJMci Jana Kazimierza czy też O powtórnym ożenieniu.

Król miał bowiem 58 lat, mógł mieć dzieci, uratować Polskę od widma wolnej elekcji: jego „podeszły wiek” wmówiły nam nie tyle współczesne relacje, ile młodzi historycy piszący o Janie Kazimierzu. Namawiał króla polskiego do powtórnego ożenku papież Klemens IX. (…)

Klemens IX (Carlo Maratta/domena publiczna).
Klemens IX (Carlo Maratta/domena publiczna).

Ale chyba rację miał biograf Jana Kazimierza, Zbigniew Wójcik, gdy pisał, że myśl o abdykacji „nie opuszczała Jana Kazimierza ani na chwilę”. Obsesja ta dowodziłaby nie tyle słabości, ile kompulsywnych zachowań władcy: uczuję ulgę, wrócę do pełni sił, gdy wreszcie pozbędę się tej gniotącej mnie korony – zdawał się sądzić nieszczęsny monarcha. Oczywiście była to iluzja, ale nikt wówczas jeszcze nie wynalazł stosownej terapii; tę zastępowała modlitwa i zawierzenie się Bogu.

I właśnie w tej materii – sprawie abdykacji – Jan Kazimierz nie ustąpił. Po kraju od dawna krążyły pogłoski o spodziewanym ustąpieniu króla z tronu, co znów rozhuśtało nastroje społeczne. W pismach politycznych zastanawiano się, czy nielubiany skądinąd król ma prawo oddać koronę, co jest contra gloriam – przeciw chwale; czy będzie to nieszczęście dla Rzeczypospolitej, czy tylko powtórzenie abdykacji cesarza Karola V w 1556 r.


Reklama


Co przytomniejsi zauważali, że abdykacja nie jest groźna dla Polski; groźniejsze są towarzyszące jej kłótnie i awantury, które mogą doprowadzić do domowego zamętu. I rzeczywiście: nad Polskę wyraźnie nasuwał się cień rokoszu, „być może silniejszego niż rokosz Lubomirskiego” – pisał Z. Wójcik. Król podjął jeszcze próbę neutralizacji napięcia, zwołując sejm nadzwyczajny na 24 stycznia 1668 r.

Natrafił na tak wściekłe głosy z sejmików, że zmuszony był prosić hetmana Jana Sobieskiego o rozlokowanie wojsk wokół Warszawy. Rzuca to „dosyć jaskrawe światło na ówczesny stosunek króla do narodu” – pisał W. Czermak.

Portret Jana Sobieskiego z okresu gdy był marszałkiem wielkim koronnym (domena publiczna).
Portret Jana Sobieskiego z okresu gdy był marszałkiem wielkim koronnym (domena publiczna).

Za podejrzliwość i nieufność Jana Kazimierza szlachta odpłacała się podobną monetą. W lekceważeniu króla na sejmie przodował chorąży sandomierski Marcin Dębicki, co jednak nie leżało w polskiej tradycji politycznej, w której szacunek do majestatu Najjaśniejszego Króla JMci był trwałym elementem.

Tym razem rozżalony Jan Kazimierz 6 marca 1668 r. replikował osobiście: „Podobno tęskno Wiciom, że tak długo na tym tronie siedzę; wierzcie mi, że i mnie drugie tyle z Wami! Wielką rzecz mi uczynicie, gdy mnie uwolnicie, że będę miał spokój”. Brzmiało to jak skarga dziecka rozdąsanego na naród, ale za tym szły fakty: 9 marca król polski podpisał traktat z Ludwikiem XIV i księciem neuburskim Filipem Wilhelmem o zrzeczeniu się tronu polskiego najdalej do połowy sierpnia i przekazaniu go Neuburczykowi.


Reklama


Dyskusje na sejmikach o abdykacji króla

Jan Kazimierz miał za to otrzymać niemałe apanaże od francuskiego „Króla Słońce” i zachować tytuł królewski wespół z dworem i gwardią. Na gwaranta tych ustaleń, a tak naprawdę dla ochrony przed własnymi poddanymi, król przywołał w kwietniu elektora brandenburskiego Fryderyka Wilhelma Hohenzollerna, zawierając z nim tajny traktat. Witold Kłaczewski w swej monografii ukazuje, jak różnie na sejmikach szlachta reagowała na zamiary króla.

W sejmiku ruskim w Wiszni w postulatach zalecano, by król podtrzymał zamysł abdykacji. Z kolei szlachta halicka dowodziła, że „opuszczenie przez władcę tronu będzie nieszczęściem dla narodu, a nawet całego świata!”. W innych województwach postulowano zwołanie pospolitego ruszenia, mającego czuwać nad bezpieczeństwem wewnętrznym ojczyzny. Sejmik sieradzki w Szadku i Łączycy dowodził, że zamiar abdykacji to „niesłychany paroksyzm, od którego tępieje umysł”.

Nawet po abdykacji Jan Kazimierz Waza. Portret pędzla Giovanniego Francesca Rossiego.
Jan Kazimierz Waza. Portret pędzla Giovanniego Francesca Rossiego (domena publiczna).

Ale niektóre sejmiki zdawały się mieć dosyć ICR (Iana Casimira Rexa). Godził się na abdykację sejm w Rawie i Warszawie, sejmik żmudzki wręcz zalecał, że „choćby KJM chciał zostać na państwie, by mu już tego nie pozwolono”; podobnie zalecali herbowi w Krakowskiem, Sandomierskiem, Kaliskiem. Na Litwie jednak sprawy te toczyły się w tle zaciekłej walki Paców z Radziwiłłami i głosowano za pozostaniem króla na tronie, choć raczej nie wierzono, że tak się stanie.

Tymczasem Jan Kazimierz na radzie senatu 12–14 czerwca zgłosił otwarcie rychłe oddanie korony. Spotkało się to z repliką kanclerza wielkiego koronnego Jana Leszczyńskiego, który w Dyskursie […] de abdicatione Regni Króla JMci nawoływał, by sejmiki przeciwstawiły się temu; aby Jan Kazimierz continet regimen ad fata sua – sprawował rządy aż do kresu życia.


Reklama


Sejm abdykacyjny

Na sejmie abdykacyjnym jeszcze raz 3 września usiłowano wręcz zmusić Jana Kazimierza do zmiany decyzji. Po wejściu posłów „na górę”, do sali senatu, kierowano do króla ostre zarzuty, a nawet obelgi – za panowanie pełne łamania prawa i wolności szlacheckich i „niesłychany” zamiar abdykacji. Posłowie byli jednak raczej przeciwni złożeniu korony nawet przez tak niepewnego i niesympatycznego władcę, za jakiego uchodził Jan Kazimierz.

Sędzia sandomierski Stanisław Zaręba całkiem rozsądnie dowodził, że abdykacja wywoła zamęt w państwie i wyłom w prawach, podobnie jak to się stało po abdykacji cesarza Karola V w 1556 r. Marszałek izby poselskiej Stefan Sarnowski udał się zatem z supliką „na górę”, do senatorów i króla, dowodząc przed władcą, że nie może on ustąpić z tronu, gdyż przysięgał, a poza tym narazi Rzeczypospolitą na „nieprzewidziane niebezpieczeństwa”.

Tekst stanowi fragment książki Jerzego Besali pt. Jerzy Besala Rzeczpospolita szlachecka. Barwny świat (Bellona 2024).
Tekst stanowi fragment książki Jerzego Besali pt. Rzeczpospolita szlachecka. Barwny świat (Bellona 2024).

Na próżno. W odpowiedzi 4 września król ustami podkanclerzego Andrzeja Olszowskiego oznajmił, że z tronu zrezygnuje, dodając dyplomatycznie, że czyni tak nie wskutek osobistych upokorzeń, ale z troski o zbawienie swe i ojczyzny; i że z powodu wieku rad byłby zobaczyć „za żywota jeszcze swego […] młodego jakiego Pana” na tronie.

Posłowie byli rozczarowani – zaczęli dyskutować, czy po abdykacji oddać królowi np. Malbork, gdzie mógłby dożywać swych dni, i ile wyznaczyć dochodu. Tymczasem Jan Kazimierz wykonał nieoczekiwany ruch, nadając urząd hetmana polnego litewskiego Michałowi Kazimierzowi Radziwiłłowi, co naruszało prawo.


Reklama


Nominacja ta wzburzyła nie tylko ród Paców – konkurentów Radziwiłłów – lecz wyzwoliła na nowo pokłady niechęci do przewrotnego władcy. Dopiero po spotkaniu nienawidzących się przedstawicieli Paców i Radziwiłłów na komnatach królewskich i załagodzeniu sporów przeszkoda do abdykacji została usunięta.

Król oddaje władzę

Uroczystości ustąpienia Jana II Kazimierza z tronu nastąpiły 16 września 1668 r. Na przemowy marszałka Sarnowskiego nawołującego po raz ostatni do zmiany decyzji króla odpowiedział prymas Mikołaj Prażmowski. Przekonywał, iż przyczyną abdykacji jest „podeszły” wiek Jana Kazimierza. Z kolei sam król, „będąc zdrowy na ciele i umyśle”, jak oznajmił, oddawał władzę stanom Rzeczypospolitej i prymasowi.

Abdykacja Jana Kazimierz w wyobrażeniu XIX-wiecznego artysty (domena publiczna).
Abdykacja Jana Kazimierz w wyobrażeniu XIX-wiecznego artysty (domena publiczna).

Rzewna mowa monarchy stojącego przed posłami z odkrytą głową, mówiącego o znużeniu podeszłym wiekiem, sejmami i kłótniami, doprowadziła do głośnych szlochów nie tylko izbę poselską, ale i samego króla. Samodramatyzowanie w mowach i czynach było silną bronią Jana Kazimierza. Mowę kończył za króla podkanclerzy Olszowski, przypominając prorocze przepowiednie rozbiorów Polski przez sąsiadów, jeśli w Rzeczypospolitej nie ustaną kłótnie, zamieszki, konfederacje i wojny domowe, i nie przyjdzie „uspokojenie kraju” – także poprzez reformy. (…)

Po kończącej mowie Olszowskiego po raz ostatni posłowie przystąpili do pocałowania ręki króla; ostatnim hołdem było uniesienie lasek senatorów na cześć monarchy, który przestał nim być.

Pierwsza abdykacja króla Polski odbiła się głośnym echem w społeczeństwie szlacheckim i na dworach europejskich. W świadomości Polaków nadal niemal nie istnieje; być może dlatego znacznie później wielu nieudolnym ministrom polskim tak trudno było podać się do dymisji; bo wszak w Rzeczypospolitej szlacheckiej urzędy były dożywotnie, a królowie dobrowolnie dotąd nie ustępowali.

Źródło

Tekst stanowi fragment książki Jerzego Besali pt. Rzeczpospolita szlachecka. Barwny świat. Ukazała się ona w 2024 roku nakładem wydawnictwa Bellona.

Barwny świat dawnej Rzeczpospolitej

WIDEO: Zagadkowe rotundy na Wawelu sprzed 1000 lat

Autor
Jerzy Besala

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.