Był sanitariuszem, wyszkolonym by ratować ludzi. Tego dnia asystował przy porodzie. Do matki powiedział: „Patrz, jakiego masz ślicznego chłopaka”. A potem pojechał go zabić.
Niemcy niczego nie bali się bardziej niż wybuchu epidemii tyfusu. Dlatego właśnie pozwolili, by polska lekarka uwięziona w Konzentrationslager Lublin, lepiej znanym jako Majdanek, założyła szpital dla innych osadzonych.
Reklama
Stefania Perzanowska, przywieziona do obozu w pierwszym kobiecym transporcie, w styczniu 1943 roku, zajmowała się przede wszystkim walką z chorobami zakaźnymi. Niespodziewanie stała się też jednak położną.
Tragiczna plotka
W pewnym momencie wśród więźniarek Majdanka rozeszła się fałszywa plotka, że ciężarne będą zwalniane z obozu. Zdesperowane kobiety spotykały się więc w tajemnicy z więźniami z męskiej części obozu i masowo zaczęły zachodzić w ciążę. Nastała istna fala.
Perzanowska ostatni raz zajmowała się przyjmowaniem dzieci na świat wiele lat wcześniej, zdążyła wyjść z wprawy. Mogła przynajmniej liczyć na pomoc dziewczyny, która tuż przed tym, jak znalazła się w obozie odbyła studencki staż położniczy.
Niestety noworodki nie przynosiły wolności. Zamiast tego była rozpacz i strach, bo w obozie nie przewidziano miejsca dla matek z dziećmi.
Reklama
„Nie krzycz, nie bój się…”
Lekarka zanotowała w swych wspomnieniach wstrząsającą scenę, która wryła jej się głęboko w pamięć.
Sanitariusz nazwiskiem Konieczny odebrał matce właśnie narodzone dziecko i zawiózł je prosto do krematorium. Ten odrażający epizod przytacza Tomasz Kubicki w książce Kobiece drogi. Polskie bohaterki II wojny światowej:
Kobieta przechodziła straszne męki, rodząc w wielkich bólach, a jej krzyki przenikały przez drewniane deski baraku na zewnątrz. Konieczny zjawił się i czule głaszcząc pacjentkę po głowie, dodawał jej otuchy.
„Nie krzycz, nie bój się, urodzisz niedługo ładne dziecko” – szeptał. Minęło pół godziny i faktycznie noworodek zapłakał z całych sił. – „Patrz, jakiego masz ślicznego chłopaka” – odezwał się sanitariusz. Po chwili, na oczach matki, zawinął dziecko w gazetę, a jego nasilający się płacz wypełnił wnętrze baraku.
Scena tak dalece nieludzka, że wymyka się jakiemukolwiek opisowi. Konieczny nie zwlekając, wyszedł na zewnątrz i odjechał na rowerze w stronę krematorium. „Do dzisiaj dźwięczy mi w uszach ten zduszony w teczce płacz dziecka” – napisała kilkadziesiąt lat po wojnie Stefania.
Bestia nie człowiek
Konieczny pochodził ze Śląska i doskonale władał językiem polskim. Na co dzień sprawiał raczej dobre wrażenie. Ba! Zdarzało mu się nawet wspierać obozowy szpital dla kobiet.
Był wytrenowanym w pomaganiu ludziom sanitariuszem. Nadchodziły jednak dni takie jak ten, gdy udowadniał, że jednocześnie jest najgorszym zwyrodnialcem.
Przebywające na Majdanku Polki wiedziały doskonale, co w nim siedzi. Danuta Brzosko-Mędryk, która przez pewien czas pracowała jako pielęgniarka w obozie, zanotowała po latach, że raz przerażona uciekła przed Koniecznym i schowała się pod płaszczem innego esesmana.
Sanitariusz w pijackim widzie wrzeszczał i zaczął strzelać, próbując ją zabić. Drugi esesman, który przeglądał akurat papiery baraku szpitalnego podbił jego rękę by nie trafił, zwyzywał go od idiotów i wyprowadził.
Reklama
Bibliografia
- Brzosko-Mędryk D., Niebo bez ptaków, Warszawa 1975.
- Ciesielska M., Stefania Perzanowska (1896-1974), lekarka i więźniarka obozu w Majdanku, Acta Medicorum Polonorum 2012/2.
- Kubicki T., Kobiece drogi, Warszawa 2018.
- Perzanowska S., Gdy myśli do Majdanka wracają, Lublin 1970.
Ilustracja tytułowa: Druty oraz wieżyczka strażnicza obozu śmierci Majdanek (DCSasson/CC BY-SA 4.0).