Rosalie z mężem Maxem na fotografii z lat 40. XX wieku.

Życie na dawnych Kaszubach. Obraz świata, którego już nie ma ze wspomnień kaszubskiej chłopki

Strona główna » Międzywojnie » Życie na dawnych Kaszubach. Obraz świata, którego już nie ma ze wspomnień kaszubskiej chłopki

Rosalie, urodzona w roku 1907, pochodziła z dobrze sytuowanej chłopskiej rodziny z Kaszub, konkretnie z Łebcza położonego nieopodal Pucka. Jako 30-latka zamieniła wiejskie, rolnicze życie na egzystencję żony rybaka. O tym, jak niemal przed wiekiem wyglądał świat tej chłopki, przepełniony zabobonami i tradycją, z której istnienia Polacy nawet nie zdają sobie obecnie sprawy, opowiada jej wnuczka Stasia Budzisz na kartach książki Welewetka. Jak znikają Kaszuby.

Do skrzyni spakowała pierzynę, poduszki, patelnię i ręcznie wyszywaną pościel. To jej chłopskie wiano. Oddzielnie złożyła sukienki, buty, toczki i kapelusze. Wychodziła za mąż, więc opuszczała swój rodzinny dom w Łebczu i przenosiła się do Maxa, do Chałup.


Reklama


Pożegnanie z chłopskim gospodarstwem

Poznali się przypadkiem w swarzewskim sklepie. Max zajechał tam z ojcem po sprawunki, a jak wychodzili, wywrócił się na progu. Lubię myśleć, że to Rosalie wywarła na nim takie wrażenie, że się potknął. Podbiegła do niego zaniepokojona i chciała pomóc. Józef, jego ojciec, miał wtedy powiedzieć: „To bë bëla fejn bialka dlô ce”, To by była dobra żona dla ciebie.

Rosalie musiała pożegnać się ze swoim domem z czerwonej cegły, dużym chłopskim gospodarstwem, rodzicami i rodzeństwem. Najmłodsza córka Any i Julesa Dominików przenosiła się z gburskiego gospodarstwa [czyli z zagrody dobrze sytuowanych chłopów] do rybackiej chëczi, domu, i zaczynała nowe życie.

Rosalie z Trudą na plaży w Chałupach.
Rosalie z Trudą na plaży w Chałupach. Fotografia rodzinna z książki Welewetka.

Jak każda gburska panna na wydaniu, zabrała ze sobą gęś, która miała zwiastować małżeńskie szczęście i potomstwo. Rosalie stuknęło już trzydzieści lat, była o trzy lata starsza od Maxa, ale w ogóle nie dało się tego zauważyć. Drobna, zadbana, dobrze ubrana i piękna.

Panna z chłopskiej rodziny w rybackiej wiosce

W nowym miejscu najpierw uderzyła ją cisza. Już nie słyszała codziennych odgłosów wsi, nie rżały konie, cep nie odbijał się od klepiska. Z rzadka muczały krowy, częściej słychać było kury i gęsi. Ciszę ciął za to szum fal.

Na „Rybakach” było inaczej niż „na kraju”, czyli na lądzie. Zamiast wielkich chłopskich podwórek oddzielonych od siebie płotami – niewielkie rybackie domki, zbudowane tak blisko siebie, jakby były ze sobą sklejone. Zamiast bruku albo ubitej twardej drogi – piach. Pewnie nieraz tonęła w nim po kostki. I pewnie nie tego się spodziewała.


Reklama


Rosalie nie nawykła do pracy, zawsze umiała się od niej wymigać i tak zorganizować czas, żeby wykonać minimum, nie więcej. Nowa rodzina nigdy jej nie achtnãla, nie zaakceptowała. Była Kaszubką, ale nie „swoją”, nie z półwyspu. Na półwyspie do dziś nie jest łatwo o przyjęcie do swoich.

Zawód z dziada pradziada

Kaszubi z Rybaków przywykli do życia w izolacji. Do I wojny światowej z reguły wybierali na mężów i żony ludzi z tej samej wsi, a już najdalej z parafii. U Budziszów do tej pory trzymali się tego wszyscy. Max był rybakiem, jak jego ojciec, dziad i pradziad. Rybak to zawód, który przechodził z ojca na syna, tak jak maszoperie, w których rybacy grupowali się, by łatwiej im było prowadzić połowy.

Tekst stanowi fragment książki Stasi Budzisz pt. Welewetka. Jak znikają Kaszuby (Wydawnictwo Poznańskie 2023).

Józef, jego ojciec, miał swoją maszoperię i pod sobą piętnastu maszopów, rybaków, prawie po czterech na każdy bôt, czyli łódź. Rozdzielał pracę i zarobione pieniądze, decydował o awansach i przyjmowaniu nowych. Z tymi nowymi nie było łatwo. Rybacy byli wolni, nigdy nie podlegali panom, nie pracowali jak chłopi na folwarkach, nie odrabiali pańszczyzny. Jedyne, od czego zależeli, to ryba. Pracowali i dzielili się po równo. Każdy dawał tyle samo narzędzi, wkładał tyle samo pracy, dostawał tyle samo pieniędzy.

Nie było więc we wspólnocie ani zbyt bogatych, ani bardzo biednych. Byli tacy sami. I nie bali się o przyszłość – ani swoją, ani swoich dzieci, ani rodziców. Nie bali się zestarzeć czy umrzeć, bo każdemu z członków maszoperii i ich rodzin przysługiwał part, czyli należna część.


Reklama


Maszoperie były wsparciem i ubezpieczeniem na przyszłość. Dbały też o innych członków wspólnoty – księdza i nauczyciela. Zaopatrywały ich w ryby, opał, pomagały w przydomowym gospodarstwie.

Nikt nie zamykał drzwi na klucz. Życie w kaszubskiej wiosce

Obcych na półwyspie nie było. Kiedy Rosalie przeniosła się do Chałup, które wtedy jeszcze nosiły nazwę Ceynowa, nikt nie zamykał drzwi na klucz. Od swoich nic nie groziło. Najcenniejsze na Rybakach były sieci. Dawały pracę i chleb, ale były drogie i trzeba było o nie dbać. Kiedy ginęły ze strądu, morskiego brzegu, rybacy mieli metody na ich szukanie. A te były bezwzględne.

Okradziony rybak brał ten sam gatunek sieci, kładł na najświeższy grób na cmentarzu i czekał. Złodziej zaczynał słabnąć, chorować, schnąć, umierać. Wszyscy już wiedzieli, że to on. Jeśli miał odwagę, mógł się przyznać i oddać sieci, jeśli nie, to za kradzież na Rybakach płacił nawet życiem.

„Mam tylko kilka zdjęć”

Kiedy Rosalie trafiła do Chałup, jej teściowa, Rosalia Anna, już nie żyła. Razem z Maxem zajęli pokój po lewej stronie domu, po prawej żył brat Paweł z rodziną. Mieszkał z nimi także jej teść, Józef. Max miał jeszcze drugiego brata, Michała, i starszą siostrę, Gertrudę.

Michał z żoną, też Gertrudą, mieszkali naprzeciwko. Ale Rosalie od pierwszych chwil nie lubiła się z Michałową Trudą. Za to z siostrą Maxa od razu przypadły sobie do gustu. Gertruda wyszła za Niemca i mieszkała w Sopocie, ale często odwiedzała Chałupy. Od piętnastu lat jeździł tutaj pociąg, więc sprawa była ułatwiona.

Rosalie z mężem Maxem na fotografii z lat 40. XX wieku.
Rosalie z mężem Maxem na fotografii z lat 40. XX wieku. Fotografia rodzinna z książki Welewetka.

Niewiele wiem o życiu ómy [babci] na półwyspie. Nigdy go nie wspominała. Mam tylko kilka zdjęć, takie jak to z plaży, na którym jest z Trudą. Dlatego szukam w książkach opisów tamtej codzienności, łatam skrawki. Tak poznaję tamten świat.

Widzę sceny z nimi w rolach głównych: kiedy on odpoczywa po porannym połowie, ona wychodzi przed dom i przegląda suszące się sieci. Łapie oczka, naprawia nadszarpnięte. Zbiera ususzony bób i pali nim w piecu. Widzę, jak się wkurza, kiedy codziennie o czwartej rano ktoś puka w jej okno i budzi Maxa na połów. Jak parzy mu o ósmej rano kawę zbożową i przygotowuje sztëk chleba ze szmùltã na frisztëk, kawałek chleba ze smalcem na śniadanie, a potem wkłada świeżą słomę w kalosze, by było mu cieplej.


Reklama


Chwilę poplotkuje z sąsiadkami, opowiedzą sobie sny. Sny są ważne i zawsze coś znaczą. Najgorzej, jak w głowę przychodzą bursztyny – bo zwiastują śmierć. Do Rosalie sny przychodziły często, to wiem, ale nie miała czasu nad nimi myśleć. Miała obowiązki.

Przesąd i obyczaj

Musiała iść na brzeg i sprawdzić, ile ususzyli trawy morskiej. Wyściełało się nią materace, kanapy i fotele. Oficjalnie nie można było już nią handlować, ale nikt nie przestrzegał tego absurdalnego prawa. W Gdańsku płacili za nią guldenami.

Na brzegu Rosalie musiała jednak uważać. Była kobietą, więc przynosiła pecha. Musiała się pilnować, żeby nie zahaczyć o suszące się w słońcu sieci – jeśliby to zrobiła, kolejny połów poszedłby na marne, chyba że zauważyliby to rybacy i na wszelki wypadek okadzili je święconymi ziołami.

Kaszubska chata chłopska. Grafika z lat 30. XX wieku.
Kaszubska chata chłopska. Grafika z lat 30. XX wieku.

Zioła święcił ksiądz, na Matki Boskiej Zielnej. Były ważne i mały wiele zastosowań. Jakąś ich część Rosalie trzymała schowaną na kąpiel dla dziecka – bo była już w pierwszej ciąży. Noworodki kąpało się w ziołach, żeby odgonić złe moce. Trzymała je tam, gdzie sól, którą poświęciła na świętej Agaty. Tę samą, którą dawała Maxowi, kiedy szedł na połów – szczypta soli wrzucona we wzburzone fale Bałtyku nieraz pozwalała rybakom przeżyć nawałnicę. (…)

„Ryby szybko jej się przejadły”

Rosalie nie lubiła gotować, ale wyszła za mąż i musiała. Ryby szybko jej się przejadły. Najsmaczniejszy był łosoś, ale za to najdroższy i nie zawsze dostępny. Do wyboru miała więc flądry, bretlindżi, czyli szprotki, sledze albo, najgorzej, pòmùchle, czyli dorsze.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Te uważała za najpodlejsze, bo jadła je biedota. Najbardziej smakowała jej za to solona wrona. Była dużo smaczniejsza niż mewa, ale i tak najmocniej tęskniła za domową czarniną, jej ulubioną zupą z krwi utoczonej z gęsi lub kaczki. Podawała ją z ziemniakami i ozdabiała pietruszką.

Musiała się wiele nauczyć, bo na Rybakach były inne zwyczaje i obrzędy. Jako żona maszopa pewnie brała udział w karnawałowej zabawie i z innymi kobietami tańczyła wokół niewodów. Tańczyła tak, by się w nie omotać. Obtańcowane dawały więcej łososi.


Reklama


Może widziała, jak rybacy bryzgali na sieci krwią i je zaklinali. Dzięki temu mieli potem obfitsze połowy. Te miały w sobie coś magicznego, kierowały uwagę na szczegóły i gesty. Taki na przykład pierwszy połów łososia trzeba odpowiednio przeprowadzić i zabezpieczyć, żeby sezon był dobry. Złowione ryby rybacy układali głowami do lasu, żeby inne widziały ich ogony. Dzięki temu podpływały bliżej brzegu. Jeśli ułożyliby je odwrotnie, reszta skierowałaby się do ucieczki.

Rosalie szybko się nauczyła, że na ból wątroby trzeba spalić rybie łuski, a potem część popiołu wrzucić do herbaty, a drugą zanieść na cmentarz. To zawsze skutkowało, tak jak na brodawki pomagały ości. Narośle trzeba było dobrze natrzeć, a ości wyrzucić za siebie. Na bolący żołądek najlepsza była solona ryba. Starczyło położyć ją na brzuchu na kilka godzin. Na ząbkowanie zaś niezawodny był śledź, przywiązany na całą dobę do nogi dziecka.

Źródło

Powyższy tekst stanowi fragment książki Stasi Budzisz pt. Welewetka. Jak znikają Kaszuby (Wydawnictwo Poznańskie 2023).

Tekst stanowi fragment książki Stasi Budzisz pt. Welewetka. Jak znikają Kaszuby (Wydawnictwo Poznańskie 2023).

Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.

WIDEO: „Największa tajemnica wzgórza wawelskiego” z perspektywy nauki

Autor
Stasia Budzisz

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.