Zygmunt August nie zamierzał żenić się z Barbarą Radziwiłłówną: kobietą bez dynastycznego rodowodu, poddanką, a do tego wdową. Uległ dopiero, gdy krewniacy kobiety przyłapali ich nocą in flagranti. Od widma skandalu dla następcy tronu ważniejsza była wiadomość, że Barbara jest w ciąży. August nie doczekał się żadnego potomstwa z pierwszą żoną. Ucieszyła go myśl, że wreszcie będzie mieć syna lub córkę. Na przełomie lipca i sierpnia 1547 roku w tajemnicy poślubił Radziwiłłównę. Ale co stało się z dzieckiem, którego tak wyczekiwał?
Radość Barbary związana ze ślubem nie trwała długo. Po kilku dniach dla kobiety stało się oczywiste, że jej sytuacja wcale nie zmieniła się na lepsze. Już prędzej na gorsze.
Reklama
Jeśli romans z królem był trzymany w tajemnicy, to jeszcze większym sekretem należało otoczyć monarsze małżeństwo, zawarte bez zgody senatu i wiedzy rodziców Zygmunta Augusta.
Sprytny wybieg czy szczera zapowiedź?
Barbara stała się więźniem własnego wileńskiego domu i swojej rodziny. Z Zygmuntem Augustem miała chyba nawet mniej kontaktu niż przed ślubem. Musiały natomiast docierać do niej plotki.
Być może usłyszała chociażby o rozmowie króla z agentem Hohenzollernów, Gabrielem Tarłą. Zygmunt August miał powiedzieć mu na temat małżeństwa z Barbarą:
Kochany Tarło, Bóg, który jest i będzie wszystkich nas sędzią, wie, że o te sprawy posądzają mnie niewinnie i mam nadzieję, że Pan Bóg, jak Go o to co dnia proszę, nie dopuści mnie do tego upadku, bym miał źle użyć swego rozumu.
Reklama
Słowa padły kilka, może kilkanaście dni po potajemnym ślubie. Oczywiście mógł to być taktyczny wybieg króla. Próba zdezorientowania wrogów. W sercu Barbary brutalna wypowiedź musiała jednak zasiać wątpliwości. A co jeśli poniewczasie król zrozumiał swój błąd? Co jeśli zamierzał uznać ślub za nieważny i związać się z inną?
Także w rozmowie z zaufanym lekarzem Giovannim Valentino młody monarcha powiedział coś, co było ciosem dla Radziwiłłówny. Stwierdził, że nie zamierza się żenić, bo chce jak najdłużej używać kawalerskiego życia. Jak to kawalarskiego, jeśli tak naprawdę był już po ślubie? Czy to był kolejny wybieg? Czy ta wypowiedź miała drugie dno?
Ustronne więzienie
Barbarę słusznie przytłaczały ponure myśli. A miało być tylko gorzej. W listopadzie 1547 roku Zygmunt August postanowił wyjechać do Polski. Rzekomo po to, by przygotować grunt pod oficjalne ogłoszenie swojego małżeństwa. Jednocześnie doszedł do wniosku, że w pełnym szpiegów Wilnie Barbara nie będzie bezpieczna.
Z braćmi małżonki, Mikołajami Rudym i Czarnym, ustalił, że należy ją odesłać do jakiejś dobrze strzeżonej, prowincjonalnej posiadłości.
Reklama
Wybór padł na Dubinki – radziwiłłowski dwór pięćdziesiąt kilometrów na północ od litewskiej stolicy. Zatopiony wśród gęstych dębowych lasów, a zarazem bezpiecznie ulokowany na odciętej od świata wyspie na olbrzymim, wijącym się przez ponad dwadzieścia kilometrów Jeziorze Oświe.
„Nigdy w życiu gorszej nie widziałem”
Dzisiaj podróż z Wilna do Dubinek zajmuje czterdzieści minut niezbyt wygodną, ale prostą drogą krajową A14. Pięćset lat temu, szczególnie jesienną porą, sytuacja wyglądała zupełnie inaczej.
Cała Rzeczpospolita Obojga Narodów słynęła z beznadziejnych dróg, ale ta konkretna trasa była wprost koszmarna. Powozy wiozące Barbarę, jej brata Mikołaja i skromny orszak tłukły się po najgorszych wertepach. Grzęzły w błocie i raz po raz wpadały w głębokie koleiny.
Towarzyszący Barbarze Stanisław Dowojno, dworzanin Augusta i lekarz amator, wspominał w liście, że „nigdy w życiu gorszej drogi nie widział”. Podróż, która powinna zająć jeden poranek, potrwała niemal szesnaście godzin.
Kolebki opuściły Wilno około siódmej rano, a do celu udało się dotrzeć dopiero po dziesiątej w nocy. Wszyscy byli boleśnie poobijani i śmiertelnie zmęczeni. Najgorzej jednak podróż zniosła sama Radziwiłłówna. Według relacji Stanisława Dowojny, dzień po dotarciu do ponurego dworzyszcza królewska małżonka poroniła.
„Niewymownie wielki płacz”
„Rozerwało się to brzemię, które jej miłość w brzuchu miała” – pisał dworzanin w liście do króla.
Szczegóły wydarzeń z 20 listopada nie są znane, natomiast nie ulega wątpliwości, że Barbara znalazła się tego dnia na skraju załamania. Już wcześniej czuła, że uporządkowane wreszcie życie wymyka jej się z rąk.
Reklama
Została zesłana do Dubinek niczym do więzienia. Nikt nie zapytał jej o zdanie, nikt nie wyjaśnił jej, dlaczego tak się dzieje. Nikt nawet nie pocieszył, że rozłąka będzie tylko chwilowa. A teraz, po nieludzkiej podróży, którą spędziła, zanosząc się od płaczu i mdłości, straciła to ostatnie, co dodawało jej sił.
Ciąża musiała trwać na tyle długo, by Barbara zdążyła przyzwyczaić się do roli przyszłej matki. Cierpiała więc po ludzku, jak każda kobieta na jej miejscu. Cierpiała też, bo wiedziała jak niepewna stanie się teraz jej pozycja. Straciła przecież ten jeden argument, który przekonał Zygmunta Augusta do ślubu i gwarantował, że król zostanie przy niej, choćby sam Bóg w niebiosach miał się sprzeciwić temu związkowi.
„Niewymownie wielki był płacz jej miłości, a skutkiem tak wielkiego płaczu były częste i okrutne omdlenia” – pisał dalej Dowojno. – „Po kilkakroć, Miłościwy Królu, zarówno w dzień, jak i w nocy, przybiegano po mnie, powiadając, że jej miłość źle się bardzo ma. Kiedy zaś sam pobiegłem do jej miłości, bardzo zemdloną jej miłość znalazłem”.
Zygmunt August zareagował… dokładnie tak, jak obawiała się Barbara. Jego kontakty z żoną zamarły i poważnie zaczął chyba myśleć o cofnięciu powziętej decyzji. Choć o tym oczywiście upiększona legenda wielkiej miłości króla z poddanką nie wspomina.
***
O życiu Barbary Radziwiłłówny i jej słynnym związku z polskim królem przeczytacie w mojej książce pt. Damy złotego wieku. Jej nowe wydanie niedawno trafiło do sprzedaży (Wydawnictwo Literackie 2021). Do kupienia na Empik.com.
Pełna bibliografia, na której się opierałem znajduje się w książce.