Kiedy Edward Gierek w grudniu 1970 roku stanął na czele PZPR, wydawało się, że nadchodzą zupełnie nowe czasy. Zmiana atmosfery była radykalna – do tego stopnia, że niektórzy do dzisiaj uważają, że to za Gierka „żyło się najlepiej”. Czy liczby to potwierdzają?
Już pierwsze telewizyjne wystąpienie Edwarda Gierka w roli pierwszego sekretarza partii mogło napawać nadzieją. Polityk, który zastąpił Władysława Gomułkę, zdjętego z urzędu po 14 latach sprawowania władzy, zapowiedział poważne reformy.
Reklama
„Stwierdził (…) m. in., że przyczynami wystąpień robotniczych były rzeczywiste trudności oraz nieprzemyślane koncepcje gospodarczo-społeczne” – opowiada w książce Gierkowska „prosperita”. Łódź w latach 1971-1980 historyk Witold Jarno. – „Zapowiedział także zmianę polityki gospodarczej państwa, by lepiej odpowiadała ona potrzebom społecznym, oraz poprawę warunków życia polskich rodzin”.
Imponujący wzrost zarobków
Czy obietnice te udało się spełnić? Witold Jarno zajmuje się tym pytaniem w swojej książce. Przytacza wiele mówiące statystyki – dotyczące nie tylko samej Łodzi, ale także całej Polski.
Wynika z nich, że dekada gierkowska niewątpliwie przyniosła Polakom pokaźny wzrost zarobków. Średnie roczne tempo przyrostu płac sięgnęło około 10%! W liczbach bezwzględnych „skoki” pensji prezentują się wręcz imponująco. Witold Jarno wylicza:
<strong>Przeczytaj też:</strong> 10 zaskakujących faktów o największej robotniczej metropolii PRLWedług danych Zakładu Ubezpieczeń Społecznych wysokość przeciętnej pensji miesięcznej w kraju wyniosła: 1008 zł w 1955 r., 1560 zł w 1960 r., 1867 zł w 1965 r., 2235 zł w 1970 r., 3913 zł w 1975 r. i 6040 zł w 1980 r.
Jak widać, między 1970 a 1980 rokiem średnie pensje niemal się potroiły. Rzecz jasna nie wszędzie sytuacja wyglądała tak samo: na tle kraju poszkodowana była między innymi Łódź. Choć i tam odnotowano postęp – za Gierka przeciętne płace wzrosły od 2199 do 5500 złotych – był on mniejszy, niż na przykład w Warszawie.
Warto dodać, że rosły nie tylko wynagrodzenia dla pracujących, ale także emerytury i renty. Emeryt, który w 1970 roku dostawał miesięcznie 1284 złote, pod koniec dekady otrzymywał już 2455 złotych.
Reklama
Ceny towarów bez zmian
W ślad za większą zasobnością portfela poszły poprawa warunków życia społeczeństwa i wzrost wydatków na konsumpcję.
Było to tym bardziej odczuwalne, że ceny podstawowych artykułów żywnościowych – jak podkreśla autor książki Gierkowska „prosperita” – przez dwie dekady, od 1960 do 1980 roku, nie ulegały zmianom. Próby wprowadzenia podwyżek w 1970 i 1976 roku wywołały burzliwe protesty, po których władza szybko wycofywała się na dawne pozycje.
Ile zatem trzeba było zapłacić za najważniejsze produkty z listy zakupów? Jak podaje Jarno:
– Cena bochenka chleba o wadze 0,8 kg w latach 1960–1980 wynosiła 4,0 zł,
– bułki pszennej wrocławskiej – 0,6 zł,
– kilograma mąki pszennej wrocławskiej – 6,7 zł,
– półkilowego opakowania makaronu – 5,3 zł,
Reklama
– kilograma cukru – 10,5 zł (cena wprowadzonego w 1976 r. tzw. cukru komercyjnego do nabycia bez kartek wynosiła 26 zł),
– litra mleka – 2,9 zł,
– kilograma masła – 64 zł (16 zł za kostkę 250-gramową).
Od 1967 roku aż do końca epoki gierkowskiej nie rosły też ceny mięsa. Za kilogram schabu trzeba było zapłacić 56 złotych, kilogram kurczaka kosztował 54 złote, kiełbasy – 44 złote, a boczku – 30 złotych.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Życie (prawie) za darmo?
Oprócz niskich cen podstawowych produktów na jakość życia niewątpliwie wpływała też znaczna ilość dodatkowych świadczeń ze strony państwa. „Ludzie korzystali z wielu ukrytych dopłat pokrywanych przez państwo” – wyjaśnia Witold Jarno.
Wśród tego typu korzyści historyk wymienia niskie ceny mieszkań, niskie czynsze, niewielkie opłaty za komunikację, a także bezpłatną opiekę lekarską i edukację.
Zaznacza też, że dostęp do kultury był wręcz śmiesznie tani: „bilet do kina kosztował średnio 5–8 zł, na film panoramiczny – 12 zł, a wejściówka do filharmonii – 5 zł”. Muzyki klasycznej można było więc posłuchać… dosłownie za kilowy bochenek chleba!
Były jednak i takie artykuły, których ceny pozostawały wręcz zaporowe. Należały do nich głównie produkty AGD i RTV. Na pralkę automatyczną trzeba było wydać aż 10 tysięcy złotych, a na kolorowy telewizor – 20 tysięcy.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Drugie najważniejsze miasto w Polsce. 70% mieszkańców nie miało bieżącej wody, 90% nawet łazienkiWielu Polaków musiało zadowolić się gramofonem (dostępnym za około tysiąc złotych) albo magnetofonem (około 3,5 tysiąca). Fiat 125p kosztował natomiast 160 tysięcy, znajdując się tym samym niemal poza zasięgiem zwykłego Kowalskiego.
Zakupy w pustych sklepach
W drugiej połowie lat 70. niskie ceny i koszty życia oraz wzrost zarobków doprowadziły do tego, że Polacy nawet 40% swojej pensji mogli odkładać w ramach oszczędności albo wydawać na rzeczy inne niż towary pierwszej potrzeby.
Reklama
Trzeba jednak zastrzec, że ten raj konsumentów z punktu widzenia polskich finansów przypominał raczej piekło. Bo niezależnie od woli rządzących, realne ceny powoli rosły – a różnicę pokrywało samo państwo.
Co więcej, wyższe zarobki przekładały się na większy popyt na dobra bardziej luksusowe, z których produkcją państwo po prostu nie nadążało.
Jak w książce Gierkowska „prosperita”. Łódź w latach 1971-1980 wyjaśnia Witold Jarno:
(…) pod koniec omawianej dekady, zaczęło brakować na rynku kolejnych grup artykułów, a stały wzrost płac oraz nadmierna podaż pieniądza (w 1970 r. w obiegu było niemal 59 mld zł, gdy w 1980 r. aż 297 mld zł) pogłębiały nierównowagę rynkową. Mówiąc najprościej – ludzie mieli coraz więcej pieniędzy, za które mogli coraz mniej kupić.
Reklama
Załamanie było więc nieuniknione. Nadeszło już po 10 latach rządów Gierka, w 1980 roku. Ale też łatwo zrozumieć, dlaczego niektórzy tak miło ten czas wspominają – bo choć pozorny, był to jednak w pewnym sensie dobrobyt…
Polecamy
Bibliografia:
- Witold Jarno, Gierkowska „prosperita”. Łódź w latach 1971-1980, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego 2019.
Ilustracja tytułowa: wizyta Edwarda Gierka w Łodzi (fot. Janusz Kubik/materiały prasowe).
1 komentarz