Preparowanie „dowodów”. Torturowanie świadków oraz powołanie specjalnej komisji „ekspertów”. Machina propagandowa NKWD nie szczędziła starań, by zrzucić winę za zbrodnię katyńską na Niemców.
Goebbels, pewny siebie po przerwaniu prac ekshumacyjnych w czerwcu 1943 r., zapisał w dzienniku: „Na jesieni każę kontynuować wykopaliska”. Ale z nastaniem jesieni Wehrmacht musiał się wycofać z rejonu Smoleńska. Kreml w poprzedzających miesiącach uważnie obserwował, jak niemiecka kampania wokół Katynia u zachodnich aliantów wygasa bez echa.
Reklama
Mierkułow bierze się do pracy
To jednak Stalinowi nie wystarczyło. Aparat Komitetu Centralnego otrzymał polecenie, żeby również w tym wypadku historię konsekwentnie napisać na nowo. We wrześniu 1943 r., na krótko przed odzyskaniem Smoleńska, Wydział Propagandy i Agitacji KC polecił Głównemu Zarządowi Politycznemu Armii Czerwonej, żeby zajął się przygotowaniami: cmentarzysko trzeba odgrodzić, mieszkańcom Katynia uniemożliwić opuszczanie wsi. Reszta należy do NKWD.
Beria zlecił sprawę Katynia najwłaściwszemu człowiekowi, jakim dysponował: swemu byłemu zastępcy Wsiewołodowi Mierkułowowi, który tymczasem stanął na czele Ludowego Komisariatu Bezpieczeństwa Państwowego NKGB wyłonionego z NKWD. Przecież Mierkułow, odpowiedzialny i za wywiad, i za kontrwywiad, szczegółowo zaplanował wymordowanie polskich oficerów wiosną 1940 r. i nadzorował wykonanie tej operacji.
Z akt odkrytych ponad pół wieku później w Moskwie działalność Mierkułowa dała się dokładnie odtworzyć: w końcu września 1943 r. przybył do Katynia na czele większej grupy ekspertów. Zestawili ją NKWD, NKGB oraz wywiad wojskowy Smiersz (skrót: smiert’ szpionam – śmierć szpiegom) przeznaczony przede wszystkim do wykrywania i likwidowania domniemanych kolaborantów i tchórzy we własnych szeregach.
Podrzucanie sfabrykowanych dokumentów
W akcji uczestniczył znowu generał Leonid Rajchman, jeden z ekspertów do spraw polskich w NKWD. Jak wyraźnie dowodzą niemieckie zdjęcia lotnicze, znalezione dziesiątki lat później w amerykańskich archiwach, od października do grudnia 1943 r. wykorzystywano koparki i spychacze do dużych prac ziemnych. Przy tym ponownie odkryto część grobów, które Niemcy w czerwcu kazali zasypać.
<strong>Przeczytaj też:</strong> „Nie mógł pojąć, jakie szczęście go spotkało”. Jak Joseph Goebbels wykorzystał zbrodnię katyńską?Pracownie fałszerzy sowieckiego wywiadu otrzymały od Mierkułowa zadanie sfabrykowania lub znalezienia dokumentów datowanych między jesienią 1940 r. a latem 1941 r. Miały one dowieść, że w tym czasie oficerowie-jeńcy w sowieckich obozach byli jeszcze cali i zdrowi. Niektórym zwłokom podłożono te dokumenty.
Wśród nich był rozkaz szefa Zarządu ds. Jeńców Wojennych NKWD, Piotra Soprunienki, dotyczący transportu polskich oficerów. Fałszerzom zakradł się błąd: Soprunienko został nazwany majorem Bezpieczeństwa Państwowego, chociaż w tym czasie jeszcze był kapitanem.
Reklama
Zastraszanie i torturowanie świadków
NKWD odszukało 17 świadków, których Niemcy wspomnieli w „Materiale urzędowym w sprawie masowego mordu w Katyniu” lub którzy byli zatrudnieni przy ekshumacji, w tym robotników, kucharki i sprzątaczki pracujące dla stacjonującego tam niemieckiego 537. pułku łączności. Wszyscy zostali osadzeni w areszcie śledczym.
Oficerowie śledczy grozili im, że zostaną powieszeni jako kolaboranci, jeśli w swoich zeznaniach nie obciążą Niemców. Przewodniczący prezydium Rady Najwyższej, Michaił Kalinin, kilka miesięcy wcześniej wydał dekret przewidujący karę śmierci dla osób współpracujących z „faszystowskimi najeźdźcami”.
Świadkowie mieli zeznawać, że zostali zmuszeni do zeznań obciążających NKWD. Kilku zmarło w więzieniu, z czego rosyjscy historycy w latach dziewięćdziesiątych wnioskowali, że byli torturowani.
Z punktu widzenia Mierkułowa najważniejszym świadkiem był kierownik smoleńskiego obserwatorium astronomicznego Borys Bazylewski, którego Niemcy podczas okupacji powołali na wiceburmistrza. Mierkułow, znany z brutalności, wielokrotnie osobiście zabierał się do przesłuchiwania powściągliwego, drobnego profesora astronomii, gdy ten miesiącami siedział w więzieniu NKWD.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Prawda o Katyniu miała nigdy nie wyjść na jaw. Jak odnaleziono masowe groby polskich oficerów?Bazylewski musiał zneutralizować zeznania burmistrza Mieńszagina, który uciekł z Wehrmachtem na zachód. Spreparowano również rzekomy notatnik Mieńszagina, w którym określał Niemców mianem sprawców.
Żeby inscenizacja była doskonała, Mierkułow kazał przygotować na świadków także osoby, które nie miały żadnego kontaktu z Niemcami. Według akt Obwodowego Zarządu NKWD w Smoleńsku kazał „opracować” łącznie 95 osób. Ściśle tajna akcja nosiła kryptonim „dochodzenie wstępne” („Предварительное исследование”).
Reklama
Komisja Burdenki
Sowiecka prasa, całkowicie podporządkowana cenzurze partyjnej, donosiła z wielkim zadęciem o pracy „Specjalnej komisji ds. ustalenia i przeprowadzenia śledztwa na okoliczność rozstrzelania w lesie katyńskim polskich jeńców wojennych przez niemiecko-faszystowskich najeźdźców”.
Projekt tego rozporządzenia o komisji specjalnej przeszedł przez biurka Berii, Mołotowa i Wyszynskiego, co podkreśla znaczenie, jakie przywiązywali do niego najważniejsi współpracownicy Stalina.
Na czele komisji stanął profesor medycyny Nikołaj Burdenko, uchodzący za twórcę nowoczesnej neurochirurgii w Rosji i piastujący w randze generała porucznika stanowisko głównego chirurga Armii Czerwonej.
Burdenko podsunął sam siebie do komisji, mianowicie w liście do Mołotowa na temat relacji sowieckiej prasy z Katynia napisał, że strzały w potylicę są typowe dla masowych egzekucji niemieckich grup operacyjnych. On sam zbadał już około 1000 ciał pochowanych w masowych grobach ofiar niemieckich okupantów.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Burdenko napisał list do Mołotowa we wrześniu 1943 r., ale komisja specjalna utworzona pod jego kierunkiem przybyła do Katynia dopiero 18 stycznia 1944 r. Rosyjscy i polscy historycy wnioskują z tego, że widocznie Burdenko i pozostali członkowie komisji nie powinni byli dowiedzieć się o „spreparowaniu” grobów i świadków, lecz mieli zostać oszukani przez specjalistów Mierkułowa.
Prawie pół wieku później jeden z enkawudzistów biorących udział w przygotowaniach opowiadał, że odnieśli wrażenie, jakoby Burdenko manipulacje przejrzał, ale ze strachu przed represjami milczał. W ramach przygotowania Burdenko otrzymał od NKWD również niemiecki „Materiał urzędowy” oraz raport międzynarodowej komisji lekarzy; ale polecono mu, aby w swoim własnym raporcie tych materiałów nie wspominał.
Reklama
Ośmioosobowa komisja specjalna podlegała „Nadzwyczajnej Komisji Państwowej ds. ustalenia i przeprowadzenia śledztwa w sprawie zbrodni niemiecko-faszystowskich najeźdźców i ich wspólników oraz szkód, jakie oni wyrządzili obywatelom, kołchozom, publicznym organizacjom, państwowym przedsiębiorstwom i instytucjom ZSRR” (…). Powołanej do życia w 1942 r. rozporządzeniem Kalinina, przewodniczącego Rady Najwyższej. (…)
Raport napisany przez NKWD
W tajnych aktach zapisano, że eksperci medyczni pracowali w katyńskim lesie od 16 do 23 stycznia. W pierwszym i jedynym posiedzeniu komisji wziął udział Mierkułow. Burdenko poprosił go o dane dotyczące trzech obozów w obwodzie smoleńskim, w których przebywali internowani polscy oficerowie.
W rzeczywistości te trzy obozy nie istniały. Profesor zauważył również sprzeczności w zeznaniach świadka Parfiena Kisielewa. Należało go ocenić psychologicznie, na co Mierkułow zgodził się niezwłocznie – jakby takie badania leżały w jego kompetencji.
73-letni chłop był u Niemców jednym z głównych świadków winy NKWD; najpierw w lecie 1942 r. zaprowadził do grobów polskich robotników Organizacji Todt, potem w lutym 1943 r. niemiecką żandarmerię.Zdaniem historyków pytania Burdenki stanowią kolejny dowód, że nie był on wprowadzony w manipulacje NKWD (…).
<strong>Przeczytaj też:</strong> „Pracowaliśmy jak taśmociąg”. Tak zbrodniarze z NKWD mordowali polskich oficerówOficjalna agencja informacyjna TASS poinformowała jeszcze tego samego dnia, że nadzwyczajna komisja zakończyła swe zwieńczone powodzeniem prace. Członkowie komisji pozowali do zdjęć i kroniki filmowej, udzielali też wywiadów.
Już 24 stycznia Burdenko złożył raport końcowy, dwa dni później opublikował go w całości partyjny organ „Prawda”. Pół wieku później odkryto, że raport został napisany przez ekspertów NKWD pod auspicjami Mierkułowa.
Reklama
Dokument opisywał wyczerpująco, że polscy oficerowie wiosną 1940 r. zostali przywiezieni do trzech obozów koło Smoleńska. Tam pracowali przy budowie szos. Po niemieckim ataku na Związek Radziecki 22 czerwca 1941 r. nie udało się w porę obozów ewakuować z braku środków transportu.
Gdy większość sowieckich oddziałów strażniczych musiała się wycofać razem z walczącymi oddziałami, Polacy dostali się w ręce posuwających się naprzód Niemców.
To wszystko Niemcy
Raport przytaczał nazwisko komendanta jednego z obozów i cytował kilku świadków tej wersji. Podawał on natomiast tylko kryptonimy obozów 1-ON, 2-ON, 3-ON, a nie ich dokładne położenie geograficzne. Tych trzech rzekomych obozów oficerskich pod Smoleńskiem strona sowiecka nigdy wcześniej nie wymieniała, nie robił też tego Stalin, który chciał nawet zaginionych Polaków widzieć w Mandżurii.
Według raportu katyński las był terenem rekreacyjnym dla mieszkańców Smoleńska. Jesienią 1941 r. Niemcy odgrodzili cały areał i surowo pilnowali, aby im nie przeszkadzano w masowych egzekucjach. Jak zeznało kilku świadków, przeprowadzał je sztab 537. batalionu budowlanego Wehrmachtu.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Szczere wyznania sowieckiego egzekutora. Zabijał setki ludzi i był z tego dumnyGdy wiosną 1943 r. front znowu od wschodu zbliżył się do Smoleńska, Niemcy wpadli ponoć w panikę. Aby uprzedzić odkrycie przez sowieckie oddziały popełnionej masakry, sami otworzyli groby.
Ich inscenizacje miały oczernić stronę sowiecką. W tym celu groźbami doprowadzili do tego, że wielu mieszkańców Katynia poświadczyło, jakoby Polaków wiosną 1940 r. rozstrzelało rosyjskie komando.
Reklama
Według komisji Burdenki do preparowania grobów Niemcy zatrudnili 500 sowieckich jeńców. Ci musieli usunąć z ubrań zabitych Polaków dowody świadczące o winie Niemców; wskazywały na to rozcięte bądź rozerwane kieszenie mundurów. Ponadto musieli sprowadzić zwłoki „spokojnych sowieckich obywateli” i ubrać je w polskie mundury.
Przy tych manipulacjach przeoczono jednak wiele materiałów dowodowych. Można je datować na okres między 12 listopada 1940 r. a 20 czerwca 1941 r., kiedy polscy oficerowie według opisu niemieckiego dawno już nie żyli.
Raport zawierał szczegółowe opisy tych pism; były tam listy, karty pocztowe, święty obrazek z odręczną datą włożony do katolickiego modlitewnika, jak i pokwitowanie państwowego sowieckiego jubilera zakupu złotego zegarka – jeńcom wolno było sprzedawać tam swoją biżuterię. (…).
Badania, których w ogóle nie było
Według raportu podlegli Burdence lekarze sądowi przeprowadzili w trzecim tygodniu stycznia 1944 r. łącznie 925 obdukcji. Liczba ta oznacza, że eksperci każdego dnia badali przeciętnie ponad 20 zwłok. W rzeczywistości prawdopodobnie z powodu ostrych mrozów nie prowadzono obdukcji w ogóle. Ponadto raport podawał liczbę zmarłych wynoszącą około 11 000.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Ostatnie godziny życia polskich oficerów zamordowanych w Katyniu. Czy wiedzieli co ich czeka?Ta liczba nie była pomyłką: obejmowała mianowicie wszystkich zaginionych polskich oficerów, a więc też jeńców obozów w Ostaszkowie i Starobielsku. Polscy historycy przypuszczają, że w ten sposób NKWD chciało przypisać Niemcom również ich likwidację.
Według komisji sowieccy lekarze sądowi stwierdzili też, że wbrew swoim danym Niemcy zbadali tylko małą liczbę ciał zabitych. Poziom rozkładu dowodzi, co wynika z porównania z innymi grobami ze Smoleńska, że Polacy zostali zamordowani w sierpniu i wrześniu 1941 r.
Reklama
Raport natomiast w żadnym miejscu nie wspominał o ranach spowodowanych czworokątnymi bagnetami – bo tego rodzaju kłute rany mogły być zadane tylko przez Sowietów.
Nie było też listy nazwisk ani spisu przedmiotów znalezionych przy zabitych Komisja Burdenki wysnuła wniosek, że Polacy zostali zastrzeleni przez „niemieckich faszystów” w ten sam sposób, jak wielu innych „spokojnych radzieckich obywateli”.
Także owych 500 sowieckich jeńców, którzy brali udział w „preparowaniu” katyńskich grobów, znalazło śmierć w ten sposób. Odpowiada za to podpułkownik Arnes, komendant 537. batalionu budowlanego Wehrmachtu. Raport kończy się zdaniem: „Rozstrzeliwując polskich jeńców w katyńskim lesie niemiecko-faszystowscy najeźdźcy po raz kolejny zrealizowali swoją politykę fizycznego zniszczenia słowiańskich narodów”
Źródło
Tekst, który przeczytałeś stanowi fragment książki Thomasa Urbana pod tytułem Katyń. Zbrodnia i walka propagandowa wielkich mocarstw, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Ballona. Możesz ją kupić w atrakcyjnej cenie w księgarni internetowej wydawcy.
Polecamy
Tytuł, lead, śródtytuły i teksty w nawiasach kwadratowych pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów i skrócony.