Walcząc za Polskę stracił oko i słuch. Ale nawet w połowie ślepy i głuchy na jedno ucho lepiej od innych umiał słuchać rozkazów. Przewidywano, że będzie prezydentem, sam Wódz wyznaczył go do tej roli. Dlaczego więc już cztery lata po śmierci Marszałka strzelił sobie w usta?
Niewielu polityków z obozu legionowego miało za sobą równie zaszczytną karierę. Biografia żadnego nie urwała się też tak niespodziewanie.
Reklama
Walery Sławek napadał na carskie transporty złota, współtworzył Legiony, a po zamachu majowym budowały zaplecze polityczne Piłsudskiego. Był premierem (1930-1931, 1935) i prezesem Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem (od 1927).
Jak przypomina Sławomir Koper w książce Święta po polsku, Komendant miał wobec niego wielkie plany. Chciał, aby Sławek został przyszłym prezydentem Rzeczypospolitej, a więc pierwszym człowiekiem w państwie. Stało się zupełnie inaczej.
Telefon do Komendanta
Niektórzy twierdzą, że Waleremu Sławkowi zabrakło samodzielności. Jego dawny towarzysz z konspiracji i inny premier, Aleksander Prystor, utyskiwał, że Walery nawet po śmierci Piłsudskiego najchętniej dzwoniłby do Marszałka w każdej ważnej sprawie. Bez rozkazów z Sulejówka był zwyczajnie bezradny.
Inni podkreślają, że Sławek miał etykę, nie zniżał się do sprzecznych z prawem i najbardziej bezwzględnych form walki politycznej. W efekcie: nie miał szans w starciu z ludźmi, dla których liczyła się tylko władza.
Obie interpretacje są bliskie prawdy. Warto dodać jednak trzecią.
Reklama
Sławek pomógł budować wojskową półdyktaturę i demontować polską demokrację. Potem zaś padł ofiarą dokładnie tego systemu, którego był współarchitektem.
Podobno gdy już odsunięto go od rządów to mawiał, że „nie o to chodziło, aby piłsudczycy byli po wsze czasy przy władzy”. A jednak właśnie taki cel realizował za życia swojego wielkiego mentora i mocodawcy.
„Nie o to chodziło”
Środowiska skupione wokół Ignacego Mościckiego i Edwarda Śmigłego-Rydza okazały się skuteczniejsze i pozbawione skrupułów.
Obóz władzy zaczął flirtować z nacjonalistycznymi hasłami, hołubić skrajną prawicę. Dla grupy pułkowników, oddanych dawnych legionowym hasłom, było coraz mniej miejsca na świeczniku. Zwłaszcza zaś – dla Walerego Sławka.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Grób nieznanego żołnierza. O tym, kto w nim spocznie zdecydowano w losowaniuOgrany przez konkurentów, zachował tylko nic nie warte synekury. Po wyborach w 1938 roku stracił nawet mandat posła. Stał się politycznym pariasem. Ostrzegał, że Polska zmierza do totalitaryzmu, że Śmigły-Rydz deprawuje elity polityczne i „marnuje wojsko”. Ale już mało kto chciał go słuchać.
Polityczne inicjatywy Walerego Sławka budziły drwiny; zresztą były pozbawione realnych podstaw. Dawni przyjaciele stali się jego wrogami. Nie mógł znieść, że posyłano nawet za nim szpicli śledzących każdy jego krok. Zupełnie jak za czasów carskich.
Reklama
„Nikogo proszę nie winić”
Nie wiadomo kiedy zaczął nosić się z ostateczną decyzją. Wahał się chyba, bo jeszcze w sobotę 1 kwietnia 1939 roku planował wyjazd na wieś, do Racławic. Zmienił zamiar.
Nazajutrz około południa dostał nieznany telegram. Potem zamknął się w mieszkaniu przy alei Szucha i zaczął palić prywatne papiery.
Jak pisał jego biograf, Jerzy Nowakowski:
Później, ubrany w wizytowy garnitur z przypiętymi baretkami najwyższych odznaczeń państwowych, usiadł przy stoliku, by ołówkiem na niewielkiej karteczce (…) napisać równym, starannym pismem: „Odbieram sobie życie. Nikogo proszę nie winić”.
Data i podpis. A niżej, jakby sobie przypomniał w ostatniej chwili: „Spaliłem papiery o charakterze prywatnym, a także wręczone mi w zaufaniu. Jeśli nie wszystkie, to proszę pokrzywdzonych o wybaczenie”.
I jeszcze ostatnie słowo: „Bóg Wszystkowidzący może mi wybaczy moje grzechy, i ten ostatni”.
Reklama
Nieznane przyczyny
Jak przypomina Sławomir Koper na kartach Świąt po polsku, do dzisiaj krąży wiele teorii spiskowych na temat przyczyn, które popchnęły byłego premiera do decyzji o samobójstwie.
Nie ma żadnych dowodów (ani nawet mocnych przesłanek) wskazujących, że rzeczywiście przygotowywał zamach stanu. Tym bardziej nie należy dawać wiary wersji, według której usiłował otruć prezydenta Mościckiego.
Jeśli coś brzmi wiarygodnie, to najwyżej interpretacja w myśl której Sławek obawiał się otwartego wystąpienia władz przeciw sobie. Czy zamiast aresztowania i dalszych poniżeń wybrał śmierć?
Ta sama godzina
Była niedziela, 2 kwietnia 1939 roku. Dochodziła godzina 20.45. Ta sama, o której cztery lata wcześniej, 12 maja 1935 roku, zmarł Marszałek. Walery Sławek chwycił za stary pistolet, który towarzyszył mu w latach walk rewolucyjnych i w szeregach Legionów.
Reklama
„Włożył lufę do ust i pociągnął za spust” – pisze Sławomir Koper. Autor Świąt po polsku sugeruje, że wysłużona broń zawiodła. Jerzy Nowakowski sądził raczej, że to ręka w ostatniej chwili zadrżała Sławkowi. Jakkolwiek było – strzał okazał się niecelny. Kula utkwiła w czaszce, polityk konał przez niemal dziesięć godzin.
Podczas pogrzebu na warszawskich Powązkach jego ostatni przyjaciele nie dopuścili do trumny przedstawicieli władz. Wiedzieli, że Walery osobiście i w samotności oddał strzał. Ale to na Zamku i w Generalnym Inspektoracie Sił Zbrojnych widzieli ludzi rzeczywiście odpowiedzialnych za jego śmierć.
Nowa książka Sławomira Kopra
Bibliografia
- Duber P., Pamięci Walerego Sławka, „Niepodległość i Pamięć” 18/2 (2011).
- Koper S., Święta po polsku. Tradycje i skandale, Wydawnictwo Fronda 2010.
- Nowakowski J.M., Walery Sławek (1879-1939). Zarys biografii politycznej, Instytut Wydawniczy Związków Zawodowych 1988.
4 komentarze