Dla wrogów politycznych Józef Piłsudski potrafił być bezwzględny. Po zamachu majowym z 1926 roku nowe władze zmuszały krytyków do emigracji, zamykały ich za kratami, albo zsyłały do miejsca odosobnienia w Berezie Kartuskiej. Czy podobnie wyglądał los człowieka, który zbrojnie przeciwstawił się puczowi – prezydenta Stanisława Wojciechowskiego?
14 maja 1926 roku, po dwudniowych krwawych walkach, które zakończyły się śmiercią prawie 400 osób, prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Stanisław Wojciechowski zrzekł się stanowiska i znalazł się na łasce zwycięzcy – przywódcy wojskowego przewrotu, Józefa Piłsudskiego.
Reklama
Wielu oczekiwało, że obalony polityk zostanie zatrzymany. W burzliwych dniach po zamachu majowym uwięziono grupę czołowych oficerów armii. Wkrótce pojawiły się pierwsze pogłoski o mordach politycznych, otruciach (w tajemniczych okolicznościach umarł np. generał Rozwadowski, architekt zwycięstwa pod Warszawą w 1920 roku).
Szykany lżejszego kalibru stały się standardem. Nie objęły jednak Stanisława Wojciechowskiego.
Znaczenie mogła mieć dawna, wieloletnia przyjaźń między prezydentem i Józefem Piłsudskim. A także – między Piłsudskim i pierwszą damą Marią Wojciechowską.
Najważniejsza była jednak deklaracja obalonej głowy państwa. Wojciechowski zgodził się całkowicie usunąć w cień i zrezygnować z jakiejkolwiek działalności politycznej.
Reklama
Organizacja zbytu płodów rolnych… na wysokiej emeryturze
W chwili zamachu stanu Stanisław Wojciechowski był 57-latkiem. Odtąd skupił się na pisaniu książek i prowadzeniu wykładów. O pieniądze nie musiał się martwić – dożywotnio przysługiwała mu wysoka emerytura.
Przez kolejne trzynaście lat był profesorem Szkoły Głównej Handlowej oraz Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Wydawał hermetyczne publikacje z zakresu spółdzielczości, którą parał się jeszcze zanim został czynnym politykiem. Spod jego ręki wyszły takie książki, jak Organizacja zbytu produktów rolniczych czy Historia spółdzielczości polskiej do 1914 roku.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Największy przekręt przedwojennej Polski. W skalę tej malwersacji aż trudno uwierzyćPoza tym w 1938 roku wydał wspomnienia, ale tylko ich pierwszy tom, w ogóle nie obejmujący lat niepodległości i prezydentury.
Były polityk dbał, by mieć stale jakieś zajęcie. Jego priorytety radykalnie się jednak zmieniły.
W młodości Stanisławowi Wojciechowskiemu zdarzyło się porzucić ciężarną i schorowaną żonę zagranicą na kilka miesięcy, bo zajmowała go działalność rewolucyjna. W latach kariery rządowej i prezydentury na pierwszym miejscu zawsze była Polska. Dopiero teraz najważniejsza stała się rodzina.
„Było tam bardzo ładnie”
Po burzliwych wydarzeniach z maja 1926 roku Wojciechowscy przeprowadzili się do nowo wybudowanego domu przy ulicy Langiewicza 15.
Reklama
Była to sześciopokojowa willa położona w nowoczesnej i ekskluzywnej dzielnicy Warszawy – Kolonii Staszica. Za domem znajdował się taras, garaż i rozległy ogród. Do środka prowadziły dwa wejścia, reprezentacyjne od frontu i używane na co dzień – od ulicy.
Każdy, kto odwiedził willę Wojciechowskich, przyznawał, że była pięknie urządzona. Stanowiło to wyłączną zasługę żony byłego prezydenta, Marii.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Miał zostać polskim prezydentem. Zamiast tego włożył sobie lufę w usta i pociągnął za spustNieżyjący już wnuk pary prezydenckiej Maciej Grabski, opowiadał mi przed prawie dziesięcioma laty: „Babcia lubiła malarstwo, lubiła ładne rzeczy. W willi na Langiewicza to ona odpowiadała za meble i wystrój. Było tam bardzo ładnie”.
Złocone mebelki, tiulowe firany
W pokoju stołowym stały masywne, bogato zdobione meble w stylu gdańskim. Na ścianach dwa portrety pędzla dzisiaj już zapomnianego malarza Tadeusza Moraczewskiego. Jeden przedstawiał córkę Wojciechowskich Zofię, drugi syna Edmunda.
W dwóch salonikach lekkie, złocone mebelki. Na podłogach jasne kilimy, w oknach sięgające podłogi tiulowe firanki w kremowym kolorze. Na ścianach obrazy, o których wspominała synowa Wojciechowskich Izasława w swoim pamiętniku: „pejzaż zimowy w złoconych ramach, portret szlachcica na koniu Juliusza Kossaka, obraz Wlastimila Hoffmana – postacie alegoryczne”.
Na pierwszym piętrze pokój Marii i Stanisława. Wbrew częstej wówczas modzie nawet w starszym wieku mieli tylko jedną, wspólną sypialnię. Na drugim piętrze jeszcze pokoje córki i syna oraz pracownia malarska Zofii.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Od wesela do wesela
W nowym domu życie Wojciechowskich zwolniło, ale w żadnym razie nie zamarło.
Zaraz po ustąpieniu Stanisława jego ukochana córka zaręczyła się. Zresztą z synem byłego premiera Władysława Grabskiego i bliskim przyjacielem rodziny. Ślub odbył się w listopadzie 1927 roku.
Reklama
Syn Edmund studiował w tym czasie prawo na Uniwersytecie Warszawskim, a potem także ekonomię i nauki społeczne na Sorbonie. W 1934 roku, już jako adwokat i radca prawny związku spółdzielni „Społem”, ożenił się z Izasławą Xsiężopolską – córką profesora Politechniki Warszawskiej i absolwentką Szkoły Głównej Handlowej.
Zaręczyny i śluby stały się pretekstem do wielu imprez towarzyskich, choć zawsze w wąskim gronie. Izasława potwierdziła w pamiętniku to, o czym mówił każdy, kto znał Wojciechowskich: „nie prowadzili otwartego życia towarzyskiego. Lubili się otaczać tylko rodziną i przyjaciółmi”.
Szczęśliwe życie z teściową
U Stanisława gościli rzecz jasna dawni znajomi ze świata polityki. U jego żony Marii – głównie krewni z Litwy. Była para prezydencka najchętniej spędzała jednak czas w gronie najbliższej rodziny: ze sobą i z dziećmi.
Chodzili do teatrów (wreszcie mogli to robić w spokoju, bo w okresie prezydentury zawsze naprzykrzali im się uradowani dyrektorzy placówek), do opery, dużo rozmawiali na co dzień i od święta. Żona Edmunda wspominała:
Reklama
Atmosfera w domu teściów była pogodna i serdeczna. Teściowa nie lubiła samotności. przesiadywałam z nią stale. Duża rodzina, dużo tematów. Edmund, jak tylko miał chwilę czasu, przychodził do matki. Teść był postacią nieodłączną od żony.
Izasława wiedziała, o czym mówi, bo w domu na Langiewicza była nie tylko gościem. Przez cztery lata – od 1934 do 1938 roku – mieszkała razem z Wojciechowskimi. I stałe towarzystwo teściowej wcale jej nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie! „To był mój najszczęśliwszy okres w życiu” – podkreślała.
Miejsca było dosyć
Maria i Stanisław jeździli też na wakacje. Coraz częściej wspólnie, również w towarzystwie dzieci. Z relacji Izasławy wynika, że odwiedzali Kupryszki, dawny, rodzinny majątek eks-prezydentowej. W ogóle lubili jeździć na Litwę, choć głównie do tych regionów, które po pierwszej wojnie światowej przypadły Polsce.
W Duksztach zatrzymywali się w majątku rodziny Zanów. Tomasz Zan, który wówczas miał około trzydziestu lat, wspominał na starość: „Przez wiele lat przyjeżdżał [do nas] były prezydent Stanisław Wojciechowski z żoną. Wszyscy wraz z letnikami spotykaliśmy się przy wspólnym stole. Nieraz bywało i pięćdziesiąt osób. Miejsca było dosyć, stoły zbijano z desek na poczekaniu”.
Reklama
Bibliografia
Powyższą historię przedstawiłem pierwotnie w mojej książce Pierwsze damy II Rzeczpospolitej (Kraków 2012). Ponieważ zakończyłem współpracę z wydawnictwem Znak, pozycja ta niedługo zniknie ze sprzedaży. Na razie jednak powinniście jeszcze być w stanie kupić egzemplarz w Empiku lub na Allegro.
Opierałem się w ogromnym stopniu na rozmowach z niestety nieżyjącym już Maciejem Grabskim. Poza tym m.in. na:
- Wiśniewski Wojciech, Ostatni z rodu. Rozmowy z Tomaszem Zanem, Paryż 1989,
- Wojciechowska Izasława, Pamiętnik. Mój Teść prof. Stanisław Wojciechowski były Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, maszynopis w zbiorach rodziny.