„Na wprost wejścia, w błocie i gruzie dostrzegłem w świetle latarki jakiś przedmiot” – wspominał przejęty odkrywca. – „Zdawało mi się w pierwszej chwili, że to hełm, lecz była to czaszka ludzka w koronie”. I to czaszka polskiego króla.
Wiosną 1931 roku Wilno nawiedziła wielka powódź. O północy 22 kwietnia Wilia zaczęła wlewać się na ulice w centrum miasta, znacznie też przybrała Wilenka.
Reklama
Dzień później w tej drugiej rzece utonęło dwóch chłopców: czteroletni Chackiel Charmac i próbujący go ratować uczeń szkoły technicznej Mieczysław Dordzik. (…) 24 kwietnia obawiano się, że przestanie pracować zalewana wodą elektrownia i miasto zostanie pozbawione prądu.
Wieczorem woda była już 15 metrów od murów katedry, a następnego dnia podziemia świątyni zostały zalane. Zapewniano jednak w prasie, że murom kościoła nic nie grozi.
W niedzielę 26 kwietnia woda zaczęła ustępować. Na skutek przedostania się wody do katedry osunęła się posadzka w kaplicy św. Kazimierza i w lewej nawie świątyni. W tej sytuacji latem 1931 roku powstał Komitet Ratowania Bazyliki Wileńskiej, a kierownikiem zespołu został profesor Juliusz Kłos.
„Zdawało mi się, że to hełm”
Sytuacja była groźna, gdyż katedra powstała na niestabilnym gruncie. Już w 1769 roku zawaliła się wieża ówczesnego gmachu, zabijając kilku duchownych.
Pierwszym zadaniem komitetu, w skład którego wszedł także Stanisław Lorentz, była ocena zniszczeń i zagrożenia bazyliki. Podczas prac odkryto pod kaplicą św. Kazimierza puszkę z sercem zmarłego w Mereczu króla Władysława IV.
Największa sensacja wydarzyła się jednak 21 września, gdy architekt Jan Peksza i towarzyszący mu technik Kazimierz Wilkus wybili otwór w murze, przez który zobaczyli wąski korytarzyk w podziemiach. Wilkus wspominał:
Reklama
Po krótkiej naradzie uzgodniliśmy że wejdę pierwszy i oświetlę wejście od wewnątrz. Wcisnąłem się więc pierwszy i oświetliłem wejście dla Pekszy.
Korytarzyk rzeczywiście był tak wąski, że idąc na przedzie oświetlałem teren – i w tej kolejności stanęliśmy w niedużej krypcie o wymiarach 3×4 m. Oczom naszym ukazał się niesamowity widok.
Na wprost wejścia, w błocie i gruzie dostrzegłem w świetle latarki jakiś przedmiot. Zdawało mi się w pierwszej chwili, że to hełm, lecz była to czaszka ludzka w koronie. Skierowałem światło w prawo – w rogu krypty na wystającym z muru kamieniu leżała korona.
„Przeżyliśmy chwile niezapomniane”
Peksza zawiadomił natychmiast o odkryciu konserwatora Stanisława Lorentza, niebawem pojawili się też jego współpracownicy.
„Przeżyliśmy wczoraj chwile niezapomniane” – zanotował Ruszczyc w swoim dzienniku.
Reklama
Byliśmy świadkami – pierwszymi, najbliższymi – faktu o znaczeniu epokowym. Groby królewskie odnalezione! Gdy wiedziony prawie tylko instynktem przeszedłem wczoraj o godzinie w południe do Katedry, zastałem rozkopane miejsce w posadzce przed prezbiterium.
Z otworu wyjrzał pomocnik Kłosa, młody architekt Peksza, były nasz student i na ucho zakomunikował, że odnaleziono te groby, których tak mozolnie szukano i co do których była obawa, że zostały zrabowane, a kości pomieszane.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Obawy były uzasadnione, bowiem w latach 1655–1660 wojska rosyjskie okupowały Wilno i katedra została splądrowana.
Na szczęście Moskale nie dotarli do grobów królewskich, były one bowiem prowizorycznie zamurowane i czekały na przeniesienie do kaplicy św. Kazimierza.
Ambicje i spory
„Odkrycie nastąpiło w toku badań pod całą Katedrą – twierdził zirytowany Lorentz – i zasługę największą mają ci, co planowali badania, po pierwsze Kłos, po drugie ja. Że Peksza wybił cegłę z samego rana – to była niedopuszczalna nielojalność. Kłos i ja powinniśmy byli pierwsi zobaczyć koronę Aleksandra Jagiellończyka”.
Lorentz najwyraźniej obawiał się, że laur odkrywcy grobowców przypadnie komu innemu. Całkiem niesłusznie, gdyż i tak cały splendor spłynął na prowadzących badania, czyli na niego i Kłosa. Zresztą było to tak znaczące wydarzenie, że osoby odkrywców schodziły na plan dalszy.
„W małej krypcie – wspominał wstrząśnięty Ruszczyc – gdzie miejsce tylko na trzy trumny, pokrywa podłogę jakby czarna warstwa. Wyłaniają się z niej czaszka z koroną, piszczele – jest to król Aleksander”.
Reklama
Pochylenie czaszki naturalne, jak we śnie. Obok masa jaśniejsza – to zachowana poniekąd trumna Barbary Radziwiłłówny.
Na złotogłowiu umocowana tabliczka metalowa. Dalej znowu ciemna, niewyraźna masa, ale na przymurku, błyszcząca, cienka, złota korona a pod nią łańcuszek złoty i tabliczka”.
W krypcie znajdowały się również szczątki pierwszej żony Zygmunta Augusta – Elżbiety Habsburżanki.
A może jeszcze Witold?
Ruszczyc i Jerzy Hoppen rysowali i malowali szczątki królewskie, a Jan Bułhak fotografował. Kazimierz Kwiatkowski, portrecista, namalował obraz przestawiający kilkanaście osób związanych z odkryciem grobów królewskich, ale pominął Kłosa – gdyż go nie lubił. Wyeksponował natomiast postać Pekszy, co uraziło Lorentza.
Reklama
Litwini mieli nadzieję, że odnalezione zostaną też szczątki ich bohatera narodowego, wielkiego księcia Witolda.
W 1930 roku przypadało pięćsetlecie jego śmierci i podejrzewano, że Polacy odkryli wprawdzie grób Witolda, jednak ze względów politycznych ukryli ten fakt. Stanowczo zaprzeczył temu Lorentz, wyjaśniając, że podczas rosyjskiego najazdu w połowie XVII wieku rabusie ze wschodu zniszczyli nagrobek wielkiego księcia.
Poszukiwali kosztowności, natomiast kości rozrzucili i zapewne spoczęły one wśród bezimiennych szczątków w podziemiach katedry.
Heretyk i kalwin
Odkrycie grobów królewskich w katedrze doprowadziło też do spięcia na linii państwo–Kościół. Gdy arcybiskup Romuald Jałbrzykowski dziękował premierowi Aleksandrowi Prystorowi za to, że rząd przyszedł z pomocą w sprawie szczątków królewskich, szef rządu odparł, że to nie pomoc, ale obowiązek władz państwowych zająć się nimi.
Ksiądz Bronisław Żongołłowicz zanotował, że arcybiskup wychodził z założenia, iż szczątki królewskie należą do Kościoła, a premier – że do władz Rzeczypospolitej.
Żongołłowicz, wiceminister wyznań religijnych i oświecenia publicznego, mimo że był duchownym, stanął po stronie rządu. Oburzył się jednak bardzo, gdy kluczy do katedry zażądali wicewojewoda Jankowski i konserwator Lorentz, czyli według niego: „socjalista” oraz „heretyk i kalwin”.
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Sławomira Kopra i Tomasza Stańczyka Ostatnie lata polskiego Wilna, wydanej nakładem Wydawnictwa Fronda (2019).
Polecamy
Tytuł, lead, śródtytuły i teksty w nawiasach kwadratowych pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.