To miał być zwykły lot ćwiczebny. Gdy jednak porucznik Ludwik Paszkiewicz dostrzegł niemieckie samoloty, nie mógł zmarnować takiej szansy. Nie czekając na pozwolenie dowódcy eskadry rzucił się na przeciwnika. Wystarczyło kilka sekund i maszyna z czarnym krzyżem runęła na ziemię. Było to pierwsze z wielu zwycięstw pilotów Dywizjonu 303.
Najsłynniejszy polski dywizjon II wojny światowej został dopuszczony przez Brytyjczyków do lotów 19 sierpnia 1940 roku. Wydając taki rozkaz dowódca Grupy 11, generał Keith Park zaznaczył jednak, że nasi piloci mają skupić się jedynie na ochronie lotnisk.
Reklama
Zadanie walki z atakującymi miasta bombowcami Luftwaffe oraz ochraniającymi je myśliwcami powierzono innym formacjom. Dla naszych asów przestworzy był to poważny cios, ale co zrobić. Rozkaz to rozkaz.
Nie takie rutynowe ćwiczenia
Przez kilkanaście dni Polacy odbywali tylko loty ćwiczebne. Tak też miało być 30 sierpnia 1940 roku, kiedy trenowali symulowany atak na udające wroga angielskie bombowce blenheim.
Tym razem jednak nie skończyło się na ćwiczeniu. Po latach, późniejszy dowódców Dywizjonu 303 Jan Zumbach, tak opisywał to, co się wydarzyło:
Zgodnie z rutyną ostatnich dni Eskadry A i B znajdowały się na wysokości 10 000 stóp (3000 metrów), polując na niewinnego Blenheima. Była godzina 16.15, gdy porucznik Ludwik Paszkiewicz, jeden z naszych najbardziej doświadczonych pilotów, zauważył po swojej prawej stronie jakieś powietrzne zamieszanie.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Nie czekając na rozkaz lub zezwolenie dowódcy eskadry odłączył się od formacji i poleciał zobaczyć z bliska, co się dzieje. Ku swemu zdumieniu natrafił na walkę toczoną przez dwa niemieckie Dorniery Do 17 z jednym angielskim Hurricanem.
Rzucił się natychmiast na jednego z Niemców i z odległości dwustu metrów otworzył do niego ogień ośmiu karabinów maszynowych. Prawy silnik Dorniera zaczął płonąć, dwie sekundy później cała załoga wisiała na spadochronach.
Reklama
„Nie wolno odłączać się od formacji”
Tak oto Ludwik Paszkiewicz zapisał pierwsze zwycięstwo na koncie Dywizjonu 303. W tym miejscu trzeba jednak zaznaczyć, że maszyną, którą zestrzelił nasz późniejszy as, tak naprawdę wcale nie był bombowiec Dornier Do 17. Ofiarą Paszkiewicza padł dwusilnikowy myśliwiec Messerschmitt Bf 110. Jako że samoloty są do siebie nieco podobne, to w ferworze walki nietrudno o pomyłkę.
To jednak nie koniec historii. Po wylądowaniu Polak został wezwany do biura komendanta bazy Northolt, gdzie stacjonowała jednostka. Nie czekało tam na niego gorące powitanie. Pułkownik Stanley Vincent – delikatnie mówiąc – nie był zachwycony wyczynem naszego rodaka.
Jak czytamy w książce Lynne Olson i Stanleya Clouda Sprawa honoru. Dywizjon 303 Kościuszkowski zagniewany przełożony powiedział:
Loty ćwiczebne są lotami ćwiczebnymi! A to znaczy, że nie wolno odłączać się od formacji, szukać przygód na niebie i na oślep kropić do Niemców! Najważniejsze jest bezpieczeństwo pańskiego dywizjonu i blenheimów!
Po dłuższej chwili jednak „głos mu złagodniał i na twarzy pojawiła się zapowiedź uśmiechu”. Ponadto dodał, że „choć rozsądek podpowiada mi coś innego” musi pogratulować Paszkiewiczowi.
Reklama
Zwycięstwo porucznika, poza osobistą satysfakcją sprawiło również, że Anglicy wreszcie uznali, iż nasi piloci są gotowi do walki z wrogiem. Teraz Kościuszkowcy mogli pokazać, na co ich stać.
Bibliografia
- Lynne Olson, Stanley Cloud, Sprawa honoru. Dywizjon 303 Kościuszkowski, Andrzej Findeisen/A.M.F. Plus Group 2004.
- Jan Zumbach, Ostatnia walka, Bellona 2019.
1 komentarz