Nawet sędziowie wiedzieli, że ich wyroki to tylko podpucha; fikcja, która nie doczeka się realizacji. Jeszcze lepiej zdawali sobie z tego sprawę kryminaliści. Najgorsi mordercy i najwięksi zwyrodnialcy mieli świadomość, że nigdy nie odsiedzą orzeczonej kary.
„Puszcza się w niepamięć i przebacza”. Na te słowa czekał każdy z około 30 000 przestępców przebywających w zakładach karnych przedwojennej Polski. I zwykle nie musiał czekać długo.
Reklama
Ciągłe przepełnienie niezbyt licznych więzień i ograniczone środki, jakie łożono na ich utrzymanie, już od pierwszych dni niepodległości skutkowały przepaścią między tymi wyrokami, które ferowały sądy, a tymi, które rzeczywiście odsiadywali skazańcy.
Nawet kilka razy do roku władze ogłaszały amnestie, obniżając, lub wręcz odwołując, kary za wybrane przestępstwa. Średnio co dwa i pół roku przychodziła natomiast amnestia masowa, obejmująca dziesiątki tysięcy przestępców.
Okazja zawsze się znajdzie
W 1919 roku szeroko otwarto bramy więzień „dla upamiętnienia wielkiej w życiu Narodu Polskiego chwili” zwołania pierwszego Sejmu. Dekret naczelnika państwa Józefa Piłsudskiego skracał każdy wyrok przynajmniej o jedną trzecią, anulował decyzje o egzekucjach, a wszystkich drobniejszych przestępców nakazywał gremialnie wypuszczać na wolność.
W 1921 roku za pretekst do podobnego aktu masowej łaski posłużyło przyjęcie konstytucji. Nie licząc szpiegów, fałszerzy czy bimbrowników, niemal każdy mógł liczyć na to, że kara za przestępstwo dokonane przed 17 marca rzeczonego roku zostanie mu darowana, albo zmniejszona do czysto symbolicznego wymiaru. Nawet wyroki śmierci zamieniano na piętnaście lat więzienia.
W 1922 roku amnestię ogłoszono, by upamiętnić moment… formalnego uznania przebiegu granic wschodnich Rzeczypospolitej. Powód do wymiecenia więzień dobry jak każdy inny.
W 1928 roku łatwiej było o argumentację, bo akurat przypadała dziesiąta rocznica odzyskania przez kraj niepodległości. Więzienia jak zawsze pękały w szwach. Sejm więc bez głębszego namysłu znów „puścił w niepamięć i przebaczył”… niemal wszystko.
Reklama
„Środek wybitnie negatywny”
„Jest zupełnie zrozumiałe, że amnestia jest środkiem wybitnie negatywnym, sprzecznym z pojęciami praworządności, sprawiedliwości, indywidualizacji [kary] i prewencji ogółem” — ubolewał ceniony kryminolog Leon Radzinowicz w „Głosie Sądownictwa”.
Rozżalony był tym bardziej, że cały system zdawał się wspierać przestępców, nie zaś ofiary. Kryminaliści mogli liczyć nie tylko na powszechne amnestie, ale też „warunkowe zawieszenia, przedterminowe zwolnienia, ułaskawienia” lub nawet na to, że w razie tłoku za kratami ich kara zostanie zamieniona na grzywnę.
Fikcyjne wyroki
Równie ostro wypowiadali się autorzy opasłego referatu Ustawowy a sędziowski wymiar kary z 1937 roku. Asesor Mirosław Kulesza i sędzia Jerzy Śliwowski dowodzili, iż nawet składy orzekające, świadome absurdalnych niedomagań polskiego więziennictwa, „nie wierzyły w celowość” orzekanych kar.
Krzysztof Bieńkowski z redakcji „Współczesnej Myśli Prawniczej” poszedł jeszcze o krok dalej. W tym samym 1937 roku stwierdził, że ciągłe amnestie „przekreślają trud pracy sędziowskiej”, a kwestię tego, czy zbrodniarz poniesie konsekwencje czynów, czy nie, sprowadzają „do wypadku losowego”.
Amnestie, którym nie przyświeca żadna myśl kryminalno-polityczna, poza potrzebą opróżnienia więzień, rozsadzanych przez tłumy skazanych… Amnestie, które — jak ostatnia — są nieledwie ulegalizowaniem stanu faktycznego, polegającego na niemożliwości wykonania prawomocnych wyroków, leżących stosami na półkach sądowych.
Czegóż można żądać od sędziego, który przy każdej amnestii musi mieć tragiczne uczucie, że jest cząstką olbrzymiej machiny pracującej w próżni, że wielka, jakże wielka część jego wyroków — to tylko symbole wymiaru sprawiedliwości karzącej, ale nie prawdziwy jej wymiar?
Reklama
Więzień domaga się amnestii
Sędziowie bili na alarm, asesorzy rozdzierali szaty, a więźniowie… burzyli się i grozili buntem, ilekroć między jedną amnestią a drugą mijało więcej niż paręnaście miesięcy.
Mogli bezkarnie to robić, bo też masowe akty łaski nie brały w żaden sposób pod uwagę tego, jak skazaniec sprawował się za kratami. Nie uwzględniały też szczegółów spraw. W efekcie na wolność wypuszczano nawet najgorszych zwyrodnialców, oficjalnie odsiadujących maksymalne wyroki.
Najgorszych morderców też wypuszczano
Amnestia z okazji dziesięciolecia niepodległości objęła chociażby Ferdynanda Grüninga – gwałciciela, porywacza i sprawcę morderstwa na dziecku z wyjątkowym okrucieństwem. Prawomocny wyrok w jego sprawie zapadł na przełomie lat 1926 i 1927. Wtedy Grüninga usłyszał od sędziów, że nigdy więcej nie zasmakuje wolności. A już w czerwcu kolejnego roku został objęty amnestią.
Ustawa z 1928 roku zawierała więcej zastrzeżeń i wyłączeń od wcześniejszych aktów tego typu. Te jednak miały na celu stworzenie tylko pozoru pewnej surowości. W praktyce niewiele się zmieniło.
Zakazano amnestionowania alfonsów (to brzmiało nośnie w epoce świeżo ogłoszonej „sanacji”, a więc moralnej odnowy kraju), przestępców skarbowych, rabusiów. Poza tym zaś — morderców. Tylko jednak tych, którzy działali „z pobudek osobistego zysku”.
Grüning, jak zgodnie orzekły sądy obu instancji, nie mordował dla pieniędzy, ale z powodu zwyrodniałych ciągot erotycznych. Zdaniem władz nie należało więc go przesadnie surowo traktować.
Reklama
Mężczyźnie radykalnie obniżono karę: z dożywocia do zaledwie dziesięciu lat odsiadki. Wyszedł z więzienia nawet szybciej, bo po niespełna ośmiu latach, na przepustkę dla poratowania zdrowia. Udał się na wędrówkę. Podczas więziennego urlopu udał się na wędrówkę „po okolicach Łodzi, Kutna i Piotrkowa” i zabił kolejne dziecko. Potem wrócił za kraty, doczekał zwolnienia na mocy amnestii i… mordował nadal.
***
Całą historię życia i zbrodniczej działalności Ferdynanda Grüninga opisałem w mojej nowej książce: Seryjni Mordercy II RP. Do kupienia na przykład w Empiku.
Najgorsi mordercy przedwojennej Polski. Kryminalne tajemnice i niewyjaśnione zbrodnie
Bibliografia
- Bieńkowski K., Recenzje. Ustawowy a sędziowski wymiar kary, „Współczesna Myśl Prawnicza” 1937, nr 3.
- Dekret w przedmiocie amnestji z okazji otwarcia Sejmu Ustawodawczego, Dz. Pr. P. P. 1919, nr 16, poz. 219.
- Radzinowicz L., Kryzys polskiej polityki kryminalnej, „Głos Sądownictwa” 1937, nr 2.
- Ustawa z dnia 24 maja 1921 r. w przedmiocie amnestji z powodu uchwalenia Ustawy Konstytucyjnej Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 17 marca 1921 r., Dz.U. 1921, nr 42, poz. 261.
- Ustawa z dnia 6 lipca 1923 r. w przedmiocie amnestji z powodu uznania granic Rzeczypospolitej, Dz.U. 1923, nr 70, poz. 555.
- Ustawa z dnia 22 czerwca 1928 r. o amnestji z powodu dziesięciolecia odzyskania niepodległości przez Państwo Polskie, Dz.U. 1928, nr 70, poz. 641.
2 komentarze