20 kwietnia 1943 roku – w dzień urodzin Hitlera – karzące ramię Państwa Podziemnego niemal dosięgło Friedricha Krügera. Była to pierwsza próba zamachu na niemieckiego dygnitarza, przeprowadzona przez Armię Krajową.
Friedrich Wilhelm Krüger urodził się w 1894 roku w alzackim Strasburgu. Na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku wstąpił do partii nazistowskiej, a następnie do powiązanych z nią bojówek: SA i SS. Szybko awansował w hierarchii i już w 1935 oku. został SS-Obergruppenführerem.
Reklama
Po niemieckiej inwazji na Polskę Krüger pełnił od 4 października 1939 roku funkcję wyższego dowódcy SS i Policji w Generalnym Gubernatorstwie. Miał na sumieniu ogromną liczbę ofiar. Na liście celów polskiego podziemia zajmował „zaszczytne” drugie miejsce – zaraz za samym generalnym gubernatorem Hansem Frankiem.
Drugi na liście
Decyzja o zamachu na Krügera zapadła w Warszawie jesienią 1942 roku. Wykonawcami egzekucji mieli być członkowie utworzonej kilka miesięcy wcześniej Organizacji Specjalnych Akcji Bojowych („Osa-Kosa”), na czele której stał ppłk Józef Szajewski „Philips”.
Jak pisze w jednym z rozdziałów książki Kraków – czas okupacji 1939-1945 Grzegorz Jeżowski:
Zakres zadań „Osy” obejmował akcje przeprowadzane w odwecie za niemiecki terror oraz akcje zaczepne, wymierzone przede wszystkim w wyższych funkcjonariuszy aparatu okupacyjnego. […] Do oddziału wyselekcjonowano żołnierzy z doświadczeniem bojowym, sprawdzonych w walce.
Reklama
Dowódcą krakowskiej sekcji o kryptonimie „Kra w Gobelinie” był uciekinier z oflagu w Woldenbergu por. Edward Madej „Felek”. Ponadto w skład grupy bojowej wchodzili: por. Jerzy Kleczkowski „Jurek”, ppor. Tadeusz K. Wojs „Stanisław”, ppor. Julian Krężel „Julian” oraz podchorążowie Tadeusz Battek „Góral” i Andrzej Jankowski „Jędrek”.
To właśnie oni zostali wyznaczeni do zgładzenia SS-Obergruppenführera.
Okropna pomyłka
Przygotowania do operacji rozpoczęły się dość niefortunnie. Oto bowiem, jak stwierdza w swoich wspomnieniach Aleksander Kunicki:
Pod koniec grudnia 1942 roku wysłana z Warszawy łączniczka „Osy-Kosy” „Władka” (Aleksandra Sokalówna) przywiozła zespołowi krakowskiemu wstępne dane o Krügerze oraz jego fotografię. W oparciu o te informacje przystąpiono do bardziej szczegółowego rozpoznania.
W jego trakcie okazało się, że podziemny wywiad popełnił poważną pomyłkę, gdyż dane, których dostarczył dotyczyły… innego mężczyzny nazwiskiem Krüger. Nie szefa SS i policji, lecz osoby o zupełnie pośledniej randze.
Początkowe trudności nie zniechęciły akowców i przez kilka kolejnych tygodni zbierali oni – pod nadzorem przybyłego z Warszawy Kunickiego – wszelkie informacje, które mogły pomóc w realizacji powierzonego zadania. Ciężka praca przyniosła porządne efekty.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Ustalono, że Krüger mieszka nie, jak początkowo sądzono, w Pałacu pod Baranami, lecz na Wawelu, zaś jego biuro mieści się w siedzibie „rządu” Generalnego Gubernatorstwa, w zarekwirowanym budynku Akademii Górniczej.
Kolejne obserwacje pozwoliły stwierdzić, że stalowoszary, dwunastocylindrowy, otwarty mercedes Krügera przemierza trzy alternatywne trasy „dom-praca”. Zbrodniarza przeważnie – gdy był w mieście – opuszczał zamek około godziny dziesiątej, zaś wracał na niego o różnych porach. W związku z tym zdecydowano, że ataku trzeba dokonać rano. Pozostawała jeszcze kluczowa kwestia: gdzie i którego dnia nastąpi uderzenie?
Reklama
Perfekcyjna data
Na miejsce ataku wybrano niemal samo serce dzielnicy niemieckiej. Poza sprawami czysto wojskowymi, pewną rolę odgrywała tutaj również chęć pokazania okupantowi, że nigdzie nie może czuć się bezpiecznie. Jeżeli zaś chodzi o datę, to pierwotnie atak miał nastąpić 6 kwietnia, jednak z jakiegoś powodu Krüger tego dnia nie opuścił Wawelu.
Nerwowe oczekiwanie na następną okazję trwało kilkanaście dni. Zbrodniarz przebywał w tym czasie poza Krakowem, wizytując podległe mu jednostki policji. W końcu jednak wrócił do miasta i – jak donosił wywiad AK – miał wziąć udział w uroczystościach zorganizowanych z okazji 54. rocznicy urodzin Hitlera. Takiej sposobności nie wolno było przepuścić!
Bezpośrednimi wykonawcami zamachu zostali dwaj najmłodsi członkowie grupy uderzeniowej, Tadeusz Battek oraz Andrzej Jankowski. Reszta – poza Julianem Krężelem, który nie mógł zwolnić się z pracy – ich ubezpieczała.
Wszyscy zajęli stanowiska bojowe o ósmej rano. Na pojawienie się Krügera przyszło im czekać niemal dwie godziny. Dopiero kilka minut przed dziesiątą – gdy już mieli zrezygnować – dostrzeżono stalowoszarego mercedesa. Teraz wszystko potoczyło się błyskawicznie.
Reklama
Godzina 9.52
„Jędrek” i „Góral”, czyhający na zbrodniarza przy Westring (aleja Zygmunta Krasińskiego), obrzucili samochód wiązkami „Filipinek” (granatów wykonywanych w warsztatach Armii Krajowej, które przywieziono zawczasu z Warszawy).
Niestety, nie trafiły one „tam, gdzie miały trafić. Zamiast przed wozem i w jego wnętrzu – obydwie eksplodowały po ugodzeniu w tylną część samochodu”. Mimo wszystko siła eksplozji była olbrzymia. W okolicznych kamienicach powypadały szyby z okien, zaś w nawierzchni ulicy powstał sporych rozmiarów lej. Była godzina 9.52.
Krüger nie zginął, ale został bardzo poważnie ranny. Zamachowcy nie posiadali jednak broni maszynowej i nie byli w stanie go dobić, a przecież oddział musiał czym prędzej uciekać. W czasie odskoku zagrodził im drogę kapitan Wehrmachtu, który został zlikwidowany przez „Stanisława”, a wszyscy zamachowcy szczęśliwie dotarli do swych domów.
Zamach się nie powiódł, ale jak pisze Grzegorz Jeżowski:
Akcja była poważnym ostrzeżeniem dla władz okupacyjnych. Po raz pierwszy AK przeprowadziła akcję zbrojną wymierzoną w wysokiego urzędnika niemieckiego w dzielnicy niemieckiej, w pobliżu pilnie strzeżonych gmachów rządowych w centrum „stolicy” GG.
Dalsze losy Krügera i zamachowców
SS-Obergruppenführer po kilku tygodniach rekonwalescencji powrócił do pracy i z jeszcze większą zaciekłością wypełniał swe obowiązki. W październiku 1943 roku – w związku z nieporozumieniami z Hansem Frankiem – został przez Himmlera przeniesiony na inne stanowisko. Po klęsce Rzeszy odebrał sobie życie.
Spośród piątki zamachowców tylko Tadeusz Wojs „Stanisław” doczekał końca wojny. Reszta zginęła z rąk Niemców.
Reklama
Andrzej Jankowski „Jędrek” i Tadeusz Battek „Góral” wpadli 5 czerwca 1943 roku w kościele św. Aleksandra w Warszawie – wraz z wieloma innymi członkami „Osy-Kosy” – podczas ślubu kolegi z oddziału. Gestapowcom nie udało się ich złamać i obaj zostali straceni na Pawiaku.
Podobny los spotkał Edwarda Madeja „Felka” oraz Jerzego Kleczkowskiego „Jurka”. Przed Bożym Narodzeniem 1943 roku obu przypadkowo aresztowano w jednym z konspiracyjnych lokali na warszawskim Starym Mieście i osadzono na Pawiaku. Mimo tortur Niemcy nic z nich nie wyciągnęli i 10 lutego 1944 roku akowcy zostali rozstrzelani w trakcie publicznej egzekucji przy ul. Barskiej.
Bibliografia
- Monika Bednarek, Edyta Gawron, Grzegorz Jeżowski, Barbara Zbroja, Katarzyna Zimmerer, Kraków czas okupacji 1939-1945, Muzeum Historyczne Miasta Krakowa, 2010.
- Andrzej Chwalba, Okupacyjny Kraków w latach 1939-1945, Wydawnictwo Literackie, 2011.
- Stanisław Dąbrowa-Kostka, W okupowanym Krakowie. 6 IX 1939-18 I 1945, Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, 1972.
- Aleksander Kunicki, Cichy front . Ze wspomnień oficera wywiadu dywersyjnego dyspozycyjnych oddziałów Kedywu KG AK, Pax, 1969.
- Nowa encyklopedia powszechna PWN, Wydawnictwo Naukowe PWN, 1995.