Na przełomie 1914 i 1915 roku polscy żołnierze z II Brygady Legionów obsadzali kluczowy punkt zamykający drogę z Galicji Wschodniej ku Karpatom. Kontrola nad przełęczami górskimi mogła przesądzić o wyniku dalszych walk. Nic dziwnego, że w nocy z 23 na 24 stycznia 1915 roku Rosjanie przepuścili zmasowany atak. W bitwie pod Rafajłową Polacy odnieśli imponujący sukces.
Rosyjski atak rozpoczął się tuż po północy i stanowił całkowite zaskoczenie. „Prowadzony był bowiem sposobem japońskim w najgłębszej ciszy, bez jednego strzału z bagnetem na broni. Pierwsze rowy strzeleckie zostały przez Moskali zdobyte”.
Reklama
Zaskoczenie się jednak nie do końca udało. Legionistom znajdującym się na wysuniętych placówkach pomógł bowiem przypadek. Byli oni bowiem zajęci podziałem spóźnionych prezentów gwiazdkowych, które dopiero wtedy dotarły do walczących w Karpatach żołnierzy.
Na odgłos strzałów żołnierze 16. kompanii znajdujący się na wysuniętych stanowiskach pospiesznie wycofali się w kierunku siedziby Zarządu Lasów [w Rafajłowej; tam umieszczono punkt polskiego dowodzenia].
Pierwsze strzały
Równie dramatycznie wyglądała sytuacja w przysiółku Teresowanie, gdzie znajdowały się kwatery 12. kompanii. Na odgłos strzałów jej żołnierze zapalili światła na kwaterach, ściągając tym samym na siebie gęsty ogień atakujących Rosjan.
Legioniści ostrzeliwując się, wycofali się w głąb polskich pozycji. Podobna sytuacja panowała na odcinku 16. kompanii. Atak rosyjski był tutaj tak silny, że ostrzeliwujący się polscy żołnierze zostali zmuszeni do natychmiastowego odwrotu.
Reklama
W najgorszej sytuacji byli jednak żołnierze 13. kompanii, której dwa plutony znajdowały się na wysuniętych stanowiskach, zaś dwa pozostałe, tj. trzeci i czwarty, stały na kwaterach w pobliskiej leśniczówce.
Rosyjski atak prowadzony na tym odcinku zmiótł niemal doszczętnie dwa wysunięte plutony. Po rozpoczęciu bitwy żołnierze trzeciego i czwartego plutonu, dowodzeni przez chor. Heydę oraz kpr. Henryka Tomzę, zajęli stanowiska obronne na pobliskim wale kolejki wąskotorowej.
„Moskale następowali nam na pięty”
Po kilku minutach na przedpolu ukazała się rosyjska tyraliera. Niestety z wysuniętych plutonów zdołało dołączyć zaledwie dwóch żołnierzy. Na rozkaz dowódcy żołnierze rozpoczęli ostrzał rosyjskiej tyraliery. Kpr. Tomza wspominał później, iż po chwili padła komenda chor. Heydy:
„Cofać się do okopów za most. Dopadliśmy mostu. Za mostem zaczęliśmy się ostrzeliwać znowu. Moskale następowali nam na pięty, ja sam nie dalej jak na piętnaście kroków strzeliłem do jednego z pierwszych, kładąc go trupem. Wreszcie co sił starczyło, zaczęliśmy dopadać głównego okopu”.
Reklama
Ogromnie zaskoczeni rosyjskim atakiem byli również artylerzyści. Wacław Chocianowicz pisał, iż w nocy „[…] kanonierów […] obudziła silna strzelanina karabinowa w samej wsi”.
To Rosjanie zrobili silny wypad na Rafajłową. Zakotłowało się na kwaterach. Zerwani ze snu zaczęli grupkami wyskakiwać ze swoich kwater i biec na stanowisko baterii, pnąc się w ciemności pod górę, podczas gdy do ich uszu wpadały dzikie okrzyki: urra! urra!
„Rzuciliśmy się we dwa plutony do szturmu na leśniczówkę”
Atakujący Rosjanie bardzo szybko przekroczyli most na Bystrzycy i dotarli w rejon Zarządu Leśnego. Ówczesny kapitan Józef Zając wspominał później, iż na rozkaz mjr. Roi przystąpił do organizowania grupy szturmowej, której zadaniem było odbicie zajętych budynków.
Szybko jednak zorientowałem się w sytuacji od dowódców oddziałów, których spotkałem po drodze, m.in. od kapitana Minkiewicza, którego I batalion także był zaangażowany w walce.
Po drodze zabrałem ze sobą pluton z jakiejś kompanii I batalionu pod dowództwem chorążego Szula Bogusława i według regulaminu, wziąwszy w rękę karabin z «bagnetem na broni» z okrzykiem «hura» , rzuciliśmy się we dwa plutony do szturmu na leśniczówkę [tj. siedzibę Zarządu Leśnego], obalając po drodze płot oddzielający nas od leśniczówki. Po krótkiej i zaciętej walce wzięliśmy leśniczówkę i sporą ilość jeńców.
Polski kontratak
W miarę upływu czasu polski opór stawał się coraz silniejszy. Główne siły obrońców zaczęły się koncentrować w rejonie miejscowej cerkwi grekokatolickiej. Dowództwo nad tymi oddziałami objął najstarszy stopniem oficer kpt. Henryk Minkiewicz, dowódca I batalionu 3. pp.
Reklama
Zaalarmowany znalazł się na drodze w pobliżu mostu na Bystrzycy. Niestety zaskoczenie było tak duże, iż kapitan nie zdołał zebrać wokół siebie wszystkich swoich żołnierzy.
W tym czasie Rosjanom udało się zająć kwatery batalionowe. Ciężko ranny został wówczas ppor. Florian Węgłowski. W tej sytuacji kpt. Minkiewicz na czele zebranej ad hoc improwizowanej grupy szturmowej zdecydował się na wykonanie kontrataku.
Uderzenie czterech polskich kompanii, w których rej wodzili Podhalanie i Ślązacy, zaskoczyło czołowy rosyjski batalion, od którego oddzielił się znacznie następny batalion zajęty bezładną strzelaniną w oświetlone chałupy na stromym zachodnim brzegu Teresowania.
Polskie przeciwuderzenie odrzuciło wroga i tym samym odzyskało okopy na północ od Zarządu Lasów.
Paczek świątecznych nie przepuścimy
Po zaciekłej walce wręcz udało się również odzyskać zajęte przez Moskali kwatery legionowe. Większość żołnierzy rosyjskich wycofała się, inni pochowali się w stajniach i piwnicach, skąd byli wygarniani przez polskich żołnierzy.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Walka była zacięta, a fama później głosiła, iż zaciekłość naszej piechoty wynikała z tego, że Moskale po wpadnięciu do Rafajłowej zawładnęli budynkiem Zarządu Leśnego, gdzie było dowództwo grupy i gdzie leżały… paczki świąteczne dla żołnierzy, które Moskale zaczęli rabować.
Niestety dalszy impet polskiego natarcia został powstrzymany, kiedy Rosjanie podciągnęli w pobliże mostu dwie armatki, które rozpoczęły gwałtowny ostrzał polskich stanowisk.
Reklama
„Aż się nam płakać z radości zachciało”
W tej sytuacji kpt. Minkiewicz wysłał pospiesznie do dowodzącego polską obroną mjr. Roi łącznika z prośbą o skierowanie na rosyjskie stanowiska ognia artylerii. Na odzew nie trzeba było długo czekać.
Huk potężny wstrząsnął powietrzem. To zagrały haubice porucznika Waltera. Aż się nam płakać z radości zachciało. A że już świtać poczynało, widzieliśmy, jak pociski trafiały w kupy stłoczonych Moskali, którzy z przeraźliwym krzykiem zaczęli się rozbiegać na wszystkie strony.
Po niejakim czasie krzyki moskiewskie zaczęły ucichać: nieprzyjaciel czmychał. […] Rozwidniło się już tymczasem zupełnie. Teraz nasze armatki biją, a ich już zamilkły. Dwa granaty padły w ich stanowiska, jeden nadwyrężył im działo, więc pospiesznie oba uprowadzili.
Cztery rosyjskie ataki na bagnety
Mimo polskiego ostrzału piechota rosyjska czterokrotnie podrywała się do ataku na bagnety. Za każdym razem piechurzy w zaciekłej walce wręcz byli odrzucani przez obrońców na pozycje wyjściowe.
Na rozkaz por. Udałowskiego legioniści rozpoczęli intensywny ostrzał karabinowy domów znajdujących się na przedpolu polskich pozycji.
Przekonaliśmy się później, że ogień ten przyniósł wspaniałe skutki. Gdy z brzaskiem dnia ruszyliśmy naprzód, płaszczyzna przed nami wolną już prawie była od nieprzyjaciela, a nasi chłopcy z radością wyciągali z domów przerażonych Moskali, którzy wystawiwszy karabiny przed drzwi, czekali pokornie na wzięcie do niewoli.
Reklama
Polskie posiłki, odwrót nieprzyjaciela
O wyniku bitwy zdecydowało nadejście posiłków. Polskie kompanie rozpoczęły wówczas manewr oskrzydlający przez dolinę potoku Sałatruk oraz Dołżycę.
Około godziny 8.00 rano Rosjanie rozpoczęli odwrót. Odbywał się on pod nieustannym ostrzałem artyleryjskim. Po zakończeniu walki pluton legionowej artylerii otrzymał z Komendy Legionów rozkaz natychmiastowego przygotowania się do wymarszu. Okazało się bowiem, że wystrzelano już cały posiadany zapas amunicji. (…)
Ludwik Zych, który służył wówczas w kompanii śląskiej, napisał później: „Do niepowodzenia Moskali przyczynił się w tym nocnym boju fakt, że uderzenie ich, które miało być wykonane czterema grupami z czterech stron, co miało doprowadzić do całkowitego osaczenia i zniszczenia oddziałów legionowych, nie nastąpiło równocześnie”.
Pościg za wrogiem
W pościg za odchodzącymi oddziałami rosyjskimi ruszył na czele swojego batalionu mjr Bolesław Roja. Około godziny 9.30 polska piechota dotarła w rejon mostu na Bystrzycy w pobliżu Teresowania, potem zaś do stanowisk pod Hłodyszczem, gdzie zajęła stanowiska obronne.
Reklama
Kiedy główne siły rosyjskie rozpoczęły odwrót, od strony Dołżyńca pojawiły się zupełnie niespodziewanie dwie rosyjskie kompanie. Mjr Roja skierował przeciwko nim dwa plutony piechoty dowodzone przez ppor. Sokołowskiego i ppor. Smolarskiego. Po krótkiej, acz zaciętej walce Rosjanie zostali zmuszeni do odwrotu.
W pościgu za uchodzącym wrogiem polska piechota dotarła aż na połoninę w rejonie Wzgórza Poleńskiego, po czym w późnych godzinach wieczornych powróciła do Rafajłowej.
Jeszcze jedna próba przełamania
Nie był to jednak jeszcze koniec rosyjskiego ataku. Około godziny 8.00 rano wyszło bowiem od strony Osmołdy silne natarcie rosyjskie na pozycje zajmowane przez żołnierzy 7. kompanii dowodzonej przez por. Zygmunta Czechnę-Tarkowskiego.
Zaciekła walka trwała aż do godziny 15.00, kiedy to legioniści zostali wsparci przez batalion piechoty austriackiej. To spowodowało, że nieprzyjaciel zdecydował się na odwrót.
Andrzej Teslar, który brał udział w tych walkach, napisał później:
Wzięliśmy w tym dniu 130 jeńców, w tym 3 oficerów. Zabitych i rannych Moskali było 300. Jeńcy klęli, że na rzeź wystawili ich oficerowie. Myśmy radowali się, że Rafajłowa pozostała w naszych rękach, a z nią przełęcz karpacka zwana «Drogą Legionów», przez którą tydzień później poszła ofensywa austriacka do Dniestru. Myśmy przez trzy miesiące utrzymali to stanowisko, myśmy okupili i prawdziwie ochrzcili naszą krwią tę drogę.
Ranni i zabici
Wbrew początkowym obawom straty legionowych oddziałów nie były duże. Polacy stracili zaledwie 3 zabitych, 20 zaginionych oraz 16 rannych. Ci ostatni byli kierowani do szpitala polowego prowadzonego przez dr. Majewskiego, lekarza 3. pp. Najciężej ranny był ppor. Węgłowski, zraniony w brzuch, którego mimo starań lekarzy nie udało się uratować.
Reklama
Wśród rannych było natomiast bardzo wielu Rosjan. Po opatrzeniu większość z nich została odesłana wraz z rannymi legionistami w celu dalszego leczenia do szpitali znajdujących się w głębi monarchii.
W Rafajłowej pozostało zaledwie kilku ciężko rannych, których stan nie pozwalał na transport. Po kilku dniach stan ich uległ poprawie. Zmarł tylko jeden ciężko ranny. Pozostali odjechali na tyły w celu dalszego leczenia.
Po zakończeniu walk rozpoczęto zbieranie zabitych z pobojowiska. Żelisław Grotowski pisał później:
Srogo okupione było to zwycięstwo. Po dolinie rozwalały się trupy nasze i moskiewskie. W śmiertelnym uścisku powaleni leżą obok siebie. A gdzieniegdzie przykucnął legionista, jeszcze karabin trzyma w stężałym ręku, tylko oczy poryły się bielmem śmierci.
Reklama
Wśród poległych rosyjskich oficerów byli por. Zalotin oraz sztabskapitan Jastrebow. W dzień po bitwie mjr Roja otrzymał list od dowodzącego siłami rosyjskimi Polaka kpt. Stefana Taborskiego z prośbą o wydanie ciała poległego por. Zalotina. Roja oczywiście wyraził zgodę.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Tomasza Dudka pt. Karpacka kampania Legionów 1914-1915. Ukazała się ona nakładem wydawnictwa Bellona w 2020 roku.
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.