Przed wojną w Polsce 60% obywateli utrzymywało się z pracy na roli. Nic dziwnego, że przepisy bardzo dokładnie określały kary za tak zwane szkodnictwo polne. W większości przypadków przewidywano mniej lub bardziej dotkliwe kary pieniężne. Był jednak występek za który trafiano nawet za kratki.
W latach 30. XX wieku nad Wisłą wydawano setki kalendarzy przeznaczonych dla przedstawicieli różnych profesji i rozlicznych hobbystów. Wśród nich był nawet taki skierowany ściśle do sołtysów.
Reklama
13 występków
Właśnie na jego kartach zmieszczono wykaz kar za szkodnictwo polne. Podstawę ich wymierzania stanowiła ustawa z 14 kwietnia 1937 roku. Uwzględniono w niej aż 13 różnego rodzaju występków, za które groziły sankcje od kilkudziesięciu do kilkuset ówczesnych złotych (o wartości przedwojennej złotówki przeczytacie w TYM artykule).
W niektórych przypadkach winowajca był również zobowiązany wypłacić poszkodowanemu nawiązkę. To jeszcze nie wszystko. Za złamanie jednego z przepisów można było trafić nawet na tydzień do aresztu. A za co konkretnie karano?
Grzywny i nawiązki
Przykładowo za „przejazd przez cudzą łąkę lub pastwisko albo przegon przez nie zwierząt gospodarskich lub drobiu” groziło 25 złotych (w przybliżeniu 250 obecnych złotych) grzywny. Dodatkowo właściciel gruntu mógł liczyć na „50 groszy od każdego zwierzęcia, 5 groszy od każdej sztuki drobiu” nawiązki.
Znacznie dotkliwsze sankcje groziły za ten sam występek, gdy pole było zaorane lub obsiane, jak również, gdy przejazd lub przegon obywał się „przez cudzą wodę zamarzniętą i zarybioną”. Ustawodawca przewidział w tej sytuacji grzywnę do 100 złotych i dwukrotnie wyższą niż wcześniej nawiązkę. To już zaś dawało powyżej 1000 w obecnych pieniadzach.
Reklama
Taka sama grzywna groziła również w wypadku, gdy nie usłuchało się wezwania właściciela do opuszczenie „pola, pastwiska, łąki lub grobli”. Stówą karano ponadto za „wydobywanie na cudzym gruncie piasku, marglu, żwiru, gliny lub torfu”, jak również wypas „zwierząt gospodarskich lub drobiu” na nie swoim polu.
Tutaj w grę wchodziło także odszkodowanie dla właściciela gruntu. W pierwszym przypadku w wysokości „dwukrotnej wartości wydobytego materiału”, w drugim „50 groszy od każdego zwierzęcia, 5 groszy od każdej sztuki drobiu”.
Podobnie (ale już bez nawiązki) traktowano tych, którzy „kopali na cudzym gruncie doły lub rowy”, „wyrzucali na cudzy grunt kamienie, śmieci, padlinę lub nieczystości” czy też dopuścili się uszkodzenia „drzewa lub krzewów”.
Tydzień aresztu
Depczący „zasiewy, sadzonki lub trawę” narażali się z kolei na grzywnę do 20 złotych. To jednak nic wobec tego, co ustawodawca przewidział za wypasanie bydła i drobiu na obsianym polu. Złamanie zakazu groziło tygodniowym aresztem, 250 złotymi grzywny i dwukrotnie wyższą nawiązką niż standardowo.
Reklama
Surowe kary stosowano również wobec chłopów, którzy „ścinali lub zrywali kłosy na cudzym gruncie albo zbierali pokłosie lub wykaszali trawy w nieznacznej ilości” oraz zbierali cudze „ziemiopłody w nieznacznej Ilości celem spożycia”. We wszystkich tych sytuacjach trzeba było się liczyć z grzywną do 50 złotych i nawiązką dla poszkodowanego w kwocie do 20 złotych.
Biorąc pod uwagę ogólną nędzę, jaka panowała w latach 30. na polskiej wsi kary były naprawdę dotkliwe. Mało kogo było bowiem stać na wysupłanie 100 a nawet 20 złotych.
Bibliografia
- Kalendarz, informator sołtysa na 1939 r., Samorządowy Instytut Wydawniczy 1939.
1 komentarz