Po zakończeniu II wojny światowej na terenie okupowanych Niemiec przebywało nawet 7 milionów obcokrajowców. W obliczu fali narastającej anarchii i fali przestępczości alianci zaczęli zamykać ich w obozach tymczasowych. Często w tych samych miejscach, gdzie wcześniej działały nazistowskie fabryki śmierci. Co czekało tam na „dipisów”?
Życie w alianckich obozach, nawet tych umieszczonych na terenie dawnych obozów śmierci, bardzo różniło się od nieludzkiej niewoli z okresu wojny. Zwłaszcza w pierwszych miesiącach po wojnie osadzeni mogli liczyć na dość humanitarne traktowanie.
Reklama
Dipisi otrzymywali pozwalające na przeżycie (choć ich zdaniem zbyt małe) racje żywnościowe, mieli opiekę medyczną i duszpasterską, prowadzono dla nich działalność oświatową i kulturalną. Działały amatorskie zespoły muzyczne i teatralne, skauting i YMCA, ukazywały się gazety, organizowano imprezy sportowe.
„Rodziło się życie”
„W Maczkowie zawiązywali ludzie rodziny, kochali się. Rodziło się życie kulturalne i sportowe. Na rzece Ems urządzano imprezy towarzyskie w łodziach wypożyczonych za papierosy i kawę” – wspominał znany później malarz Józef Szajna.
Chętni mogli pracować, za co otrzymywali wynagrodzenie. W obozie dla polskich dipisów w Haren w zachodnich Niemczech funkcjonowały dwie szkoły podstawowe i gimnazjum.
W 1946 roku w brytyjskiej strefie okupacyjnej działały 34 polskie szkoły, a w tzw. Emslandzie (czyli okupowanej przez 1. Polską Dywizję Pancerną północno-zachodniej części Niemiec) pracowało prawie 100 nauczycieli. W tamtym rejonie działały też szkoły łotewskie, estońskie i jugosłowiańskie.
Reklama
Amerykanie wprowadzają rygor
Mimo tych całkiem znośnych warunków zamknięcie, ograniczenie wolności oraz dyscyplina wywoływały frustrację. „W dwa lata po zakończeniu wojny żywy człowiek, bez wyroku sądu, w kwiecie wieku, siedzi w baraku i nie może się z niego wydostać” – stwierdzał pisarz Tadeusz Nowakowski.
Świetny literacki obraz życia w dipisowskim obozie dał na podstawie osobistych doświadczeń Tadeusz Borowski w znanym opowiadaniu Krajobraz po bitwie (kapitalnie sfilmowanym przez Andrzeja Wajdę).
Frustracja wywoływała opór i nieposłuszeństwo (szczególnie u Polaków i Rosjan). To z kolei skutkowało zaostrzeniem rygorów. We wrześniu 1945 roku w obozie dla polskich dipisów w Wildflecken amerykańskie dowództwo zarządziło, że najwyższy czas wprowadzić wojskową dyscyplinę.
Każdy przyłapany na śmieceniu na ulicy, rozwieszaniu prania między drzewami lub składowaniu śmieci w piwnicy miał być karany aresztem. Wszystkie kobiety w obozie miano poddać badaniom wenerycznym.
Reklama
Wybrany przez więźniów komitet obozowy miał zostać rozwiązany, a repatriacja Polaków – 1500 osób co dwa tygodnie – rozpocząć się natychmiast.
Kij i marchewka
No właśnie – repatriacja. Władze alianckie dążyły do jak najszybszego pozbycia się milionów dipisów, których utrzymanie było kosztowne i wymagało ogromnego wysiłku organizacyjnego (choć było wspomagane przez świeżo utworzoną agencję ONZ – UNRRA). Dlatego czym prędzej przystąpiono do akcji repatriacyjnej, czyli odsyłania byłych więźniów do ich krajów.
Część z nich – głównie mieszkańcy Europy Zachodniej, Holendrzy, Belgowie, Francuzi – jak najszybciej chciała wrócić do domu, więc tuż po wyzwoleniu, nawet jeszcze przed końcem działań wojennych, na własną rękę ruszała do ojczyzny. Podobnie było z mieszkańcami południa kontynentu: Włochami, Jugosłowianami i Grekami.
Inaczej przedstawiała się sytuacja dipisów z Europy Wschodniej. Nie wszyscy Polacy, Czesi czy Bałtowie byli gotowi wyjeżdżać do swoich krajów rządzonych teraz przez komunistów. By ich do tego skłonić, władze alianckie wywierały rozmaite naciski.
Jedna z metod zakładała obniżenie standardu życia w obozach, tak aby maksymalnie uprzykrzyć dipisom pobyt w nich. Innym sposobem stał się przymus pracy, wprowadzony pod hasłem „Kto nie pracuje, ten nie je!”.
Prócz kija stosowano też marchewkę. W 1946 roku UNRAA ruszyła Operation Carrot: każdy dobrowolny repatriant, który zgodził się wyjechać między 1 października a 31 grudnia 1946 roku miał otrzymać paczkę żywnościową na 60 dni wręczaną już w Polsce, a posiadane marki mógł wymienić na złotówki w relacji 1:1.
Reklama
Operacja przeprowadzana była we współpracy z rządem warszawskim. Niektórzy decydowali się na powrót do kraju (jak np. wspomniani Józef Szajna i Tadeusz Borowski), inni woleli wyjechać na Zachód, do Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych, Kanady, Australii.
W łapy Stalina
W przeciwieństwie do Polaków, dipisi sowieccy – jeńcy wojenni i robotnicy przymusowi (ok. 2 mln osób) – byli repatriowani przymusowo. a podstawie dwustronnych umów między ZSRR a Wielką Brytanią i USA kontrolę nad obozami z obywatelami radzieckimi przejęli sowieccy oficerowie łącznikowi, a ich repatriacja miała charakter priorytetowy.
Niebawem na wschód wyruszyły pociągi z Rosjanami, Białorusinami, Ukraińcami, Gruzinami, Tatarami, Kozakami…
Nie wszyscy chcieli wracać, dochodziło do aktów oporu, które siłą łamali czerwonoarmiści, a nieraz także wspomagający ich żołnierze alianccy. Przymusowe repatriacje alianci zakończyli w 1946 roku, ale nie z powodów humanitarnych, lecz ze względu na pogarszające się stosunki z ZSRR.
Reklama
Ci, którzy nie chcieli wracać do swojego kraju mogli skorzystać z zaproszeń państw poszukujących siły roboczej, np. Brazylii, Norwegii, Kanady, Australii.
W 1950 roku odpowiedzialność za pozostałych dipisów przekazano władzom Republiki Federalnej Niemiec. Niektórzy nigdy stamtąd nie wyjechali. W 1950 w samej tylko Dolnej Saksonii mieszkało jeszcze 46 000 dipisów.
Inspiracja
Inspiracją do opublikowania tego artykułu stała się powieść Kate Furnivall pt. Ocalone. Ukazała się ona w Polsce nakładem wydawnictwa Świat Książki. Jej bohaterki walczą o przetrwanie w jednym z licznych obozów dla dopisów, gdzie dosięgła je wojenna przeszłość.
Wciągający thriller, unurzany w wojennym horrorze
Bibliografia
- Norman Davies, Europa walczy 1939-1945. Nie takie proste zwycięstwo, Znak 2008.
- Andreas Lembeck, Klaus Wessels, Wyzwoleni, ale nie wolni. Polskie miasto w okupowanych Niemczech, Świat Książki 2007.
- Keith Lowe, Dziki kontynent. Europa po II wojnie światowej, Rebis 2013.
1 komentarz