W średniowieczu lichwa uchodziła za jeden z najcięższych grzechów. Na ludzi, którzy pożyczali pieniądze na kredyt spadały ataki o wiele bardziej stanowcze niż na morderców i gwałcicieli. Skąd brała się tak wielka nienawiść do kredytodawców?
Stosunek średniowiecznego Kościoła do lichwy bardzo dobrze oddaje dekret papieski z połowy lat 80. XII wieku, który przywołał w swojej pracy Sakiewka i życie. Gospodarka i religia w średniowieczu Jacques Le Goff. Urban III tłumaczył w nim, że:
Reklama
– Lichwa jest wszystkim tym, czego żąda się w zamian za pożyczkę i co jest ponad samo pożyczone mienie;
– Lichwa jest grzechem zakazanym przez Stary i Nowy Testament;
– Sama nadzieja na otrzymanie w zamian dobra większego, niż się dało, jest grzechem;
– Lichwiarski dochód musi być w całości zwrócony jego prawdziwemu właścicielowi;
– Wyższe ceny za sprzedaż na kredyt są implicite lichwą.
Dlaczego lichwa w średniowieczu była grzechem?
Dlaczego jednak lichwę uważano za grzech? Co złego widziano w pobieraniu procentu od pożyczonych komuś pieniędzy? Dla ludzi żyjących w średniowieczu odpowiedź była oczywista.
W pierwszej kolejności lichwiarz dopuszczał się grzechu chciwości. To jednak jeszcze nie wszystko. Lichwę uważano przede wszystkim za kradzież. Jak czytamy w książce Le Goffa:
Interpretacja ta, zaproponowana przez św. Anzelma (1033-1109) w jego „Homilia et Exhortationes” i przejęta w XII wieku przez Hugona od Św. Wiktora, Piotra Komestora i Piotra Lombarda, zastąpiona została ostatecznie tradycyjnym pojmowaniem lichwy jako „bezwstydnego zysku” (turpe lucrum).
Reklama
Lichwiarska kradzież jest grzechem przeciwko sprawiedliwości. Tomasz z Akwinu mówi to wyraźnie: „Czy branie lichwy za wypożyczone pieniądze jest grzechem?” Odpowiedź: „Brać lichwę za pożyczone pieniądze jest samo przez się grzechem, gdyż sprzedaje się to, czego się nie ma, a to jest oczywistym naruszeniem równości, na której polega sprawiedliwość”.
Złodzieje boskiego czasu
Jakby tego było jeszcze mało, według uczonych z przełomu XII i XIII wieku lichwiarz dopuszczał się zbrodni najcięższego kalibru. Okradał bowiem samego Boga.
Angielski teolog Tomasz z Chobham, twierdził, że: „lichwiarz popełnia kradzież albo lichwę, albo grabież, bowiem otrzymuje cudzą rzecz wbrew woli »właściciela«, to jest Boga”.
Zgodnie z takim tokiem myślenia lichwiarz sprzedawał nie co innego, jak czas, który upływał między „pożyczką a momentem jego zwrotu wraz z procentem”. Czas z kolei należał wyłącznie do Boga.
W związku z tym, jak wyjaśniał francuski historyk, lichwiarz był „złodziejem boskiego dobra”. Cytowany przez Le Goffa XIII-wieczny dokument jasno tłumaczył dlaczego pożyczających na procent czekały ognie piekielne:
Lichwiarze grzeszą przeciw naturze chcąc rozmnażać pieniądze z pieniędzy, tak jak koń płodzi konia, a muł muła. Nadto lichwiarze są złodziejami, ponieważ sprzedają czas, który do nich nie należy, a sprzedawać cudzą rzecz bez zgody właściciela jest złodziejstwem.
Co więcej, oni sprzedają jedynie oczekiwanie na pieniądze, to znaczy czas, sprzedają dni i noce. W rezultacie sprzedają światło i odpoczynek. Nie byłoby więc sprawiedliwie, żeby czekało ich światło i wieczny odpoczynek.
„Woły lichwiarza pracują bez ustanku”
Pochodzący z tego samego okresu manuskrypt Tabula exemplorum jeszcze dobitnie podkreślał, że:
Reklama
Każdy człowiek przestaje pracować w dni świąteczne, ale woły lichwiarza pracują bez ustanku i tym obrażają Boga i wszystkich świętych. Lichwa, jako że grzeszy bez końca, bez końca powinna też być karana.
Nie może zatem dziwić, że wśród katolików niewielu było gotowych narażać się na potępienie ze strony Kościoła. Właśnie dlatego w średniowieczu pożyczaniem na procent chrześcijanom zajmowali się głównie Żydzi.
Bibliografia
- Jacques Le Goff, Sakiewka i życie. Gospodarka i religia w średniowieczu, Marabut 1995
3 komentarze