Latem 2006 roku położone w środkowym Iraku Ramadi było jednym z najniebezpieczniejszych miejsc na Ziemi. W mieście dochodziło wówczas do największej liczby ataków w przeliczeniu na jednego amerykańskiego żołnierza w skali kraju, a bojownik Al-Kaidy czaił się niemal za każdym załomem.
Prowincja Al-Anbar, której stolicą jest Ramadi, na pewien czas stała się centrum działań terrorystów, którzy gromadzili się tam, uciekając z innych regionów Iraku.
Reklama
Po ofensywie w Faludży (operacja „Phantom Fury”) Amerykanie próbowali zapanować nad sytuacją w Ramadi z pomocą kombinacji ruchów politycznych i współpracy z wpływowymi liderami lokalnych klanów. Miało to pomóc wyplenić zagranicznych bojowników, którzy ściągali w ten rejon żądni walki.
Spektakularna porażka
Plan spektakularnie runął. Islamiści szybko i dobitnie udowodnili miejscowym, którzy odważyli się sprzymierzyć z siłami amerykańskimi, że US Army nie jest w stanie ich obronić.
Bojownicy w styczniu 2006 roku zabili 70 rekrutów irackiej policji i sześciu wysoko postawionych plemiennych przywódców. Doszło do tego, że na ulicach miasta antyamerykańska partyzantka operowała niemal otwarcie.
Także ludność cywilna coraz chłodniej podchodziła do „wyzwolicieli”. Amerykańscy żołnierze, przeszukując kolejne kwartały ulic, wchodzili do domów razem z drzwiami. Bez pytania tworzyli też w prywatnych mieszkaniach stanowiska snajperskie, zapędzając mieszkańców w kąt i delegując irackich żołnierzy do ich pilnowania, tak jakby chodziło o przestępców.
Reklama
Wszystko przez Faludżę?
Ogółem na każdego mężczyznę w wieku poborowym Amerykanie patrzyli jak na terrorystę. Gdy w domu byli tylko starcy i kobiety, byli wręcz przekonani, że to rodzina mudżahedina, który może czaić się za rogiem z karabinem. Jak wspomina były żołnierz Navy Seals Kevin Lacz w książce Mściciel. Ostatni snajper:
Ogromne zniszczenia spowodowane operacją „Phantom Fury” wywołały ostry sprzeciw ludności Iraku wobec poczynań rządu. Po ucieczce rebeliantów z Faludży i po tym, jak wczepili się pazurami w Ramadi, rządowi irackiemu zabrakło politycznej woli, aby przypuścić ofensywę na dużą skalę w celu oczyszczenia jeszcze większego i bardziej ludnego miasta.
Przez pierwszych kilkanaście miesięcy ustanawiano posterunki wojskowe, skąd siły koalicyjne mogły prowadzić dalsze działania i… demonstrować swoją obecność. Prawdziwa bitwa o Ramadi rozpoczęła się jednak wiosną 2006 roku.
„Im więcej pracowaliśmy, tym więcej zabijaliśmy”
W maju Al-Kaida ogłosiła Ramadi stolicą „nowego islamskiego kalifatu” i zajęła się niszczeniem wszelkich śladów wsparcia dla miasta ze strony irackich władz centralnych. Ofiarą bojowników padały między innymi wieże telefonii komórkowej. Nie cofali się oni także przed mordowaniem urzędników i wysadzaniem elementów kluczowej infrastruktury.
Taktyką armii amerykańskiej było tworzenie wysuniętych posterunków, z których wojsko prowadziło dalsze operacje. Chodziło o stopniowe odzyskanie kontroli nad kolejnymi kwartałami ulic i utrzymywanie jej, co okazywało się szczególnie trudne. Jak komentuje Kevin Lacz w książce Mściciel. Ostatni snajper:
Ogólnie rzecz biorąc, każda jednostka w Ramadi bawiła się w skomplikowaną grę, polegającą na tłuczeniu młotkiem wyskakujących z dziur kretów, ale nasz zespół zadaniowy okazał się jednym z najskuteczniejszych młotków w tej grze. Mając mnóstwo kretów do tłuczenia wokół punktu obserwacyjnego, nasze szefostwo pragnęło utrzymać nas na zwycięskim kursie.
Reklama
[…] Dzielnice kipiały od mudżów, dlatego pytanie dowódcy wojsk lądowych, czy chce zatrudnić pluton SEALs, przypominało pytanie entuzjasty motoryzacji, czy ma ochotę pojeździć twoim nowym lamborghini. Nasi dowódcy zawsze byli chętni i łapali każdą misję, jaką tylko mogli. Im więcej pracowaliśmy, tym więcej zabijaliśmy.
Mozolny bój
Wielomiesięczna operacja odbijania Ramadi z rąk Al-Kaidy nie szła jednak gładko. Walki w dużym mieście, w którym wróg odrzucający karabin na pierwszy rzut oka nie różnił się niczym od cywila, a plątanina ulic i zaułków stanowiła śmiertelną pułapkę, stanowiły ogromne wyzwanie.
Sam rachunek strat potwierdza skalę trudności. Do połowy listopada 2006 roku w walkach o Ramadi zginęło przynajmniej 75 amerykańskich żołnierzy i nieznana liczba Irakijczyków, służących w lokalnych siłach zbrojnych. Siły koalicyjne oczyściły do tego czasu około 70% miasta, zabijając przy tym w przybliżeniu 750 rebeliantów.
Prawdziwe przechylenie szali na korzyść Amerykanów przyniosła dopiero operacja „Murfreesboro”, w ramach której udało się, dzięki zmasowanemu uderzeniu, odciąć dystrykt Mal’ab i wyprzeć stamtąd siły Al-Kaidy. Działania podjęto w lutym 2007 roku.
Reklama
Żołnierze sił koalicyjnych przez kilka tygodni dokonywali precyzyjnie wymierzonych rajdów, w poszukiwaniu broni, improwizowanych ładunków wybuchowych (IED) czy wysokich rangą celów z Al-Kaidy. Przy działaniach wspierały ich wozy bojowe, śmigłowce Apache i wyrzutnie rakiet.
Skoordynowane akcje, mające na celu wykurzenie bojowników z Ramadi, okazały się na tyle skuteczne, że jesienią 2007 roku 70% sił amerykańskich można było przerzucić do oczyszczania kolejnego miasta.
Bibliografia
- Lacz K., Mściciel. Ostatni snajper, Bellona 2021.
- MacFarland S., Smith N., Anbar Awakens: The Tipping Point, „Military Review”, styczeń-luty 2008.
1 komentarz