W zniszczonym wojną Polsce wielu chłopów niechętnie dzieliło się żywnością z żołnierzami podziemia antykomunistycznego. Sytuacji nie ratowały nawet rekwizycje. Głód był stałym towarzyszem wyklętych. Jak zatem wyglądał ich typowy jadłospis?
Stanisław Płużański, autor książki Mróz, głód i wszy. Życie codzienne Wyklętych, podkreśla, że mimo stosowania różnych metod pozyskiwania prowiantu „w większości relacji żołnierze przyznawali, że często doskwierał im głód”. Nieraz zdarzało się nawet, że ten czy inny oddział „głodował przez kilka dni”.
Reklama
Chleb zamiast świątecznego jajka
Nawet kiedy udawało się zdobyć zaopatrzenie dieta była zdecydowanie niewyszukana i monotonna. Podpułkownik Tadeusz Michalski „Ryś”, który służył w oddziale Eugeniusza Kokolskiego „Groźnego” wymienia „wieprzowinę, i wiejskie jedzenie: zalewajka, kapuśniak, proste jedzenie”.
Z kolei podpułkownik Marian Pawełczak „Morwa”, walczący pod rozkazami Hieronima Dekutowskiego „Zapory” zapamiętał, że w żołądkach wyklętych lądowały „ziemniaki, zsiadłe mleko, czasem jakieś kluski z mlekiem czy pyzy z ziemniaków”.
Jedynie w trakcie świąt zdarzały się wędliny, ale i to nie zawsze. Skali mizerii dowodzi chociażby dziennik czwartego szwadronu 5 Wileńskiej Brygady, gdzie czytamy: „Wielkanoc b[ardzo] skromna na kol[oni] Tuchola. Zamiast jajka, dzielimy się chlebem”. Stanisław Płużański w swojej książce pisze, że:
Zdaniem Lidii Lwow-Eberle oddziały na ogół dostawały u ludzi do jedzenia zupy. Józef Oleksiewicz wyróżnił rosół, gulasz i ziemniaki. Na śniadanie czasami mieli dostać gulasz, chleb i czarną kawę.
Reklama
Prawdziwi szczęściarze
W oddziale dowodzonym przez Henryka Flamego „Bartka” podwładni zwykle „na śniadanie otrzymywali kawałek chleba z marmoladą lub smalcem, na obiad mięso z ziemniakami, a na kolację ziemniaki z gulaszem lub z rosołem”.
Mogli zatem uważać się za prawdziwych szczęściarzy, skoro przynajmniej jeden posiłek zawierał zwykle mięso. Taki „luksus” był rzadkością. Dlatego tak bardzo ceniono wszelkie urozmaicenie jadłospisu.
Czasami jednak nienawykłe do najadania się do syta żołądki wyklętych źle znosiły nagłą obfitość pokarmu. Dobitnie świadczy o tym relacja cytowanego już Tadeusza Michalskiego „Rysia”:
Była taka sytuacja, że ogarnęliśmy taką grupę mleczarzy, którzy zbierali po wsiach mleko. Oni wjechali do tej wsi i oczywiście zostali. Śmietana to był rarytas, więc żeśmy tę śmietanę bardzo chętnie tam pili.
To miało określone skutki, bo po wyjściu właściwie cały oddział miał wszystkie pasy, karabiny itp. na szyi, dlatego że co chwilę ktoś tam odbiegał w bok z powodów biologicznych, oględnie mówiąc.
„Ratowałam się kiszoną kapustą”
Niezbilansowane pożywienie szczególnie doskwierało kobietom w ciąży, które również znajdowały się w szeregach podziemia antykomunistycznego. Autor książki Mróz, głód i wszy. Życie codzienne Wyklętych przytacza słowa jednej z nich – Anny Czorny-Szwedes „Annuszki”. Weteranka nawet po latach doskonale pamiętała, jak trudno jej było:
(…) odżywiać się w taki sam sposób jak reszta partyzantów. Kiedy raz udało się przyrządzić smakowitą pieczeń baranią, na którą wszyscy ostrzyli sobie zęby, to zabrakło do niej soli! Inni jedli, ja nie byłam w stanie.
I ta straszna monotonia w jadłospisie i częsty brak podstawowych składników pożywienia. Ratowałam się kiszoną kapustą, którą przynosiła „Runia”, córka leśniczego z Wisły. Radość była wielka, kiedy chłopcom udało się zorganizować marmoladę!
Co ciekawe, według Stanisława Płużańskiego w relacjach wyklętych, nazywanych przecież „leśnymi”, próżno szukać informacji o „polowaniu na zwierzęta w celu zdobycia pożywienia”.
Reklama
Życie codzienne wyklętych
Bibliografia
- Stanisław Płużański, Mróz, głód i wszy. Życie codzienne Wyklętych, Wydawnictwo Fronda 2021.
3 komentarze