Amerykańscy ochotnicy wzięci do niewoli przez Meksykanów w trakcie wojny o niepodległość Teksasu zupełnie nie spodziewali się co ich czeka. Byli przekonani, że zostaną bezpiecznie odstawieni na granicę. Prezydent de Santa Anna rozkazał ich jednak rozstrzelać. Uważał, że ma do tego pełne prawo.
Na początku października 1835 roku amerykańscy koloniści z Teksasu chwycili za broń. Pierwsze tygodnie wojny o niepodległość, toczonej przeciwko Meksykowi, były dla jankesów pasmem samych sukcesów. Pobici Meksykanie z podkulonymi ogonami wycofali się za rzekę Rio Grande.
Reklama
Santa Anna zbiera siły
Rewolucjonistom wydawało się, że przeciwnik został definitywnie pokonany. Już świętowali zwycięstwo. Byli jednak w błędzie. Meksykański prezydent, generał Antonio López de Santa Anna, nie zamierzał pozwolić na oderwanie Teksasu od rządzonej przez siebie republiki. Jak czytamy w książce Jarosława Wojtczaka pt. Alamo – San Jacinto 1836 przygotowania do jego odbicia:
(…) rozpoczął wczesną jesienią [1835 roku] w San Luis Potosi, gdzie nakazał koncentrację oddziałów mających wejść w skład Armii do Operacji w Teksasie. Przerwał je na krótko zbrojny bunt gen. Mexii w Tampico i indiańska rebelia w stanie Jukatan.
Santa Anna szybko uzyskał niezbędne fundusze na sfinansowanie kampanii sprzedając skonfiskowane dobra buntowników i zaciągając pożyczki na wysoki procent od Kościoła i lichwiarzy.
Dzięki zdobytym w ten sposób pieniądzom udało mu się zgromadzić pod swoimi rozkazami około 5000 żołnierzy. Pod koniec grudnia ruszył na północ. W połowie lutego 1836 roku meksykańskie wojska przekroczyły Rio Grande i skierowały się na San Antonio.
Reklama
Pułkownik Fannin i Alamo
Po dotarciu na miejsce 23 lutego rozpoczęło się oblężenie bronionej przez około 200 Amerykanów ufortyfikowanej misji Alamo. Mimo miażdżącej przewagi atakujących, walki trwały blisko dwa tygodnie.
W końcu jednak 6 marca ludzie Santa Anny sforsowali mury fortu. Jak pisze Jarosław Wojtaczak „zginęli prawie wszyscy teksascy obrońcy, wśród nich słynni bohaterowie amerykańskiego pogranicza Davy Crockett i Jim Bowie”.
Batalia być może potoczyłaby się inaczej, gdyby na odsiecz Alamo przybył, wezwany już 13 lutego, pułkownik James W. Fannin. Stacjonował on wraz z około 450 żołnierzami w oddalonym od San Antonio o ponad 140 kilometrów Goliad. Oficer jednak wszelkimi możliwymi sposobami opóźniał wymarsz z zajmowanego przez siebie fortu La Bahia.
Gdy wreszcie 26 lutego ruszył w drogę jeden z jego wozów taborowych zepsuł się po niespełna dwóch kilometrach. Dla oficera był to doskonały pretekst do zawrócenia. Postawa Fannina szybko się na nim zemściła. Jak czytamy w książce Alamo – San Jacinto 1836:
Reklama
W czasie, gdy oddziały płk. Fannina tkwiły bezczynnie w Goliad umożliwiając wojskom gen. Santa Anny rozprawienie się z obrońcami Alamo, od strony Matamoros zbliżała się kolumna najzdolniejszego dowódcy meksykańskiego w tej wojnie gen. Jose Urry, zwanego przez żołnierzy meksykańskich „Niezwyciężonym”.
Pora się ewakuować
Zmierzając w kierunku Goliad Urrea rozbijał kolejne teksańskie oddziały złożone głównie z ochotników przybyłych ze Stanów Zjednoczonych. Dla Fannina był to jednoznaczny sygnał, że należy zburzyć umocnienia La Bahii i ewakuować się do położonej 40 kilometrów na północny-wschód Victorii.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Zanim do tego doszło, 18 marca silny oddział meksykańskiej kawalerii pojawił się pod Goliad. Jako że dragoni nie mieli jeszcze wsparcia piechoty, Amerykanom udało się ich bez problemu odeprzeć. Rankiem następnego dnia Fannin i około 350 żołnierzy, którzy mu jeszcze zostali, ruszyli w drogę.
Po przebyciu niespełna 15 kilometrów zostali otoczeni w otwartym polu niedaleko strumienia Coleto Creek przez kawalerzystów Urrey. W tej sytuacji „ochotnicy Fannina zajęli pozycje obronne dookoła wozów taborowych i ambulansu”. Do wieczora odpierali kolejne szarsze dragonów, zadając im duże straty.
W meksykańskiej niewoli
Bohaterski opór na niewiele się zdał. Następnego dnia przybyła meksykańska piechota. Zdając sobie sprawę z przewagi przeciwnika ranny pułkownik Fannin podjął rozmowy o kapitulacji. Jak pisze w swojej książce Jarosław Wojtczak narosło wokół nich sporo kontrowersji:
Uratowani żołnierze z oddziału Fannina twierdzili, że była to kapitulacja honorowa i Teksańczykom obiecano status jeńców wojennych oraz prawo zachowania rzeczy osobistych.
Reklama
Dostępne dokumenty nie potwierdzają jednak tej tezy i wskazują że kapitulacja miała charakter bezwarunkowy. Jest bardzo prawdopodobne, że łagodny początkowo sposób traktowania wziętych do niewoli ludzi Fannina był jedynie wynikiem dobrej woli i kurtuazji gen. Urrey.
Pojmani Amerykanie zostali odstawieni z powrotem do Goliad i umieszczeni na terenie fotrtu La Bahia. Do ochotników Fannina dołączyli tam inni ujęci wcześniej jeńcy oraz „kilkudziesięciu nieuzbrojonych ochotników amerykańskich schwytanych przez Meksykanów w Zatoce Copano”.
Łącznie jeńców było ponad 400, a ich losy ważyły się przez tydzień. Ostatecznie, wbrew sugestiom generała Urrey, Santa Anna zdecydował o rozstrzelaniu pojmanych. Prezydent uważał, że miał pełne prawo tak postąpić. Jak czytamy w książce Alamo – San Jacinto 1836:
Z prawnego punktu widzenia decyzja Santa Anny była zgodna z postanowieniami ustawy parlamentu meksykańskiego z 1835 roku, w której przewidywano karę śmierci dla wszystkich cudzoziemców schwytanych z bronią w ręku na terenie zbuntowanego Teksasu.
„Zwłoki odarto z odzieży i rzucono na stos wraz z innymi”
Do masakry jeńców doszło w niedzielę palmową 27 marca. Amerykanie kompletnie nie spodziewali się co ich czeka. Byli przekonani, że zostaną bezpiecznie odstawieni na granicę. Dlatego też bez żadnych oporów dali się podzielić na trzy grupy i wyprowadzić poza obręb miasta.
Następnie „zostali rozstrzelani przez swoją eskortę. Pułkownika Fannina i pozostałych rannych wyniesiono z lazaretu i rozstrzelano pod murami La Bahii”. Jeden z nielicznych ocalałych doktor Joseph H. Barnard tak opisał śmierć dowódcy:
Reklama
Kiedy powiedziano mu, że zostanie rozstrzelany, pozostał niewzruszony. Wręczył swój zegarek i pieniądze oficerowi kierującemu egzekucją i poprosił, żeby nie strzelano mu w głowę, a jego ciało pochowano zgodnie ze zwyczajem. Strzelono mu w głowę, a zwłoki odarto z odzieży i rzucono na stos wraz z innymi.
Nieliczni ocaleli
Od meksykańskich kul zginęło ponad 340 Amerykanów. Ich ciała zostały później spalone na stosie, a prochy rozrzucone. Jak podaje Jarosław Wojtczak:
Z masakry uratowało się 28 osób, którym udało się uciec z miejsca egzekucji. 16 innych osób, kolonistów z Refugio i San Patricio (byli naturalizowanymi obywatelami meksykańskimi) oraz lekarzy opiekujących się rannymi Meksykanami, oszczędzono (…).
Oszczędzono także ochotników zatrzymanych na łodziach w Zatoce Copano (nie byli uzbrojeni). Kilku innych jeńców ukryły i uratowały meksykańskie kobiety z Goliad.
Amerykanie szybko wzięli krwawy odwet za śmierć pobratymców. Po łatwym zwycięstwie w stoczonej niespełna miesiąc później bitwie pod San Jacinto bezwzględnie rozprawili się z pokonanymi Meksykanami. Możecie o tym przeczytać w innym naszym artykule.
Edycja limitowana
Bibliografia
- Jarosław Wojtczak, Alamo – San Jacinto 1836, Bellona 2021.