Małżeństwo księcia wielkopolskiego Przemysła II i Ludgardy trwało 10 lat. W tym czasie para nie doczekała się potomstwa. Nagle, w grudniu 1283 roku, licząca nieco ponad 20 lat władczyni zmarła w niewyjaśnionych okolicznościach. Czy została zamordowana na zlecenie przyszłego polskiego króla?
Pod datą 1283 r. w tzw. Roczniku kaliskim (franciszkanów w Kaliszu) zapisano: „W tymże roku zmarła najczcigodniejsza małżonka księcia wielkopolskiego Przemysła, córka Mikołaja Kaszuby, zwana imieniem Ludgardy; nikt nie potrafił stwierdzić, jaką zmarła śmiercią”.
Reklama
„Śmierci jej nikt nie zdołał dociec, jak zaszła”
Informacja ta znalazła się w innych rocznikach, gdyż Rocznik kaliski zaginął. Uznany jednak został (…) przez historyka Wojciecha Drelicharza za jeden z najstarszych i najważniejszych: „Ten zaginiony pomnik historiograficzny, skądinąd obszernie spożytkowany w rocznikach małopolskich, był faktycznie dziełem autora bądź autorów o bardzo szerokim, ponaddzielnicowym horyzoncie politycznym”.
Powstał on w drugiej połowie XIII w. i z pewnością wywarł wpływ na późniejsze roczniki. Bowiem Rocznik Traski z połowy XIV w. podawał: „W tymże roku [1283] zmarła najdostojniejsza małżonka pana Przemysła księcia Wielkopolski, córka Mikołaja księcia Kaszubów, imieniem Lukarda. Śmierci jej nikt nie zdołał dociec, jak zaszła”.
Przemysł II był (…) księciem wielkopolskim zamieszanym w konflikt z Henrykiem Probusem. Obydwaj zmierzali do tronu wawelskiego, podobnie jak inni ambitni Piastowie. Natomiast księżniczka Ludgarda była córką oboryckiego księcia meklemburskiego Henryka I Pielgrzyma i księżniczki szczecińskiej Anastazji.
Małżeństwo mającej 12–14 lat dziewczynki Ludgardy urodzonej między 1259 a 1261 r. i 17-letniego Przemysła zostało wyswatane w 1273 r. przez księcia szczecińskiego Barnima opiekującego się panienką i księcia śląskiego Bolesława Pobożnego, opiekuna Przemysła.
W kronikach zachował się opis powitania Ludgardy w Drzeniu przez Bolesława Pobożnego z Jolentą. Uczestniczył w tym Przemysł, który ponoć był przyszłą żoną oczarowany. Stąd pojechano do Poznania, gdzie pochód w uroczystej procesji udał się do katedry. Tam para zawarła małżeństwo, po której to uroczystości weselono się, zapewne niejeden dzień. Po czym postać Ludgardy zniknęła z kronik.
Starta między kamieniami młyńskimi?
Pojawiła się dopiero wraz z dwuznacznymi zapiskami o jej śmierci. Co ciekawe, jeszcze drastyczniejsze opisy dotyczące śmierci żony Przemysła znajdujemy w Roczniku małopolskim Szamotulskiego (na zlecenie Piotra Szamotulskiego) dopisane na marginesie:
Reklama
Niezależnie od tego dziejopisarza [dodam], że za naszej młodości widzieliśmy w grodzie gnieźnieńskim jedną drewnianą kaplicę, która w języku rodzimym nazywa się kruchta, w której były dwa wielkie kamienie na kształt młyńskich, zaczerwienione krwią tejże pani, między którymi została starta całkowicie i zgasła, i została złożona w grobie w katedrze gnieźnieńskiej.
Rocznik małopolski Szamotulskiego, podający tę informację, powstał znacznie później, w drugiej połowie XV w. Trudno więc zweryfikować, czy autor kroniki nie powtarzał wieści szerzących się wśród ludu. Taki kamień ze śladami męczeństwa mógł też przyciągać pielgrzymów z niedalekiej Meklemburgii i innych krajów niemieckich.
Niemal bowiem wiek po śmierci Ludgardy, około 1370 r., bard z Turyngii Ernst von Kirchberg na zlecenie księcia Meklemburgii Albrechta w rymowanej kronice także opisał dzieje małżeństwa Przemysła II i Ludgardy. Z jego wersów wynikało, że małżeństwo kochało się, lecz mimo to księżniczka nie zachodziła w ciążę.
Otrzymała cios nożem, który „pierś jej rozorał”
Wtedy teściowa Ludgardy zaczęła domagać się od syna, aby odesłał nieródkę do domu bądź klasztoru. Przemysł się opierał, ponieważ kochał żonę, lecz matka wymusiła na nim, by oznajmił Ludgardzie wolę odesłania jej, gdyż nie może mu dać potomstwa, którego on pragnie. Ludgarda na jego słowa odparła:
Reklama
God uns beide gesamnet hat
Der mag uns ouch wol scheiden
– czyli: co Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela. Zapewniła też o swej nieustającej miłości do męża.
Ten jednak kazał wtrącić ją do wieży wraz z jej służbą i pozostawił pod nadzorem dominikanina, który miał nakłonić Ludgardę do zgody na unieważnienie małżeństwa. Pewnego dnia służebne przybiegły do pani, że oto nadchodzi Przemysł. Uratowana Ludgarda pobiegła, aby przywitać męża pocałunkiem. Gdy oplotła mu szyję w miłosnym uścisku, otrzymała cios nożem, który „pierś jej rozorał”. Zbrodniczego dzieła dopełnił sługa księcia, dusząc ją ręcznikami.
Ludgarda została ingulata, jak zapisano w późniejszych kronikach, m.in. Jana Długosza, co oznacza po łacinie tak uduszenie, jak i podcięcie gardła.
Teściowa nie żyła już od 8 lat
Wróćmy do wcześniejszej kroniki rymowanej Kirchberga. Pisana po upływie wieku od wydarzeń, musiała zawierać i zawierała wiele przeinaczeń i nieścisłości. Matka nie mogła namawiać Przemysła do zerwania małżeństwa, gdyż zmarła osiem lat przed ożenkiem syna. Jednak określenie Kalisza jako miasta książęcego oraz postać dominikanina, prawdopodobnie spowiednika Przemysła w latach 1278–1283 o imieniu Teodoryk – odpowiadają prawdzie.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Mógł on rzeczywiście na zlecenie swego księcia przekonywać Ludgardę do zgody na odesłanie do domu lub klasztoru z powodu nierództwa. Prawdopodobne wydają się też opisy stanów uczuć w rymowance Kirchberga: najpierw miłość, a potem jej wygasanie wskutek braku potomstwa, którego spłodzenie w średniowieczu było głównym celem małżeństwa.
Słuszna też wydaje się uwaga historyka Jacka Wiesiołowskiego, że w tej pełnokrwistej, acz schematycznej fabule „treścią opowieści przekazanej przez niego [Ernsta von Kirchberga] jest dramatyczna obrona nienaruszalności sakramentu małżeństwa”.
Reklama
W ten sposób Ludgarda przesunęłaby się z roli ofiary do roli męczennicy, która złożyła życie za obronę świętego węzła małżeńskiego. Stąd blisko było jej na ołtarze. Kult narastał i w Kronice oliwskiej z połowy XIV w. została już określona jako sancte Lukarda, „świątobliwa Ludgarda”….
Zdumiewająco szybki pogrzeb
Tymczasem wokół śmierci niedoszłej świętej nadal kłębi się wiele wątpliwości. Także po wiekach. W sferze faktów wiemy jedynie, że Ludgarda zmarła prawdopodobnie 13 grudnia 1283 r. w Gnieźnie. Miała 22, najwyżej 24 lata, więc jej śmierć była przedwczesna i niespodziewana. Małżonek pochował ją tamże zdumiewająco szybko, bo w dwa dni później, 15 grudnia 1283 r. Z dużą pompą, którą zdążono błyskawicznie zorganizować, tak jakby Przemysł był przygotowany na tę okoliczność.
Na dodatek, jak podaje Rocznik Traski, w cztery dni później w Poznaniu nastąpił gwałtowny awans skromnego kantora Jakuba Świnki połączony z aktem niezwykłej łaski książęcej – o czym dalej. Na podstawie tych i innych przekazów Kronika oliwska, a za nią w drugiej połowie XV w. Jan Długosz, nie mieli już wątpliwości, że Ludgarda została uduszona.
Długosz o śmierci Ludgardy
Rzucił to oskarżenie pomimo szacunku dla Jakuba Świnki i Przemysła II – odnowiciela Królestwa Polskiego. Fragment o tym zatytułował jednak dwuznacznie: „Żonę księcia Przemysła Lukerdę morduje nędznie służba. Wieść głosiła, że sam książę Przemysł był wtajemniczony w to zbrodnicze zabójstwo”. Służba nie zdecydowałaby się samodzielnie na tak straszny czyn jak mord na księżnej. Na to potrzebne były rozkaz lub niedwuznaczne zezwolenie z góry. (…)
Według największego polskiego dziejopisa śmierć Ludgardy nastąpiła potajemnie (obscure actum), zbrodni dokonało kilka osób (paucis conciis) z rozkazu i sądu księcia (mandato et iudicio). Na nic zdały się błagania, by jej mąż odesłał ją choćby w najlichszych sukniach (in pannis vilibus). Opisując to, Długosz dał wiarę nie tylko zapisom z poprzednich kronik, ale nade wszystko pieśni rozchodzącej się (rozchodzących?) śpiewem szeroko i daleko po Wielkopolsce i Małopolsce, także wśród ludu.
Pieśni, której nazwę Długosz przetłumaczył na łacinę: De ingulatione […] carmina – Pieśń o duszeniu. Wyśpiewywano ją na jarmarkach i w przydrożnych budach służących za „teatrum”. Długoszowy opis treści tej pieśni wskazywał, że książę Przemysł nie był w stanie zdusić prawdy o losach Ludgardy, która rozchodziła się wśród ludu. Po czym, jak przystało na średniowieczny moralitet, pisany momentami przez dziejopisa, Przemysła II spotkała podobna kara.
Reklama
Oddalona od klasztoru, ale nie zabita?
Co się kryje za tymi opisami, które zdarzenia są prawdziwe? Jak rzeczywiście umarła Ludgarda? Sprawie tej wielu badaczy poświęciło sporo rozpraw. W biografii Przemysła II pióra Bronisława Nowackiego, autor przychyla się do tezy Bolesława Ulanowskiego i Brygidy Kürbis o niewinności księcia i naturalnej śmierci Ludadrdy.
Być może, jak sądziła profesor Kürbis, bezpłodna księżna rzeczywiście została oddalona przez męża do nowego domu klasztornego ufundowanego w Gnieźnie w dzień świętego Bartłomieja (24 sierpnia) 1283 r. i urządzanego przez stryjnę Jolentę. Tam miałaby Ludgarda znaleźć przytułek, po czym zapadła na tajemniczą chorobę i zmarła.
Jednakże niektóre fakty przeczą tezie o naturalnym zejściu Ludgardy z tego świata. Dlaczego w Roczniku Traski tuż pod wiadomością o śmierci Ludgardy annalista zapisał:
W tymże roku, w wigilię wigilii świętego Tomasza apostoła, w niedzielę, pan zwany Świnką zostaje wyświęcony w domu braci (mniejszych) na kapłana w sobotę, a w niedzielę na arcybiskupa gnieźnieńskiego.
Na konsekracji było obecnych pięciu biskupów. A książę Przemysł, syn Przemysła, pochowawszy żonę, jak najprędzej przybył z wielkim orszakiem na tę konsekrację i podarował księdzu arcybiskupowi kosztowny pierścień.
Reklama
Budzi też zastanowienie, dlaczego konsekracja arcybiskupa gnieźnieńskiego Jakuba Świnki nie odbyła się w Gnieźnie, tylko w Poznaniu. Czy ze względu na pogrzeb, czy z powodu zaniedbań w remontach katedry? Dlaczego z konsekracją nowego arcybiskupa nie czekano do Bożego Narodzenia, skoro stolica gnieźnieńska wakowała od 1271 r.?
Wszystko to sprawia, że pojawiają się nowe hipotezy, domysły i spekulacje. Sprawa to ważna dla dziejów Polski, gdyż Przemysł II to odnowiciel Królestwa Polskiego, który na swojej tarczy i na chorągwi na czerwonym tle umieścił Orła Białego ze złotą koroną – przyszłe barwy narodowe.
Król zabity w zemście za śmierć żony?
Upłynęło ponad sześćdziesiąt lat. Emocje wokół śmierci Ludgardy ostygły. Długie ramiona zmarłego księcia i jego krewnych już nie dosięgną piszących „bez cenzury”; książęcy słudzy już nie łapią igrców śpiewających nieprawomyślne i sprośne pieśni przeciw Przemysłowi II, gdyż wielkopolski książę, już jako król Polski, dawno przeniósł się w zaświaty. Można sobie pozwolić na odkrywanie prawdy.
Około 1350 r. opat Stanisław pisze swą Kronikę oliwską. Znajdujemy tu niezwykły akapit dotyczący Ludgardy i Przemysła:
Reklama
Po śmierci Mściwoja, w Roku Pańskim 1295, 25 grudnia i po pochowaniu go w Oliwie, wspomniany książę Przemysł, przybywając do Gdańska i obejmując księstwo całego Pomorza, zabezpieczył miasto Gdańsk drewnianym obwarowaniem.
Potem, uzyskawszy od Stolicy Apostolskiej koronę Królestwa Polski przeżył jeden rok, a schwytany przez sługi Waldemara, margrabiego Brandenburgii został zabity w zemście za świątobliwą Ludgardę, swoją żonę, którą [sam] mając w niesłusznym podejrzeniu, polecił zamordować”.
Kronika oliwska była odbiciem narastających przekonań o męczeńskiej śmierci żony Przemysła II. W Meklemburgii zaczął się nawet szerzyć kult „świątobliwej Ludgardy”, stąd zamówienie księcia Albrechta u barda Ernsta von Kirchberga na opisanie dziejów „męczennicy”.
Wierzyć czy nie wierzyć Kirchbergowi powtarzającemu zasłyszane wieści i wielkiemu dziejopisowi Długoszowi piszącemu na podstawie kronik i pieśni w drugiej połowie XV w. o śmierci 22-letniej księżnej? Rozpoczął się spór historyków wokół sprawy śmierci Ludgardy z podtekstami politycznymi i narodowymi w tle.
Reklama
Plotka z ziarnkiem prawdy?
Dla ludzi patrzących na historię jedynie w kontekstach edukacyjnym, patriotycznym i narodowym jest nie do przyjęcia, aby koronę Bolesława Śmiałego, oskarżonego o rozsiekanie biskupa krakowskiego Stanisława ze Szczepanowa przed ołtarzem, założył po dwustu ponad latach król Przemysł II splamiony zabójstwem małżonki.
Pomimo złych konotacji dawni historiografowie dawali wiarę kronice Jana Długosza. Poematy Adama Naruszewicza, Franciszka Karpińskiego i wiele innych wskazywały na Przemysła II jako zabójcę nieszczęsnej żony, co podtrzymywała legenda o duchu Ludgardy straszącym w lochach resztek poznańskiego (?!) zamku.
Oprotestował te przekazy Bolesław Ulanowski w 1884 r., gdy rodziła się nowoczesna historiografia. Również autor biografii Przemysła II, Bronisław Nowacki, u schyłku XX w. dowodził, że wieści o nienaturalnej śmierci Ludgardy były plotką, choć „nie sposób wykluczyć, że w plotce krążącej wokół całej sprawy nie było źdźbła prawdy, która jednak pozostanie dla nas na zawsze tajemnicą”. Pogląd ten podzielał Aleksander Swieżawski w pracy o Przemyśle II z 2006 r.:
Tym bardziej że nie mamy żadnych wiadomości ani o obłożeniu Przemysła jakimiś cenzurami kościelnymi za nakazanie morderstwa, ani też o karach, które spotkały ewentualnych jego sprawców. To jednak byłby argument ex silentio, którym oczywiście operować nie można.
Reklama
No właśnie. Dlatego pomimo obrony Przemysła II przez wybitnych tuzów polskiej historiografii nadal wiele dwuznaczności krąży nad tą sprawą. Zabójstwem, szczególnie dokonanym na kobiecie, nikt się nigdy zanadto nie chlubił, więc i w tym przypadku, jeśli do niego doszło, książę uczynił wszystko, by zatrzeć wszelkie ślady i rozwiać podejrzenia.
Wszystko szło dobrze, tylko następcy brak
Jednakże coś z prawdziwych zdarzeń wyciekło w przestrzeń publiczną i przeistoczyło się w gadki i pieśni, po części zmyślone, po części prawdziwe. Natomiast świat możnych, a nawet Kościoła za życia Przemysła II nie mógł mówić prawdy i milczał – z obawy przed stryczkiem, toporem czy nasłanymi skrytobójcami. Obawa przed gniewem wszechwładnego księcia była przemożna i klinowała usta. Natomiast spowiednik Przemysła, dominikanin Teodoryk, był przecież na usługach Piasta, usiłując przekonać Ludgardę do rozwiązania małżeństwa (rozwód raczej nie wchodził w grę).
Nie możemy wątpić, że Przemysł potrafił się zdobyć na tak okrutny czyn. Wycinając [w 1272 roku] Strzelce, pokazał, że umie być skrajnie bezlitosny i nie waha się w łamaniu wszelkich przeszkód w dążeniu do celu, w tym przypadku korony polskiej. Po dziesięciu latach małżeństwa miał dosyć dawnej ukochanej, obecnie nieródki psującej mu dalekosiężne plany ustanowienia własnej linii dynastycznej. Nie odesłał jednak Ludgardy wcześniej siłą, gdyż mógł obawiać się reakcji księcia Barnima i Meklemburczyków.
Ludgarda z pewnością czuła się niewiele warta, nie rodząc dziecka. Musiało się to odbić na jej kondycji psychofizycznej i zapewne utraciła dawny dziewczęcy urok. Frustrację małżeńską Przemysła pogłębiał fakt, że był ostatnim potomkiem piastowskiej linii wielkopolskiej. A przecież inne sprawy układały się po jego myśli: 15 lutego 1282 r. podpisał w Kępnie niezwykle korzystny układ z księciem Pomorza Gdańskiego Mściwojem II, oddającym Pomorze Przemysłowi II! Ugodził się też książę wielkopolski z agresywnymi Askańczykami brandenburskimi, co rozwiązywało mu ręce do realizacji szerszych planów.
A tu Ludgarda nie dość, że nie miała dzieci, to jeszcze się opierała woli księcia (jeśli wierzyć Kirchbergowi). Wiemy, że 11 grudnia 1283 r. książę był w Dłusku, niedaleko grodu w Pyzdrach. Dzieliły go około 50 km od Gniezna, dwa dni marszu piechura i jeden dzień dla zmienianych w drodze koni. Trudno jednak uwierzyć, by książę uczynił własnymi rękami coś tak obrzydliwego jak uduszenie żony poduszką. Chyba że Ludgardy nienawidził.
Podejrzanie szybka nominacja Jakuba Świnki
Przemysł II, pomimo wielkich ambicji, był też dzieckiem chrześcijańskiego średniowiecza. Raczej nie zdobyłby się na usunięcie niewygodnej małżonki bez upewnienia się, że Bóg jest po jego stronie. Wiele podejrzeń u historyków wzbudziły szybka nominacja i pierścień wręczony 19 grudnia 1283 r. w Poznaniu konsekrowanemu tamże arcybiskupowi gnieźnieńskiemu Jakubowi Śwince. Pierścień przekazał Przemysł w cztery dni po pogrzebie Ludgardy.
Reklama
Dlaczego tak uczynił, przecież nie było to w zwyczaju? Co annalista w Roczniku Traski chciał nam przez to powiedzieć? Czy pierścień był wyrazem wdzięczności za przemilczenie przez arcybiskupa sprawy Ludgardy, czy raczej wynagrodzeniem za wsparcie duchowe uzasadnione być może cytatem z Biblii?
Kulisy błyskawicznego awansu Jakuba Świnki w strukturach kościelnych także niewiele wyjaśniają. Mianowanie arcybiskupa gnieźnieńskiego nie leżało w gestii księcia, lecz w kompetencjach kapituły i papieża. Przemysł II miał jednak prawo weta, z którego skorzystał wobec kandydatury Marcina z Opawy, zwanego Polakiem, wysuniętej przez papieża Mikołaja III.
Dzieje obsadzenia stolicy gnieźnieńskiej, wakując od 1271 r., przeciągały się zresztą ponad miarę: wyboru nie przyjął ani kanonik Włościbor, popierany przez Przemysła II, ani mianowany przez Marcina IV franciszkanin Henryk z Brenny. Kapituła wybrała więc w 1283 r. skromnego kantora, diakona bez święceń kapłańskich Jakuba Świnkę, który również wyboru nie przyjął. Dopiero presja papieża wymusiła zgodę kantora na objęcie najwyższej funkcji w polskim Kościele.
Zbrodnia bez kary?
Czy Jakub Świnka był „człowiekiem księcia”? Jego kariera była doprawdy tak bajeczna, że wyglądała na sterowaną z zewnątrz. Ponadto, jak wskazuje Aleksander Swieżawski:
(…) nadania i przywileje zdają się świadczyć o wyjątkowo dobrych, a nawet bardzo serdecznych stosunkach pomiędzy księciem a arcybiskupem, które do końca takimi pozostały. W tej sytuacji można sądzić, że aczkolwiek to kapituła jednomyślnie wysunęła kandydaturę Jakuba na arcybiskupa, to nie obyło się to bez próśb czy nawet nacisków ze strony Przemysła.
„Drogi pierścień” wręczony arcybiskupowi przez księcia też przecież o czymś świadczył: z pewnością nie był pustym gestem.
Reklama
Czy Przemysł II wyczuł w kantorze gnieźnieńskim „wybitnego męża stanu” dążącego do tej samej idei – zjednoczenia kraju – i dlatego postawił na właściwego człowieka, by razem z nim zrealizować polityczny plan? Raczej to niemożliwe, gdyż Świnka początkowo był szarym sługą Kościoła, wahającym się być może nad wyborem drogi życiowej. Serdeczne stosunki księcia Przemysła i arcybiskupa Jakuba też budzą zastanowienie. Historyk Benedykt Zientara, zwolennik tezy o porozumieniu Świnki z Przemysłem II i winy księcia, twierdzi, że
(…) żadne cenzury kościelne nie spadły na żonobójcę: Kościół wziął go wyraźnie w obronę. Jakub Świnka był politykiem, a nie moralistą. Zbrodnia Przemysła nie przeszkodziła mu w podjęciu ścisłej współpracy z księciem; może nawet pomogła arcybiskupowi utrzymywać nadzór nad działalnością władcy, obawiającego się stale podjęcia przez Kościół sprawy Ludgardy .
Podzielone zdania historyków
Mocne to słowa. Świadczyłyby o tym, iż dwie wielkie postaci dziejów polskich: pierwszy po dwustu latach król Polski Przemysł II i moralny autor odrodzenia Królestwa Polskiego, który założy koronę trzem królom, arcybiskup Jakub Świnka, byli zamieszani w zbrodniczą aferę małżeńską… Tylko wielka idea odrodzenia Polski w jakimś stopniu mogłaby usprawiedliwiać tę zbrodnię, na którą zresztą Świnka zapewne nie miał żadnego wpływu.
Nie wykluczali zabójstwa także inni historycy: Kazimierz Jasiński, Jacek Wiesiołowski, Krzysztof Ożóg. Stoimy zatem na rozdrożu: zbrodnia to była czy śmierć spowodowała nagła choroba Ludgardy? Ale znów – jaka choroba? Niedomagania księżnej wzbudziłyby choć odrobinę zainteresowania, co może znalazłoby odbicie, powiedzmy, w notce na marginesie.
Reklama
Tymczasem nie znajdujemy po nich żadnego śladu. Wypada zatem tylko westchnąć za wybitną znawczynią epoki, Brygidą Kürbis: „Żal nam wszak, mała Ludgardo, że nic więcej o tobie nie wiemy!”. Tak naprawdę bowiem tylko Ludgarda i Przemysł znają całą tajemnicę ich małżeństwa i zagadkowego końca, a nie pełni wątpliwości detektywi przeszłości.
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Jerzego Besali pt. Zagadki kryminalne Rzeczypospolitej szlacheckiej. Jej nowe wydanie ukazało się nakładem wydawnictwa Bellona.
Morderstwa polskich królów i książąt
Tytuł, lead, teksty w nawiasach kwadratowych oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został skrócony i poddany podstawowej obróbce korektorskiej.