Pierwszy telefon do straży pożarnej zostaje zarejestrowany o 18.48 w dniu 15 kwietnia 2019 roku. Cztery minuty po tym, gdy pracownikowi ochrony powiedziano, że komunikat o pożarze wskazuje, iż chodzi o poddasze nad nawą główną, a nie o zakrystię, i dwie minuty po tym, gdy pokonał trzysta wąskich stopni, otworzył drzwi i ujrzał rozszalałe piekło.
„Las” – kratownicę więźby dachowej Notre Dame, złożoną z tysiąca trzystu belek dębowych, z których większość pamięta jeszcze XIII wiek – żywcem trawią płomienie.
Reklama
W Pałacu Elizejskim prezydent kończy właśnie nagrywanie przemówienia do narodu, a kanały telewizji francuskiej szykują gorączkowo wydania specjalne, by skomentować jego zapowiedzi. Lecz nie trwa to długo. Media społecznościowe zalewa fala zdjęć i filmików przypadkowych przechodniów – najpierw widać czarny dym wydobywający się z iglicy, potem pomarańczowoczerwone płomienie liżące niebo. (…)
„Czyżby centrala przeoczyła zgłoszenie?”
„Poczucie winy” – mówi Jean-Claude Gallet, trzygwiazdkowy generał, weteran z Afganistanu, dowódca paryskiej straży pożarnej – „poczucie winy jest przytłaczające. Jak mielibyśmy zdążyć, skoro ogień już się tak błyskawicznie rozprzestrzenił? Czyżby nasza centrala przeoczyła zgłoszenie?”.
Prawda jest taka, że strażacy nie zawiedli i nie przeoczyli żadnego zgłoszenia. Dojazd na miejsce po pierwszym zgłoszeniu zajmuje im tylko kilka minut, ale już wtedy na ratunek dla osiemsetletniego dachu Notre Dame było – jak się zdaje – za późno. (…)
Gdy generał Gallet i jego ludzie – wśród nich podpułkownik Gabriel Plus oraz generał Jean-Marie Gontier, jego zastępca – zjawiają się na dziedzińcu przed Notre Dame, Gallet wie, że podręcznikowe zasady może wyrzucić do kosza. Jest za późno na ratowanie dachu, a na średniowieczne kamienie nie można lać nieograniczonych ilości wody. Jeśli chodzi o trzynastowieczne rozety, ciśnienie wody rozdrobniłoby je z powrotem na piasek.
Reklama
Niedługo ludzie nie będą w stanie znieść żaru
Gallet musi myśleć niestereotypowo – i szybko. Jego plan polega na zaatakowaniu pożaru jednocześnie ze wszystkich stron. Wysyła przodem grupy strażaków – wspinają się po krętych, wąskich schodach na gzyms na wysokości 44 metrów, aby podjąć próbę zajścia ognia z boku.
Uruchamia kurtynę wodną na osi północ–południe pomiędzy dachem a wieżami, aby obniżyć temperaturę i chronić dzwonnice mieszczące łącznie dziesięć gigantycznych dzwonów z brązu.
Prosi operatorów Colossusa, robota należącego do jednostki, półtonowego drona naziemnego wyposażonego w potężny wąż strażacki, tryskający silnym strumieniem wody o przepływie trzech tysięcy litrów na minutę, aby przygotowali go do wejścia do nawy, gdzie ma pilnować, by od spadających fragmentów płonącego dachu nie zajęły się prezbiterium i transepty.
Generał wie, że w pewnym momencie, już niedługo, jego ludzie nie będą w stanie znieść żaru i deszczu roztopionego ołowiu wewnątrz nawy. (…)
„Obok niego płacze starszy pan. Nie on jeden”
Powietrze rozbrzmiewa charakterystycznymi odgłosami pękającego drewna. Na quai de la Tournelle, gdzie w tej chwili przystanął, są już tłumy ludzi – paryżan jak on i turystów – stojących jeden przy drugim, z twarzami zwróconymi w stronę Notre Dame. Pomimo tych tłumów cisza zalegająca nad rzeką dźwięczy w uszach. Aż do godziny 19.57.
– Iglica! Nieee!
Z tłumu podnosi się krzyk – jedno słowo: Non! Wzbija się w paryskie niebo, gdy siedemsetpięćdziesięciotonowa iglica, wykonana z ciężkiego dębu i ołowiu, wali się z hukiem, krusząc kamienne sklepienie nawy. „Przeżyję. Na własne oczy zobaczę, jak wali się iglica Notre Dame” – myśli historyk. Obok niego płacze starszy pan. Nie on jeden.
Reklama
Niszczycielski podmuch
Stojąc na wyznaczonym stanowisku przed katedrą, podpułkownik Plus nie widzi, jak zawala się iglica. Słyszy to tylko. Gdy instynktownie kieruje wzrok na fasadę, silny podmuch otwiera jednocześnie wszystkie wrota katedry, ważące po kilkanaście ton.
Wszystkim jeszcze bardziej przyśpiesza tętno – i strażakom walczącym z płomieniami, i znieruchomiałym ludziom na obydwu brzegach Sekwany, paryżanom, Francuzom, mieszkańcom innych krajów, bliskich i dalekich, wpatrzonym w ekrany telewizorów lub w wyświetlacze telefonów komórkowych.
Miliony ludzi na całym świecie łączą się we wspólnym strachu i grozie. Wydarzenia zdają się jeszcze nabierać tempa. Właśnie minęła dwudziesta. Przybyli prezydent i jego żona Brigitte. Orędzie telewizyjne odwołane. Francji zależy w tej chwili tylko na Notre Dame.
W prefekturze policji na drugim końcu dziedzińca przed katedrą sala konferencyjna na parterze przeistoczyła się w centrum dowodzenia. Jest większość członków rządu – od premiera do ministra kultury, jest prefekt policji, przewodniczący Zgromadzenia Narodowego, jest prokurator, mer Anne Hidalgo, arcybiskup Paryża monsignor Michel Aupetit, jego wikariusz generalny Benoist de Sinety oraz rektor katedry ksiądz Patrick Chauvet. Z niecierpliwością wyczekują briefingu generała Galleta. (…)
Reklama
„Batalion historyków” ratuje bezcenne skarby
Wszyscy [eksperci odpowiedzialni za opiekę nad Notre Dame i w szaleńczym pośpiechu zmierzający w stronę miejsca pożaru] myślą tylko o jednym: ocalić skarbiec Notre Dame i tyle relikwii, dzieł sztuki i zabytkowych obrazów znajdujących się w katedrze, ile tylko zdołają.
Batalion historyków, wyposażonych w hełmy strażackie, dzieli się na dwie grupy. Pierwsza, wspierana przez strażaków, będzie wynosić dzieła sztuki – i te ze skarbca koło zakrystii, i te znajdujące się w głębi katedry.
Druga utworzy żywy łańcuch, poczynając od zakrystii aż do ogrodu u stóp szybujących łuków oporowych. Prefabrykaty ułożone tam w związku z pracami konserwatorskimi posłużą jako doraźny magazyn dzieł sztuki pod czujnym okiem BRI, elitarnej policyjnej jednostki dochodzeniowo-interwencyjnej, uzbrojonej po zęby.
Tymczasem w zakrystii, brodząc po łydki w wodzie, Marie-Hélène Didier podchodzi do drewnianej szafy, w której wisi tunika św. Ludwika. Król Ludwik IX, od czasu swojej kanonizacji w 1297 roku zwany Świętym, miał podobno na sobie ten prosty lniany ubiór, gdy w 1239 roku przywiózł z Bizancjum do Paryża koronę cierniową Jezusa, zapłaciwszy za nią fortunę.
Marie-Hélène zabiera też bicz św. Ludwika – francuski władca jako pobożny katolik miał w zwyczaju biczować się. Jej koledzy chodzą od jednej oszklonej ekspozycji do drugiej, tłukąc szkło i wyważając zamki, jeśli trzeba. Laurent Prades i kapelan Fournier są znacznie bliżej płomieni – w głębi katedry, za absydą w kaplicy Notre-Dame des Sept Douleurs.
Reklama
Nawę niczym gigantyczne czarne bierki zasypały spalone belki, przez wielką dziurę w dachu widać kawałek granatowego nieba, w duszącym, pełnym dymu powietrzu latają płonące żagwie. Prades mówi sobie, że musi przestać rozglądać się po dziele zniszczenia naokoło, musi się skupić na swoim zadaniu.
Zapomniany szyfr do sejfu
Pod jego nieobecność strażacy próbowali siłą otworzyć podwójny sejf, na próżno. Teraz Prades, uzbrojony w stosowny klucz, musi sobie przypomnieć odpowiedni szyfr. Wypróbowuje jeden ciąg cyfr, wyświetla się komunikat o błędzie. Kolejny. Pamięć go zawodzi. Połączenia telefoniczne nie działają, ale esemesy owszem. Dwóch zakrystianów zna szyfr, Prades prosi ich o pomoc. O 20.42 dostaje esemes z właściwym szyfrem. Drzwi się otwierają.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Mężczyźni wyjmują czerwoną skórzaną szkatułę z koroną cierniową, gwoździem ze świętego krzyża i kawałkiem samego krzyża. W deszczu rozżarzonych węgli i roztopionego ołowiu wracają do zakrystii. (…)
Biuro pani mer zorganizowało ciężarówki do przewiezienia cennych relikwii i dzieł sztuki do ratusza po drugiej stronie Sekwany, na Prawym Brzegu, mer ma tam zabezpieczone pomieszczenia, w których przedmioty te będą mogły pozostać do czasu przewiezienia ich do Luwru. Marie-Hélène Didier odjeżdża pierwszą z ciężarówek, na fotelu obok kierowcy, z koroną cierniową i tuniką św. Ludwika na kolanach. (…)
Najgorsze dopiero nadejdzie
Policja wysłała drony, aby szybowały wysoko nad Notre Dame. Mają monitorować ogień i dokonywać przeglądu zniszczeń w konstrukcji budowli. Na wielkim ekranie widać to, co widzą drony. Patrzący, z oczami szeroko otwartymi ze zdumienia, zakrywają dłońmi usta.
Przerażający kształt płonącego gigantycznego, purpurowego krzyża, obejmującego nawę i transepty niczym jakiś sabat czarnoksiężników, przejmuje wszystkich grozą. Dla niektórych to zbyt duży szok. Rektor Chauvet zasłabł, podtrzymała go pani mer. Lecz najgorsze dopiero nadejdzie.
Reklama
Laurent Clerjeau, jeden ze strażaków, [dostrzega ogień w północnej wieży] (…) Znajduje się tam osiem potężnych dzwonów rozmieszczonych parami na dwóch poziomach, po dwie pary na jednym. Całą podtrzymującą je konstrukcję wykonano z ogromnych, ciężkich belek drewnianych, pamiętających jeszcze czasy średniowiecza, podobnie jak strych katedry.
Dzwony mają piękne imiona: Gabriel, Anne-Geneviève, Denis, Marcel, Etienne, Benoît-Joseph, Maurice i Jean-Marie, ważą łącznie 16,6 tony. Jeśli drewniana konstrukcja pójdzie z dymem, dzwony runą na ziemię, a wraz z nimi zwali się cała wieża.
Wieża południowa, mieszcząca dwa inne katedralne dzwony – te największe: burdonowego Emmanuela, ważącego 13,2 tony, i sześciotonową Marie – niewątpliwie pójdzie w jej ślady, a gdy już obydwie wieże runą z hukiem, to za nimi pójdzie fasada, a później cała reszta budowli.
Wpływ tych wstrząsów na budynki w okolicy katedry, na szczęście teraz już prawie całkiem ewakuowane, będzie nieunikniony. Generał Gallet odbywa szybką naradę ze swoimi ludźmi. (…) Teraz musi przedstawić swój plan prezydentowi. Liczy się czas.
„To nasza jedyna szansa”
Gallet wchodzi do centrum dowodzenia w swym strażackim mundurze, ociekając wodą. „Musiałem mówić krótko i starannie dobierać słowa” – będzie wspominał trzy miesiące później. Dla niego sprawa jest jasna. Sytuacja jest tak poważna, że jedynym wyjściem będzie zuchwalstwo.
Pięćdziesięciu ludzi z Groupe de reconnaissance et d’intervention en milieu périlleux (GRIMP), elitarnej jednostki interwencyjnej, specjalizującej się w operacjach w trudnych warunkach, powinno natychmiast wyruszyć na wieże, by zaatakować pożar z bliska, w walce wręcz.
Reklama
– To nasza jedyna szansa, jeśli jutro o świcie chcemy ujrzeć te wieże na swoim miejscu. Jakiś głos przerywa przytłaczającą ciszę w pomieszczeniu.
– Oszacował pan ryzyko?
– Ryzyko uznane i zaakceptowane – odpowiada Gallet.
Prezydent Macron ze swoją żoną Brigitte u boku podchodzi i mocno ściska jego ramię.
– Dziękuję, generale, proszę robić swoje, wszystko zupełnie jasne.
Piekło w północnej wieży
Gdy oddział GRIMP wbiega spiralnymi schodami na galerię rozdzielającą obie wieże i rozmieszcza chwytaki, mocowania i liny, potrzebne w razie konieczności szybkiej ewakuacji w dół, inny zespół wnosi na górę dodatkowe węże podłączone bezpośrednio do wozów strażackich.
Będzie potrzebne maksymalne ciśnienie wody. Czoło oddziału strażaków za chwilę wejdzie do północnej wieży. Niektórzy z nich rozglądają się na boki: po jednej stronie dach katedry niczym kocioł piekielny, po drugiej, czterdzieści trzy metry niżej, setki innych strażaków nie spuszczają z nich wzroku, a na mostach i wzdłuż brzegów rzeki morze ludzi – starych i młodych, matek z dziećmi na rękach, wszystkich wyznań i ras – o twarzach zwróconych w ich stronę.
Reklama
W północnej wieży już jest piekło, płomienie sięgają dziesięciu metrów. Podłoga rozdzielająca dwa poziomy dzwonów w ogniu. Trzeba będzie się podczołgać.
Dowodzący akcją porucznik sprawdza uważnie każdy stopień, jego ludzie są tuż za nim. Jeszcze nawet nie dojrzał dzwonów, gdy jeden stopień załamuje się pod jego ciężarem. Przed wpadnięciem do dzwonnicy ratuje go butla powietrzna. W ciągu kilku sekund zbiera siły, podciąga się i dalej czołga się w górę.
Decydujące trzydzieści minut
Kolejne trzydzieści minut przesądzi o losie Notre Dame. Generał Gallet wysłał też trzech ludzi do południowej wieży, aby ją schłodzili i zapobiegli rozprzestrzenianiu się ognia.
Kierują węże na Emmanuela i jego siostrę Marie. Emmanuel wisi tu od 1686 roku i jest jednym z największych dzwonów na świecie. Jego tubalny głos o tonie uderzeniowym fis słychać tylko przy wyjątkowych okazjach i na każdym robi on wrażenie.
Gdy po talii Emmanuela spływa woda, cała wieża zaczyna rozbrzmiewać lamentem. – Co to takiego? – dziwią się trzej strażacy. To dzwony kwilą i zawodzą. Notre Dame płacze.
Reklama
Jest 21.35. Generał Gallet wychodzi przed kamery telewizyjne, sam. Ktoś musi Francuzom powiedzieć o powadze sytuacji.
– Nie wiemy, czy zdołamy oca… powstrzymać pożar w północnej dzwonnicy. Jeśli ona się zawali, mogą sobie państwo wyobrazić skalę zniszczeń.
Miliony osób, które go oglądają, uświadamiają sobie nagle – w tym właśnie momencie – śmiertelne niebezpieczeństwo, w jakim znalazła się Maria Panna. A generał postanawia zignorować falę pytań zalewającą go po tej wypowiedzi. Nie ma nic do dodania. Wraca na stanowisko dowodzenia, do swoich ludzi.
***
Ogień w północnej wieży udaje się opanować dopiero około godziny 23. O dalszej walce z pożogą, zabezpieczaniu skarbów uratowanych z katedry oraz akcji odbudowy bezcennego zabytku przeczytacie w nowej książce Agnès Poirier pt. Notre Dame. Serce Paryża, dusza Francji (tłum. A. Czwojdrak, Bo.wiem/Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego 2022). Powyższy tekst stanowi fragment tej właśnie publikacji.