Po śmierci Zygmunta Starego żaden polski monarcha nie chciał już mieszkać na Wawelu. Zamek Królewski wewnątrz murów Warszawy, choć przygotowywany na stołeczną siedzibę, też wydawał się miejscem raczej do prowadzenia polityki niż do życia. Prawdziwie ulubiony dom naszych władców XVII stulecia znajdował się gdzie indziej.
Ceniące przepych i ostentację normy XVII stulecia nie dopuszczały, by koronowani władcy z prawdziwego zdarzenia zadowalali się jedną tylko naczelną rezydencją.
Reklama
Oczekiwano, że wielki król, zdolny żyć na odpowiedniej stopie, będzie miał w głównym ośrodku swej władzy przynajmniej cztery siedziby.
Oficjalny zamek w centrum miasta, rezydencję na przedmieściach dysponującą ogrodem i zdatną do przyjmowania gości w bardziej dyskretnej atmosferze, do tego zaś letnią willę wypoczynkową pod miastem i wreszcie pałacyk myśliwski w większej odległości, pozwalający zażywać relaksu na łonie natury.
Cztery warszawskie pałace
Już za czasów Władysława IV Wazy (1632-1648) Warszawa, właśnie przejmująca rolę faktyczne stolicy kraju, dysponowała całym tym władczym kompleksem. Monarcha mógł swobodnie przenosić się między zamkiem królewskim, tak zwanym pałacem ogrodowym przy Krakowskim Przedmieściu, letnią willą w Ujazdowie i wreszcie dworkiem myśliwskim w Nieporęcie.
Wazowskie pałace, jak wszystko w mieście stanowiącym ciągły projekt w budowie, też lśniły nowością lub dopiero czekały, by nadano im ostateczną formę.
Reklama
Rzeczą dość wyjątkową były podobieństwa między poszczególnymi rezydencjami. Inaczej niż bywało za granicą, wszystkie trzy główne siedziby ulokowano nad tą samą rzeką, na skarpach. Wszystkie trzy miały też parki, choć ten przy zamku w ciasnym Starym Mieście nie mógł się oczywiście równać z pozostałymi.
Władysław IV szczególnie upodobał sobie pałac ogrodowy — położony wprawdzie zaledwie kilometr od zamku, ale już poza obrębem murów miejskich.
Ulubiony dom króla
Skromny dworek jednej z królewien został za jego czasów przebudowany w okazałą rezydencję ze specjalną loggią widokową na piętrze. Taras, ozdobiony przeszło trzydziestoma marmurowymi kolumnami, zapewniał wspaniały widok na wciąż półdzikie koryto Wisły.
Król chętnie przesiadywał tam wieczorami z pierwszą żoną Cecylią Renatą. Później pałacem zachwyciła się jego druga małżonka Ludwika Maria. Właśnie w nim, nie zaś na tłocznym zamku, będącym miejscem obrad sejmu oraz senatu i siedzibą najwyższych urzędów państwowych, urządziła swe główne domostwo.
Wielki projekt królowej
Już jako żona Jana Kazimierza, na początku lat pięćdziesiątych XVII wieku, najjaśniejsza pani objęła osobisty nadzór nad kolejną metamorfozą. Twierdziła nawet — oczywiście na wyrost — że „własnymi rękoma” zbudowała rezydencję.
Nowy król napatrzył się we Włoszech na imponujące wille kardynałów i rzymskiej arystokracji. Chciał, by jego letni dom zyskał podobny charakter. W prace zaangażowano Giovanniego Gisleniego, który wcześniej projektował między innymi wózki inwalidzkie dla starszego Wazy.
Reklama
„Wspaniała kamieniarka, kolumny, pilastry, arkady, pokryte reliefami zwieńczenia drzwi i okien, barwne gładkie marmury. Wszystko to zmieniło letnią rezydencję we wspaniały pałac” — wylicza znawczyni epoki Wazów, Bożena Fabiani.
Szeroko zakrojone prace sprawiły, że z czasem podmiejską willę zaczęto nazywać pałacem Kazimierzowskim, od imienia króla. Nazwa przylgnęła do niej już na stałe. Także dzisiaj przy Krakowskim Przedmieściu 26/28 wznosi się tak określany gmach Uniwersytetu Warszawskiego. Z ulubioną siedzibą Ludwiki Marii wiąże go jednak tylko lokalizacja.
Pałac, zrównany z ziemią podczas drugiej wojny światowej, odbudowano, ale według wzorów XVIII-wiecznych. Nie było innego wyjścia. Żadne plany i projekty z epoki baroku nie przetrwały.
Dyskretna siedziba
Niewiele można powiedzieć o tym, jak wyglądały wnętrza, w których zadomowiła się królowa rodem z Francji. Opisów brakuje, bo pałac Kazimierzowski nie był tak przestronny i gwarny jak zamek; nie przyjmował równie wielu gości.
Reklama
Poza parą królewską w rezydencji swoje komnaty miało tylko kilka najbliższych dwórek Ludwiki Marii. Stale przebywała tam poza tym garstka najpotrzebniejszych służących. Inni członkowie monarszego otoczenia otrzymali kwatery w okolicy albo w wystawionych przy willi odrębnych budynkach.
Dom sąsiadujący z pałacem od południa oddano w całości do dyspozycji fraucymeru — żeńskiego dworu królowej. Siedziba ta doczekała się jednego zdawkowego opisu. „Łóżeczka, pultyneczki [pulpity do robótek ręcznych], tu skrzyneczka i stołeczki, jedwab, nici z igiełeczką, naparsteczek z kądziołeczką” — rymował Adam Jarzębski, bardziej o pracach, których oczekiwano od panien, niż o samych wnętrzach.
Tajemnice pałacu ogrodowego
Na temat pałacu Ludwiki Marii wypowiadano się równie lakonicznie. Wiadomo, że znalazła się w nim prawdziwie luksusowa łazienka. Znany plotkarz, Francuz Rousseau de la Valette twierdził, że do pięknej marmurowej wanny, ukrytej w posadzce niczym basen, schodziło się po sześciu stopniach. Była tak wielka, że do napełniania jej wodą służyło aż dwanaście odlanych ze srebra kurków.
Osobiste komnaty królowej znajdowały się na pierwszym piętrze, od północy, dokąd docierano po zewnętrznych schodach. Według jednej z rekonstrukcji cały apartament Goznagówny składał się z pięciu pomieszczeń. Sień prowadziła do dwóch antykamer, pokojów służących po części za poczekalnie dla gości, po części za przestrzeń przeznaczona dla dworzan czy jadalnie.
Reklama
Stamtąd przechodziło się do sypialni, gdzie monarchini odbywała najważniejsze spotkania. Pośrodku pomieszczania stało potężne łoże z baldachimem, zapewne umieszczone na podwyższeniu. Według opisu pochodzącego z późniejszych lat zasłony były wykonane z weluru w barwie karmazynu, dekorowane gwiazdami. Podszyto je zaś srebrną i żółtą materią.
U schyłku życia Ludwika Maria trzymała w pokoju „kuferek adamaszkowy i karmazynowy ozdobiony złotem”, a gości sadzała na „dwóch krzesłach z oparciem z dywanu perskiego”. Takie dywany zdobiły też podłogi.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
W innych częściach apartamentu na ścianach zawieszono makaty, zarówno europejskie, jak i wschodnie, w tym „pięć małych tapiserii indyjskich”. Królowa miała poza tym kilkanaście świętych obrazków, malowanych nie na desce czy płótnie, ale na miedzi, szkle i złocie. Poza tym zaś obowiązkowe w tej epoce relikwiarze.
Tylko z sypialni lub tarasu można się było dostać do prywatnego gabinetu władczyni. Tam Ludwika Maria oddawała się modlitwom, pisała listy, szukała wytchnienia. Tam też, być może za zamaskowanymi drzwiczkami w ścianie, ukrywała swoje dokumenty i precjoza.
Na potrzeby spotkań w szerszym gronie dysponowała jeszcze przestronnym salonem. Ogrzewanie zapewniały kominki. Do oświetlania wnętrz służyły z kolei żyrandole ze świecami i przenośne lichtarze.
„Tu królowa miewa swe zabawy”
Do osobistych pokojów najwyższej pani ciekawscy nie mieli dostępu. Opowiadali więc raczej o otoczeniu willi. Znów, jak przystało na epokę baroku, głównie w wierszach.
„Jest pałac na wiślane patrzący wody, i na zarzeczne miasta i żuławy, opasany wokół ślicznymi ogrody. Tu więc królowa miewa swe zabawy” — pisał Jan Andrzej Morsztyn. Ogrody były dwupoziomowe, zadbane, wypełnione równo przystrzyżonymi geometrycznymi szpalerami, zgodnie z modą francuską tej epoki.
Reklama
Park przygotowano wedle zamysłu znakomitego architekta. Królowa miała na swoje potrzeby też dziki zwierzyniec ze swobodnie żyjącymi jeleniami i sarnami, sadzawkę, gdzie mogła oglądać łabędzie i gęsi, a także ogród botaniczny, warzywnik, oranżerię i ptaszarnię. Przy alejkach ustawiono włoskie rzeźby. Całość robiła wrażenie tak wielkie, że Pierre Des Noyers porównał klasę ogrodów przy Krakowskim Przedmieściu z zielonym otoczeniem Luwru.
Chyba najbardziej ze wszystkiego zachwycała… woda. W sąsiedztwie pałacu ogrodowego zdawała się ona wyczyniać rzeczy zupełnie sprzeczne z prawami natury. Niespotykane nigdzie indziej nad Wisłą cuda były dziełem jednego z najwybitniejszych i najbardziej niedocenianych inżynierów epoki, gdańszczanina Adama Wybego, określanego przez współczesnych mianem „akweduktora”.
Wprawdzie odpowiadał za wiele machin niezwiązanych z wodą — w tym za ruchome figury, które w 1646 roku witały Ludwikę Marię w portowym mieście — ale to roboty hydrauliczne przyniosły mu za życia szczególną sławę. Mistrz Wybe służył Zygmuntowi III Wazie, a potem jego synowi. W parkach stworzył sztuczne strumienie, mechaniczne źródła i wspaniałe fontanny, które śmiało mogłyby rywalizować z mającymi dopiero powstać ozdobami Wersalu.
Przy samej rezydencji zbudował natomiast specjalną „wieżę wodną”, która zapewniała dostęp do bieżącej wody mieszkańcom pałacu i służbie pracującej w kuchniach.
Reklama
Wszystkie te konstrukcje opierały się jednak na drewnianych rurach, prostych przekładniach i podatnych na uszkodzenia kołach zębatych. Wymagały ciągłego doglądania i napraw, a tymczasem władze Gdańska zazdrośnie broniły Wybemu kolejnych wyjazdów do stolicy.
W czasach Ludwiki Marii wiele instalacji już przestało działać. Porzucono także specjalną wieżę, a pokojowcy — jak dawniej — dźwigali wodę do pałacu w wiadrach.
***
Powyższy tekst powstał w oparciu o moją nową książkę poświęconą niezwykłym kobietom XVII stulecia i wpływowi, jaki wywarły na tę epokę przepychu i upadku. Damy srebrnego wieku kupicie na Empik.com.