Dwa miesiące walk, a następnie systematyczne niszczenie miasta przez Niemców sprawiły, że Warszawa stała się morzem wypalonych ruin. Zniszczone gmachy można było jednak odbudować; życia poległych i pomordowanych nie dało się przywrócić. Tak wyglądał tragiczny bilans Powstania Warszawskiego.
Ostatnią wielką akcją, jaką podjęli powstańcy była próba przebicia się oddziałów staromiejskich do Śródmieścia w ostatnich dniach sierpnia. Plan był względnie prosty.
Reklama
Z dwóch stron, od Starówki i Śródmieścia, polskie jednostki miały uderzyć na niemieckie stanowiska, przebić korytarz i utrzymać go tak długo, aż wojsko i ludność cywilna wydostaną się ze Starego Miasta.
Najdłużej wytrwało Śródmieście
Rolę osłony powierzono 100-osobowemu oddziałowi z batalionu „Czata 49”, który kanałami miał wyjść na tyły nieprzyjaciela i odwrócić jego uwagę. Ostatecznie cała akcja skończyła się niepowodzeniem, zaś kanały stały się jedyną drogą ratunku dla okrążonych na Starówce.
Na przełomie sierpnia i września podziemnymi trasami do Śródmieścia i na Żoliborz przechodziły kolejne grupy wojska i cywilów – nie zawsze legalnie. Według różnych szacunków tą trasą przed Niemcami uciekło od 1500 do nawet 5000 ludzi. Przyjmuje się, że na Starówce zginęło 30 000 ludności cywilnej i 7340 powstańców.
Upadek Starówki był końcem jakichkolwiek, nawet najbardziej optymistycznych marzeń o zwycięstwie. Wrześniowe walki toczyły się już tylko o przetrwanie.
Reklama
Tak było na Powiślu, Czerniakowie, Mokotowie i Żoliborzu. W każdym przypadku Niemcy potrzebowali zaledwie kilku dni, aby doprowadzić do upadku dzielnicy. Najdłużej wytrwało Śródmieście, które do końca pozostało niezdobytym bastionem.
Od 100 do 200 tysięcy poległych cywilów
Łączne straty wśród Powstańców w całym okresie od 1 sierpnia do 2 października szacuje się na 16 000–18 000 poległych i zaginionych oraz 6000 ciężko rannych. O wiele trudniej wyrazić w liczbach tragedię ludności cywilnej stolicy.
Według różnych obliczeń w czasie Powstania Warszawskiego miało zginąć od 100 000 do 200 000 cywilów. Autorzy najnowszych badań przychylają się raczej do tej pierwszej liczby.
Najwięcej osób, ponad 60 000, zginęło w wyniku zaplanowanej eksterminacji. Niemcy prowadzili ją, zgodnie z rozkazami Adolfa Hitlera i Heinricha Himmlera, od początku powstania. Do zbrodni o bezprecedensowej skali dochodziło na Woli. W ciągu paru dni zamordowano w tej dzielnicy od 15 000 do nawet 38 000 osób – dokładnych danych zapewne nigdy nie uda się ustalić.
Reklama
„Strzelano z karabinów maszynowych do zbitej gromady”
Cała Wola jest dzisiaj usiana tablicami informującymi o tym, ile osób zginęło w danym miejscu. Fabryka „Ursus” na ulicy Wolskiej 55 – 5000; Fabryka Franaszka na ulicy Wolskiej 41/45 – 4000; Park Sowińskiego – 1500… Jeszcze bardziej przerażające od samych liczb są relacje ocalałych, jak ta Jana Bęcwałka, złożona 10 września 1944 roku, czyli zaledwie miesiąc po rzezi Woli:
Dnia 5 sierpnia 1944 r. przy ul. Staszica nr 4 wraz z mieszkańcami domu siedziałem w piwnicach. W pewnym momencie wpadli Niemcy i wypędzono nas. Przy wyjściu wydzierano rzeczy, które mieliśmy ze sobą. Oddzielano kobiety i mężczyzn. Kobiety pędzono w kierunku ul. Działdowskiej.
W grupie mężczyzn zostałem przeprowadzony na podwórze domu ul. Staszica nr 15. Spędzono tam kilkuset mężczyzn i wkrótce rozpoczęto egzekucję. Strzelano z karabinów maszynowych do zbitej gromady. Od pierwszej chwili wycofałem się do tyłu, tak że zanim padły pierwsze szeregi – zdołałem się położyć i ukryć. Strzały nie dosięgały mnie.
Po jakimś czasie wydostałem się spod masy trupów. Gdy na podwórzu w jakiś czas potem zjawił się oficer niemiecki – nie kazał kilku żywych, ocalałych, dobijać, lecz pozwolił nam wyjść i dołączyć się do pędzonych ulicą ludzi. Tak wydostałem się na ulicę Górczewską, a stamtąd na Moczydło. W tym czasie przechodziłem koło domu Staszica nr 26; z podwórza dochodziły odgłosy strzałów – odbywała się tam egzekucja.
Reklama
Ale nie tylko na Woli dochodziło do takich scen. Każda dzielnica, w większym czy mniejszym stopniu, doświadczyła bestialskiej zemsty okupanta – szczególnie Ochota, Stare Miasto i Czerniaków. Powstańców Niemcy mordowali do samego końca, pomimo przyznania im praw kombatanckich.
Setki tysięcy wysiedlonych
Również kres Powstania nie oznaczał końca warszawskiego dramatu. Mieszkańcy stolicy, wypędzeni z ruin swoich domów, trafiali do obozów – najwięcej z nich, około 350 000, do lagru w Pruszkowie. Było to miejsce przerażające, pełne głodu i strachu o dzień następny. Ale dla wielu rodzin Pruszków stanowiły też punkt, w którym po raz ostatni były razem.
Małżeństwa, rodzice z dziećmi, rodzeństwa, brutalnie rozdzielane, często już nigdy się nie odnalazły. Wiele osób po opuszczeniu Pruszkowa błąkało się po kraju, szukając schronienia dla siebie i bliskich. Tak jak Zbigniew Ścibor-Rylski „Motyl”, który razem z matką i siostrą przez krótki czas po powstaniu mieszkał w Milanówku, skąd w końcu wyruszył na Ziemie Odzyskane. Do Warszawy na stałe powrócił dopiero po blisko 20 latach.
Miasto zrównane z ziemią
Zobaczył wtedy już inne miasto, odbudowane i przebudowane po wojennych zniszczeniach. Oblicza się, że we wrześniu 1939 roku straty materialne Warszawy wyniosły około 15%. Kolejne 12% przyniosło zrównanie terenu getta z ziemią, 25% stanowiły straty z okresu Powstania Warszawskiego, a 30% – planowe zniszczenie miasta po zakończeniu dwumiesięcznych walk.
Łącznie zniszczeniu uległo m.in. 90% zakładów przemysłowych, 72% domów, 90% budynków zabytkowych, 90% obiektów służby zdrowia, 100% mostów, 75% taboru tramwajowego i 60% drzew w parkach. Warszawa, jak cała Polska, zapłaciła wysoką cenę za swój opór.
Dwa miesiące po pierwszych powrotach do tego miasta-widma, w niedalekim Pruszkowie 16 przedstawicieli PPP zostało aresztowanych przez NKWD. To był symboliczny koniec historii Polskiego Państwa Podziemnego.
Reklama