W lipcu 1531 roku ktoś doniósł biskupowi warmińskiemu Maurycemu Ferberowi, że Mikołaj Kopernik współżyje ze swoją gospodynią. Co więcej, kanonik miał przyczynić się do rozbicia jej małżeństwa. O tym czy słynny astronom naprawdę miał kochankę i kim mogła ona być pisze Wojciech Orliński w książce Kopernik. Rewolucje.
Sam donos się nie zachował, podobnie jak reprymenda, którą Kopernikowi wysłał przewielebny biskup. Zachowała się tylko odpowiedź kanonika z 27 lipca. Przytaczam ją tutaj w przekładzie Jerzego Drewnowskiego:
Reklama
Przewielebny w Chrystusie Ojcze i Panie, Panie Wielce Łaskawy. Po wyrażeniu należnego posłuszeństwa i szacunku donoszę, co następuje. Otrzymałem list, który Wasza Przewielebność znowu własnoręcznie raczył do mnie napisać, po raz pierwszy z napomnieniem.
W związku z tym pokornie proszę Waszą Przewielebność, by przyjął do wiadomości, że do małżeństwa owej kobiety, o której Wasza Przewielebność pisze do mnie, nie przyczyniłem się ani namową, ani czynem. Lecz skoro już się tak stało, zważywszy, że kiedyś wiernie u mnie służyła, wszelkimi sposobami starałem się ich skłonić, by żyli ze sobą jak uczciwi małżonkowie. I na prawdę swoich słów gotów jestem przysiąc, a również oni oboje by ją potwierdzili, jeśliby ich zapytano. Lecz kiedy uskarżała się na niemoc męża, do której on sam się przyznawał i w sądzie, i poza nim, nic już nie mogłem poradzić.
Albowiem sprawę prowadzili najpierw przed panem dziekanem, świętej pamięci bratankiem Waszej Przewielebności, a następnie przed wielebnym panem kustoszem i nie potrafię powiedzieć, czy to on odszedł czy ona, czy też się rozeszli za wspólną zgodą. Ale przechodząc do sedna sprawy, wyznam Waszej Przewielebności, że niedawno wracając tędy z jarmarku z Królewca wraz ze swoją gospodynią z Elbląga pozostała w moim domu do następnego dnia.
Zdaję sobie dobrze sprawę, że mógłbym się przez to narazić na złą opinię. Dlatego tak ułożę sprawy, żeby nikt nie miał słusznego powodu do niepochlebnych sądów o mnie, zwłaszcza po napomnieniu i zachęcie Waszej Przewielebności, któremu we wszystkim szczerze pragnę być posłuszny i usługi swoje zawsze chętnie polecam.
Z Fromborka, 27 lipca 1531.
Waszej Przewielebności całkowicie oddany
Mikołaj Kopernik (Nicolaus Copernicus)
Kolejne a może pierwsze napomnienie?
To jeden z najciekawszych dokumentów w kopernikologii, funkcjonuje więc w wielu przekładach. Jack Repcheck drugie zdanie interpretuje jako „again you have deigned to write to me with your own hand, conveying an admonition at the outset” („znów raczyłeś napisać do mnie własnoręcznie, udzielając na wstępie napomnienia”). Wysnuwa z tego wniosek, że były już jakieś wcześniejsze napomnienia, które się nie zachowały.
Nie mnie oceniać jakość przekładu z łaciny, przytoczę więc oryginał („quas denuo manu propria ad me scribere dignata est, primum admonitionem continentes”) i zaznaczę, że polscy badacze drugą część zdania tłumaczą raczej jako „ale po raz pierwszy z napomnieniem” (to z kolei Jerzy Sikorski). Wcześniejsze napomnienia są mało prawdopodobne, bo w połowie 1531 roku wojna na donosy dopiero zaczynała się rozkręcać.
Reklama
Z listu jednak ewidentnie wynika, że „wasza przewielebność” zna sprawę od dawna. Kopernik od razu przechodzi do rzeczy, nie traci czasu na wprowadzenia – zakłada, że Ferber doskonale wie, kim jest „owa kobieta”, „mulier illa”.
Kim był donosiciel?
Trochę szkoda, bo my w efekcie jesteśmy skazani na zgadywanki. Ale z drugiej strony, poznajemy dzięki temu smakowite szczegóły, jak kwestia unieważnienia małżeństwa „owej kobiety” – prowadzona najpierw przez „dziekana bratanka”, czyli Jana Ferbera, a po jego śmierci (17 maja 1530 roku) przez „wielebnego kustosza”, czyli Tiedemanna Giesego. Możemy się domyślić, że tajemniczy donosiciel oskarżył Kopernika o to, że romans „owej kobiety” przyczynił się do rozbicia jej małżeństwa.
Kopernik niby temu zaprzecza, ale jakby bez przekonania (nie potrafi powiedzieć, kto w końcu od kogo odszedł – to dziwne przy takim poziomie zażyłości, przy którym „owa kobieta” po prostu wpada do niego na nocleg w podróży z Królewca do Elbląga!)
Kim był donosiciel? Tradycyjnie zakłada się, że to kanonik Achacy von Trenck. Jego tożsamość ustalono jednak metodą eliminacji – to musiał być ktoś rezydujący we Fromborku, kto był naocznym świadkiem owego noclegu w trasie powrotnej z jarmarku. Inaczej cały donos można by zlekceważyć jako powtórzenie pogłosek.
Reklama
Zatem: zapewne inny kanonik. Taki, który chciał zaszkodzić Kopernikowi. Ten był raczej lubiany przez konfratrów, zwłaszcza mieszkających na stałe w kapitule. Potem przybędzie mu wrogów we Fromborku, ale w 1531 roku miał w zasadzie tylko tego jednego. Za drugiego można ewentualnie uważać kanonika Snellenberga, który jednak trzymał się z daleka od intryg w kapitule.
„Owa kobieta”
A kim była „owa kobieta”? Tradycja przedstawia ją jako Annę Schilling. Jednak to nazwisko nie pada w donosach na Kopernika ani w jego odpowiedziach na reprymendy. Wymieniono je tylko raz, już po śmierci astronoma. Kapituła warmińska 10 września 1543 roku donosiła biskupowi [Janowi] Dantyszkowi, że we Fromborku pojawiła się dawna służąca doktora Mikołaja, który „zwolnił ją z wiadomych powodów”. Miała dom w tym mieście, przyjechała go sprzedać. Kanonicy pytali Dantyszka, czy mogą zabronić Annie Schilling przebywania na terenie miasta.
Ten 13 września wyraził obawę, by ta kobieta nie zawróciła im w głowie tak jak temu, który zmarł niedawno (ewidentnie chodziło o Kopernika!). I odpowiedział, że byłoby lepiej, gdyby nie miała zezwolenia na pobyt we Fromborku, bo tyle szkód już zdążyła wyrządzić kapitule.
Czy chodzi o tę samą kobietę co w donosie z 1531 roku? Tak uważa większość kopernikologów, choć twardych dowodów brak (no i wygląda na to, że ten pojedynczy nocleg w trasie z Królewca do Elbląga trochę się tej pani przeciągnął).
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Dał się „tej nierządnicy”
Dla mnie przekonującym argumentem jest to, że wśród listów w sprawie romansu doktora Mikołaja, krążących przez kilkanaście lat między Fromborkiem, Lubawą i Lidzbarkiem, cały czas konsekwentnie mowa jest o „owej kobiecie”, ewentualnie „służącej” czy „kucharce”. Nadawca za każdym razem zakłada, że adresatowi to wystarczy, domyśli się na tej podstawie, będzie wiedział, o kogo chodzi.
Gdyby tych romansów – albo tych kucharek – było więcej, pojawiłaby się jakaś dodatkowa informacja w rodzaju „nowa służąca” albo „kolejna kochanka”. Kopernikowi zarzucano by kobieciarstwo, tymczasem zarzuca mu się co innego: że dał się omotać podstępnej nierządnicy. „Tej nierządnicy” w liczbie pojedynczej.
Reklama
To rozumowanie ma jedną słabość: zakłada nieomylność donosicieli. Zważywszy jednak, że w większości są to donosiciele Dantyszka – akceptuję to założenie. Jako dyplomata, szpieg i intrygant Dantyszek był zawsze człowiekiem doskonale poinformowanym. On po prostu wiedział, kto z kim, jak często i w jakiej pozycji. Jego triumf w wyścigu do sakry biskupiej dowodzi tego aż nadto dobrze – wygrał dzięki temu, że wiedział, kogo może pozyskać, kogo zastraszyć, a kogo pominąć.
Zaznaczę więc dla porządku, że są inne rekonstrukcje zakładające, że Ferber i Dantyszek udzielali Kopernikowi reprymend w sprawie dwóch różnych kobiet. Ja jednak uważam tak jak większość autorów, że to była „ta kobieta”. Jedna i ta sama przez ostatnie kilkanaście lat życia astronoma.
Kiedy Kopernik poznał Annę Schilling
Wyłania się z tego wszystkiego interesująca chronologia. Znajomość Kopernika z Anną Schilling musiała w okresie pierwszego donosu trwać już od paru lat. Jerzy Sikorski rekonstruuje to tak:
Anna pojawia się w życiu Kopernika około 1525 roku. Właśnie skończyła się wojna, kanonicy urządzają się we Fromborku w nowych domach – to też naturalny moment na szukanie nowej służby. Może Anna została osierocona albo musiała uciekać przed pożogą wojenną?
Reklama
Ile miała lat? Wiemy, że w 1543 roku nadal jest kobietą na tyle atrakcyjną, że Dantyszek uważa ją za zagrożenie dla cnoty kolejnych kanoników. Raczej nie mogła więc wtedy mieć więcej niż 50 lat. Do dzisiaj zwyczajowo uważa się ten wiek za bezpieczny próg dla księżowskich gospodyń.
Zatem ile lat mogła mieć w roku 1525? Najwyżej trzydzieści, ale zapewne znacznie mniej. Może była nawet nastolatką? Kopernik jest akurat w przełomowym momencie swojego życia. Ten moment, w którym upewnił się, że jego teoria jest prawdziwa – czyli ten, który pokazał mistrz Matejko – miał miejsce właśnie gdzieś w tym roku. Może romans zaczął się pod wpływem euforii związanej z naukowym sukcesem?
Nieudane małżeństwo
Przerażony potencjalnymi konsekwencjami, które romans mógł przynieść im obojgu, Kopernik nakłonił Annę do wyjścia za mąż – być może za jakiegoś fromborskiego mieszczanina nazwiskiem Schilling. Musiało to być najpóźniej w 1529 roku, skoro Jan Ferber zdążył jeszcze być zaangażowany w proces unieważniania tego małżeństwa.
Małżeństwo było nieudane, ale (jak wynika z korespondencji Dantyszka z kanonikiem Reichem) jeszcze w 1539 roku istniało, przynajmniej na papierze. Zapewne Anna nie była w stanie przedstawić dowodu, że małżeństwo nie zostało skonsumowane – czyli że jest dziewicą. Nietrudno zgadnąć, czemu był z tym taki problem.
Jak to się stało, że zwykła służąca miała własny dom? To nie było typowe w tej grupie zawodowej. Najprostsze wyjaśnienie: był to dom Herr Schillinga, który zmarł bezpotomnie wkrótce po swoim „suchym szwagrze”. A więc majątek przeszedł na wdowę. To wszystko pasowałoby do listu Reicha do Dantyszka z 1539 roku, w którym sugerował, że „ta kobieta” nie miałaby gdzie mieszkać po wygnaniu z kurii Kopernika. Dom należał jeszcze wtedy do jej męża.
Romans z krewniaczką?
Dzięki wojnie na donosy wiemy, że rozpustnych kanoników było we Fromborku trzech – Sculteti, Kopernik i Niederhoff. Wszyscy trzej powiązani z układem gdańskim. Z Gdańskiem były też związane ich kochanki. Krzysztof Mikulski domniemuje, że Anna Schilling mogła być żoną gdańskiego kupca Arenda von den Schellings. Inne rekonstrukcje czynią z niej córkę toruńsko-gdańskiego mincerza Matthiasa Schillinga.
Reklama
W liście do Dantyszka z 1538 roku Kopernik pisał – usprawiedliwiając się, czemu wciąż nie znalazł sobie nowej gospodyni – że niełatwo mu było znaleźć odpowiednią kandydatkę. Po łacinie użył słów: „non errat facile familiam necessariam ac probam protinus inuenire”.
I tutaj znowu mamy kilka przekładów, różniącym się głównie interpretacją słowa „familiam”. Według Mikulskiego Kopernik szukał „spokrewnionej i uczciwej gospodyni”, według Sikorskiego „zaprzyjaźnionej i uczciwej rodziny”. I znów, nie będę oceniać przekładów z łaciny, ale będę się trzymać wersji Drewnowskiego: „niełatwo było znaleźć natychmiast potrzebną i uczciwą służbę”.
Założenie, że gospodyni była „spokrewniona”, prowadzi badaczy do szukania Anny Schilling na rozszerzonym drzewie genealogicznym Watzenrodów-Koperników-von Allenów. Najczęściej kojarzona jest z toruńsko-gdańską rodziną Korduli von Allen. Skądinąd wiemy, że Kopernik utrzymywał relacje z tym skrzydłem krewnych swojej matki. Może poznał Annę podczas jakichś odwiedzin?
Światła i samodzielna kobieta?
Gdańsk w latach 1525–1526 był niebezpiecznym miejscem. Zarówno przy protestanckich rozruchach, jak i przy przywracaniu „ładu i porządku” przez wojska królewskie ginęli ludzie. Może Anna uciekła przed tymi rozruchami, może ją w nich osierocono, a może jej rodzina wysłała ją do bezpieczniejszego Fromborka?
Reklama
Nie jestem przekonany, że Anna Schilling rzeczywiście była spokrewniona z Kopernikiem (te hipotezy sprowadzają się do interpretowania jednego, wieloznacznego słowa!), ale najprawdopodobniej była gdańszczanką. Z donosu niezawodnego kanonika Płotowskiego z 1539 roku wiemy, że Anna „wysłała swoje rzeczy do Gdańska”, ale wciąż pozostawała u boku astronoma.
Z donosów wyłania się obraz kobiety samodzielnej, światowej, jakby niepasującej do fromborskich obyczajów. Biskup i kapituła w 1543 roku zgodnie uważają, że należy ją wygonić z miasta, a druga taka się już w nim nie znajdzie.
Wszyscy trzej rozpustni kanonicy byli związani z gdańskim patrycjatem, podobnie jak ich kochanki. Dopóki więc rządził biskup Ferber, skoligacony lub spokrewniony z nimi i z ich kochankami, nie mieli się czego obawiać. Dlatego pierwszy list Kopernika bagatelizuje całą sprawę. Astronom doskonale znał mechanizmy obowiązujące na zamku w Lidzbarku, więc wiedział, że skoro wpłynęło pismo w tej sprawie, biskup nie może nie zareagować.
Nawet jeśli nie zamierza nic zrobić, to musi jednak wysłać „reprymendę”, a kanonik jakoś na nią odpowiedzieć. Obaj będą wtedy mieli podkładkę, że postąpili zgodnie z procedurą – i będą mogli zapomnieć o sprawie. Dlatego zresztą wierzę, że przez cały czas chodziło o tę samą kobietę. Kopernik w 1531 roku po prostu nie miał realnych powodów, żeby ją wygonić z domu.
Reklama
Kopernik oberwał rykoszetem
Wszystko się zmieniło, gdy w 1537 nowym panem na zamku w Lidzbarku został Dantyszek. Początkowo nie traktował Kopernika jako wroga – przeciwnie, usiłował go raczej przeciągnąć na swoją stronę. Głównym wrogiem był Sculteti, który usiłował Dantyszka zniszczyć donosami – więc teraz nowy biskup rewanżował mu się tym samym. Rykoszetem oberwali pozostali dwaj „rozpustni kanonicy”, z czego my mamy taki pożytek, że dowiedzieliśmy się więcej na temat Anny i Mikołaja. Gdyby nie wojna na donosy, być może nie zostałby w dokumentach żaden ślad tego romansu!
Z kolei gdyby jednak Dantyszek walczył tylko ze Scultetim, przez palce patrząc na podobne zachowanie innych kanoników – ten by to wykorzystał, odwołując się w Rzymie. Przedstawiłby siebie jako niewinną ofiarę nagonki zawistnego rywala (i tak zresztą robił, nie bez powodzenia).
Biskup warmiński, kościelny przełożony i zarazem świecki administrator, mógł rozpustnego kanonika dyscyplinować na wiele sposobów, aż po ekskomunikę włącznie. Łukasz Watzenrode (…) uwielbiał rzucać takimi pogróżkami na prawo i lewo. Dantyszek potraktował jednak Kopernika lepiej od rodzonego wuja.
Lekceważąca postawa Kopernika
Ze wszystkich dostępnych mu sposobów na wywieranie nacisku wybrał stosunkowo najłagodniejszy. Zwrócił się z prośbą do liderów dawnego układu gdańskiego, teraz rozbitego i bezzębnego, ale nadal spojonego przez przyjaźń i pokrewieństwo, do Reicha i Giesego, żeby ci jakoś po swojemu wytłumaczyli doktorowi Mikołajowi, że celibat jego też obowiązuje. Znów: nie zachowały się wszystkie dokumenty w tej sprawie, jesteśmy więc skazani na zgadywanki i rekonstrukcje. Zostało jednak dość materiałów, by wyobrazić sobie ówczesną sytuację astronoma.
To z listu Dantyszka do Giesego w sprawie fromborskiej rozpusty wiemy, że Kopernik pozostawał pod wpływem Scultetiego i uważał go za intelekt przewyższający wszystkich pozostałych kanoników. Łasemu na pochlebstwa Dantyszkowi musiało być przykro, że astronom – którego przecież cenił – nie mówił tak o nim.
Reklama
Kopernik tymczasem swojego biskupa po prostu otwarcie lekceważył. Spławiał go jak byle jakiego natręta, udzielając wymijających obietnic, że odprawi swoją gospodynię w bliżej nieokreślonej przyszłości. List Kopernika do Dantyszka, z którego pochodzi rozmaicie interpretowane słowo „familiam”, jest odpowiedzią na wcześniejszą korespondencję, która się nie zachowała. (…)
Miasto kobiety
Ten list to już otwarta kpina. Zacznijmy od końca – jeszcze pisząc De Revolutionibus, Kopernik zaczął nazywać Frombork po niby-grecku, Gynopolis. Jak pamiętamy, to dosłowny przekład niemieckiego Frauenburg: „miasto kobiety”.
Ta niby-grecka nazwa jest więc po prostu żartem. Kopernik zaczął się nią posługiwać mniej więcej w tym samym okresie, w którym zaczął się jego romans z Anną Schilling, w połowie lat 20. Kusząca jest hipoteza, że gdy podróżował służbowo po Prusach, osadzając chłopów na roli i spierając się o reformę monetarną na obradach parlamentu, tęsknił do swojej przytulnej kurii, w której czekała na niego jego kobieta – dlatego myślał o Fromborku jako o kobiecym mieście.
W kontekście całego listu ten żart wydaje się jednak niestosowny. Kopernik pozornie deklaruje Dantyszkowi uległość i posłuszeństwo, ale na koniec jakby podkreślał, że w kobiecym mieście panują inne zasady niż w Lidzbarku. I co to właściwie znaczy, że uznał biskupie napomnienie „za ojcowskie, a nawet więcej niż ojcowskie”?
Reklama
Nieszczere deklaracje
Z listu wynika, że wcześniej Kopernik obiecał Dantyszkowi, że załatwi sprawę do Świąt Wielkiej Nocy. Czyli jesienią 1538 obiecał, że zwolni Annę do wiosny 1539 roku! Tego nie da się uzasadnić trudnością ze znalezieniem kogoś na jej miejsce, tym bardziej że sprawa ciągnęła się już dziewiąty rok (o czym Dantyszek musiał wiedzieć). Deklaracja Kopernika, że tym razem załatwi to w miesiąc, robi wrażenie niezbyt szczerej. W następnym roku Feliks Reich donosił Dantyszkowi, że romans trwa nadal.
Cała ta korespondencja rozgrywa się między mężczyznami w podeszłym już wieku. Zbliżający się do siedemdziesiątki Kopernik mógł więc grać na zwłokę, po prostu wiedząc, że sprawa niedługo sama się rozstrzygnie przez jego śmierć lub śmierć Dantyszka (jak dziś wiemy, astronomowi zostało jeszcze 5 lat życia, biskupowi – 10). Reich jednak swoje listy kreślił „schorzałą i drżącą ręką” (jak sam podpisał jeden z nich). Ostatni wysłał cztery dni przed własną śmiercią. Donos na przyjaciela stał się więc jego ostatnim słowem. (…)
Nie zachował się żaden dokument, z którego wynikałoby, że Kopernik w końcu ustąpił i zerwał wszelkie relacje z „tą kobietą”. Wierni donosiciele Dantyszka, Trenck i Płotowski, w 1539 roku informowali go, że romans trwa – choć może w nieco dyskretniejszej formie, bo Anna upozorowała wyprowadzkę.
Nadzieja, że problem sam się rozwiąże
Zachował się list Giesego do Dantyszka z 12 września, w którym biskup chełmiński zapewniał biskupa warmińskiego, że odbył z doktorem Mikołajem „poważną rozmowę” na swoim zamku w Lubawie. W jej trakcie „Doctore Nicolao” zapewnił go o swoim niezmiennym posłuszeństwie wobec Dantyszka oraz że Annę odprawił i już jej nie widuje, chyba że okazjonalnie, gdy ta zatrzymuje się we Fromborku, jadąc na jarmark w Królewcu.
Przestrzegał też Dantyszka, by ten „nie zawierzał zbytnio donosicielom (delatori), biorąc pod rozwagę, że zawiść skora jest przeciwko cnotliwym” – co już było chyba na granicy impertynencji. Jerzy Sikorski zauważył, że choć w pismach teologicznych Giese jawi się jako mistrz zręcznej polemiki, tu nie bardzo sobie poradził – i trzeba mu przyznać rację. Logiczna argumentacja Giesego sprowadzała się w tym liście do „dach nie przeciekał, a poza tym prawie wcale nie padało”.
Jednego z tych donosicieli gościł wtedy u siebie na zamku – Trencka. On wysłał dzień później swoją relację z tej rozmowy, w której wyrażał wobec Dantyszka nadzieję, że sprawa sama się pomyślnie rozwiąże, bo Kopernik osiągnął już „wiek mądrości”. Dalsza korespondencja w tej sprawie już się nie zachowała, nie licząc listów o pojawieniu się „tej kobiety” we Fromborku już po śmierci astronoma. To nie znaczy, że jej nie było.
Roman widziany oczami donosicieli
Inna sprawa, że i Dantyszek, i Kopernik mieli już wtedy inne zmartwienia. Wojna biskupa warmińskiego ze Scultetim weszła w decydującą fazę. Kopernik zaś powrócił do swojego zarzuconego jakieś 10 lat temu – zresztą bez wyraźnego powodu – dzieła. Może więc jego relacja z Anną uległa wprawdzie osłabieniu, bo musiał jej powiedzieć coś w rodzaju „nie teraz, kochanie”, ale w jakiejś formie podtrzymywał ją do śmierci?
Gdyby odkryto korespondencję Kopernika z Anną Schilling, byłaby zapewne większym skarbem od „kufra złotych monet” (…). Niestety, właściwie cały ten romans śledzimy głównie przez oczy donosicieli, kierujących się „zawiścią skorą przeciw cnotliwym”.
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Wojciecha Orlińskiego pt. Kopernik. Rewolucje. Ukazała się ona w 2022 roku nakładem Wydawnictwa Agora.