Setki tysięcy ton zrzuconych bomb. Dziesiątki miast obróconych w gruzy. Blisko 600 tysięcy zabitych i 7,5 miliona pozbawionych dachu nad głową. To tylko niektóre liczby pozwalające zrozumieć skalę alianckich nalotów dywanowych na III Rzeszę.
Brytyjski Gabinet Wojenny podjął decyzję o rozpoczęciu nalotów dywanowych na nazistowskie Niemcy 14 lutego 1942 roku. Celem pierwszego z nich stała się Lubeka. Bombowce RAF-u nadleciały nad miasto w trzech falach nocą z 28 na 29 marca 1942 roku.
50 tysięcy ton bom w 1942 roku
Mieszkańcy zostali zupełnie zaskoczeni skalą ataku. Zginęło lub zostało rannych ponad 1100 osób, blisko 1050 budynków legło w gruzach. Mark Sołonin w książce Jak Związek Radziecki wygrał wojnę trafnie zauważa, że była to „odległa błyskawica zbliżającej się burzy”. W kolejnych latach brytyjskie i amerykańskie bomby miały spaść na niemal każde niemieckie miasto.
Reklama
Dwa miesiące po Lubece, w nocy z 30 na 31 maja odbył się pierwszy rajd z udziałem ponad 1000 brytyjskich bombowców. Zrzuciły one na Kolonię 1455 ton bomb, powodując 1700 pożarów. Ale jak podkreśla Mark Sołonin w początkowym okresie:
Brytyjczycy mieli niewiele (doświadczenia, ciężkich bombowców, nocnych systemów radionawigacyjnych) środków, myśliwców osłonowych nie mieli w ogóle i rok skończył się skromnym wynikiem 50 kiloton ładunków bombowych.
50 tysięcy ton to faktycznie skromna liczba w porównaniu do ponad 200 kiloton zrzuconych na III Rzeszę w kolejnych dwunastu miesiącach. Z tego 157 tysięcy ton przypadło na RAF, a 44 tysiące na amerykański USAAF. Zgodnie z tym co pisze autor książki Jak Związek Radziecki wygrał wojnę:
Punktem zwrotnym stało się zniszczenie Hamburga podczas trwającej kilka dni (od 25 lipca do 3 sierpnia) operacji o kryptonimie „Gomora” („Pan spuścił na Sodomę i Gomorę deszcz siarki i ognia”).
Reklama
Podczas czterech głównych nalotów ciężkie bombowce wykonały 3095 lotów i zrzuciły na miasto 9 kiloton różnego rodzaju „ładunków”, w tym 1,5 miliona (!) małych bomb zapalających.
50 tysięcy ofiar w Hamburgu
Już drugiej nocy nalotów rozpętała się potworna burza ogniowa, która strawiła 16 tysięcy budynków na obszarze 21 kilometrów kwadratowych. Była to powierzchnia czterokrotnie większa od tej, która uległa zniszczeniu po zrzuceniu bomby atomowej na Hiroszimę.
Ostateczny bilans ataku nie pozostawiał żadnych złudzeń, co do losu jaki czekał inne niemieckie miasta:
Poważnie uszkodzono 300 tysięcy budynków mieszkalnych i 580 przemysłowych, zburzono 12 mostów, w porcie zatopiono statki o łącznym tonażu 180 tysięcy ton. Większość miasta zmieniła się w 40 milionów ton gruzu.
Wśród ruin znaleziono ciała 32 tysięcy zabitych – ludzi, z których zachowały się dające się policzyć szczątki; zdaniem historyków łącznie w Hamburgu zginęło od 40 do 50 tysięcy osób.
Reklama
Zdaniem Sołonina to właśnie skutki nalotu na Hamburg „a nie walki na jakimś nieznanym łuku kurskim tysiące kilometrów od Niemiec, wstrząsnęły wówczas narodem niemieckim”.
110 tysięcy ton bomb miesięcznie
Rok 1943 nie był jednak wcale rekordowy. Od stycznia do grudnia 1944 roku samoloty RAF i USAAF zrzucił bowiem na Niemcy trudne do wyobrażenia 915 kiloton bomb (915 milionów kilogramów!). W rekordowych miesiącach spadało ich około 110 kiloton.
Dla porównania amerykańscy eksperci oszacowali po ataku na Hiroszimę, że taką samą skalę zniszczeń można było osiągnąć przy użyciu 2,1 kilotony konwencjonalnej amunicji. Biorąc to pod uwagę alianckie lotnictwo było w stanie miesięcznie zrzucić na III Rzeszę ładunki o łącznej sile rażenia nawet 50 bomb atomowych!
Bilans nalotów dywanowych mówi zresztą sam za siebie. Do końca 1944 roku 80% niemieckich miast liczących ponad 100 000 mieszkańców stało się celem bombardowań. W 70 z nich przynajmniej połowa budynków mieszkalnych została zniszczona.
Reklama
Jak podaje Sołonin podczas całej wojny najczęściej atakowanym miastem był Berlin. W trakcie 363 rajdów zrzucono na niego aż 45,5 kilotony różnego typu bomb. Kolejne na liście znalazły się Essen (36 kiloton), Kolonia (35 kiloton), Dortmund (22 kilotony) oraz Stuttgart (21 kiloton).
Według powojennych obliczeń w atakach z powietrza zginęło 583 tysięcy ludzi, a 7,5 miliona straciło dach nad głową. Do tego należy dodać zniszczenia zadane infrastrukturze przemysłowej oraz komunikacyjnej. Jednak to nie wszystko.
Olbrzymie koszty obrony
Obrona przed nalotami pochłaniała olbrzymie siły i środki hitlerowskiej gospodarki. Po zakończeniu globalnego konfliktu były minister uzbrojenia III Rzeszy Albert Speer szacował, że w przedostatnim roku wojny aż 30% produkowanych dział było przeznaczonych do strzeżenia niemieckiego nieba.
Obrona przeciwlotnicza zużywała również 20% wytwarzanej ciężkiej amunicji. Ciekawe komentuje te liczby autor książki Jak Związek Radzieckie wygrał wojnę:
Strzał z działa przeciwlotniczego kalibru 88 mm kosztował 80 marek niemieckich – to koszt czterech pistoletów Parabellum z zapasowym magazynkiem, trzy strzały kosztowały tyle co jeden karabin maszynowy.
Według statystyk na jeden zestrzelony bombowiec Niemcy średnio zużywali 3343 pociski kalibru 88 mm dla dział przeciwlotniczych, czyli 267 tysięcy marek (nie licząc amortyzacji i kosztu działa, którego zasoby nie są przecież nieograniczone). Za takie pieniądze można było „kupić” dwa myśliwce Messerschmitt Bf 109G wraz ze średnim czołgiem PzKpfw IV na dokładkę i wysłać je na front wschodni.
Wielu autorów podkreśla, że mimo nalotów dywanowych aż do jesieni 1944 roku niemiecka gospodarka zwiększała produkcję. Tak rzeczywiście było. Biorąc jednak pod uwagę podane wcześniej liczby należy zadać sobie pytanie: o ile dłużej potrwałaby wojna, gdyby nie zakrojone na szeroką skalę bombardowania?
Reklama
Czy cała historia wielkiej wojny ojczyźnianej to kłamstwo?
Bibliografia
- Randall Hansen, Fire and Fury. The Allied Bombing of Germany, 1942-1945, Dutton Caliber 2010.
- Mark Sołonin, Jak Związek Radziecki wygrał wojnę, Dom Wydawniczy Rebis 2021.
4 komentarze