Amerykańskie zbrodnie w Wietnamie. Bezkarne masakry na setkach cywilów, miliony ofiar toksyn i bombardowań

Strona główna » Historia najnowsza » Amerykańskie zbrodnie w Wietnamie. Bezkarne masakry na setkach cywilów, miliony ofiar toksyn i bombardowań

Bombardowanie wsi i miast, stosowanie broni chemicznej, tortury, gwałty, zabijanie kobiet i dzieci. Tak Amerykanie zachowywali się w Wietnamie. To nie komunistyczna propaganda. To prawda.

Zdając sobie sprawę ze strategicznego położenia półwyspu indochińskiego i realizując swoją politykę powstrzymywania komunizmu, Stany Zjednoczone w końcu lat 50. XX wieku zaangażowały się w Wietnamie.


Reklama


Kraj ten podzielony był na komunistyczną Demokratyczną Republikę Wietnamu i kapitalistyczny Wietnam Południowy. Waszyngton zaczął wspierać Południe politycznie, gospodarczo i wojskowo, wysyłając tam pieniądze, broń i doradców. W listopadzie 1963 roku Amerykanie wspomogli też wojskowy przewrót, który usunął skompromitowanego prezydenta Ngo Dinh Diema.

„Pod koniec 1963 roku, po zamordowaniu Ngo Dinh Diema […] w Wietnamie stacjonowało już 16 tysięcy amerykańskich żołnierzy. W końcu ich zadaniem stało się wygranie wojny” – pisze profesor Jill Lepore w wydanej właśnie monumentalnej historii Stanów Zjednoczonych, zatytułowanej My, naród.

Bojownicy Viet Congu na rzece. Rok 1966.

Zmieść z powierzchni ziemi

Biały Dom zdecydował się na otwartą interwencję militarną. Sprawa nie była jednak prosta.

Z północy przenikali na południe komunistyczni działacze i żołnierze, płynęły sprzęt i uzbrojenie. W 1968 roku siły wywrotowe na południu liczyły 55 000 żołnierzy armii regularnej, 60 000 partyzantów oraz blisko 200 000 sympatyków – na pozór zwykłych mieszkańców wiosek, w rzeczywistości wspierających (czasem z własnej woli, czasem z przymusu) Viet Cong żywnością, dachem nad głową i informacjami.


Reklama


Zwalczanie partyzantki wspomaganej przez miejscową ludność i działającej w sprzyjających warunkach terenowych okazało się bardzo trudne. Kontrolowanie rozległego obszaru porośniętego dżunglą i w dużej mierze górzystego było praktycznie niemożliwe.

Dlatego amerykańskie dowództwo postanowiło przeciąć północnowietnamskie szlaki zaopatrzeniowe i zniszczyć bazy komunistycznych sił w radykalny sposób – za pomocą bombardowań z powietrza. 2 marca 1965 roku rozpoczęła się operacja „Rolling Thunder”. Amerykańskie lotnictwo w 1965 roku wykonało 25 000 lotów, w 1966 – 79 000, a w 1967 aż 108 000.

Tekst powstał między innymi w oparciu o książkę Jill Lepore pt. My, naród. Nowa historia Stanów Zjednoczonych (Wydawnictwo Poznańskie 2020).

Trzy miliony ofiar toksyn

Teoretycznie bombardowania nie były skierowane przeciw ludności cywilnej. W praktyce to przede wszystkim ona od nich cierpiała. Amerykańskie bomby trafiały w wietnamskie wioski, domy, szkoły, szpitale, elektrownie, niosąc ludziom śmierć lub kalectwo.

Szacuje się, że w okresach największego natężenia nalotów liczba zabitych cywilów mogła dochodzić do tysiąca osób tygodniowo.


Reklama


By pozbawić komunistyczne siły schronienia Amerykanie wymyślili, że… usuną wietnamską dżunglę. W tym celu rozpoczęli rozpylanie napalmu i defoliantów (środków chemicznych pozbawiających rośliny liści). Napalm spalał tysiące hektarów dżungli, powodując bolesne oparzenia u ludzi i potworną śmierć. Z kolei użycie silnie trującego herbicydu nazywanego Agent Orange (od koloru oznaczeń na beczkach) wywoływało ciężkie choroby.

Przy użyciu herbicydów spryskano jedną czwartą powierzchni Wietnamu Południowego. Mieszkało tam 4,5 mln osób. W 2019 roku władze Wietnamu szacowały, że od tamtego czasu w wyniku działania dioksyny zmarło 400 000 ludzi, a 500 000 dzieci urodziło się z wadami. Przez lata w Wietnamie przychodziły na świat niemowlęta z potwornymi deformacjami wywołanymi przez toksyny z Agent Orange.

Do dziś w tym kraju żyje ok. 3 milionów osób z dolegliwościami wywołanymi przez Agent Orange. Od chemikaliów ucierpiało też kilkadziesiąt tysięcy amerykańskich żołnierzy, którzy zachorowali m.in. na białaczkę, raka prostaty lub chorobę Parkinsona.

Każdy może być wrogiem, każdy zasługuje na śmierć?

Równolegle z bombardowaniami prowadzono działania lądowe, a USA stopniowo zwiększały liczbę swoich żołnierzy. „Wiosną 1965 roku prezydent Johnson posłał do Wietnamu oddziały lądowe. […] W końcu roku w Wietnamie znajdowały się 184 000 amerykańskich żołnierzy” – czytamy w My, naród. Nowej historii Stanów Zjednoczonych. Pod koniec 1967 roku było ich tam już blisko pół miliona.

Bombardowanie Północnego Wietnamu. Fotografia z 1966 roku.

Jednak liczebność armii nie przekładała się na sukcesy. Partyzantów było trudno odnaleźć i zniszczyć. Pomagała im dżungla i miejscowa ludność. Często zdarzało się, że amerykańscy żołnierze po przerzuceniu w miejsce akcji nie zastawali już nikogo, bo przeciwnik rozpłynął się w lesie lub w okolicznych wioskach. Wywoływało to złość i frustrację.

Amerykanie stosowali więc terror wobec cywilów, by zniechęcić ich do wspierania Viet Congu. Palono wioski, niszczono zbiory i zasiewy, zatruwano studnie, brutalnie przesłuchiwano miejscowych, z których każdy był podejrzany o wspieranie partyzantów i każdy mógł być wrogiem.


Reklama


Masakra w My Lai. Starcy, kobiety, dzieci, nawet niemowlęta

16 marca 1968 roku kompania C z 20. Pułku Piechoty weszła do wsi My Lai w środkowym Wietnamie. Żołnierze byli podenerwowani, bo kilka dni wcześniej zginął w zasadzce ich lubiany sierżant. We wsi nie znaleziono partyzantów ani broni, ale Amerykanie chcieli wyładować złość.

Jako pierwszy strzelił dowódca kompanii, por. William Calley, zabijając starszego mężczyznę. Jego żołnierze rozbiegli się po wsi, spędzając mieszkańców do rowu melioracyjnego. Tam wykonali egzekucję na 70-80 osobach. To był tylko początek orgii zabijania.

Kobiety i dzieci w My Lai. Zdjęcie wykonane przed masakrą.

Wchodzono do chat i mordowano wszystkich wewnątrz. Przestraszeni Wietnamczycy kłaniali się lub klękali, by pokazać, że nie będą stawiać oporu, ale to nie pomagało. Żołnierze bili ich lub od razu zabijali strzałem z karabinu albo pchnięciem bagnetu.

Mordowano też kilkuletnie dzieci, a nawet niemowlęta, kobiety gwałcono, na zwłokach wycinano nożem napis „Kompania C”. Masakrę przerwał dopiero dowódca śmigłowca, chor. Hugh Thompson, który zaszokowany zagroził otwarciem ognia, jeżeli piechota nie przestanie zabijać.

Liczba ofiar jest sporna. Według Amerykanów zginęło 347 osób, według Wietnamczyków 504 osoby – starcy, kobiety i dzieci; mężczyzn we wsi nie było. Sprawę próbowano zatuszować, ale niektórzy żołnierze, dręczeni wyrzutami sumienia, zaczęli o niej mówić po powrocie do kraju. Masakra stała się głośna i wywołała skandal.

Przed sądem postawiono 26 wojskowych. Calleya skazano na dożywocie, ale prezydent Richard Nixon zamienił mu więzienie na areszt domowy. Po trzech latach porucznik został ułaskawiony, żyje w USA do dziś. Pozostałych oskarżonych uniewinniono.


Reklama


Generał zmniejsza kary

Masakra w My Lai była największą i najgłośniejszą. Ale były też inne, mniej znane. I tak na przykład w nocy z 31 stycznia na 1 lutego 1967 roku po wyparciu Viet Congu ze wsi Thuy Bo kompania H z 1. Pułku Piechoty Morskiej zmasakrowała tam cywilnych mieszkańców, zabijając według wietnamskich relacji 145 osób, w tym kobiety i dzieci.

19 lutego 1970 roku inny oddział marines – mszcząc się za niedawną śmierć kolegów – zabił 16 osób, pięć kobiet i 11 dzieci, w wiosce Son Thang. Pięcioosobowy patrol pod dowództwem kaprala Lance’a D. Herroda wchodził do kolejnych chat i zabijał wszystkich.

Amerykański żołnierz podpala dom w Wietnamie. Rok 1968.

Po powrocie do bazy żołnierze zameldowali o stoczeniu walki z Viet Congiem, w której mieli zlikwidować kilkunastu partyzantów.

Następnego dnia do Son Thang wszedł inny patrol piechoty morskiej i znalazł ciała zabitych kobiet i dzieci. Meldunek przekazano wyżej, a w dowództwie dywizji wszczęto postępowanie. Czterech członków patrolu Herroda postawiono przed sądem.


Reklama


Skazano dwóch szeregowych: jednego na dożywocie, drugiego na pięć lat więzienia. Tyle że dowódca 1. Dywizji Piechoty Morskiej gen. Charles F. Widdecke zmniejszył kary do jednego roku.

Odznaczenia za masakrę cywilów

W nocy 25 lutego 1969 roku zespół komandosów SEAL dowodzony przez 25-letniego por. Boba Kerreya przeprowadził rajd na wioskę Thanh Phong, w której według informacji wywiadu miał przebywać jeden z lokalnych komunistycznych sekretarzy.

Tekst powstał między innymi w oparciu o książkę Jill Lepore pt. My, naród. Nowa historia Stanów Zjednoczonych (Wydawnictwo Poznańskie 2020).

Specjalsi mieli go porwać lub zlikwidować. Gdy jednak weszli do wioski i przeszukali chaty, nie znaleźli działacza. W pierwszym domu natknęli się za to na starszego człowieka, którego zabili ciosami noży.

Potem zgromadzili wszystkich mieszkańców – byli to starcy, kobiety i dzieci, łącznie 15 osób – i zaczęli się zastanawiać, co z nimi zrobić. Byli za liniami wroga, na obcym terytorium, a wieśniacy mogli po ich odejściu zaalarmować Viet Cong.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

W takiej sytuacji Kerrey podjął decyzję, że cywilów trzeba zlikwidować. Amerykanie otworzyli do nich bliski ogień z broni maszynowej i strzelali przez minutę. Ciała zabitych były zmasakrowane kulami, zalane krwią, z wypływającymi wnętrznościami.

W dowództwie Kerrey zameldował, że w wiosce natknęli się na partyzantów i zabili 21 z nich. Za akcję został odznaczony Brązową Gwiazdą. O masakrze nikt by nie wiedział, gdyby nie wyrzuty sumienia jednego z żołnierzy, który po powrocie do USA opowiedział o tym, co zaszło. Kerrey (po odejściu z armii zrobił karierę polityczną, został gubernatorem Nebraski, senatorem i ubiegał się o nominację partii demokratycznej w wyborach prezydenckich w 1992 roku) zaprzeczył opowieści.


Reklama


Sam twierdził, że jego oddział został ostrzelany z wioski i odpowiedział ogniem, stąd właśnie zabici. Gdy jednak w 2001 roku opublikowano wojskowe dokumenty potwierdzające wersję żołnierza, Kerrey zaczął kluczyć, zasłaniać się niepamięcią, twierdzić, że wszystko działo się w nocy i zamieszaniu, a wreszcie wyraził ubolewanie z powodu tego „incydentu”. Odpowiedzialności karnej nigdy nie poniósł.

„Rzekome okrucieństwo”

To tylko niektóre masakry dokonane w Wietnamie przez amerykańskich żołnierzy; te które wyszły na jaw i które udokumentowano.

Płonący wietnamski dom. Na pierwszym planie widoczne zwęglone zwłoki ofiar amerykańskich żołnierzy. Rok 1968.

Gary Solis, ekspert do spraw zbrodni wojennych z Akademii Wojskowej w West Point, stwierdził, że okrucieństwa były w Wietnamie o wiele częstsze niż jest nam wiadomo. Wydano tam 122 wyroki za zbrodnie wojenne, ale prawdziwa liczba przestępstw pozostaje nieznana.

O amerykańskim podejściu do tej sprawy świadczy tytuł raportu sporządzonego w sierpniu 1967 roku na polecenie sekretarza obrony Roberta McNamary: „Rzekome okrucieństwo sił zbrojnych USA w Wietnamie Południowym”…

Przeczytaj też o najsłynniejszym zamachu w dziejach Ameryki. Morderstwo okazało się bajecznie proste.

Bibliografia


Nowe spojrzenie na historię Ameryki

Autor
Paweł Stachnik
7 komentarzy

 

Dołącz do dyskusji

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.