Andrew Jackson. Amerykanie wybrali na prezydenta zbrodniarza wojennego, mordercę i półanalfabetę

Strona główna » XIX wiek » Andrew Jackson. Amerykanie wybrali na prezydenta zbrodniarza wojennego, mordercę i półanalfabetę

„Kraj upadł, nie ma już żadnej nadziei” – rozpaczał establishment, gdy podliczono głosy oddane w wyborach w 1828 roku. W Ameryce właśnie narodził się populizm. Prezydentem został zaś „barbarzyńca, który nie umiał sklecić składnego zdania i z trudem literował własne nazwisko”: Andrew Jackson.

Pierwszych pięciu prezydentów Stanów Zjednoczonych — Washington, [John] Adams [Jr.], Jefferson, Madison i Monroe — było dyplomatami, żołnierzami, filozofami, mężami stanu i twórcami państwa. (…) Jednak do roku 1824 to pokolenie zeszło już ze sceny.


Reklama


Kandydat establishmentu. Wychowywany do prezydentury

John Quincy Adams miał być — przynajmniej w planach swojego ojca [Johna Adamsa Jra.] — ich następcą, od dzieciństwa wychowywany dla prezydentury.

„Przyszedłeś na ten świat z atutami, które okryją cię niesławą, jeśli twe sukcesy będą mierne”, pisał mu John Adams. „Jeśli nie wzniesiesz się (…) na czoło swego kraju, będzie to wynikało z twojego lenistwa, twojego niechlujstwa i twojego uporu”.

John Quincy Adams na portrecie z 1818 roku.

John Quincy Adams nie był bynajmniej obibokiem. Zaczął prowadzić dziennik w roku 1779, gdy miał dwanaście lat i towarzyszył ojcu w misji dyplomatycznej w Europie. Po ukończeniu studiów i przyjęciu do palestry pełnił funkcję ambasadora Washingtona w Holandii i Portugalii, jako ambasador swego ojca w Prusach i ambasador Madisona w Rosji. Znał czternaście języków.

Jako sekretarz stanu był autorem doktryny Monroe’a, ustanawiającej zasadę, że Stany Zjednoczone nie będą mieszać się do wojen europejskich, ale uznają wszelkie europejskie interwencje kolonialne w Ameryce za akt agresji.


Reklama


Gdy zdecydował się ubiegać o prezydenturę, miał już za sobą kadencję w Senacie oraz stanowisko profesora logiki na Uniwersytecie Browna, a także profesurę retoryki i krasomówstwa na Harvardzie.

Kandydat ludu. „Najmniej nadający się człowiek na to stanowisko”

W roku 1824 mówiło się, że amerykańscy wyborcy mieli wybierać pomiędzy „Johnem Quincym Adamsem, / który pisać umie, / A Andrew Jacksonem, / który walczy dumnie”. (…) [Ich] starcie (…) miało rozstrzygnąć, czy zwycięży republikanizm, czy demokracja (wraz z Jacksonem wygrać miała demokracja).

Tekst stanowi fragment książki Jill Lepore pt. My, naród. Nowa historia Stanów Zjednoczonych (Wydawnictwo Poznańskie 2020).

Droga Jacksona do władzy stanowiła narodziny amerykańskiego populizmu. Podstawą populizmu jest przekonanie, że najlepszy rząd to ten najbardziej bezpośrednio kierowany przez większość obywateli. Populizm dotyczy ludu, jednak u samych fundamentów odnosi się przede wszystkim do liczb.

Jackson, po bitwie pod Nowym Orleanem [z Anglikami w 1815 roku] bohater narodowy, prowadził działania przeciwko Seminolom, Czikasawom i Czoktawom, łącząc zawieranie traktatów ze znacznie częstszymi ekspedycjami zbrojnymi, w ramach planu wyrzucenia wszystkich Indian zamieszkujących południowo-wschodnie Stany Zjednoczone na zachód.


Reklama


Był zaściankowy i marnie wykształcony. (Później, gdy Harvard przyznał Jacksonowi doktorat honoris causa, John Quincy Adams odmówił wzięcia udziału w ceremonii, nazywając go „barbarzyńcą, który nie umiał sklecić składnego zdania i z trudem literował własne nazwisko”).

Cieszył się dobrze zasłużoną reputacją porywczego gwałtownika i okrutnika, tak na polu bitwy, jak i poza nim. Gdy wystartował w kampanii prezydenckiej, miał za sobą mniej niż rok zasiadania w Senacie. O jego kandydowaniu do Białego Domu Jefferson powiedział: „Jest on jednym z najmniej nadających się ludzi na to stanowisko”.

Zafałszowana biografia

Jackson podjął diabelsko chytrą decyzję. Postanowił uczynić z braku pewnych zalet — rozwagi, wykształcenia, doświadczenia politycznego — swoje atuty. Zamierzał kandydować jako porywczy wojskowy, który zawdzięczał swą karierę samemu sobie. By to uczynić, musiał opowiedzieć historię swojego życia. (…)

Andrew Jackson, człowiek z ludu, był pierwszym kandydatem na prezydenta, który osobiście brał udział w kampanii, pierwszym, który pojawił się na wpinkach wyborczych, i niemal pierwszym, który opublikował na potrzeby kampanii swą biografię.

Andrew Jackson na portrecie z 1824 roku.

W roku 1824, gdy ogłosił swoją kandydaturę, kierujący jego kampanią Eaton umiejętnie przeredagował biografię Andrew Jacksona, usuwając lub umniejszając mało korzystnie wyglądające wydarzenia z jego przeszłości, jednocześnie podkreślając wszystko, co pozytywne, i zmieniając w atuty to, co dotychczas uznawane było za słabości.

Jackson w wersji Eatona nie był niewykształcony, ale był samoukiem; nie miał złego pochodzenia i wydźwignął się dzięki własnym zasługom.


Reklama


Pierwsze takie (pra)wybory

Wybory 1824 roku zmieniły też samą metodę wybierania prezydenta. Dlaczego nominat partii miałby być wybierany poprzez caucus w Kongresie [a więc przez samych tylko deputowanych, nie zaś wyborców czy nawet działaczy partyjnych]? Taka metoda działała tylko dopóty, dopóki wyborcom nie przeszkadzało, że w wyborze prezydenta nie odgrywają praktycznie żadnej roli.

Wezwania do obalenia „Króla Caucusa” pojawiły się w roku 1822, gdy „New York American” zapytywał: „Dlaczego nie zwołać do Waszyngtonu kilka miesięcy przed okresem wyboru prezydenta generalnej konwencji delegatów republikańskich z różnych stanów, by zdecydowali większością o osobie kierowanej na ten czcigodny urząd?”.

Ulotka piętnująca wybór kandydatów drogą caucusu w Kongresie.

Dwa lata później opór wobec caucusu był już silniejszy. (…) Gdy [wobec protestów] do caucusu nie doszło, John Quincy Adams, John Caldwell Calhoun i Henry Clay po prostu ogłosili swój zamiar kandydowania.

Skutki demokratyzacji

Jackson szukał wsparcia ludu: został nominowany przez legislaturę stanu Tennessee. Trend wzrostowy poparcia dla Jacksona narastał także dzięki wyborcom świeżo obdarzonym prawami wyborczymi.


Reklama


Gdy nowe stany były przyjmowane do Unii, organizowały konwencje celem stworzenia i ratyfikowania własnych konstytucji stanowych: niemal zawsze przyjmowały rozwiązania bardziej demokratyczne od obowiązujących w pierwszych trzynastu stanach. Znosiły cenzus majątkowy dla wyborców, zastępowały nominacje sędziowskie wyborami na sędziów oraz powszechnymi wyborami delegatów do Kolegium Elektorów.

Te nowe i bardziej demokratyczne konstytucje stanowe tworzyły presję na starsze stany, by poprawiły własny ustrój. W roku 1821 już tylko trzy z 24 stanów zachowały cenzus majątkowy dla biernego prawa wyborczego. Trzy lata później 18 z 24 stanów organizowało już wybory powszechne delegatów do Kolegium Elektorów.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

„Biedni biali mężczyźni”

W rezultacie do urn oraz do ciał ustawodawczych przybywała większa liczba biedniejszych białych mężczyzn, ku wielkiej niechęci konserwatystów, takich jak kanclerz James Kent z Nowego Jorku, który podczas stanowej konwencji konstytucyjnej w 1821 roku skarżył się:

Przekonanie, że każdy człowiek, który przepracuje dzień przy budowie drogi czy spędzi bezczynnie godzinę w szeregach milicji, jest uprawniony do równego udziału w całej władzy nad rządem, jest kompletnie absurdalne i nie ma żadnego związku ze sprawiedliwością. (…)

Andrew Jackson na banknocie 20-dolarowym.

Przegrana wygranego

W roku 1824 Jackson zwyciężył w głosowaniu powszechnym, nie zdobył natomiast większości, lecz zremisował w głosowaniu elektorskim. Wybór skierowano więc do Izby Reprezentantów, która wybrała prezydenta Johna Quincy’ego Adamsa, gdy poparcia udzielił mu Henry Clay. Adams mianował następnie Claya sekretarzem stanu w swojej administracji. (…)

Jackson, wściekły z powodu tego, jak to określił, „oszustwa”, w roku 1825 zrezygnował z senatorskiego mandatu i czekał na swoją chwilę, podczas gdy liczebność elektoratu rosła.


Reklama


W latach 1824-1828 liczba wyborców zwiększyła się więcej niż dwukrotnie, z 400 tysięcy do 1,1 miliona. Ludzie, którzy brali udział w konwencji konstytucyjnej 1787 roku, kiwali siwymi głowami i ostrzegali, że Amerykanie osadzili sobie na tronie nowego króla — Króla Liczby.

4 lipca 1826 roku Stany Zjednoczone obchodziły swój jubileusz, pięćdziesiątą rocznicę deklaracji niepodległości. W miastach i miasteczkach Amerykanie organizowali parady, śpiewali, wznosili toasty i słuchali przemówień. Wiele z tych przemówień sławiło nowego demokratycznego ducha, pokonanie pogardy dla ludu, która była obecna w czasie budowania zrębów kraju.

Tekst stanowi fragment książki Jill Lepore pt. My, naród. Nowa historia Stanów Zjednoczonych (Wydawnictwo Poznańskie 2020).

„Są być może ci, którzy oburzają się na sugestię, że decyzja wszystkich ma być preferowana nad ocenę oświeconych nielicznych”, mówił w Bostonie historyk George Bancroft.

Mówią oni w sercach, że masy są niewykształcone, że farmerzy nie wiedzą nic o legislacji, że mechanicy nie porzucają swoich warsztatów i nie tworzą opinii publicznej. Jednak prawdziwa nauka polityczna uwzniośla właśnie masy.

Głos ludu, podkreślał Bancroft, „jest głosem Boga”.


Reklama


Triumf ludu, rozpacz elity

W roku 1828 Andrew Jackson w końcu pokonał Johna Quincy’ego Adamsa w wyborach. (…) [Podczas tych wyborów] narodziła się Partia Demokratyczna, partia Jacksona, partia zwykłego człowieka, farmera i rzemieślnika: partia ludu.

Jackson zdobył imponujące 56 procent w głosowaniu powszechnym. W roku 1828 głos oddało czterokrotnie więcej mężczyzn niż w 1824. Do urn ustawiały się kolejki. (…)

Przyglądając się kształtowaniu się amerykańskiej demokracji, starzejąca się elita polityczna rozpaczała i bała się, że Republika nie przetrwa rządów ludu. Jak pisał John Randolph z Wirginii: „Kraj upadł, nie ma już żadnej nadziei”.

„Król Tłuszczy”

W łagodny zimowy dzień 4 marca 1829 roku 20 tysięcy Amerykanów zebrało się w Waszyngtonie na niespokojnej inauguracji Andrew Jacksona. Parowce z Alexandrii oferowały promocyjne ceny biletów przez Potomak.

Tak zwany Coffin Handbill z 1828 roku – ulotka wyborcza przypominająca zbrodnie, jakich dopuszczał się Andrew Jackson w swojej karierze wojskowej.

„Tysiące i tysiące ludzi, wszystkich stanów, zebrały się w wielkim tłumie wokół Kapitolu”, pisała Margaret Bayard Smith. Jackson był pierwszym prezydentem, który wygłosił mowę inauguracyjną do Amerykanów. (…)

John Marshall wypowiadał słowa przysięgi prezydenckiej. Margaret Bayard Smith powiedziała, że gdy Jackson zaczął mówić, „zapadła niemal absolutna cisza, całe to mrowie wstrzymało oddech, by dosłyszeć dźwięk jego głosu”.


Reklama


Jackson gromkim głosem sławił zwycięstwo liczby. „Pierwszą zasadą naszego systemu”, powiedział, „jest, że rządzić ma większość”. Pokłonił się ludowi. Wtedy w jednej chwili lud niemal zmiażdżył go swą miłością. „Z trudem przedostał się przez Kapitol w dół do bramy, która otwiera się na aleję”, wspominała Smith.

Sędzia Sądu Najwyższego Joseph Story po zaprzysiężeniu wyszedł, lamentując nad „rządami KRÓLA TŁUSZCZY”.

Najsłynniejsza ulotka krytykująca rządy Andrew Jacksona – jego dyktatorskie zapędy i brak poszanowania dla konstytucji.

Damy mdlały, widziało się mężczyzn z rozbitymi nosami

Nawet gdy prezydent zdołał już dosiąść konia, ludzie szli za nim. „Wieśniacy, farmerzy, dżentelmeni, konno i pieszo, chłopcy, kobiety i dzieci, czarni i biali”, pisała Smith. „Powozy, wozy i dwukółki, wszystko zmierzało za nim do Domu Prezydenta”.

Podążali za Jacksonem od stopni Kapitolu aż do Białego Domu, gdzie po raz pierwszy otwarto drzwi dla publiczności. „Tłuszcza, gromada chłopców, Murzynów, kobiet, dzieci, wzniecająca bójki, kłębiąca się”, pisała Smith.

„Damy mdlały, widziało się mężczyzn z rozbitymi nosami, a budynek ogarnął zamęt, jakiego nie sposób opisać — ci, którzy dostali się do środka, nie byli w stanie wydostać się z powrotem przez drzwi, lecz musieli skakać przez okna”.

Istniała poważna obawa, że przed końcem dnia ludzie zaduszą prezydenta na śmierć. „To był jednak dzień Ludu”, podsumowała Smith, „i rządzić mieli Prezydent Ludu i sam Lud”. Rozpoczęły się rządy liczby.


Reklama


Źródło

Powyższy tekst stanowi fragment książki Jill Lepore pt. My, naród. Nowa historia Stanów Zjednoczonych. Ukazała się ona nakładem Wydawnictwa Poznańskiego w 2020 roku.

Nowe spojrzenie na historię Ameryki

Autor
Jill Lepore
Dołącz do dyskusji

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Kamil Janicki

Historyk, pisarz i publicysta, redaktor naczelny WielkiejHISTORII. Autor książek takich, jak Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa, Wawel. Biografia, Warcholstwo czy Cywilizacja Słowian. Jego najnowsza książka toŚredniowiecze w liczbach (2024).

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.