Bezrobocie w przedwojennej Polsce. Rzeczywistość była tak tragiczna, że nawet GUS fałszował liczby

Strona główna » Międzywojnie » Bezrobocie w przedwojennej Polsce. Rzeczywistość była tak tragiczna, że nawet GUS fałszował liczby

Na początku 1930 roku, gdy w Polsce dopiero zaczynano obawiać się zapaści gospodarczej, Główny Urząd Statystyczny podał, że stopa bezrobocia wynosi zaledwie 6,8%. Później nie wyrażano jej już w odsetkach, ale władze wciąż utrzymywały, że sytuacja nie jest tragiczna. Robiły to tak skutecznie, że do dzisiaj panuje przekonanie, iż w II Rzeczypospolitej bezrobocie stanowiło problem co najwyżej drugorzędny. O ile problem w ogóle. Jak było naprawdę?

Już od pierwszych miesięcy niepodległości sen z powiek polskich polityków spędzała obawa, że nad Wisłą zdarzy się to samo, co niedawno w Moskwie i Piotrogrodzie. W pamiętnikach pierwszych ludzi władzy był to stały motyw.


Reklama


Stanisław Wojciechowski – minister spraw wewnętrznych i faktyczny wicepremier w rządzie Ignacego Paderewskiego – pisał, że „kierownictwo liczną rzeszą bezrobotnych w Warszawie znalazło się całkowicie w rękach komunistów”. Niezależnie czy była to prawda czy jedna przesada, członkowie rządu drżeli na myśl, że masy pozbawionych zajęcia i zarobku robotników doprowadzą do krwawej rewolty i zaprowadzą nad Wisłą rządy bolszewickich komisarzy.

Aby spacyfikować tłumy zaczęto bezładnie i bez szerszej kontroli organizować olbrzymie roboty publiczne. „Odbywają się w trzydziestu miejscach około Warszawy i ilość zatrudnionych pracowników dochodzi do 40 000” – mówił Wojciechowski, tym razem z trybuny sejmowej.

U progu niepodległości Stanisław Wojciechowski martwił się wpływami komunistów w szeregach bezrobotnych (domena publiczna).
U progu niepodległości Stanisław Wojciechowski martwił się wpływami komunistów w szeregach bezrobotnych (domena publiczna).

Nawet to jednak nie wystarczało. Komuniści domagali się, by pracę dawać każdemu. A że „numerki” uprawniające do udziału w robotach rozdawano po znajomości i kontrolę nad nimi przejęły „organizacje niby-zawodowe”, to zaraz rozpanoszyły się poważne nadużycia. Obietnicą pracy dało się robotników zastraszyć, podporządkować, albo – skłonić do buntu przeciw tej samej władzy, od której dostawali pieniądze.

Pomimo wpompowania w przedsięwzięcie 100 milionów marek (ok. 300 milionów dzisiejszych złotych), ludzie i tak wychodzili na ulice, a ich protesty raz po raz wstrząsały Warszawą.

Wojna ratuje przed bezrobociem

Ilu Polaków było w tym trudnym okresie bez pracy? Pełne, oficjalne liczby nie są znane ani dla roku 1918 czy 1919 ani dla jakiegokolwiek kolejnego. W II Rzeczypospolitej ewidencjonowano tylko osoby aktywnie poszukujące zatrudnienia. I tylko te, które czyniły to za pośrednictwem państwowych pośredniaków.

Znawca tematu, Zbigniew Landau, szacował że wiosną 1919 roku w samej tylko dawnej Kongresówce było 650 000 bezrobotnych, choć zarejestrowano niewiele ponad połowę z tego. Wśród robotników stopa bezrobocia sięgała 59%.


Reklama


Wskaźnik zaczął radykalnie spadać dopiero za sprawą… masowej mobilizacji do Wojska Polskiego. Wojna z bolszewikami, niosąca ogromne zniszczenia i grożąca unicestwieniem polskiej państwowości, na przeszło rok uśmierzyła przynajmniej sytuację zawodową.

W grudniu 1920 oficjalnie było tylko 51 000 bezrobotnych. Potem przyszła jednak demobilizacja, a wraz z nią – na ulice wróciły rzesze ludzi żądnych pracy. Szacuje się, że faktyczna stopa bezrobocia wśród samych tylko robotników w 1921 roku wynosiła 28%, potem przejściowo spadła do około 10%, by znów zacząć rosnąć na skutek wojny celnej z Niemcami.

Poznajcie prawdę o tym jak żyli nasi pradziadkowie dzięki książce Przedwojenna Polska w liczbach (Bellona 2020).
Poznajcie prawdę o tym, jak żyli nasi pradziadkowie w książce Przedwojenna Polska w liczbach, przygotowanej przez zespół WielkiejHISTORII.pl.

Dziurawa statystyka

Oficjalne, państwowe szacunki wyglądały o wiele lepiej. Procentową stopę bezrobocia można znaleźć w Roczniku statystyki RP z 1930 roku. W ogromnym stopniu zależała ona od pory roku i chwilowych zmian w koniunkturze. W najlepszych miesiącach spadała do 3-4%, w najgorszych – przekraczała 8%.

Nadal były to liczby oparte o wybitnie dziurawą ewidencję. Mało tego: były też z samego założenia fragmentaryczne i przekłamane. I to na dziwaczne, niekonsekwentne sposoby. Przy określaniu liczby pracowników w kraju pominięto prawie wszystkich zatrudnionych w rolnictwie (ponad 60% ludności!), personel kolejowy (ale tylko w byłej Galicji), urzędników (ale wybranych, a nie każdego). Z drugiej strony za pracujących uznano „terminatorów i praktykantów, nawet gdy nie otrzymują wynagrodzenia” oraz „zatrudnionych niestale”. A więc także tych, którzy w danym momencie nie pracowali.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Łącznie do statystyki trafiły niespełna 3 miliony osób, choć czynnych zawodowo Polaków było wówczas kilkanaście milionów.

Władze fałszują dane

Podano przynajmniej jakiekolwiek procenty, dające lepsze czy gorsze wyobrażenie o sytuacji. Po tym, jak w Polskę uderzył wielki kryzys gospodarczy, nie robiono nawet tego.


Reklama


Mały Rocznik Statystyczny z 1935 roku relacjonował stopę bezrobocia w Anglii (21,6% w najgorszym 1932 roku), Danii (42,8%) czy Niemczech (45,1%), ale nie w Polsce.

Publikacja zawierała tylko liczbę osób poszukujących pracy nad Wisłą. Ta jednak, zdaniem wielu przedwojennych specjalistów, a także w opinii Zbigniewa Landaua, w okresie zapaści była już nie tylko cząstkowa, ale też celowo fałszowana.

Bezrobotni robotnicy utrzymali się za kilkadziesiąt groszy dziennie. Na zdjęciu rodzina jednego z krakowskich bezrobotnych (domena publiczna).
Wielki kryzys wpędził w bezrobocie ponad milion polskich robotników. Na zdjęciu rodzina jednego z krakowskich bezrobotnych (domena publiczna).

Według Głównego Urzędu Statystycznego na koniec 1934 roku w Polsce bez pracy pozostawało 414 000 osób. Były premier i również już były lider Polskiej Partii Socjalistycznej, Jędrzej Moraczewski, twierdził że w rzeczywistości zajęcia nie było w stanie zdobyć 1 072 000 osób, a w 1935 nawet więcej, bo 1 156 000. I co ważne liczby te są zbieżne z tajnymi szacunkami, sporządzonymi na potrzeby Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.

„Całkowite bezrobocie dotknęło w okresie wielkiego kryzysu gospodarczego co trzeciego robotnika” – twierdził Zbigniew Landau. W hutnictwie wynosiło faktycznie 42%, w górnictwie 40%.


Reklama


Nawet te ogromne procenty nie oddają rzeczywistej powagi sytuacji. Zgodnie z danymi GUS-u (tym razem wiarygodnymi) w 1928 roku 87% robotników pracowało w pełnym zakresie, sześć dni w tygodniu. W 1934 roku – już tylko 67%. Co trzecia osoba zatrudniona „w wielkim i średnim przemyśle” miała zajęcie przez trzy, cztery, a w najlepszym razie pięć dni w tygodniu. I odpowiednio niższą pensję, zwykle nie zapewniającą egzystencji.

Przestępczość, prostytucja, żebractwo

Przynajmniej częściowe bezrobocie dotykało nawet nie połowy, ale wyraźnej większości robotników. Władze mogły tuszować skalę problemu, ale Polacy i tak doskonale zdawali sobie z niego sprawę.

Bezrobotni mężczyźni śpiący na ulicy (domena publiczna).
Bezrobotni mężczyźni śpiący na ulicy (domena publiczna).

Już w roku 1927, gdy koniunktura była najlepsza w epoce międzywojennej, w Warszawie ukazała się książka Bezrobocie a kwestia mieszkaniowa wyłuszczająca niszczycielskie konsekwencje braku zajęcia, z jakimi także w tym złotym okresie zmagała się ogromna rzesza mieszkańców stolicy i kraju.

„Wzrost przestępczości, szerzenie się prostytucji, chorób, żebractwa” – wymieniał smutne skutki zjawiska autor podpisujący się jako „inżynier M. Richter”. Podkreślał też, że bezrobocie uniemożliwiało układanie jakichkolwiek planów, oszczędzanie czy też – decydowanie o przyszłości potomstwa.


Reklama


„Nikt nie wie, jaki obrać kierunek wyszkolenia do pracy zawodowej dla swych dzieci” – pisał. I zwrócił uwagę na coraz większą niechęć do zdobywania „wyższej specjalizacji”, w sytuacji gdy koszty nauki niepomiernie wzrosły, a z samych sum wydawanych na edukację można byłoby „prowadzić spokojne życie rentierów z odsetkami kapitału”. Studia tymczasem, czy nawet wyszkolenie zawodowe, wpędzały w długi i wcale nie chroniły przed bezrobociem.

Jeszcze ostrzejsze w tonie publikacje zalewały kraj w latach zapaści. Lewicujący autorzy wzywali do radykalnych rozwiązań, do demontażu całego systemu. I choć nie zawsze wprost się do tego przyznawali, w ich wywodach stale powracały komunistyczne postulaty.

Ziemianka wykopana przez warszawskiego bezdomnego nieopodal miejskiego wysypiska śmieci (domena publiczna).
Ziemianka wykopana przez warszawskiego bezdomnego nieopodal miejskiego wysypiska śmieci (domena publiczna).

„Robociarz polski” Feliks Keczmer nawoływał w broszurze Koniec bezrobocia do likwidacji pieniądza powiązanego ze złotem i z walutami zagranicznymi, bo to „mania gromadzenia kapitałów” była w jego przekonaniu „przyczyną ruiny gospodarczej”.

Także Michał Wawelberg, autor pokaźnej książki Bezrobocie i hiperprodukcja podkreślał, że trzeba zmienić system myślenia, zwłaszcza że nawet politycy i „szerokie masy społeczeństw zdają sobie sprawę z nieumiejętności wykorzystania bogactwa”. A więc: z wad kapitalizmu i wolnego rynku.


Reklama


Śmierć za kawałek śledzia

W 1933 roku Instytut Gospodarstwa Społecznego opublikował cały zbiór pamiętników bezrobotnych Polaków. Do liczącej 640 stron książki trafiło 57 osobistych relacji. Ale wydawca miał ich w zanadrzu jeszcze 717.

„Chodzi tu o rzeczy zwykłe i już powszechnie” – recenzowała ówczesna prasa. – „Robotnik traci pracę i zaczyna głodować. Razem z nim głodują żona i dzieci, starzy rodzice, albo matka-wdowa. Dzień w dzień chodzi taki biedak po mieście i szuka pracy. Nie ma jej… Wyprzedaje się ze sprzętów, ubrania, książek, wyzbywa się zegarka, pierścionka, jeśli go posiada, jednym słowem wszystkiego, co ma jaką taką wartość. Potem już przychodzi nędza, eksmisja, głód, choroby, rozpacz, baraki dla bezdomnych, żebranina, samobójstwo”.

Poznajcie prawdę o tym jak żyli nasi pradziadkowie dzięki książce Przedwojenna Polska w liczbach (Bellona 2020).
Poznajcie prawdę o tym, jak żyli nasi pradziadkowie w książce Przedwojenna Polska w liczbach, przygotowanej przez zespół WielkiejHISTORII.pl.

A jeśli nie samobójstwo – to choćby morderstwo, bo w zbiorze znalazły się i historie, gdy cierpiący najgorszy głód ludzie zabijali najbliższych. Oto przykład z Częstochowy:

Na ulicy Małej mieszkał robotnik z żoną i czworgiem dzieci. Rodzice byli bez pracy, wskutek czego wkradła się nędza. Raz matka zarobiła parę groszy, a że to był piątek, kupiła jednego śledzia i chleba, dzieląc między dzieci.


Reklama


Brat starszy, liczący 17 lat, zjadł [swój kawałek], a że było mało, zjadł również kawałek młodszego brata. Wszczęła się kłótnia, której wynikiem był trup. Brat młodszy, będąc głodny, w szale chwycił nóż, którym śledź był krajany i celnym uderzeniem w serce zabił brata… Śmierć za kawałek śledzia!

Nierozwiązany problem

Bezrobocie dotykało większości robotników i pracowników umysłowych, ale faktycznie też większości Polaków, choć w innych warstwach i w rolnictwie nie prowadzono statystyk. Na koniec 1931 roku oficjalnie bez zajęcia było 313 000 osób. Według Jędrzeja Moraczewskiego – 937 000. Ale Jan Piątkowski, który do liczby usiłował dodać robotników rolnych i rzemieślników z „małych warsztatów”, pisał już o 1 100 000 osób. A przecież w tym czasie kryzys ledwo się rozpędzał.

Co ważne, rynku pracy nie udało się unormować aż do końca epoki. Nawet w drugiej połowie lat 30., gdy gospodarka wreszcie zaczęła wychodzić na prostą, w Polsce wciąż było o wiele zbyt dużo bezczynnych rąk. W 1938 roku oficjalne statystyki mówiły o 456 000 bezrobotnych. Zdaniem Jędrzeja Moraczewskiego ich liczba sięgała 675 000. I wszystko to byli ludzie, na których ze szczególną siłą działały pół dekady później bierutowskie hasła socjalizmu i pracy dla każdego.

Miliony bezrobotnych

Kompleksowe dane, obejmujące całe społeczeństwo, musiałyby wyglądać dużo gorzej, zwłaszcza u szczytu kryzysu, bo inna postać bezrobocia pustoszyła polską wieś.

Warszawscy bezrobotni na zdjęciu z 1933 roku (domena publiczna).
Warszawscy bezrobotni na zdjęciu z 1933 roku (domena publiczna).

Przeważająca część Polaków utrzymywała się z roli, ale wobec katastrofalnego spadku cen ich praca nie przynosiła już pieniędzy zapewniających choćby minimum egzystencji. Często wręcz nie opłacało się uprawiać ziemi i zawozić płodów na targi. Tym bardziej nie zatrudniano jakiekolwiek pomocy.

O skali upadku pisał w 1935 roku Artur Hausner, autor pracy Przezwyciężenie kryzysu. Walka z bezrobociem. Z jego szacunków wynikało, że na wsiach było faktycznie od 4 do 5 milionów ludzi, dla których brakowało zajęcia i źródła dochodu.

Przeczytaj również o pensjach w przedwojennej Polsce. Ile naprawdę zarabiali nasi pradziadkowie?


Reklama


****

Powyższy tekst przygotowałem na potrzeby książki Przedwojenna Polska w liczbach (Bellona 2020)To wspólna publikacja autorstwa członków zespołu portalu WielkaHISTORIA.pl, ukazująca jak naprawdę wyglądało życie w II RP.

Prawda o życiu naszych pradziadków

Bibliografia

  1. 100 lat Polski w liczbach 1918-2018, Warszawa 2018.
  2. Hausner A.W., Przezwyciężenie kryzysu. Walka z bezrobociem. Drogi i środki, Lwów 1935.
  3. Hulka Laskowska E., Jak żyją bezrobotni?, „Ostatnie Wiadomości Krakowskie”, 4 stycznia 1933 (nr 4).
  4. Koniec bezrobocia nastąpi o ile zrozumiemy, że praca jest podstawą dobrobytu, jednodniówka w zbiorach Biblioteki Narodowej, sygn. DŻS VIIA 1a, b.d.w.
  5. Mały Rocznik Statystyczny 1935, Warszawa 1935.
  6. Landau Z., Bezrobocie [w:] Encyklopedia historii Drugiej Rzeczypospolitej, Warszawa 1999.
  7. Piątkowski J., Światowe bezrobocie, Bydgoszcz 1931.
  8. Richter M., Bezrobocie a kwestja mieszkaniowa. Zamiast zasiłków – produktywna praca, Warszawa 1927.
  9. Rocznik statystyki Rzeczypospolitej Polskiej 1930, Warszawa 1930.
  10. Wawelberg M., Bezrobocie i hiperprodukcja, Warszawa 1931.
  11. Wojciechowski S., Moje wspomnienia, cz. II, Warszawa 2017.
Autor
Kamil Janicki
1 komentarz

 

Dołącz do dyskusji

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.