Złożony organizm, jakim była Armia Krajowa, mógł funkcjonować tylko przy zaopatrzeniu w niezbędne środki: broń, amunicję, ale również materiały potrzebne na przykład do produkcji fałszywych dokumentów. Część zdobywano na terenie okupowanego kraju. Ważnym źródłem zaopatrzenia były też zrzuty lotnicze, dokonywane przez załogi samolotów latających z Wielkiej Brytanii, a później także z Włoch.
Polskie władze na emigracji podjęły pierwsze próby utworzenia stałej łączności powietrznej z krajem w listopadzie 1939 roku. Z czasem zaczęto w ten sposób transportować do okupowanej Polski także ludzi – specjalnie wyszkolonych cichociemnych.
Reklama
Pierwszy ich zrzut odbył się nocą z 15 na 16 lutego 1941, a ostatni z 26 na 27 grudnia 1944 roku. W tym czasie wystartowało 109 samolotów z cichociemnymi na pokładzie. Swój cel osiągnęło 81 z nich. Większość, aż 64, w latach 1943–1944. Łącznie do Polski wyruszyło 316 zrzutków, z czego 8 zginęło zanim przystąpili do służby w podziemiu. Aż 95 walczyło w Powstaniu Warszawskim.
Do najcenniejszych „prezentów”, jakie cichociemni przywozili z sobą należały pieniądze. Kupowano za nie broń, samochody, płacono za wykonane usługi, dawano łapówki, opłacano leczenie chorych i rannych konspiratorów, ale także wypłacano pensje, zapomogi i renty rodzinom poległych, czy w końcu – organizowano pogrzeby.
Miliardowy budżet
W 1943 roku AK dysponowała budżetem w wysokości 10 mln dolarów. Rok później środki zwiększono do 20 mln. Kwotę tę można w przybliżeniu przeliczyć na przynajmniej 600 mln dzisiejszych złotych dla roku 1943 i 1,2 mld dla 1944.
Ponieważ z otrzymywanych funduszy poszczególne komórki musiały się ze swoją „górą” rozliczać bardzo skrupulatnie (przypadki zaginięcia czy skradzenia pieniędzy badano, a winnych karano), dysponujemy dokładanymi zestawieniami finansowymi części struktur AK – nie wszystkie niestety się zachowały.
Reklama
Na co wydawano pieniądze?
Przykładowo w październiku 1943 roku Kierownictwo Dywersji Okręgu Warszawskiego AK (Kedyw) łącznie wydało 96 382,05 złotych. Z tej sumy 1986 złotych przeznaczono na leczenie rannego, 1000 na pogrzeb, a 3200 na wynajem lokali konspiracyjnych.
Zdecydowanie więcej wydano miesiąc później – aż 235 961 złotych. Tak duża różnica wynikała między innymi z zakupu samochodu za 42 000, budowy garażu za 14 000 oraz opieki medycznej, a ostatecznie i pogrzebu jednego z żołnierzy, na co wyłożono 8840 złotych.
W grudniu wydatki wróciły do poziomu sprzed dwóch miesięcy. Również w 1944 roku przeciętne rozchody miesięczne oscylowały wokół 100 000–110 000 złotych. Ponownie jednak znacząco wzrastały gdy dochodziło do kupna samochodu.
W lutym na dwa pojazdy ciężarowe wydano łącznie 205 000 złotych, a dodatkowe 7500 kosztowały trzy karty szoferskie. W kwietniu rejestracja i naprawa jednego z samochodów pochłonęła 31 000. W maju aż 112 000 złotych kosztował kolejny samochód, a 11 000 naprawa.
Znajdowała się jednak w budżecie Kedywu OW AK, oraz całego podziemia, pozycja, na którą regularnie wydawano większe kwoty: uzbrojenie.
Uzbrojenie Armii Krajowej
Dla wielu konspiratorów broń była prawdziwym marzeniem. „Jaka była cenna, piękna, jak budziła poczucie siły wie tylko ten, kto ją wreszcie zdobył czy dostał. Jaką ona wyzwalała pewność siebie i poczucie dumy!” – pisał Józef Mioduszewski „Kłos”, żołnierz AK z warszawskiego Żoliborza.
Reklama
Zdobywano ją na różne sposoby. Część zasobów pochodziła z września 1939 roku, część trafiła do kraju w zrzutach. Sztuki uzbrojenia zdobywano poza tym na wrogu, produkowano we własnych pracowniach czy wreszcie kupowano.
To był jeden z najważniejszych punktów w budżecie kosztowym Armii Krajowej. Na zakup broni w styczniu 1944 roku w Kedywie Okręgu Warszawskiego AK wydano 34 660 złotych, w lutym co najmniej 59 710, w marcu 211 970, w kwietniu 128 992, w maju 19 750, w czerwcu 51 800, zaś w lipcu – 22 000.
Dla samej pierwszej połowy roku daje to sumę przeszło pół miliona złotych tylko w odniesieniu do jednej z kilku komórek dywersyjnych w stolicy.
Ilu żołnierzy Armii Krajowej miało broń?
Choć dysponujemy tak szczegółowymi zestawieniami finansowymi, to pełnych i całkowicie wiarygodnych danych o uzbrojeniu poszczególnych oddziałów nigdy nie poznamy.
Reklama
Z jednej strony to efekt braku zachowanych materiałów, z drugiej braku pewności, czy nawet istniejące dokumenty trafnie oddają rzeczywistość. Józef R. Rybicki „Andrzej”, szef Kedywu OW AK, mówił po latach, że „sprawozdania z akcji często nie zawierały całej prawdy. Była to »literatura« (…) często nie podawano w nich np. całej zdobytej broni”.
Ze szczątkowych danych wynika, że na przykład okręg lubelski na początku 1943 roku liczył około 21 000 ludzi mających do dyspozycji 139 ckm-ów, 291 rkm-ów, 6125 karabinów i 1497 pistoletów. Jedną sztukę broni można więc był wręczyć 38% żołnierzy.
Jak na warunki konspiracyjne był to wynik bardzo dobry. Dla porównania w okręgu kieleckim wiosną 1944 roku znajdowało się blisko 30 000 ludzi, którzy w swoim arsenale mieli: 36 ckm-ów, 188 rkm-ów, 4 779 karabinów, 1 457 pistoletów i 59 pistoletów maszynowych. Oznaczało to, że broni starczało dla 21% żołnierzy.
Jeszcze gorzej sytuacja wyglądała w okręgu poznańskim. W sierpniu 1943 roku 5000–6000 ludzi mogło iść do walki mając 3 ckm-y, 3 rkm-y, 78 karabinów, 87 pistoletów i 1 pistolet maszynowy. Jakiekolwiek uzbrojenie dało się więc wręczyć zaledwie 3% żołnierzy.
****
Powyższy tekst przygotowałem na potrzeby książki Okupowana Polska w liczbach (Bellona 2020). To wspólna publikacja autorstwa członków zespołu portalu WielkaHISTORIA.pl, ukazująca realia życia Polaków w latach II wojny światowej.