Wypalanie ran wrzącym olejem. Picie krwi. Wszczepianie zwierzęcych organów… dokładnie tych, o których myślicie. Dawni chirurdzy ignorowali zdrowy rozsądek i nie liczyli się z ofiarami. Oto najbardziej nieskuteczne terapie z dawnych wieków.
Do czasów nowożytnych włącznie profesja chirurga nie cieszyła się szczególnym szacunkiem. W Amsterdamie, jak opowiada Arnold van de Laar, autor książki Pod nóż! 28 niezwykłych operacji w historii chirurgii, „grupa zawodowa chirurgów była tak mała i nic nieznacząca, że połączono ich w cech z trzema innymi niezbyt istotnymi profesjami — wytwórcami łyżew, wytwórcami drewnianych chodaków i balwierzami”. I stało się to nie w głębokim średniowieczu, ale w XVI stuleciu!
Reklama
Trudno się dziwić. Lista zabiegów, które wykonywali ci konkretni lekarze, była naprawdę ograniczona. Van de Laar, który sam jest chirurgiem, wylicza:
Do XVIII wieku chirurdzy zajmowali się głównie ranami, zakażeniami ropnymi i złamaniami. Listę tę można uzupełnić o wycinanie czy wypalanie narośli i guzów niewiadomego pochodzenia oraz upuszczanie krwi (…).
Co więcej, tak długo, jak o funkcjonowaniu ludzkiego ciała wiedziano niewiele, chirurdzy mieli skłonność, by iść po linii najmniejszego oporu. Robili po prostu to, co ich poprzednicy, nie patrząc na rezultaty. Jakie zabiegi z punktu widzenia dzisiejszej medycyny zupełnie nie miały sensu?
1. Upuszczanie krwi
Przez wiele stuleci upuszczanie krwi należało do najpopularniejszych zabiegów chirurgicznych. Uważano, że pomaga zwalczyć gorączkę. Stosowano je także w przypadku zakażenia rany, a nawet jako… terapię na zbyt silne krwawienie! Lekarz John Ranby w taki właśnie sposób próbował uleczyć księcia Williama, syna króla Jerzego II, któremu kula przeszyła nogę. Upuścił mu około pół litra krwi – jakby młodzieniec stracił jej za mało z powodu samej rany.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Jak przygotować się do porodu? Osobliwe polskie zalecenia sprzed 500 latJak pisze van de Laar w książce Pod nóż!, operacja ta ma swoje korzenie jeszcze w starożytności:
Tradycja musiała powstać tysiące lat temu podczas rytuałów przepędzania złego. Czarownicy przepędzali złe duchy (choroby), nacinając skórę ofiary, żeby duchy mogły wyjść. Krwawienie było rodzajem składania ofiary.
Starożytni Grecy składali ofiary, rozlewając po ziemi czerwone wino. Krwotoki mogły prowadzić do omdleń, co przypominało trans lub oddanie się bogom. Wszystkie te znaczenia są ze sobą prawdopodobnie spokrewnione.
Reklama
Aż do czasów średniowiecza wiara w złe duchy odgrywała ważną rolę w zwyczaju upuszczania krwi, ale w następnych wiekach mistrzowie chirurgii mieli bardziej racjonalne wyjaśnienie: chodziło o pozbycie się chorej, „zepsutej” krwi.
Opaska uciskowa na ramieniu oddzielała „zepsutą” krew od reszty i można ją było spuścić przez nacięcie w zagięciu łokcia.
Problem w tym, że nawet „nowoczesne” przesądy miały niewiele wspólnego z rzeczywistym leczeniem. Wielu pacjentów, którym upuszczano krew, po prostu umierało. Ci, których zabieg nie zabił, byli osłabieni na co najmniej kilka tygodni. Być może w pojedynczych przypadkach odnotowano jakąś ograniczoną poprawę – najprawdopodobniej był to jednak efekt placebo.
Przy tak nędznych wynikach aż dziw bierze, że z upuszczania krwi zrezygnowano dopiero… w XIX wieku!
Reklama
2. Polewanie ran wrzącym olejem (lub ich wypalanie)
Niemal równie „skuteczny” był inny starodawny przepis. Od niepamiętnych czasów zalecano, by otwarte rany… polewać wrzącym olejem! O tym, że leczenie w ten sposób nie ma żadnego sensu, przekonał się na własne oczy w 1537 roku francuski chirurg Ambroise Paré. Opatrywał on rannych w czasie walk o Turyn.
Początkowo rzeczywiście wlewał do ran rozgrzany tłuszcz, zgodnie z radą, którą znalazł w jednej z posiadanych książek. W pewnym momencie jednak gorącej cieczy zabrakło, zdał się więc na własną pomysłowość i zaczął… smarować draśnięcia maścią z oleju różanego i żółtek jajek. Łatwo się domyślić, którzy żołnierze wyzdrowieli szybciej. W każdym razie Paré nigdy więcej nie zastosował wobec swoich pacjentów polecanej przez podręczniki kuracji.
Alternatywą dla „olejowego” leczenia było (może nawet jeszcze gorsze?) wypalanie ran rozżarzonym żelazem. Po takim zabiegu uznawano, że uszkodzona część ciała jest dostatecznie „oczyszczona”, i owijano ją (zwykle brudną) szmatą. Gdy zaś pojawiało się zakażenie, można było zawsze… upuścić trochę krwi.
„W średniowieczu (…) zdrowy rozsądek zastąpiły tradycyjne przekazy. Nie patrzono na rezultaty, lecz na to, co wielki poprzednik zapisał w starej księdze” – gorzko komentuje van de Laar w książce Pod nóż! 28 niezwykłych operacji w historii chirurgii. – „Nikt się nie zastanawiał, czy smażone mięso może się zagoić”.
3. Wypalanie przepuklin rozpalonym żelazem
Krew w żyłach mogą zmrozić również dawne opisy innej operacji, której podejmowali się chirurdzy: leczenia przepukliny. Od starożytności wymyślano najróżniejsze sposoby radzenia sobie z tym problemem.
Reklama
Oprócz pełnoprawnej operacji, polegającej na nacinaniu powstałego w wyniku choroby wybrzuszenia, proponowano też prawdziwie drastyczne środki zaradcze. Van de Laar w książce Pod nóż! pisze:
(…) wybrzuszenie wypalano z zewnątrz żelazem. Trudno się domyślić, w jaki sposób ten nieludzki zabieg miał w czymkolwiek pomóc. Prawdopodobnie stosowano go, ponieważ taką metodę zalecał arabski chirurg Albucasis w książce sprzed tysiąca lat.
Warto dodać, że także „właściwy” zabieg, choć pozornie bardziej sensowny, wiązał się z dużym niebezpieczeństwem śmierci. Jak zresztą każdy w czasach, w których nie skojarzono jeszcze, że zachowanie higieny ma dla chorego fundamentalne znaczenie.
Połowa szans, że umrzesz
W XVII wieku ryzyko zgonu nawet w przypadku stosunkowo prostej operacji usunięcia kamieni nerkowych wynosiło aż 40 procent. A co dopiero w przypadku (również przeprowadzanej) operacji transfuzji krwi! No chyba, że pacjentowi kazano tę krew po prostu wypić – co też się zdarzało.
Możliwe, że tak właśnie wyglądała „transfuzja” w przypadku papieża Innocentego VIII pod koniec XV wieku…
Dopiero w XIX stuleciu nauka rozwinęła się na tyle, by także chirurgia stała się bezpieczniejsza dla życia i zdrowia pacjentów. Rozprawiono się wówczas z wieloma pokutującymi przez stulecia mitami.
Ich miejsce, jak zauważa van de Laar na kartach Pod nóż! 28 niezwykłych operacji w historii chirurgii, zajęły jednak nowe „teorie”:
Reklama
W XIX wieku Francuz Charles-Édouard Brown- -Séquard spryskiwał się w podeszłym wieku sokiem z jąder świnek morskich i oświadczył, że ma to wyraźnie odmładzające działanie (…). Chirurdzy wszczepiali pacjentom plasterki jąder zwierzęcych dla domniemanych efektów odmładzających (…).
No cóż. Nieograniczona pomysłowość badaczy, która zastąpiła autorytet ksiąg, też czasem prowadziła na manowce. O czym pisaliśmy już w innym artykule poświęconym nie mniej makabrycznej tematyce.
Polecamy:
Bibliografia:
- Arnold van de Laar, Pod nóż! 28 niezwykłych operacji w historii chirurgii, Wydawnictwo Literackie 2019.
Ilustracja tytułowa: Chirurg polewający ranę „lekarstwem” (Gerrit Lundens, Wellcome Images/CC BY 4.0).
5 komentarzy