Według spisanych w późniejszym średniowieczu sag, skandynawscy podróżnicy czterokrotnie docierali do wybrzeży Ameryki i trzy razy schodzili na ląd. Ich najwcześniejsze spotkanie z mieszkańcami nieznanego świata okazało się krwawe.
Z powodu kierunku Prądu Północnoatlantyckiego podróż przez północny Atlantyk do Kanady jest dużo trudniejsza niż z powrotem. Gdy wikingowie, trzymając się brzegu, podróżowali na Islandię i Grenlandię, zwykle korzystali z wolniejszego zimnego Prądu Grenlandzkiego. (…) Podróż wiązała się jednak z niebezpieczeństwem.
Reklama
W okolicy przylądka Farvel, najdalej wysuniętego na południe punktu Grenlandii, Prąd Grenlandzki spotyka się z dużo cieplejszym Prądem Zatokowym (Golfsztromem), tworzą się tam mgły i często wieją silne wiatry spychające łodzie z kursu.
„I nie wiedzieli dokąd płyną”. Bjarni Herjólfsson odkrywa Amerykę
To najprawdopodobniej spotkało wikinga Bjarniego Herjólfssona w 985 lub 986 roku, gdy płynął z Islandii na Grenlandię, mając nadzieję, że znajdzie swego ojca, który niedawno przeniósł się do tamtejszej nowej osady założonej przez Eryka Rudego.
W trzecim dniu podróży Bjarniego i jego towarzyszy „wiatr, z którym płynęli, ustał, ogarnęły ich północne wiatry i mgły i nie wiedzieli, dokąd płyną. A trwało to wiele dni”, opowiada saga.
Kiedy niebo się przejaśniło, ujrzeli ląd, ale Bjarni dostatecznie dużo wiedział o wyglądzie Grenlandii, żeby się domyślić, iż to nie ona. Odwiedziwszy dwa inne lądy, zmienili kurs i dotarli bezpiecznie na Grenlandię.
Reklama
Bjarni nie postawił stopy na nowym lądzie, ale jego opowieść zainspirowała Leifa Erikssona – pierwszego wikinga, któremu przypisuje się dotarcie do Ameryki – do pójścia w jego ślady. (…)
Pierwszy wiking w Nowym Świecie
Jak mówi saga, wikingowie podjęli [następnie] trzy podróże do Ameryki. Do pierwszej doszło w 1000 roku, kiedy Leif Eriksson wyruszył na czele swej załogi do kraju, który wcześniej ujrzał Bjarni Herjólfsson, gdy jego łódź zboczyła z kursu.
Bjarni opisał trzy lądy, na których nie postawił stopy, i zawrócił na Grenlandię do osady założonej przez ojca Leifa, Eryka Rudego. Piętnaście lat później Leif kupił łódź Bjarniego i wyruszył na poszukiwanie kraju, którym mógłby samodzielnie rządzić.
Najpierw Leif i jego ludzie wylądowali w miejscu, gdzie „wielkie lodowce widniały w głębi lądu, a od nich aż do morza rozciągała się jedna płaska skała”. Ląd ów nazwali Hellulandią, czyli „Ziemią Płaskich Kamieni”. Była to najprawdopodobniej Ziemia Baffina między Kanadą a Grenlandią.
Potem dopłynęli do następnego lądu. „Ta ziemia była nizinna i porośnięta lasem […] z rozległymi białymi piaskami […] o łagodnie opadającym ku morzu wybrzeżu”. Tę Leif nazwał Marklandią, czyli „Ziemią Lasów” – najprawdopodobniej chodzi o wybrzeże Labradoru w północno-wschodniej części Kanady, wciąż słynne ze swych olśniewająco białych plaż.
Oba lądy były zbyt zimne i jałowe, by zamieszkiwali je ludzie. Trzecie miejsce, do którego dotarli, wyglądało bardziej gościnnie.
„Chcieli jak najszybciej zejść na ląd”. Lądowanie w Winlandii
Przybyli wraz z niską falą odpływu, ale „tak bardzo chcieli jak najszybciej zejść na ląd, że nie mieli zamiaru czekać, aż morze podniesie się pod statkiem”, lecz wyskoczyli z łodzi i ruszyli na rekonesans.
Reklama
Odkryli żyzną ziemię porośniętą trawą z rzekami obfitującymi w ryby. Pobudowali niskie drewniane szałasy przykryte tkaninami, żeby mieli gdzie spędzić noc, i nazwali tę ziemię Leifsbudir, „Szałasami Leifa”, a samą wyspę Winlandią.
Uczeni wciąż się spierają, gdzie wikingowie wylądowali. Po spędzeniu zimy w Winlandii Leif i jego ludzie powrócili na Grenlandię, nie napotkawszy żadnych tubylców.
Kilka lat później do Winlandii postanowił wyruszyć brat Leifa Thorvald. Leif nie zamierzał płynąć razem z nim, ale pozwolił mu wziąć swoją łódź i korzystać z szałasów, które kazał zbudować w Leifsbudirze.
W przeciwieństwie do brata Thorvald spotkał mieszkańców nowego kontynentu, ale spotkanie to zakończyło się dla niego fatalnie.
Skandynawcy wojownicy w starciu z… rdzennymi jednorożcami
Wikingowie znaleźli trzy „skórzane łodzie”, pod którymi chowało się dziewięciu ludzi. Ilekroć w sagach pojawiają się tubylcy, zawsze płyną na wiosłach „łodziami krytymi skórą” lub korą brzozową.
Reklama
Choć brzozowe kanu były wówczas bardzo rozpowszechnione w północno-wschodnich rejonach Kanady i Stanów Zjednoczonych, ludzie żyjący na terenach Maine lub Nowej Szkocji używali kanu, których drewniany szkielet był obciągnięty skórą łosia.
Niczym niesprowokowani ludzie Thorvalda zabili ośmiu z dziewięciu tubylców kryjących się pod łodziami, przypuszczalnie dlatego, że chcieli sprawdzić, czy są duchami, czy istotami ludzkimi. Ludzi można zabić żelazną bronią, a duchów nie.
Dziewiąty tubylec uciekł i wrócił z posiłkami. Razem zaczęli strzelać do wikingów z proc i łuków. Strzała przeszyła pierś Thorvalda, zabijając go. Jedna z sag określa zabójcę mianem Jednonożca, stwora, który – jak wierzono dawniej – zamieszkiwał odległe lądy. W ten sposób ludzie Thorvalda wrócili na Grenlandię bez swojego wodza.
„Zatoka zdawała się jak usiana węglem”. Pokojowe spotkanie z tubylcami
Na czele trzeciej wyprawy wikingów do Winlandii stanął Islandczyk imieniem Thorfinn Karlsefni, spokrewniony przez małżonkę z Leifem.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Mając w pamięci śmierć Thorvalda, Karlsefni i jego ludzie mieli wszelkie powody do strachu, gdy zobaczyli „dziewięć skórzanych łodzi”, w których siedzieli dziwni tubylcy wywijający drewnianymi żerdziami „zgodnie z kierunkiem słońca [czyli zgodnie z ruchem wskazówek zegara], co brzmiało jak młócenie zboża”.
Zastanawiając się, czy wywijanie żerdziami oznacza pokojowe zamiary czy nie, Karlsefni kazał wystawić białą tarczę, aby powitać tubylców, którzy podeszli bliżej. „Byli to niscy, niepozorni ludzie z brzydkimi włosami; mieli duże oczy i szerokie kości policzkowe”.
Reklama
Spotkanie było krótkie. Grupy wzajemnie się poobserwowały, po czym rozeszły. Tubylcy wrócili wiosną większą gromadą, tak że „zatoka zdawała się jak usiana węglem, a na każdej łodzi także teraz obracano żerdzie”.
Skóry za wełnę
Tym razem doszło do wymiany towarów: w zamian za „ciemne niewyprawione skóry” Normanowie zaoferowali kupon czerwonego sukna z owczej wełny. Tubylcy chcieli kupić miecze i włócznie, ale Karlsefni i jego zastępca Snorri zabronili handlu bronią.
Po dobiciu targu tubylcy owijali sobie głowy nabytym suknem, a kiedy Normanom zaczęły się kończyć zapasy materiału, cięli go na coraz mniejsze kawałki, a żaden z nich nie był „szerszy niż palec”.
Mimo to miejscowi wciąż oferowali za te skrawki całe ciemne skórki. Raptem handel przerwał nagły hałas. „Z lasu wybiegł byk należący do Karlsefniego i jego drużyny, rycząc głośno”. Ryk przeraził tubylców, którzy wskoczyli do swoich łodzi i odpłynęli na południe.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Valerie Hansen pt. Rok 1000. Jak odkrywcy połączyli odległe zakątki świata i rozpoczęła się globalizacja. Ukazała się ona nakładem Domu Wydawniczego Rebis w 2021 roku.
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.