Już w listopadzie 1918 roku w niepodległej Polsce wprowadzono obowiązek posiadania dowodów tożsamości. Przepisy były jednak dziurawe, prowizoryczne, wprost nonsensowne. Przestępcy wprost zacierali ręce.
7 marca 1922 roku, w okolicach dworca wiedeńskiego w Warszawie policja schwytała mężczyznę podejrzewanego o seryjne mordowanie kobiet. Wpadł, gdy szukał nowej ofiary, a świadek potwierdził jego związek z jedną z dokonanych zbrodni. Władze nie wiedziały jednak jak nazywał się aresztant.
Reklama
Znaleziono przy nim kilka różnych dokumentów tożsamości. Nie było to zaskoczeniem. Wszelcy, choćby umiarkowanie rozgarnięci kryminaliści w Polsce potrafili wykorzystywać chaotyczne i dziurawe przepisy o ewidencji ludności.
„Tymczasowe dowody osobiste” sprzed stu lat
Już pod koniec listopada 1918 roku, a więc w niespełna trzy tygodnie po umownej dacie odzyskania przez Polskę niepodległości, świeżo powołany rząd wydał rozporządzenie w sprawie dowodów osobistych. Sklecone w pośpiechu, niezbyt przemyślane przepisy miały obowiązywać tylko przez chwilę, ale prowizorka przetrwała całe lata.
W myśl rozporządzenia każdy obywatel państwa w wieku powyżej 15 lat miał obowiązek posiadać „tymczasowy dowód osobisty”. Dokumenty miały być wydawane bezpłatnie, o ich zgubieniu należało natychmiast informować odpowiednie władze, a za posługiwanie się fałszywym dowodem groziła kara.
Obok tych zdroworozsądkowych reguł przyjęto też jednak zasadę, że nadal będą obowiązywać wszelkie dokumenty tożsamości wydane przez dawne władze zaborcze. Już ta jedna decyzja wprowadzała olbrzymi zamęt.
Reklama
Bez zdjęcia, bez wzoru, bez specjalnego papieru
Akceptowano, że Polacy będą nosić w kieszeniach przynajmniej kilkanaście różnych rodzajów dowodów, paszportów i przepustek. Co jednak ważniejsze, twórcy przepisów nie podali nawet, jak mają wyglądać nowe, polskie dokumenty.
Ustalono tylko, że należy je wystawiać „na zwyczajnym papierze”. Nie było wiadomo, kto dokładnie ma to robić, jak należy je numerować, jak zabezpieczać przed fałszerstwami. Nie wymagano nawet, by w dowodach… znajdowała się fotografia!
Stan chaosu podtrzymany
Można więc było posługiwać się cudzym dokumentem bez szczególnych obaw, że władze nabiorą podejrzeń.
W grudniu 1921 roku Ministerstwo Spraw Wewnętrznych wydało wprawdzie nowy, dokładniejszy okólnik, w którym wprowadzono wspólny wzór „książeczek” i wymóg wklejania w nich fotografii, zarazem jednak przyjęto, że stare dokumenty będą wymieniane tylko na wniosek ich posiadaczy. Stan chaosu został podtrzymany.
Typowy przypadek
Mężczyzna ujęty w marcu 1922 roku na głównym dworcu kolejowym Warszawy był w stanie potwierdzić każdą ze swoich tożsamości.
Miał dokument, według którego był Franciszkiem Balasem. Miał też taki, który stanowił, że nazywa się Szczepan Paśnik. W innej książeczce wpisano mu zaś, że jest bez wątpienia panem Witkowskim. Kim był naprawdę? O tym piszę szeroko w mojej książce Seryjni mordercy II RP.
Reklama
Bibliografia
- Okólnik (125) Ministra Spraw Wewnętrznych z dnia 17 listopada 1921 r. do wszystkich Wojewodów, Komisarza Rządu na m. st. Warszawę oraz Głównego Komendanta Policji Państwowej w sprawie dowodów osobistych, Dziennik Urzędowy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, nr 12, 31 XII 1921, poz. 378
- Rozporządzenie Ministra Spraw Wewnętrznych w przedmiocie tymczasowych dowodów osobistych, Dziennik Urzędowy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, nr 2, 13 XII 1918, poz. 22