Polscy królowie i ich żony chętnie zażywali kąpieli nawet w czasach, gdy na Zachodzie panicznie bano się wody. Pod względem higieny Wawel wyprzedzał inne pałace Europy i zapewniał wyjątkowe udogodnienia. Przynajmniej jeśli… nie było się mężczyzną.
Na przełomie średniowiecza i czasów nowożytnych w Europie zaczął narastać wprost obsesyjny strach przed wodą. Francuscy medycy doszli do przekonania, że jednym ze źródeł nawracających epidemii dżumy były gorące kąpiele, prowadzące do niebezpiecznego „rozpulchniania” ciała. Taki osąd szybko ogarnął także Anglię i kraje niemieckie.
Reklama
Z ulic europejskich miast zniknęły łaźnie komunalne, w wysokich sferach natomiast zamiast mycia zaczęto praktykować intensywne perfumowanie i częstą wymianę kołnierzy przesiąkniętych potem. Kulminacja smrodliwego trendu przypadła na XVII stulecie, kiedy francuski król Ludwik XIV otwarcie szczycił się tym, że przez całe życie doświadczył zaledwie trzech kąpieli.
Już wiek wcześniej zmierzano do takiego właśnie, wątpliwego ideału. Ale wcale nie każdy dał się ponieść fantazmatom o śmiercionośnych skutkach nawilżania ciała. Na dworze ostatnich Jagiellonów wciąż niezwykle ceniono regularne kąpiele, podobnie jak wcześniej w zamkach i grodach piastowskich.
Wawelski cud techniki… higienicznej
Na Wawelu trzymano się przekonania, że zwłaszcza liczny fraucymer, dwór kobiecy, wymaga wygodnego i swobodnego dostępu do wody, oczywiście z dala od wścibskich członków dworu męskiego. Z kąpieli chętnie korzystały poza tym same królowe.
Źródła historyczne z wieków XV czy XVI nie przechowały wiadomości o żadnej polskiej władczyni, która brzydziła się wody. Być może nie należy się więc dziwić, że do planowania łazienki najjaśniejszej pani przystąpiono, zanim nawet ruszyła wielka przebudowa rezydencji wawelskiej na renesansową modłę.
Reklama
Pierwszy gmach pałacu zaczęto modernizować prawdopodobnie w roku 1504. Ale już w 1502 czeski rurmistrz Jan z Dobruski otrzymał zlecenie na budowę i obsługę „rurmusu”, a więc wodociągu.
Niezwykłe pomysłowy (a także awaryjny i kosztowny) system pobierał wodę spod wzgórza z wykorzystaniem specjalnej pompy napędzanej kołem młyńskim. Rury biegły po stokach Wawelu, aż na obszar samej rezydencji.
„Rurmus”, prowadzony w terenie rurami ołowianymi i żelaznymi, a w rejonie pałacu także drewnianymi, docierał na mały, ukryty dziedzińczyk między domem królowych (czyli gmachem zachodnim) i katedrą. Dzisiaj miejsce to jest, niezbyt słusznie, nazywane dziedzińcem Batorego.
Właśnie na tym obszarze, przy murze zamkowym, do ściany damskiego skrzydła pałacu dobudowano parterową łazienkę królowej.
Reklama
Kąpiel bez wychodzenia z domu
Należy podejrzewać, że budynek powstał jednocześnie z renesansową siedzibą władczyń lub niewiele później. Do tego czasu rurociąg mógł zaś dostarczać wodę potrzebną murarzom.
Gmach kąpielowy połączono z pałacem za pomocą okrągłej klatki schodowej, dobudowanej od zewnątrz do muru rezydencji. Pozwalała ona dostać się na pierwsze piętro, gdzie mieszkały dwórki królowej oraz na drugie piętro, gdzie znajdował się prywatny apartament samej władczyni. Od roku 1518 zajmowała go Bona Sforza.
Na tej najwyższej kondygnacji schodki przylegały bezpośrednio do izby jadalnej najjaśniejszej pani. Aby udać się na poobiednią kąpiel, Bona nie musiała zatem wychodzić ani na zewnątrz domu, ani nawet poza swoje pokoje.
Łazienka królowej. Jak myła się Bona Sforza?
Po pokonaniu kilkudziesięciu schodków królowa trafiała do szatni o powierzchni około 25 m2. Za sprawą pieca kaflowego było tam wystarczająco ciepło, aby pozbyć się wierzchnich szat. Dalej znajdowała się mała, bardzo wąska sionka, pozwalająca wyjść na dziedzińczyk lub dostać się do właściwej łaźni.
Reklama
Ostatnia, najważniejsza salka miała nieco ponad 30 m2. Stały w niej dwie wanny kąpielowe. Nie zachowały się, ale ich kształtu można się domyślać na podstawie grafik z epoki.
Były to zapewne swoiste kadzie z podniesionymi bokami, stanowiącymi podparcie dla pleców, pozwalające myć się w pozycji siedzącej. Taką właśnie kadź widać na przykład na kartach jednej z książek Marcina Bielskiego, wydanej w Krakowie w latach trzydziestych XVI wieku.
Wanny wawelskie wykonywano z drewna lub miedzi. Na pewno jedna z metalowych kadzi stała w łazience królowej. Wspominają o niej rachunki dworskie z 1541 roku. Ważyła niemal 120 kilogramów i była pobielana z wykorzystaniem srebra lub cyny.
Poza tym mamy informację, że w pokoju kąpielowym umieszczono haczyki, służące do zawieszania ściągniętych z głów słomianych kapeluszy. Wiadomo też o drewnianej podłodze i stole sprawionym do łazienki, a także o bliżej nieznanych przyrządach fryzjerskich.
Reklama
Nieodzownym elementem wyposażenia był wreszcie piec kaflowy z miedzianym kotłem, służący do podgrzewania wody dostarczanej przez rurociąg. Dokładne zapiski na jego temat pochodzą wprawdzie dopiero z XVII wieku, ale jakaś wersja urządzenia z wielkim kotłem musiała istnieć także za czasów Bony Sforzy. Bez niego trudno byłoby sobie wyobrażać korzystanie z przybytku.
Łaźnia królów. Długa droga do wanny
Osobną łaźnię posiadali również królowie. O Zygmuncie Starym pisano, że od młodości brał kąpiele przynajmniej dwa razy w tygodniu. Jego syn Zygmunt August będzie się myć nawet dwa razy dziennie. Pomimo tak wyraźnego przywiązania do higieny najjaśniejsi panowie nie dysponowali na Wawelu równie nowoczesnym i komfortowym rozwiązaniem, co ich szacowne małżonki.
Nie próbowano nawet budować drugiego „rurmusu” z myślą o gospodarzach rezydencji. Łaźnia króla przynajmniej od lat dwudziestych XVI stulecia znajdowała nad brzegiem Rudawki – na wschód od wzgórza wawelskiego, nad rzeczką obiegającej podnóża skały i stanowiącej swoistą fosę. Aby wziąć kąpiel, władca musiał zatem każdorazowo opuścić swój pałac i udać się w dość długi spacer.
Zimą perspektywa przebieżki na mrozie zaraz po gorącej kąpieli raczej nie napawała optymizmem. Nic jednak nie słychać o planach przenoszenia przybytku na szczyt skały.
Łaźnia, położona blisko dzisiejszego skrzyżowania ulic Grodzkiej i Podzamcze, była za to remontowana i coraz wspanialej ozdabiana.
Wiadomo na przykład, że ściany pokoju kąpielowego pokryto malowidłami, wyobrażającymi greckie boginki związane z wodą, Charyty. Jak zaznacza profesor Stanisław Mossakowski, nie da się tylko ustalić, czy te postacie mitologiczne przedstawiono skromnie w ubraniach, czy też na modłę artystów renesansowych: nago.
Reklama
Unicestwiony zabytek
Wzmianki o łaźni używanej przez królów zniknęły ze źródeł wcześnie, już w dobie nowożytnej. Łazienka królowej, dobudowana bezpośrednio do gmachu pałacu, przetrwała jednak o wiele dłużej.
Jej budynek został podniesiony przez Bonę Sforzę, która powyżej umieściła dwie kondygnacje mieszkalne, a na samym szczycie prywatny taras widokowy. Spory budynek, jeszcze wielokrotnie przebudowywany, istniał wciąż na początku XX wieku. O jego wyburzeniu postanowiono przed 1910 rokiem. I co warto podkreślić, decyzję podjęli nie zaborcy, ale polscy konserwatorzy, nie dostrzegający historycznych walorów tej części pałacu.
****
Powyższy tekst powstał w oparciu o moją nową książkę pt. Wawel. Biografia. To pierwsza kompletna opowieść o historii najważniejszego miejsca w dziejach Polski: o życiu władców, ich apartamentach, zwyczajach, o setkach innych lokatorów Wawelu i o fascynujących zdarzeniach, które rozgrywały się na smoczej skale przez ponad tysiąc minionych lat.