Działaczki ruchu kobiecego wniosły ogromny wkład w odzyskanie niepodległości. Nie walczyły jednak wyłącznie o Polskę, ale też o równe prawa dla obu płci i pełen dostęp do świata polityki. Ich starania miały przełomowe skutki. Już w 1919 roku od kobiet zależały losy władzy w II Rzeczpospolitej.
Na Józefa Piłsudskiego naciskano, by natychmiast umożliwił Polkom udział w demokratycznych wyborach. Decyzja była nieuchronna, choć zarówno Naczelnik Państwa, jak i jego współpracownicy poważnie obawiali się jej konsekwencji. Jak pisze historyczka Dobrochna Kałwa, lewicowi politycy widzieli wówczas w kobietach elektorat bierny i ślepo posłuszny nakazom kleru.
Reklama
Większość kobiet nad Wisłą istotnie skłaniała się ku poglądom konserwatywnym, endeckim i to mimo, że lider Narodowej Demokracji Roman Dmowski krytycznie traktował pomysł przyznania Polkom pełni praw obywatelskich.
Uważał, że miejsce dla żon i matek jest w domach, a nie w ławach sejmu czy na mównicy. Wyniki pierwszych wyborów do parlamentu, przeprowadzonych 26 stycznia 1919 roku, pokazały, że obawy polityków o socjalistycznym rodowodzie nie były bezpodstawne.
Ulotki skierowane do pań zachęcały je do pójścia do urn niezależnie od preferencji politycznych. Agitacja polegała zresztą nie tylko na wiecowaniu i kolportażu druków. Działaczki niestrudzenie chodziły od domu do domu, by uświadamiać współobywatelki co do tego, jakie prawa im przysługują. W zakresie zaangażowania odniosły niewątpliwy sukces.
Wyraźna większość
W początku 1919 roku panie stanowiły nie tylko większość dorosłej populacji kraju, ale też – wyraźną większość osób uprawnionych do głosowania. Ordynacja wyborcza zakazywała bowiem udziału w wyborach wszystkim żołnierzom znajdującym się w służbie czynnej.
Reklama
Nie są znane uśrednione, ogólnokrajowe dane o frekwencji w podziale na płeć. Wiadomo jednak, ze w czołowych ośrodkach kobiety udawały się do urn równie chętnie co mężczyźni. W Łodzi zagłosowało 80,96% panów i 78,12% pań.
W Warszawie różnica była większa (71,47 do 66,92%), ale już na przykład w Krakowie sytuacja kształtowała się odwrotnie. Kobiety zaangażowały się w proces demokratyczny chętniej od mężczyzn. Ich frekwencja wyniosła 70,86%, a frekwencja panów – 63,64%.
Absolutne zwycięstwo (prawicy)
„Niedocenianie kobiet, nie tylko tych, które są wybierane, ale również tych, które mogą wybierać, było ogromnym błędem politycznych liderów” – podkreśla doktor Małgorzata Niewiadomska-Cudak.
Wprawdzie kobiety zajmowały tylko 10%, zwykle najgorszych miejsc na listach, ale to one przesądziły o wynikach wyborów. Swoje głosy gremialnie oddały na prawicę.
Reklama
W efekcie Narodowy Komitet Wyborczy Stronnictw Demokratycznych, w skład którego wchodziły między innymi endecja i Stronnictwo Chrześcijańsko-Demokratyczne, uzyskał 37% głosów, zostawiając daleko w tyle inne ugrupowania, w tym ludowców oraz Polską Partię Socjalistyczną, z której wywodził się Józef Piłsudski.
Pierwszych osiem „posełek”
Z wyborami 1919 roku wiąże się jeszcze jedna liczba ważna dla dziejów równouprawnienia.
Po raz pierwszy w ławach poselskich zasiadły kobiety. Było ich osiem: Gabriela Balicka (Związek Sejmowy Ludowo-Narodowy), Jadwiga Dziubińska (Polskie Stronnictwo Ludowe „Wyzwolenie”), Irena Kosmowska (Polskie Stronnictwo Ludowe „Wyzwolenie”), Maria Moczydłowska (Narodowe Zjednoczenie Ludowe), Zofia Moraczewska (Związek Polskich Posłów Socjalistów), Zofia Sokolnicka (Narodowa Demokracja), Franciszka Wilczkowiakowa (Narodowy Związek Robotniczy) oraz wybrana w wyborach uzupełniających Anna Anastazja Piasecka (Narodowe Stronnictwo Robotnicze, następnie Polskie Stronnictwo Ludowe „Piast”).
Grupa ta reprezentowała całe spektrum polityczne, ale łączyło ją wspólne przekonanie, że Polki odegrają ważną rolę w odbudowie kraju. Ponieważ obecność kobiet w ciałach przedstawicielskich pozbawiona była precedensu, Polacy mieli problem z tym, jak nazywać reprezentantki narodu.
Rozważano użycie słowa poślica, posełkini, posełka. Wreszcie przed końcem lat dwudziestych stanęło na posłankach, który to termin funkcjonuje do dziś.
Szklany sufit
W czasie dwóch dekad niepodległości w ławach sejmowych zasiadły 32 posłanki i 18 senatorek. Część z nich pełniła swą funkcję przez więcej niż jedną kadencję.
Michał Śliwa w artykule Kobiety w parlamencie Drugiej Rzeczpospolitej zwraca uwagę, że grono wyróżniało się na tle reszty parlamentarzystów pod względem pochodzenia społecznego. Posłanki i senatorki wywodziły się z rodzin inteligenckich, ziemiańskich, inteligencko-ziemiańskich. Wśród nich była tylko jedna reprezentantka rodziny mieszczańskiej i jedna rodziny robotniczej.
Bez względu na wykształcenie i doświadczenie parlament nie dopuszczał ich do sprawowania ważniejszych funkcji. Mogły najwyżej pracować w komisjach. Nie licząc symbolicznego epizodu Ireny Kosmowskiej w składzie pozbawionego faktycznej władzy gabinetu Ignacego Daszyńskiego (Lubin, początek listopada 1918 roku) żadna polityczka nie znalazła się też w polskim rządzie.
Reklama
****
Powyższy tekst przygotowałam na potrzeby książki Przedwojenna Polska w liczbach (Bellona 2020). To wspólna publikacja autorstwa członków zespołu portalu WielkaHISTORIA.pl, ukazująca jak naprawdę wyglądało życie w II RP.
Prawda o życiu naszych pradziadków
Bibliografia
- Łysko M., Udział kobiet w życiu publicznym II Rzeczypospolitej Polskiej, „Miscellanea Historico-Iuridica”, t. 14 (2015).
- Niewiadomska-Cudak M., Reprezentatywność i aktywność kobiet w polskim parlamencie w latach 1919–1939, „Studia Wyborcze”, t. 15 (2013).
- Niewiadomska-Cudak M., Walka o prawa wyborcze kobiet w Polsce, „Pedagogika Rodziny”, t. 3 (2013).
- Śliwa M., Kobiety w parlamencie Drugiej Rzeczypospolitej, [w:] Kobieta i świat polityki, red. A. Żarnowska, A. Szwarc, Warszawa 1996.
- Śliwa M., Udział kobiet w wyborach i ich działalność parlamentarna, [w:] Równe prawa i nierówne szanse. Kobiety w Polsce międzywojennej, red. A. Żarnowska,
A. Szwarc, Warszawa 2000. - Wiechik O., Posełki. Osiem pierwszych kobiet, Poznań 2019.
1 komentarz