Policja Polska Generalnego Gubernatorstwa była jedyną formacją złożoną z Polaków na okupowanych terenach, której Niemcy pozwolili nosić broń. Z założenia granatowi policjanci stali na straży prawa. Szybko jednak część z nich splamiła swój honor otwartą kolaboracją z wrogiem. Nawet co dziesiąty zdradził.
Początkowo główne obowiązki Policji Polskiej (PP) obejmowały typowe zadania policyjne, powiązane z misją utrzymania porządku publicznego: służbę wartowniczą w różnych instytucjach okupacyjnych, np. w sądach podczas przesłuchań i rozpraw, kierowanie ruchem drogowym i ulicznym, egzekucję rozmaitych zarządzeń, np. przepisów sanitarno-higienicznych, ochronę urzędników administracji cywilnej w kontaktach z petentami, towarzyszenie różnym jednostkom niemieckiej policji i asystowanie im podczas wykonywanych zadań, takich jak pilnowanie aresztantów itp.
Reklama
Jawne prześladowanie ludności
Z czasem polskich policjantów coraz częściej wykorzystywano do działań graniczących z kolaboracją. Już w czasie jednej z narad w 1940 roku Bruno Streckenbach, Dowódca Policji Bezpieczeństwa (BdS) w Generalnym Gubernatorstwie, powiedział Hansowi Frankowi, że PP należy użyć przeciwko polskiej ludności:
Nasze doświadczenia z Policją Polską są stosunkowo dobre. […] Niezbędne jest, ażeby ci polscy policjanci znali ludzi i bezwarunkowo wydawali ich nam, ręce, która ich karmi.
Między innymi zadania policji granatowej, które rychło wykroczyły poza proste wykonywanie obowiązków i przeobraziły się w jawne prześladowania ludności, obejmowały dochodzenie w sprawie różnych przestępstw gospodarczych. Policjanci często wykazywali się nadgorliwością w zabieraniu produktów rolnych, tzw. kontyngentów żywności, na wsiach i w zwalczaniu szmuglu, co powodowało, że ludzie nie dojadali, i zasługuje na miano otwartej kolaboracji z okupantem.
Ucisk ekonomiczny
Do tej samej kategorii wypada zaliczyć konfiskaty nielegalnych towarów oraz wyłudzenia od chrześcijańskich Polaków i Żydów, aresztowanych w powiązaniu z wykroczeniami gospodarczymi, w istocie z oczywistym zamiarem przywłaszczenia ich pieniędzy i innych dóbr.
Praktyki takie stały się coraz częstsze po utworzeniu zamkniętych dzielnic żydowskich w licznych miejscowościach, gdyż sytuacja bytowa Żydów była jeszcze gorsza od tej będącej udziałem Polaków. Zgodnie z raportem polskiego podziemia:
<strong>Przeczytaj też:</strong> Tysiące Polaków donosiły Niemcom na sąsiadów i znajomych. Jak Państwo Podziemne oceniało tych zdrajców?Po powstaniu gett zdeprawowanie mundurowych [granatowych policjantów] przybrało najbardziej prymitywne formy. Współudział w szmuglu, przemycanie Żydów za mury getta [i] wyłudzanie pieniędzy od uciekinierów to tylko niektóre z ich źródeł nieuczciwych dochodów. Ten proceder ograbiania każdego, kto wpadł im w łapy, stał się tak powszechny, że nawet Niemcy to dostrzegli i wydali odnośne instrukcje w lipcowym okólniku dla kierownictwa [polskiej policji].
Taki nacisk ekonomiczny trwał, a nawet przybierał coraz to nowe formy, takie jak wymuszanie wielokrotnie zawyżonych opłat, blokowanie dostaw żywności z prowincji do miast i żydowskich gett, organizowanie punktów kontrolnych na drogach dojazdowych, stacjach kolejowych i mostach, wreszcie przeszukiwanie pociągów. Niemieccy okupanci – a zatem i PP – przywiązywali szczególne znaczenie do kwestii czarnego rynku. Aby nad nim zapanować, organizowali „naloty” na sklepy i magazyny i likwidowali bazary.
Udziała w łapankach
Polscy policjanci dostawali ścisłe polecenia w sprawie tego, ilu handlarzy trzeba zatrzymać, by wywiązać się z narzuconych limitów. Pomimo tej presji ze strony niemieckich zwierzchników próby likwidacji pokątnego handlu niewiele przyniosły. Do innych zadań PP, które nierzadko prowadziły do nadużywania władzy, należał przymusowy nabór polskich robotników do pracy w Niemczech.
Początkowo funkcjonariusze PP mieli doprowadzać wskazane osoby, z list nazwisk sporządzanych przez Urząd Pracy (Arbeitsamt), do punktów zbiorczych. Po pewnym czasie policjanci musieli już urządzać „obławy”, aby dostawić wyznaczoną liczbę ludzi do robót w Rzeszy. Polska prasa podziemna ostro potępiała ten proceder:
Polacy, ci zatrudnieni w urzędach pracy i tzw. granatowa policja, którzy uczestniczą w tzw. łapankach i którzy dają się wykorzystywać w taki jawny i szkodliwy sposób w działaniach przeciwko współobywatelom, zostaną bezwzględnie ukarani.
Mobilizowania PP do udziału masowych aresztowań podczas obław, obejmujących całe dzielnice, z czasem w dużym stopniu zaniechano wskutek wielu protestów policjantów uczestniczących w takich akcjach – nigdy jednak nie zrezygnowano z tego całkowicie.
Reklama
Równocześnie powstawały w niektórych oddziałach PP „grupy myśliwskie”, złożone ze skorumpowanych polskich policjantów, które gorliwie żerowały nie nieszczęściu Żydów i Polaków, prześladując ich dla własnego zysku. W jednym z raportów podziemia z Warszawy z października 1942 roku czytamy:
Pomimo zawieszenia masowych obław, odnotowano kilka mniejszych łapanek, przeprowadzanych wieczorami przez granatową policję (niektórzy policjanci urządzali je na własną rękę).
Udział policji granatowej w egzekucjach
Za niewątpliwy akt kolaboracji trzeba uznać udział polskich policjantów w egzekucjach i akcjach terrorystycznych przeciwko ludności. Takie egzekucje zaczęły się w Warszawie na początku 1941 roku. 12 lutego PP rozstrzelała kobietę podejrzewaną o zabicie folksdojcza.
Latem 1941 roku inna jednostka PP rozstrzelała 12 Polaków, u których znaleziono broń. W połowie listopada 1941 roku doszło do pierwszej masowej egzekucji w warszawskim getcie; 32 polskim policjantom rozkazano wtedy rozstrzelać ośmiu Żydów.
Wobec licznych protestów zgłaszanych przez funkcjonariuszy PP, 21 marca 1942 roku Gerhard Winkler, BdO w Generalnym Gubernatorstwie, wydał ogólny zakaz wykorzystywania PP do przeprowadzania egzekucji. I chociaż wspomniany zakaz ograniczył liczbę podobnych incydentów w następnych tygodniach i miesiącach, to nadal się one zdarzały. Później polscy policjanci wielokrotnie bywali wykorzystywani do asystowania w egzekucjach albo rozkazywano im osobiście likwidować więźniów.
Przeprowadzanie egzekucji było działaniem w tak oczywisty sposób wymierzonym przeciwko polskiej ludności, że co rusz dochodziło do przypadków odmowy rozstrzelania schwytanych Polaków lub Żydów przez polskich policjantów (np. w Opolu Lubelskim 23 października 1942 roku). O presji wywieranej na polskich funkcjonariuszy oraz niebezpieczeństwach związanych z podobną niesubordynacją świadczyć może zdarzenie, które miało miejsce w Lesie Kabackim na południe od Warszawy.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Niemcy przyszli spalić mój dom i zabić rodzinę. Nasłała ich sąsiadkaTam polscy policjanci odmówili rozstrzelania więźniów z osławionego więzienia na Pawiaku. Dwóch z tych funkcjonariuszy od razu skazano na śmierć, a pozostałych ostatecznie zmuszono do uczestniczenia w egzekucji.
Policja granatowa a prześladowanie Żydów
Udział policji granatowej w prześladowaniach Żydów nie ograniczał się jedynie do uczestnictwa w egzekucjach żydowskich ofiar. Wkrótce po ogłoszeniu 15 października 1941 roku „drugiej dyrektywy o ograniczeniu prawa stałego pobytu w Generalnym Gubernatorstwie” Viktor Pesch, Komendant Policji Porządkowej (KdO) w dystrykcie warszawskim, wydał zarządzenie jednoznaczne w swojej treści:
Dla zapewnienia wprowadzenia powyższej dyrektywy w Generalnym Gubernatorstwie, w przyszłości w razie prób ucieczek z getta każdy pol.[ski] policjant ma użyć broni palnej, także przeciwko kobietom i młodocianym. Ponadto, jak podkreślałem w wielokrotnie wydawanych zarządzeniach, jest to główne zadanie Policji Pol.[skiej].
Powyższy cytat wskazuje, że nie była to pierwsza inicjatywa tego rodzaju podjęta przez KdO. Wedle Pescha, pilnując obrębu getta, patrole Policji Porządkowej, a zwłaszcza podlegającej jej PP, powinny były uczynić z samorzutnego mordowania żydowskich uciekinierów standardową praktykę w dystrykcie warszawskim.
Policja granatowa bywała też często wykorzystywana podczas akcji „Reinhard”, gdy w całym Generalnym Gubernatorstwie przystąpiono do likwidowania żydowskich dzielnic i osiedli, a ich mieszkańców albo rozstrzeliwały na miejscu niemieckie oddziały policyjne, albo też wywożono ich do obozów zagłady (takich jak Bełżec, Sobibór, Treblinka i Majdanek) i tam mordowano. […]
Reklama
Podczas akcji deportacyjnych z osiedli żydowskich PP zazwyczaj obstawiała granice getta, lecz czasem także przeszukiwała żydowską miejscowość bądź dzielnicę. Nie wszyscy policjanci zachowywali się wtedy przyzwoicie, jak zapisał w swoim dzienniku pewien polski lekarz ze Szczebrzeszyna w dystrykcie lubelskim bezpośrednio po wywózce Żydów z tamtejszego getta:
Dzisiaj działają „nasi” żandarmi i granatowi policjanci, którym kazano zabijać na miejscu każdego złapanego Żyda. Rozkaz ten wykonują bardzo gorliwie. Od rana zwożą furmankami z różnych stron miasta, a najwięcej z żydowskiej dzielnicy zwanej „Zatyły”, trupy zabitych Żydów.
Na kirkucie kopią duże doły i tam grzebią [zamordowanych]. W ciągu całego dnia wynajdywano Żydów w najrozmaitszych kryjówkach. Rozstrzeliwano ich na miejscu lub odprowadzano na kirkut i tam zabijano.
Setki zabitych granatowych policjantów
[…] Zaangażowanie części policji granatowej w niemiecką okupacyjną tyranię i udział w obławach na Żydów, akcjach antypartyzanckich oraz terrorystycznych „pacyfikacjach” na polskiej wsi doprowadziło do tego, że policjanci kolaborujący z okupantem często padali ofiarą ataków i zamachów.Wedle oficjalnych niemieckich statystyk funkcjonariusze PP byli szczególnie narażeni na śmierć w trakcie wykonywania służbowych obowiązków: w samym tylko 1942 roku w Generalnym Gubernatorstwie średnio co cztery dni ginął polski policjant. Zachowane dane statystyczne wskazują, że w zaledwie trzymiesięcznym okresie w 1944 roku postrzelono śmiertelnie 186 policjantów i zraniono kolejnych 73.
Granatowi policjanci w służbie ojczyzny
Z drugiej strony wypada podkreślić, że równocześnie bardzo wielu polskich policjantów współdziałało z różnymi instytucjami polskiego ruchu oporu. Zarówno Rząd Polski na uchodźstwie, jak i większość ugrupowań podziemnych (z wyjątkiem prosowieckich komunistów) milcząco godzili się z faktem utworzenia PP z byłych pracowników przedwojennej Policji Państwowej.
Dla większości oficerów wyższej rangi oraz zdecydowanej większości etatowych funkcjonariuszy PP oczywista była potrzeba infiltrowania niemieckich struktur policyjnych i przekazywania informacji na ich temat polskim organizacjom pod-ziemnym. […]
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Od 1944 roku zdecydowana większość polskich policjantów była uważana przez Niemców za ludzi niewiarygodnych, a ich środowisko było bardzo poważnie infiltrowane przez podziemie. Skutkowało to podejmowaniem kroków odwetowych. […]. Jak twierdzi Adam Hempel, polski ekspert w dziedzinie historii PP, ogółem około 10–15 procent granatowych policjantów albo znalazło się do obozach koncentracyjnych, albo zginęło z rąk Niemców.
Ilu granatowych policjantów kolaborowało?
W istocie nadzwyczaj trudno o oszacowanie „stopnia”, w jakim kolaborowali z okupantem polscy policjanci. Według Adama Hempela, bazującego na danych zebranych przez polski ruch podziemny, za kolaborantów można uznać do 10 procent granatowych policjantów i pracowników polskiej policji kryminalnej.
W latach powojennych byli polscy policjanci byli traktowani bardzo nieufnie i spadły na nich liczne kary. Po wkroczeniu Armii Czerwonej Polska uległa przymusowej komunizacji. Związek Sowiecki nie uznał Rządu RP na uchodźstwie i zastąpił go marionetkowymi władzami komunistycznymi, zorganizowanymi w Lublinie. Te z kolei uznały wszystkich byłych funkcjonariuszy PP za „wrogów klasowych”, podejrzewanych o kolaborowanie z niemieckimi okupantami.
Na mocy […] dekretu z 31 sierpnia 1944 roku, o karaniu zbrodniarzy wojennych i zdrajców, około 600 z mniej więcej 15 000 byłych polskich policjantów postawiono przed komunistycznymi sądami i skazano. Większość z nich dostała wieloletnie wyroki więzienia.
W szczególnych przypadkach policjanci bywali nawet skazywani na śmierć. Jednak ponieważ komunistyczne trybunały w Polsce karały wszelką działalność antykomunistyczną, niezależnie od jej charakteru, to liczba skazańców mówi niewiele o tym, w jakiej mierze byli oni faktycznie uwikłani w kolaborację.
Reklama
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Waffen SS, wydanej nakładem Znaku Horyzont (2019). Książkę znajdziesz w atrakcyjnej cenie na empik.com.
Tytuł, lead, śródtytuły i teksty w nawiasach kwadratowych pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.
7 komentarzy