Kompromitująca porażka CIA. Dlaczego nie byli w stanie zwerbować w Moskwie ani jednego agenta?

Strona główna » Historia najnowsza » Kompromitująca porażka CIA. Dlaczego nie byli w stanie zwerbować w Moskwie ani jednego agenta?

Amerykański wywiad, gdy chodziło sytuację w sercu Związku Radzieckiego, był zupełnie głuchy i ślepy. Dlaczego tak długo CIA nie była zdolna zwerbować żadnego agenta?

W pierwszych latach zimnej wojny, toczonej przez Stany Zjednoczone i Związek Radziecki, CIA utrzymywała w tajemnicy wyjątkowo niewygodny dla siebie fakt. Agencja nie zdołała zdobyć w Moskwie choćby jednego przyczółka.


Reklama


CIA nie rekrutowała agentów w stolicy wrogiego państwa z powodu ryzyka – „ogromnego niebezpieczeństwa”, jak wyjaśnił pewien oficer prowadzący – z jakim się to wiązało. Proces werbunku na każdym etapie, od identyfikacji potencjalnego szpiega, aż po próbę nawiązania z nim kontaktu, toczył się na oczach wszędobylskich funkcjonariuszy bezpieki.

Schwytanemu na gorącym uczynku wrogowi ludu groziła natychmiastowa śmierć. CIA otrzymywała zaszyfrowane informacje jedynie od agentów zrekrutowanych poza granicami ZSRR, którzy później powrócili do ojczyzny. Przez długi okres Amerykanie nie umieszczali szpiegów w „sercu ciemności” (…).

Moskwa w 1952 roku (domena publiczna).

Narodziny CIA

CIA zrodziła się w następstwie klęski poniesionej w Pearl Harbor. Pomimo sygnałów ostrzegawczych Japonia przeprowadziła 7 grudnia 1941 roku zaskakujący i zakończony sukcesem atak na amerykańską bazę wojskową, który kosztował życie ponad dwóch tysięcy czterystu Amerykanów.

Samoloty japońskie zatopiły bądź uszkodziły dwadzieścia jeden okrętów wchodzących w skład Floty Pacyfiku, wpychając Stany Zjednoczone w objęcia wojny.

<strong>Przeczytaj też:</strong> Szpieg, który zarabiał więcej, niż amerykański prezydent. Czy naprawdę był tyle wart?

Operacje wywiadowcze prowadziło kilka odrębnych agencji i nikt nie myślał o koordynacji działań – przeprowadzone na polecenie Kongresu USA śledztwo ustaliło, że „rozczłonkowany proces ponosił dużą odpowiedzialność” za poniesioną klęskę.

Powołanie do życia CIA – w 1947 roku – odzwierciedlało determinację kongresmanów i prezydenta Trumana, którzy poprzysięgli sobie, że nie dopuszczą do drugiego Pearl Harbor. Truman chciał, aby CIA dostarczała waszyngtońskim decydentom obiektywne analizy bieżącej sytuacji. Miała być pierwszą scentralizowaną cywilną agencją wywiadowczą w historii Stanów Zjednoczonych.


Reklama


Polityka powstrzymywania

Jednak początkowe plany dotyczące CIA szybko zweryfikowano z powodu rosnącego zagrożenia ze strony Związku Radzieckiego – blokady Berlina, zaciskającej się na Europie Wschodniej pięści Stalina, budowy bomby atomowej. Poszerzono zakres obowiązków agencji, a analizę materiałów wywiadowczych uzupełniono prowadzeniem tajnych operacji.

Realizując politykę powstrzymywania, której zasady nakreślił po raz pierwszy George Kennan w telegramie wysłanym z Moskwy w 1946 roku, Stany Zjednoczone starały się przeciwdziałać próbom przenikania agentów radzieckich do rządów i instytucji państwowych na całym świecie.

Artykuł stanowi fragment książki Davida E. Hoffmana Szpieg za miliard dolarów (Bellona 2020).

Zimna wojna była w początkowym stadium rywalizacją dwóch mocarstw o wyniszczoną Europę, lecz bardzo szybko rozlała się na pozostałe kontynenty. USA i ZSRR rywalizowały na wielu polach – ideologicznych, politycznych, kulturowych, ekonomicznych, geograficznych, militarnych. A CIA znajdowała się na pierwszym froncie toczonych walk.

Na szczęście ta rywalizacja nigdy nie doprowadziła do otwartego starcia – mocarstwa zmagały się w tajemnicy, w świecie cieni leżącym pomiędzy pokojem a wojną. W „zaułkach i bocznych uliczkach świata”, jak określił to sekretarz stanu Dean Rusk.


Reklama


To nie są warunki do szpiegowania

Z powodu ogromnego niebezpieczeństwa jedną ze wspomnianych uliczek Amerykanie omijali szerokim łukiem – Związek Radziecki. Zwycięstwo odniesione w trakcie II wojny światowej nad hitlerowskimi Niemcami utwierdziło Stalina w przekonaniu o sile i trwałości państwa radzieckiego.

Brutalny system represji zapoczątkowany przez aparat władzy w latach trzydziestych udoskonalono, roztaczając go na wszystkie aspekty życia i wprowadzając do świadomości zwykłych ludzi pojęcia o negatywnym wydźwięku, takie jak: „wrogowie ludu”, „szpiedzy”, „degeneraci”, „imperialiści”, „kosmopolici”.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Rosjanom nie wolno było czytać literatury obcej ani słuchać zagranicznych rozgłośni radiowych. Większość ludzi mogła jedynie pomarzyć o zamorskich wojażach, a władza nie pozwalała na kontakty z obcokrajowcami, surowo za nie karząc.

W telefonach montowano podsłuchy, otwierano listowną korespondencję, zachęcano do donoszenia na sąsiadów. Tajne służby wchodziły z butami do każdej fabryki i każdego biura. Rozmawiając szczerze, nawet w gronie bliskich osób i przyjaciół, można było narazić się na niebezpieczeństwo. Nie były to warunki sprzyjające szpiegowaniu.

Moskwiczanie w 1959 roku (domena publiczna).

Młoda, „naiwna” agencja

W pierwszych latach zimnej wojny CIA nie utrzymywała placówki w Moskwie i nie wysyłała oficerów na ulice stolicy tego największego i najbardziej zamkniętego z państw komunistycznych.

Amerykanie nie rekrutowali agentów w Związku Radzieckim, choć robili to w innych częściach globu. Radzieckie tajne służby, które w 1954 roku przemianowano na KGB – Komitet Gosudarstwiennoj Biezopasnosti, czyli Komitet Bezpieczeństwa Państwowego – były doświadczone, skuteczne, wszechwładne i bezlitosne.


Reklama


Uczyniły je takimi trzy dekady czystek przeprowadzanych na rozkazy Stalina zarówno przed, jak i po zakończeniu wojny. Wdający się w rozmowę z moskwiczaninem obcokrajowiec natychmiast budził podejrzenia, przyciągając uwagę.

Dla kontrastu CIA nadal stawiała w latach pięćdziesiątych pierwsze kroki. Stosunkowo młoda agencja wiernie odzwierciedlała powojenny amerykański charakter – była naiwna, optymistycznie nastawiona do świata i nakierowana na osiągnięcie założonych celów. Już w 1954 roku emerytowany generał lotnictwa James Doolittle dostrzegł konieczność wprowadzenia znaczących zmian.

<strong>Przeczytaj też:</strong> Śmierć Kaczyńskiego pozwoliła zdemaskować polskich masonów. Tak twierdził agent wysłany z Moskwy

„Musimy stworzyć skuteczne służby wywiadowcze i kontrwywiadowcze. Musimy nauczyć się, jak szkodzić, osłabiać i niszczyć naszych wrogów metodami bardziej wyrafinowanymi i skuteczniejszymi niż te, których użyto przeciwko nam”, napisał w tajnym raporcie sporządzonym na prośbę prezydenta Eisenhowera.

Walka o informacje

Waszyngtońscy decydenci wywierali na CIA stałą presję, domagając się aktualnych i rzetelnych raportów na temat Związku Radzieckiego i pozostałych państw bloku komunistycznego. Wielu obawiało się wybuchu kolejnej wojny w Europie i wolało dmuchać na zimne.

„Musimy nauczyć się, jak szkodzić, osłabiać i niszczyć naszych wrogów metodami bardziej wyrafinowanymi i skuteczniejszymi” – pisał do prezydenta Eisenhowera generał James Doolittle (domena publiczna).

Znacząca część informacji była ogólnie dostępna, lecz dla wywiadu miały one małą wartość. „Presja na osiągnięcie wyników była tak duża, że stale słyszeliśmy polecenia, by coś zrobić, albo żądania, aby spróbować czegokolwiek”, wspominał Richard Helms, który w latach pięćdziesiątych odpowiadał za prowadzenie tajnych operacji.

Poza granicami ZSRR agencja sumiennie gromadziła dane od uchodźców, zbiegów politycznych i emigrantów. Amerykanie podejmowali próby werbunku radzieckich dyplomatów, żołnierzy i oficerów wywiadu na całym świecie.


Reklama


W rozsianych po Europie obozach uchodźców CIA utworzyła tajną armię szpiegów. Około pięciu tysięcy ochotników przeszkolono pod kątem prowadzenia „postnuklearnej wojny partyzanckiej”, zamierzając wykorzystać ich do ataku na Związek Radziecki po ewentualnym zdetonowaniu bomb atomowych.

Przez zamknięte okna

Jednocześnie na terytorium państw Układu Warszawskiego zrzucano agentów – większość z nich została zatrzymana i stracona, zanim zdołała nawiązać kontakt z grupami oporu. Szef wydziału tajnych operacji, Frank G. Wisner, chciał „wysadzić” blok komunistyczny od środka.

<strong>Przeczytaj też:</strong> Wyciekły notatki rezydenta KGB w Polsce. Co naprawdę myślał o naszym kraju?

Wisner liczył na to, że wojna psychologiczna i wsparcie udzielane dysydentom – sprzęt radiowy, broń, materiały propagandowe – przekonają mieszkańców Europy Wschodniej do konieczności obalenia władz komunistycznych.

Prawie wszystkie z podjętych przez amerykański  wywiad akcji zakończyły się jednak sromotną porażką. Działania agentów przynosiły skromne efekty, a Związek Radziecki trwał niewzruszenie dalej.

Artykuł stanowi fragment książki Davida E. Hoffmana Szpieg za miliard dolarów (Bellona 2020).

CIA spoglądało na Związek Radziecki przez zamknięte okna. „Jedynym sposobem na wypełnienie powierzonej nam misji była rekrutacja wewnętrznych źródeł informacji – szpiegów, którzy mieli dostęp do polityków, przysłuchiwali się prowadzonym debatom, czytali poufną korespondencję”, wspominał Helms.

„Nasze informacje były naprawdę szczątkowe”

Powstały w 1953 roku raport dotyczący materiałów wywiadowczych, zebranych na temat państw bloku komunistycznego, nie pozostawiał żadnych złudzeń co do ich jakości. „Nie wiemy zupełnie, jak wygląda proces decyzyjny na Kremlu”, przyznawali w podsumowaniu autorzy.


Reklama


„Nie dysponujemy właściwie żadnymi wiarygodnymi informacjami na temat dalekosiężnych planów i zamiarów Związku Radzieckiego”, stwierdzali w części poświęconej armii. „W przypadku niezapowiedzianego ataku nie zdołamy uzyskać żadnych wiarygodnych danych dotyczących działań wojsk radzieckich”.

W swoim „niemowlęcym” okresie CIA nie potrafiła „umieścić agentów w paranoicznym państwie policyjnym Stalina”. „W tamtych latach nasze informacje na temat Związku Radzieckiego były naprawdę szczątkowe”, przyznał Helms (…).

„W przypadku niezapowiedzianego ataku nie zdołamy uzyskać żadnych wiarygodnych danych dotyczących działań wojsk radzieckich”

Paranoja Jamesa Angletona

[Dlaczego nie czyniono większych starań o pozyskanie agentów w sercu ZSRR?] Stało się tak w dużej mierze z powodu ogromnego wpływu, jaki wywierał na działania agencji szef kontrwywiadu James Angleton (…).

Przez dwadzieścia lat – od 1954 do 1974 roku – spędzonych na stanowisku szefa kontrwywiadu CIA Angleton krył się za zasłoną tajemniczości. Skryty, podejrzliwy i nieustępliwy w swoich działaniach dał się przekonać, że KGB „manipulował” poczynaniami CIA.

„W tamtych latach nasze informacje na temat Związku Radzieckiego były naprawdę szczątkowe” – przyznawał Richard Helms, kierownik tajnych operacji CIA, późniejszy dyrektor Agencji (domena publiczna).

Często wspominał o „dzikich gąszczach luster” – cytat zaczerpnął z wiersza T.S. Eliota Gerontion – mając na myśli ogromną skalę i złożoność fałszywych informacji przekazywanych przez KGB na Zachód w celu wprowadzenia w błąd wrogich agencji wywiadowczych.

Nikomu nie można wierzyć

W 1966 roku Angleton napisał między innymi, że „jednolity i dążący do tego samego celu blok socjalistyczny” upowszechnił nieprawdziwe historie o „rozłamach, ewolucji, wewnętrznych walkach, katastrofach gospodarczych [i] złym oraz dobrym komunizmie”, by zdezorientować Zachód.


Reklama


Po zaszczepieniu wątpliwości Związek Radziecki planował, jego zdaniem, ataki na poszczególne państwa demokratyczne. Na drodze radzieckich agentów stali jedynie eksperci z wydziału kontrwywiadu.

Podejrzliwość i nieufność Angletona przeniosły się na wszystkich agentów CIA pracujących w latach sześćdziesiątych, a w konsekwencji ukształtowały ich działania, doprowadzając do katastrofalnych rezultatów.

<strong>Przeczytaj też:</strong> Najbardziej spektakularne operacje GROM-u

Dwóch dyrektorów – Allen Dulles i Richard Helms – pozwalali Angletonowi na zbyt wiele, a ten z kolei uważał, iż wszystkie informacje pozyskiwane z radzieckich źródeł były niewiarygodne. Skoro agenci nie mogli ufać nikomu, werbowanie szpiegów traciło wszelki sens (…).

Rewelacje Golicyna

Postawa i przekonania Angletona ukształtowały się w świecie podstępów i oszustw. (…) wpływ na Angletona wywarł [między innymi] Anatolij Golicyn, major KGB, który zbiegł na Zachód w 1961 r. Golicyn podzielił się z CIA teoriami i domysłami, które umocniły Angletona w przekonaniu o istnieniu „wielkiego planu” wyprowadzenia demokratycznych państw na manowce.

James Angleton – wieloletni szef amerykańskiego kontrwywiadu (domena publiczna).

Golicyn utrzymywał, że każda osoba, która wyrazi chęć współpracy z CIA, stanie się podwójnym agentem. KGB z całą pewnością próbował umieścić krety w agencji, lecz paranoja Angletona wydźwignęła obawy waszyngtońskich decydentów na nowe wyżyny.

W 1964 roku szef kontrwywiadu zainicjował polowanie na zdrajców – Golicyn zasugerował, iż na rzecz Moskwy szpieguje od pięciu do trzydziestu pracowników CIA. Poszukiwania nie doprowadziły do pożądanych rezultatów, aczkolwiek przetrąciły kariery kilku dobrze zapowiadających się agentów.


Reklama


Za osoby podejrzane uznano między innymi pierwszego szefa komórki CIA w Moskwie oraz szefa wydziału radzieckiego – później obu oczyszczono z zarzutów. Gdy w 1964 roku zbiegł na Zachód kolejny oficer KGB, Jurij Nosenko, z powodu nagonki rozpętanej przez Angletona i Golicyna wtrącono go do aresztu i przez trzy lata trzymano pod kluczem.

Radziecki wydział CIA

Z upływem miesięcy i lat podejrzenia rozsiewane przez Angletona przeniknęły do wydziału radzieckiego. Brak zaufania i podawanie wszystkiego w wątpliwość znacznie utrudniały prowadzenie jakichkolwiek operacji na terytorium Związku Radzieckiego. Nie werbowano nowych agentów i wciąż weryfikowano pozyskane informacje.

Symbol CIA na podłodze kwatery głównej (domena publiczna).

Moskiewska placówka była mała – tworzyło ją zaledwie czterech, pięciu agentów, którzy większość czasu spędzali na konstruowaniu skrytek w nadziei, że w przyszłości będą mogli z nich zrobić użytek. Pewien oficer prowadzący przeżył w Moskwie dwa lata, nie zamieniając słowa choćby z jednym agentem.

Robert M. Gates, który wstąpił do CIA w 1968 roku jako ekspert od ZSRR, i który w późniejszym okresie został dyrektorem agencji, wspominał, że „z powodu przesadnego zapału Angletona oraz jego podwładnych z sekcji kontrwywiadu mieliśmy wówczas niewielu agentów działających na terytorium Związku Radzieckiego, którzy rzeczywiście zasługiwali na takie miano”.

Poznaj niezwykłą historię najlepszego szpiega CIA w Moskwie

Źródło

Artykuł stanowi fragment książki Davida E. Hoffmana Szpieg za miliard dolarów (Bellona 2020).

Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.

Ilustracja tytułowa: Spotkanie prezydenta Geralda Forda z przedstawicielem CIA, późniejszym prezydentem George’em H. W. Bushem, 1975 rok (domena publiczna).

Autor
David E. Hoffman
Dołącz do dyskusji

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.