Elżbieta Habsburżanka, zaręczona z polskim następcą tronu Zygmuntem Augustem, od dziecka była wychowywana na przyszłą królową. Nie mogła przewidzieć, że mąż od pierwszej chwili będzie nią pogardzać, a teściowa – potężna Bona Sforza – zaweźmie się, by ją zniszczyć. Gdy wiosną 1543 roku arcyksiężniczka przybyła nad Wisłę, zaczął się dla niej horror.
Młoda królowa nie była winna tego, że chorowała na epilepsję, co zrażało do niej męża i otoczenie. Nie odpowiadała też za polityczne zadrażnienia między domami jagiellońskim i habsburskim. Ale to właśnie ją za to wszystko karano.
Reklama
Potężna królowa matka Bona Sforza starała się ograniczać do minimum kontakty między małżonkami, rozpętywała skandale wymierzone w Elżbietę, usuwała z dworu jej zaufanych ludzi. Miała prosty cel: doprowadzić do unieważnienia związku, który doszedł do skutku wbrew jej woli.
Aby doprowadzić rzecz do zamierzonego końca, Bona poleciła 23-letniemu, dotąd w pełni jej podporządkowanemu synowi, by ten porzucił ślubną i w pojedynkę wyjechał na Litwę.
„Nie jesteśmy tak upośledzeni na umyśle”
Zygmunt August wykonał rozkaz. Zgodnie z życzeniem Bony stanowczo, a nawet obcesowo zbywał też pretensje Habsburgów. 20 sierpnia 1543 roku pisał do swojego teścia, Ferdynanda:
Nie jesteśmy tak upośledzeni na umyśle, abyśmy nie pojmowali, jaka miłość należy się w związku małżeńskim, który Bóg Najwyższy zawiązał. Chowamy do małżonki naszej należną miłość i nic nie może być droższym i słodszym dla nas nad pożycie z nią.
Młody król swoją miłość do żony rzeczywiście „chował”, bo ani nie zabrał żony z sobą do Wilna, ani nie zawracał sobie głowy pisaniem do niej listów. Zachowywał się przez długi czas tak, jakby Elżbieta Habsburżanka nie istniała, a on był kawalerem.
Reklama
Nawet kiedy młoda królowa poważnie zraniła sobie nogę i zaczęto podejrzewać, że zaraziła się tężcem, od Zygmunta Augusta nie przyszła żadna wiadomość.
„Małżonku najmilszy i najosobliwszy”
Dopiero gdy sama Elżbieta przemogła się i wbrew wszelkim obyczajom pierwsza napisała do króla, ten raczył jej odpowiedzieć lakonicznym i odartym z jakichkolwiek emocji listem. Mimo to Habsburżanka była zachwycona.
Najjaśniejszy królu i panie, małżonku najmilszy i najosobliwszy, Waszej Królewskiej Mości siebie oraz uczucia moje i najwierniejsze służby pokornie zalecam. Miły królu i małżonku, jakże ucieszyłam się w duszy (choć także i wcześniej nie mogłam wątpić o małżeńskiej miłości Waszej Królewskiej Mości ku mnie), dowiadując się z listu o wypadkach, którymi Wasza Królewska Mość podzielić się ze mną raczył.
Serce moje jednak tak bardzo pragnie i oczekuje Waszej Królewskiej Mości, iż bez Was żadną miarą uspokoić się nie może. Niech mi Wasza Królewska Mość tego za złe nie weźmie, jeżeli ją po wielokroć zaklinać będę, aby Wasza Królewska Mość, litując się nad wierną sługą swoją, nie wzbraniał się do niej wracać.
Reklama
Bądź „zdrowa i szczęśliwa”
Tak uniżony, błagalny wręcz list tylko zirytował Zygmunta Augusta. Zawsze ze wzgardą podchodził do kobiet słabych i niesamodzielnych. Zupełnie jakby w ten sposób rekompensował sobie swoją własną uległość względem matki.
Teraz, gdy wreszcie wyrwał się spod wpływów Bony i zaczął żyć swobodniej z dala od Wawelu, Elżbieta – z całą jej nieśmiałością, z całym strachem i bezbronnością względem starej królowej – jeszcze bardziej mu obrzydła.
W odpowiedzi na powyższy list sucho życzył jej, by była „zdrowa i szczęśliwa” oraz by nie zapominała o nim. O swoim możliwym powrocie nie wspomniał ani słowem.
„Niczego tak nie pragnę, jak żeby mnie Wasza Królewska Mość…”
Elżbieta jednak nie poddawała się. Po jednej służalczej wiadomości słała kolejną – tak jakby wciąż wierzyła, że jeśli wystarczająco się poniży, to zdoła przebłagać męża i wywalczyć sobie jego względy.
Powinnam mieć nadzieję, że się wkrótce z sobą zejdziemy. Ponieważ jednak czas mi się dłużej, aniżeli bym chciała ciągnie, postanowiłam tym listem jeszcze Waszą Królewską Mość ścigać. Gdy nie mogę ręki Waszej Królewskiej Mości podać, ani z Nim ustnie rozmawiać, niechże nieobecna choć listownie się rozmówię.
Reklama
Niech Wasza Królewska Mość to o wiernej małżonce swej i słudze wiedzieć raczy, iż niczego tak nie pragnę, jak żeby mnie Wasza Królewska Mość w pamięci swojej chować raczył i szczerze z duszy kochającą nawzajem pokochał.
Miał już inną
Król, podobnie jak poprzednio, pozostał niewzruszony. Nie miał zresztą głowy ani do tego, by z Elżbietą korespondować, ani żeby zastanawiać się nad jej suplikami i błaganiami.
Właśnie nawiązał znajomość z litewską magnatką Barbarą Radziwiłłówną, która rychło miała zamienić się w romans. O połowicy przypomniał sobie dopiero, gdy na porządku dziennym stanęła kwestia wypłaty posagu. Bo Wiedeń nie chciał płacić za czysto fikcyjne stadło.
Źródło
Powyższy tekst powstał w oparciu o moją książkę poświęconą polskim władczyniom epoki renesansu pt. Damy złotego wieku. Nowa edycja tej publikacji (Wydawnictwo Literackie 2021) do kupienia na Empik.com.