Właściciele folwarków uważali przemoc za konieczne i w pełni racjonalne narzędzie nadzoru. Polscy ziemianie z XVI, XVII czy XVIII wieku wierzyli, że należy karać tak brutalnie i często, by budzić w chłopach stałą trwogę, wyrabiać nawyk ślepego posłuszeństwa, zagłuszać wszelkie myśli o przeciwstawianiu się wiejskiemu wyzyskowi.
Wiele konkretnych zaleceń formułował Anzelm Gostomski. Był to propagator reformacji, zaufany dworzanin Zygmunta Augusta, a przede wszystkim zamożny właściciel wielu folwarków i samozwańczy agronom, a więc ekspert w sprawach uprawy roli i zarządzania gospodarstwem.
Reklama
Nie sposób odmówić mu osiągnieć. Gdy Gostomski umarł w roku 1588, pozostawił dzieciom nie tylko rozległe dobra ziemskie, ale też 400 000 złotych polskich w gotówce. Kwota ta odpowiada, bagatela, 160 milionom w dzisiejszych pieniądzach.
Olbrzymie zyski nie pochodziły z samego obrotu zbożem. Gostomski wyzyskiwał każdą, nawet najdrobniejszą okazję do zarobku lub podniesienia efektywności pracy. Uważał, że chłopów należy wyzyskiwać, nadzorować i karać bez litości.
Wszystkie swoje złote myśli zebrał na kartach książki Ekonomia albo gospodarstwo ziemiańskie, która na wiele dekad stała się najbardziej wpływowych i najchętniej przyswajanym poradnikiem prowadzenia folwarku nad Wisłą.
„Jeśli nie wyjdzie, chłostać po gołym ciele”
Anzelm Gostomski podkreślał w bestsellerowej (jak na normy doby nowożytnej) książce, że każdy kmieć czy sługa, ma obowiązek usłuchać dowolnego nakazu pana za pierwszym razem. Bez ponagleń, a tym bardziej – bez powtarzania wytycznych.
Reklama
Agronom oczekiwał, że słowo szlachcica bądź jego reprezentanta będzie dla wieśniaka jak najcenniejszy skarb, trzymany „pod kłódką w skrzyni”. Kto tę świętość naruszył, miał być karany. Im zarządzenie było ważniejsze – tym surowiej.
„Jeśli nie posłucha, dom mu zamknąć” – pisał Gostomski. – „Jeśli nie wyjdzie [do pracy], chłostę – cztery plagi po gołym ciele i znowu odrabiać kazać”.
Tak, by dobrze pamiętał. Ulubione kary Gostomskiego
Plagi, uderzenia, były ogółem ulubionym środkiem dyscyplinarnym Gostomskiego. Podkreślał, że chłostę należy wymierzać tak, by chłop „dobrze ją pamiętał”.
Wiedział jednak, że nawet do strasznego bicia człowiek jest w stanie przywyknąć, zobojętnieć na nie. Jeśli poddany nie wyrażał woli poprawy, agronom podsuwał czytelnikom środki bardziej pomysłowe.
Reklama
Zrobić dziurę, wziąć na łańcuch
Pan mógł na przykład „w największy mróz”, a najlepiej w samo Boże Narodzenie, zrobić kmieciowi „dziurę taką” w ścianie, by nie był w stanie dłużej mieszkać w swej chacie i musiał wraz z całą rodziną „u sąsiada na lato czekać”.
Mróz, upodlenie i strach przed powtórną bezdomnością miały sprawić, że w kolejnym roku gospodarz nie zdecyduje się już choćby pisnąć przeciw władzy.
Poza tym w grę wchodziło „branie na łańcuch”. Gostomski nie pisał o nim wiele, ale różne formy unieruchamiania stanowiły na polskiej wsi drugą najchętniej stosowaną karę, zaraz po okładaniu lagą bądź powrozem.
***
O tym jak wyglądało życie na polskiej wsi, czym naprawdę była pańszczyzna i jak chłopi nad Wisłą stali się niewolnikami przeczytacie w mojej książce pt. Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa (Wydawnictwo Poznańskie 2021). Do kupienia na Empik.com.