Mao Zedong wzbudzał międzynarodowe zainteresowanie na długo przed tym, jak udało mu się przejąć władzę w Chinach. Wielu już wówczas widziało w nim wielkiego stratega i wybitnego przywódcę. Jednak nie wszyscy podzielali ten zachwyt – a na pewno nie Agnes Smedley, która po wielomiesięcznej obserwacji wydała druzgocącą ocenę.
Amerykanka Agnes Smedley do Chin trafiła po raz pierwszy już w 1928 roku. Jako korespondentka „Frankfurter Zeitung” i „Manchester Guardian” z bliska przyglądała się toczonej tam wojnie domowej. Od początku całym sercem była za komunistami; nawet wtedy, gdy z powodu „niedostatecznej dyscypliny” odmówiono jej wstępu do Komunistycznej Partii Chin.
Reklama
Przez kolejne dwie dekady – aż do śmierci w 1950 roku – dziennikarka zrobiła wiele, by rozpowszechniać na Zachodzie pozytywny obraz chińskiej rewolucji. Nic dziwnego, że już w latach 30. zainteresowała się rosnącym w potęgę przywódcą komunistów, Mao Zedongiem.
Wokół przyszłego Przewodniczącego kręciło się wtedy wielu ludzi pióra. Na większości robił duże wrażenie: uznawano go za dominującą osobowość. Dziennikarz Edgar Snow w 1936 roku zobaczył w nim wręcz „jakąś siłę losu” i przewidywał, że może stać się prawdziwym gigantem.
„Uparty jak wół”
Zwabiona podobnymi w tonie uwagami – i niezrażona innymi, zgodnie z którymi cechowały go wulgarność i prymitywizm – Smedley postanowiła napisać biografię Mao. Zaczęła uważniej przyglądać się jego poczynaniom, stylowi bycia i manierom.
Problem w tym, że wyniki jej „badań” wcale nie były zachęcające. Jak w książce Mao.Cesarstwo cierpienia pisze Torbjørn Færøvik:
Jej zdaniem Mao stronił od ludzi i był „uparty jak wół”. Po wielomiesięcznej obserwacji przewodniczącego i jego otoczenia stwierdziła, że cieszy się szacunkiem ludzi, ale nie miłością.
Z biegiem czasu jej opinia o Przewodniczącym stawała się coraz gorsza. W liście do Jacquesa Marcusa, innego wieloletniego chińskiego korespondenta, Smedley pisała:
Uważam, że był fizycznie odrażający. Nie patrzył mi w oczy, odpowiadał na moje pytania ogólnikowo i bezosobowo. Często w ogóle na nie nie odpowiadał. Albo udawał, że ich nie usłyszał. Brakowało mu pewności siebie, chociaż nikt nie podważał jego popularności czy autorytetu.
Byłam na wielu oficjalnych spotkaniach, podczas których przemawiał. Organizowano je na dworze, zjawiały się na nich tłumy zwolenników. Ale Mao niedobrze posługiwał się głosem […]. Na pewno o tym wiedział. Dlatego mówił prostymi, krótkimi zdaniami, powoli, robiąc wiele pauz. Słuchacze z pierwszych rzędów przekazywali jego słowa tym, którzy stali dalej i nic nie słyszeli.
Wobec takiego obrotu rzeczy planowana biografia ostatecznie nie powstała. Zamiast Mao dziennikarka wzięła na tapet bardziej interesującego i czarującego (jej zdaniem) dowódcę czerwonej armii, Zhu De.
A może szkoda, że Smedley nie zdecydowała się pisać? Ten głos na pewno przydałby się wszystkim tym, którzy w latach 60. i 70. uwierzyli, że Mao jest nadzieją światowej rewolucji…
Reklama
Bibliografia:
Torbjørn Færøvik, Mao. Cesarstwo cierpienia, Prószyński Media 2018.
Ilustracja tytułowa: Mao w 1938 roku (fot. domena publiczna).