19 marca 1853 roku odbyło się bierzmowanie bawarskiej księżniczki Elżbiety, która w przyszłości, jako cesarzowa, będzie poufale nazywana Sisi. Bezpośrednio po tym wydarzeniu matka 15-letniej dziewczyny, księżna Ludwika Wilhelmina Wittelsbach, rozpoczęła poszukiwania dla niej męża. Wybieranie i weryfikowanie kandydatów do ręki potomkiń stanowiło najważniejsze zadanie, ale też wyjątkowe narzędzie władzy i wpływów w rękach potężnych kobiet XIX stulecia.
[Po bierzmowaniu] młoda kobieta (…) wkraczała w najważniejszy okres swojego życia. Jej rodzinie pozostało od dwóch do trzech lat na „zaobrączkowanie” córki, zanim zaczęłyby krążyć plotki, a jej wartość na rynku ślubnym by spadła.Reklama
Zadanie polegające na znalezieniu małżonka czy też wybraniu najbardziej odpowiednich z puli szlacheckich kandydatów do wzięcia tradycyjnie przypadało matce. Oczywiście mężczyźni również tutaj mieli oficjalną władzę nad rodzinami w zakresie decydowania o takich sprawach i w związku z tym jako ojcowie rozstrzygali, kogo poślubi córka. Ale to kobiety nawiązywały ślubne kontakty, chroniąc w ten sposób kapitał społeczny swojej dynastii.
W tym uwidaczniało się wielkie znaczenie kobiet dla rodziny, podejmujących działania z dala od publicznie widocznego zakresu władzy. To one za pomocą swoich rozległych sieci powstałych w wyniku nieustającej korespondencji z powodzeniem prowadziły biznes ślubny.
Kobiece sieci kontaktów
Tylko dzięki troskliwemu pielęgnowaniu zbudowanych przez lata i dziesięciolecia kontaktów listownych z krewniaczkami i przyjaciółkami w europejskich domach królewskich i cesarskich matki takie jak Ludwika były w stanie w krótkim czasie postarać się o najlepsze rozwiązania dla swoich dorastających córek.
Aby dotrzeć do istotnych informacji, nie wystarczyło bynajmniej spojrzenie do herbarza. Nie wystarczyła wiedza, kto spośród odpowiednich kandydatów jest dostępny na ślubnym rynku. Liczyło się również jak najdokładniejsze ich prześwietlenie.
Reklama
W tym celu wszystkie zaufane partnerki korespondencyjnie proszone były o dogłębne informacje i zlecano im dokonywanie ustaleń. Niezbędne dla matki gotowej do zamążpójścia dziewczyny były informacje o pozycji rodzinnej kandydata, jego majątku i jego charakteru.
Wszystkiego tego matka mogła łatwo dowiedzieć się dzięki tej kobiecej sieci, nie rzucając się przy tym zanadto w oczy ani nie sprawiając wrażenia nadmiernie zainteresowanej. Sprawdzenia nie wymagało jedynie wyznanie kandydata na męża – to było bowiem dynastiom znane.
Jeśli młody mężczyzna był „niewłaściwej” religii, z reguły nie brało się go pod uwagę – przy czym oczywiście w przypadku istotnych politycznie koligacji małżeńskich zdarzały się wyjątki i pozwalano córce na zmianę wyznania.
Właściwa partia dla potomkini królów
Jako kandydaci na męża Elżbiety w rachubę wchodzili właściwie wyłącznie katoliccy książęta z koronowanych rodzin. Ponieważ urodziła się ona w bawarskiej rodzinie królewskiej, nawet najbogatszy książę nie byłby do przyjęcia jako pan młody – chyba że z braku odpowiednich ofert zachodziłoby ryzyko zostania starą panną. (Tak lata później zdarzyło się w przypadku starszej siostry Elżbiety, Heleny).
Reklama
Kandydatami pierwszego wyboru zawsze byli pierworodni synowie, będący następcami tronu i na skutek surowych regulacji w zakresie prawa do dziedziczenia również dziedzicami całego majątku rodzinnego.
Oczywiście pierworodni synowie stanu wolnego z wpływowych dynastii stanowili rzadkie okazy. Ponadto ich rodziny były również niezwykle wybredne przy oględzinach panny młodej i zawsze faworyzowały kandydatki z innych koronowanych dynastii, z którymi po prostu opłacało się wchodzenie w koalicje polityczne lub ich umacnianie poprzez związki małżeńskie.
Córki Ludwiki, ponieważ pochodziły z niekoronowanej bocznej linii Wittelsbachów, nie miały najlepszych widoków na zaręczyny z którymś z pożądanych pierworodnych. Inaczej sprawa wyglądała jednak już z kolejnymi synami koronowanych rodzin. Oni również stanowili dobre partie i, jak oczekiwała Ludwika, wchodzili w rachubę jako mężowie dla Elżbiety i jej sióstr.
W przypadku takich kandydatów istniał jednak pewien problem: zazwyczaj nie dysponowali oni żadnym własnym majątkiem, co mogło mieć bardzo niekorzystny wpływ na późniejszy standard życia wydanej za takiego kandydata córki.
Ściśle tajne wiadomości
Dzięki swoim prężnie działającym partnerkom korespondencyjnym Ludwika zamierzała dowiedzieć się tego wszystkiego, co nie było publicznie znane lub o czym rodziny kandydatów nic nie mówiły.
Czy córka miała wejść do zamożnej rodziny, czy też tylko do takiej o wielkim nazwisku, ale bez majątku? A może rodzina była zadłużona? Czy kolejny syn mógł liczyć na spuściznę po nieżonatym wujku lub niezamężnej ciotce (co ostatecznie zwiększało jego szanse na rynku ślubnym)? Jaki charakter miał kandydat, który był celem zabiegów? Jaki tryb życia prowadził?
Reklama
Oficjalnie takie sprawy okrywało milczenie – ale oczywiście dla matki istotne były informacje, czy oblubieniec nie jest ewidentnym kobieciarzem, czy nie ma skłonności do alkoholu lub gier hazardowych, czy nie jest wyjątkowo skąpy lub rozrzutny, czy nie jest nadmiernie melancholijny lub zbyt lekkomyślny albo czy nie ma innych cech charakteru, które sprawiłyby, że gdyby został jej zięciem, musiałaby się obawiać o przyszłość córki.
Matka musiała również wiedzieć, czy kandydat do ożenku nie został już nieoficjalnie komuś przeznaczony. Być może jakaś potężniejsza dynastia dawno za kulisami wyraziła zainteresowanie którymś z młodzieńców, który był na widoku – wtedy należało się powstrzymać od zbyt otwartych zapytań. W końcu głupio byłoby się skompromitować czy ponieść porażkę.
„To zdumiewające, jakich szczegółów potrafiły dowiedzieć się kobiety”
W kwestii zdobywania informacji kobiece sieci funkcjonowały niezwykle wydajnie. Nie miało znaczenia, czy matka szukała kandydata na męża dla córki czy już raczej chciała prześwietlić wybranego kawalera – jej siostry, ciotki, kuzynki i przyjaciółki niestrudzenie dostarczały jej informacji, których potrzebowała.
To zdumiewające, jakich szczegółów potrafiły dowiedzieć się kobiety. Niektóre w swoich listach projektowały wręcz drobiazgowe psychogramy, które pozwalały oszacować, czy wciągnięty na listę potencjalnych kandydatów młodzieniec ze względu na swój charakter będzie harmonijnie pasował do mającej wyjść za niego córki.
Reklama
Mąż Ludwiki natomiast, książę Maks, ironicznie określał działania matek i żon, które były wdrażane zaraz po tym, jak jego córki uzyskiwały odpowiedni wiek do zamążpójścia, jako „podejrzany szelest krynolin”.
Tymczasem nieformalne pozyskiwanie informacji poprzez kobiecą sieć, tak jak w przypadku Ludwiki, miało taką zaletę, z której książę Maks i jemu podobni raczej nie chcieliby zrezygnować: zapobiegało to mniej czy bardziej otwartym konfliktom.
Kto przy bliższym przyjrzeniu się nie odpowiadał wysokim kryteriom lub kto wprawdzie pochodził z uznanej rodziny, ale później prawdopodobnie miał pozostać bez majątku, ten cicho i potajemnie skreślany był z listy kandydatów, nawet się o tym nie dowiadując. Nie trzeba było również szykować wielu wymówek, by wyjaśnić, dlaczego po pierwszym zapytaniu zainteresowanie nagle ustało.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Martiny Winkelhofer pt. Cesarzowa. Pierwsze lata Sisi na wiedeńskim dworze. Ukazała się ona nakładem wydawnictwa Marginesy w 2022 roku. Tłumaczenie: Magdalena Kaczmarek.
Nowe spojrzenie na sławną cesarzową Sisi
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.