Świadkowie jego pierwszego przemówienia wspominali, że „gdakał niczym kaczka”. Ledwo mówił po koreańsku, nie miał za grosz charyzmy, a z wyglądu przypominał „chińskiego kelnera”, albo „grubego chłopca na posyłki z chińskiego targu”. Jakim cudem przejął władzę nad Koreą Północną?
Roszczenia rodziny Kimów do władzy w Korei Północnej sięgają lat 30., kiedy Kim Ir Sen zaczął zdobywać sławę jako bojownik w antyjapońskiej partyzantce walczącej na północy Chin, w Mandżurii.
Reklama
Prawdziwe imię Kim Ir Sena – czy też Kim Il Sunga, jak zapisują to Koreańczycy – brzmiało Kim Song Ju. Urodził się on na przedmieściach Pjongjangu 15 kwietnia 1912 roku – tego samego dnia, kiedy Titanic zderzył się z górą lodową i zatonął.
W owym czasie miasto uznawano za jeden z najważniejszych ośrodków chrześcijaństwa w całej Azji, nazywano je nawet Jerozolimą Dalekiego Wschodu. Kimowie byli protestantami; jeden z dziadków przyszłego wodza pełnił funkcję pastora.
„Za nami stało morze”. Kim Ir Sen w partyzantce
Japonia zaanektowała Koreę – będącą wtedy jednym państwem – dwa lata przed przyjściem na świat małego Kim Song Ju. Zaczął się czas bezlitosnej okupacji. W latach 20., uciekając przed japońskimi kolonistami, rodzina zbiegła do Mandżurii.
Region ten stanowił naturalny punkt zborny dla walczących z okupantem Koreańczyków, a młody Kim – który na początku lat 30. przyjął imię Ir Sen, co znaczy „być słońcem” – z czasem wyrósł na lidera ruchu antyimperialistycznego.
Reklama
W swoich oficjalnych pamiętnikach znacząco podkolorował potęgę antyjapońskiej opozycji. „Wróg porównywał nas do kropli w morzu, za nami stało jednak prawdziwe morze ludzi o niewyczerpanych zapasach sił – napisał. – Zdołaliśmy pokonać silnego, uzbrojonego po zęby wroga (…) bo lud był naszą fortecą, a masy naszym nieprzebranym oceanem”.
Nie mniej wyolbrzymione są opisy dokonań przyszłego wodza, które można znaleźć w północnokoreańskich podręcznikach historii. Według nich stanowił on serce ruchu oporu, mimo że w rzeczywistości miał nad sobą zarówno chińskich, jak i koreańskich generałów.
Kim, choć w istocie był tylko trybikiem w maszynie, utrzymywał, że bez niego ruch partyzancki by się rozpadł. Sobie przypisywał pełnię zasług za przegraną Japonii w II wojnie światowej.
Lata wymazane z życiorysu. Pobyt Kim Ir Sena w ZSRR
Wbrew oficjalnej wersji zdarzeń Kim Ir Sen w pewnym momencie przeniósł swoją bazę wypadową z Mandżurii do Związku Radzieckiego.
Reklama
Towarzyszyła mu kobieta, która w 1940 roku została jego żoną – przynajmniej w świetle prawa zwyczajowego. Nazywała się Kim Dzong Suk. W 1935 roku, kiedy poznała przyszłego męża, najprawdopodobniej liczyła sobie 15 lat i pracowała jako szwaczka.
W 1942 roku – według podręczników, bo tak naprawdę wydarzyło się to w roku 1941 – w obozie wojskowym koło Chabarowska na wschodnich rubieżach ZSRR urodziła Kimowi pierwszego syna, Kim Dzong Ila.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Przypadkowy podział półwyspu
Gdy wojna na Pacyfiku dobiegła końca, a Korea została uwolniona spod japońskiej okupacji, dalsze losy półwyspu stanęły pod znakiem zapytania. Dotąd, od blisko czternastu stuleci, był to jeden kraj, ale USA i Związek Radziecki, wielcy zwycięzcy pacyficznego konfliktu, postanowili podzielić zdobycz między sobą.
Nikomu, rzecz jasna, nie przyszło do głowy zapytać Koreańczyków, czego oni by pragnęli. Młody pułkownik Armii Stanów Zjednoczonych imieniem Dean Rusk, który po latach miał zostać sekretarzem stanu, wraz z drugim oficerem, przyszłym generałem Charlesem Bonesteelem, wygrzebali skądś mapę National Geographic.
Narysowali na niej kreskę biegnącą przez sam środek Półwyspu Koreańskiego, wzdłuż 38. równoleżnika, i przedstawili to jako prowizoryczne rozwiązanie: Amerykanie mieli zrobić porządek w południowej części, podczas gdy Sowieci zajęliby się północą. Ku ich zdziwieniu Moskwa przystała na propozycję.
Prowizorka utrzymała się dużo dłużej, niż Rusk i Bonesteel przewidywali czy planowali. Po krwawej wojnie koreańskiej z lat 1950–1953 wyznaczona przez nich granica okrzepła w tak zwaną Strefę Zdemilitaryzowaną. Istnieje ona już od ponad 60 lat.
Reklama
Zbyt ambitny i zbyt młody
Powierzchnia powstałego na górzystej północy półwyspu kraju wynosiła około 120 tysięcy kilometrów kwadratowych, co oznaczało, że rozmiarami niemalże dorównywał on Anglii. Sowieci potrzebowali kogoś, kto objąłby władzę nad taką połacią ziemi.
Kim Ir Sen widział w tej roli siebie. Jeszcze w Chabarowsku młody bojownik na tyle zaimponował sowieckim protektorom, że zasłużył sobie na ciepłą posadkę w dopiero powstającym reżimie. Co nie znaczy, że Rosjanie chcieli, by zaraz stanął na czele całego państwa. Ambicja zawsze ich niepokoiła.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Wyciekły notatki rezydenta KGB w Polsce. Co naprawdę myślał o naszym kraju?Stalin obawiał się, że Kim może stworzyć sobie zaplecze polityczne niezależne od radzieckich wojsk okupacyjnych. A zatem obyło się bez fajerwerków, kiedy 19 września 1945 roku ubrany w rosyjski mundur Kim Ir Sen zszedł z pokładu dokującego w Wonsan okrętu wojennego Pugaczow.
Nie pozwolono mu nawet dołączyć do sowieckich oddziałów, które wyparłszy niedobitki japońskich wojsk, triumfalnie wmaszerowały do Pjongjangu.
Pierwszy wybór Stalina
Jako przywódcę nowego państwa satelickiego Moskwa upatrzyła sobie nacjonalistę Cho Man-sika, sześćdziesięciodwuletniego prezbiteriańskiego neofitę, który przewodził pokojowemu ruchowi reformatorskiemu czerpiącemu z idei Gandhiego i Tołstoja.
Nie był to kandydat idealny – Sowietom nie podobały się jego związki z Japonią – ale promował edukację i rozwój gospodarczy jako sposób na zapewnienie Korei niepodległości i bezpiecznej przyszłości.
Reklama
Naturalnie Kim Ir Sen nie zamierzał się poddać bez walki. Szybko zaczął pracować nad poprawą swojej pozycji, mając na oku najwyższe stanowisko. W tym celu, między innymi, organizował dla radzieckich patronów bankiety, na których nie brakowało alkoholu i prostytutek.
Jego działania wkrótce przyniosły pożądany efekt. W niespełna miesiąc po powrocie pozwolono mu wystąpić na wiecu w Pjongjangu, gdzie miał wygłosić mowę przygotowaną przez sowieckich oficjeli.
„Gdakał niczym kaczka”
Kiedy stanął na scenie, rozbrzmiały gromkie okrzyki: „Niech żyje komendant Kim Ir Sen!”. Wśród ludności krążyły już niesamowite historie o błyskotliwym przywódcy partyzantów i jego bohaterskich dokonaniach w Mandżurii.
Stojący na podium człowiek nie całkiem odpowiadał powszechnym wyobrażeniom. Uczestnicy zgromadzenia spodziewali się srebrnowłosego weterana o elektryzującej osobowości. Tymczasem wystąpił przed nimi facet, który nie wyglądał nawet na swoje 33 lata, do tego ubrany w za mały, z pewnością pożyczony granatowy garnitur. Co gorsza przyszły wódz nie mówił za dobrze po koreańsku, jako że 26 lat życia spędził na emigracji. Skromne wykształcenie otrzymał w chińskich szkołach.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Płakał, mówił, że jego życie się skończyło. Jedyny sowiecki dyktator, który przeszedł na emeryturęZ trudem przebrnął przez napuszoną, wypchaną niezgrabnie przełożonymi komunistycznymi frazesami mowę, którą napisali dla niego Sowieci. A przy tym – jak zanotował później sekretarz Cho Man-sika – „gdakał niczym kaczka”.
Jeden z widzów stwierdził, że mówca jest „ostrzyżony na chińskiego kelnera”, a ogólnie przypomina „grubego chłopca na posyłki z chińskiego targu”. Inni nazywali go oszustem i radzieckim pachołkiem.
Reklama
Bierny, mierny, ale wierny
Wystąpienie Kima okazało się całkowitą klapą. Czekał go jednak łut szczęścia: Stalin i jego ludzie w końcu odkryli, że Cho Man-sik nie tylko nie jest komunistą, ale też nie da sobie w kaszę dmuchać.
Lider nacjonalistów zaczął wysuwać irytujące żądania, aby Rosjanie pozwolili Korei Północnej funkcjonować jak niezależnemu państwu. Bierny, mierny, ale wierny Kim Ir Sen nagle stał się wygodną alternatywą.
Cho szybciutko aresztowano i zniknął, Moskwa zaś postawiła na ambitnego młodzieńca. Do końca radzieckiej okupacji powierzano mu coraz wyższe stanowiska. Wreszcie, 9 września 1948 roku, Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna została oficjalnie powołana do życia, a na jej czele Sowieci postawili Kim Ir Sena.
„Nie mogli oderwać oczu od jego sylwetki”. Nowa wersja historii
Objąwszy nowy urząd, Kim zaczął propagować kult jednostki tak nachalnie, że nawet Stalin by się zarumienił. W przeciągu roku przyjął tytuł „Wielki Wódz”. Zapełnił kraj swymi pomnikami, a historię kazał spisać od nowa.
Reklama
W oficjalnej biografii wodza żenujące przemówienie z 1945 roku opisano jako moment chwały. W poprawionej wersji rzeczywistości ludzie „nie mogli oczu oderwać od [jego] dumnej postaci” i wiwatowali przepełnieni „nieokiełznaną miłością i szacunkiem do swego wielkiego przywódcy”.
Kim Ir Sen nie zwlekał także z utworzeniem Koreańskiej Armii Ludowej, na której czele stanęli jego towarzysze broni z antyjapońskiej partyzantki.
Opracował plan przejęcia władzy w Korei Południowej i w marcu 1949 roku udał się do Moskwy, aby namówić Stalina do zbrojnego wsparcia reunifikacji kraju. Radziecki przywódca, obawiając się wojny z posiadającymi broń nuklearną Stanami Zjednoczonymi, odmówił i powiedział swemu wasalowi, że Północ powinna stanąć do walki, tylko jeśli zostanie zaatakowana.
Przygotowania do czerwonej inwazji
Tymczasem Kim i jego generałowie z zazdrością spoglądali na Chiny, gdzie pod koniec 1949 roku komunistom udało się wyprzeć z kraju nacjonalistyczny Kuomintang i jego przywódcę, Czang Kaj-szeka.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Pierwsza dama Białorusi. Co się z nią stało?Ambitny Koreańczyk nie przestawał wiercić dziury w brzuchu Stalinowi, zwłaszcza gdy Amerykanie – również w tym samym roku – wycofali się z południowej części półwyspu, zostawiając ją odsłoniętą.
Po roku przekonywania go radziecki dyktator w końcu ustąpił i wydał zgodę na przeprowadzenie inwazji – pod warunkiem, że przystanie na nią Mao Zedong. W roku 1950 Kim udał się do Pekinu, aby przekonać Mao. Chiński przywódca był zajęty problemem Czang Kaj-szeka, który wraz ze swymi nacjonalistami siedział na Tajwanie, ale ostatecznie pod naciskiem Stalina zaaprobował plan.
Reklama
Kim Ir Sen nie tracił czasu. 25 czerwca 1950 roku, we wczesnych godzinach porannych, 150 wyprodukowanych w Związku Radzieckim czołgów T-34 należących do Koreańskiej Armii Ludowej przekroczyło wojskową linię demarkacyjną i wjechało na teren Korei Południowej…
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Wielki następca. Niebiańskie przeznaczenie błyskotliwego towarzysza Kim Dzong Una autorstwa Anny Fifield. Publikacja ukazała się nakładem wydawnictwa SQN.
Tytuł, lead, fragmenty w nawiasach kwadratowych i śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.