Według podręczników szkolnych nowożytną Polską aż do rozbiorów rządziła szlachta. To jednak pewne uproszczenie. Faktyczna demokracja szlachecka stanowiła ustrój z czasów pokoju i prosperity gospodarczej. Po serii niszczycielskich konfliktów zbrojnych z połowy XVII stulecia, z potopem szwedzkim na czele, pognębiona średnia szlachta już nie odzyskała swej pozycji. Zaczął się katastrofalny dla kraju okres oligarchii magnackiej i lawinowego wzrostu znaczenia rodów arystokratycznych.
Do początków XVII wieku polska magnateria nie była grupą stała i zamkniętą. Do grona najpotężniejszych rodzin szlacheckich dało się wejść, można też było z niego wypaść. Faktyczna przewaga magnatów nad resztą braci szlacheckiej wciąż też nie była jasno określona, a szeregi „średniaków” dokładały starań, by ograniczyć dyktat ludzi najbogatszych i najbardziej wpływowych.
Reklama
Niejasności zaczęły zanikać, gdy w XVII wieku Polska pogrążyła się w kryzysie gospodarczym. Najpierw zmagano się z radykalnym ochłodzeniem klimatu, w nauce funkcjonuje nawet określenie mała epoka lodowcowa. Potem do kurczących się plonów, tragicznych klęsk głodu, plag szarańczy i nawracających epidemii dołączyły wojny.
Kryzys XVII wieku
Okrojone, powolne, niedofinansowane państwo szlacheckie okazało się zupełnie niezdolne do odparcia serii buntów i inwazji.
W latach 50. XVII stulecia niemal całe terytorium Rzeczpospolitej znalazło się w rękach wrogów: Szwedów, Moskali, Siedmiogrodzian, Brandenburczyków, zrewoltowanych Kozaków.
Skala katastrofy była iście apokaliptyczna. Gdy wrogów wreszcie wyparto, Polska i Litwa znajdowały się w ruinie. W wielu regionach ubyło nawet ponad 50 procent populacji.
Największe miasta, jak choćby Kraków czy Warszawa, były łupione po kilka razy, inne, dajmy na to Gniezno, spalono niemal do gołej ziemi. Do zupełnej ruiny doprowadzono także tysiące wsi, zarówno w majątkach królewskich, duchownych, jak i prywatnych – szlacheckich. Ogółem szacuje się, że populacja kraju skurczyła się o jakieś 30 procent, z dziesięciu do siedmiu milionów. Tylko w niewielkiej części był to skutek utraty rozległych, ale bardzo słabo zaludnionych terytoriów na wschodzie.
Reklama
Jak podkreślał chociażby Andrzej Wyczański, „to były tylko straty ludnościowe”, materialnych było „jeszcze więcej”. Rzeczpospolitą ogołocono z całego bogactwa. Państwo szlacheckie na dobrą sprawę nigdy już nie podniosło się z upadku. A nawet przestało być dosłownie Rzeczpospolitą szlachecką.
Upadek średniej i drobnej szlachty
W obliczu ogromnych grabieży, ubytku chłopstwa i ogólnego regresu większość ziemian nie była w stanie się otrząsnąć i powrócić do dawnego życia. Epoka wiejskiej, folwarcznej sielanki i łatwych zysków bezpowrotnie dobiegła końca.
Typową reakcją było zaostrzanie ucisku, podnoszenie wymaganej pańszczyzny do prawdziwie absurdalnego poziomu, wyszukiwanie coraz to nowszych i bardziej bezwzględnych sposobów łupienia poddanych. Chłopi z drugiej połowy stulecia i z wieku XVIII byli już jednak tak zniszczali i przetrzebieni przez wojny oraz epidemie, że nie dało się wycisnąć z nich nawet skromnej fortuny, przynajmniej nie w skali jednej czy dwóch wiosek.
Po potopie drobna i średnia szlachta – bezradna wobec wyzwań, pozbawiona kapitału potrzebnego na odbudowę, świadoma, że ziemia daje coraz mniejsze plony – zaczęła na masową skalę pozbywać się majętności.
Reklama
Folwarki i grunty odkupywali, często za bezcen, magnaci. Wielcy panowie też ponieśli straty w toku wojen, ale relatywnie najmniejsze. Jeśli ktoś posiadał sto wiosek rozrzuconych po kraju, to zwykle przynajmniej część z nich uniknęła zagłady i wciąż przynosiła dochody. Poza tym karmazyni skuteczniej od kogokolwiek innego obławiali się na niemocy państwa i zagarniali dochody z dóbr królewskich.
Uderzająca statystyka
Zjawisko upadku średniej szlachty i wzrastania w siłę karmazynów przybrało prawdziwie monumentalną skalę. Dla przykładu można przytoczyć dane o dobrach szlacheckich w województwie lubelskim.
W połowie XVI wieku 54 procent prywatnej ziemi w regionie należało do małych i średnich majętności, a więc takich, które uprawiały do 100 łanów ziemi (odpowiednik maksymalnie dziesięciu czy może kilkunastu wiosek). Na duże majątki, obejmujące od 100 do 500 łanów, przypadało 30 procent gruntów. Z kolei na te największe – powyżej 500 łanów – 16 procent.
Dla porównania w wieku XVIII mała i średnia własność obejmowała już tylko 10 procent ziemi, duża 40 procent, a największa – 50 procent. Panujące stosunki uległy nawet nie zachwianiu, ale odwróceniu. I podobnie rzecz wyglądała niemal w całym kraju.
Wyliczono, że w przededniu upadku Rzeczpospolitej aż 43 procent szlachciców nad Wisłą należało do gołoty. Byli to ludzie pozbawieni jakiegokolwiek, choćby najskromniejszego, majątku ziemskiego. Dwa stulecia wcześniej ta sama grupa stanowiła wąski margines, tak nieliczny, że aż trudny do oszacowania.
Narodziny polskiej arystokracji
Grono średniej szlachty skurczyło się niepomiernie i straciło na znaczeniu. Magnateria przeżywała natomiast okres największego triumfu. Przed potopem majątki liczące setki wiosek stanowiły rzadkość. Po nim – najpotężniejsze rodziny dysponowały już nie setkami, ale tysiącami miejscowości, bezpośrednio kontrolowały całe połacie kraju, a poza tym nie musiały się już obawiać utraty wpływów.
Reklama
Nie była to dawna, płynna i niestabilna magnateria. Od drugiej połowy XVII stulecia najwyższa elita elit nad Wisłą zaczęła się przekształcać w arystokrację: nienaruszalną, powiększającą swoje majętności z pokolenia na pokolenie i zamkniętą, niedopuszczającą w swe szeregi nowej krwi.
Potoccy, Czartoryscy czy Braniccy żyli w blichtrze i luksusie, o jakim nawet królowie mogliby tylko marzyć. Zachowywali się też wprost jak udzielni książęta albo nawet mali monarchowie. Mieli pałace śmiało rywalizujące z warszawskimi rezydencjami Wazów i ich następców, otaczali się prywatnymi dworami złożonymi z setek osób, utrzymywali tysięczne wojska, powoływali własne trybunały sądowe i stanowili kodeksy, regulujące życie setek tysięcy poddanych.
***
Tekst powstał na podstawie mojej książki pt. Warcholstwo. Prawdziwa historia polskiej szlachty (Wydawnictwo Poznańskie 2023). To bezkompromisowa opowieść o warstwie, która przejęła pełnię władzy w Polsce, zniewoliła resztę społeczeństwa i stworzyła system wartości, z którym borykamy się do dzisiaj. Dowiedz się więcej na Empik.com.