To miał być spisek doskonały. Agent Habsburgów, Jan Wawrzyniec Pappacoda, wkradł się w łaski polskiej królowej, skłonił ją do wyjazdu do rodzinnej Italii, przejął kontrolę nad jej dworem, a wreszcie otruł władczynię i sfałszował jej testament. Nie przewidział tylko jednego: że organizm 63-latki nie podda się tak łatwo.
W pierwszych dniach października 1557 roku Bona Sforza, przebywająca w rodzinnym Bari na południu Italii, zapadła na tajemniczą chorobę. W połowie miesiąca była już w agonii.
Reklama
Najbliższy powiernik monarchini, a w rzeczywistości agent niemieckiej dynastii, Jan Wawrzyniec Pappacoda ułożył w jej imieniu testament, na mocy którego królowa oddawała cały swój majątek Habsburgom oraz jemu samemu. Polski król Zygmunt August i córki Bony zostali na mocy dokumentu faktycznie wydziedziczeni.
Skrytobójca nie przewidział tylko jednego. Dzień po żałosnej uroczystości, podczas której ręką półprzytomnej Bony podpisano jej sfałszowaną ostatnią wolę, królowa przebudziła się. Zawsze miała silny organizm. Walczył on nawet teraz, pomimo dwukrotnego podania trucizny.
Osłabiona królowa pamiętała, co zaszło dzień wcześniej. Wszystkie elementy układanki zaczęły dopasowywać się, tworząc spójną całość. Bona wiedziała już doskonale, kto ją oszukał i na czyje zlecenie.
Musiała też zdawać sobie sprawę z tego, że została otruta i że nie ma już dla niej nadziei na ratunek. Mimo to w ostatnich godzinach życia robiła wszystko, by przynajmniej uratować swoje dziedzictwo.
Reklama
Jej ulubiona pokojówka, Marina d’Arcamone, wzięła udział w oszustwie. W sądnych chwilach zasiadła u wezgłowia otumanionej Bony i niepostrzeżenie wsunęła dłoń pod poduszkę swojej pani. Po każdym kolejnym zapisie fałszywego testamentu unosiła nieznacznie rękę, tak że wydawało się, iż osłabiona królowa kiwa z aprobatą głową.
Na Marinę nie można było liczyć. Bona wezwała więc inną dwórkę, Liwię, a za jej pośrednictwem sekretarza zamkowej kancelarii Scypiona Catapaniego. Komuś musiała zaufać. Te dwie osoby były jej niezbędne. Kilka kolejnych dobrała, kierując się ich długą służbą i wiekiem.
Musieli to być ludzie, którzy z Pappacodą mieli jak najmniej do czynienia. Wszystkim innym lokatorom baryjskiego zamku poleciła niezwłocznie udać się do bazyliki św. Mikołaja i odprawić modły za jej zdrowie.
Pod nieobecność dworzan i służby podyktowała nowy testament. Catapani posiadał uprawnienia notariusza papieskiego, tak więc sporządzony przez niego dokument był pod względem prawnym nie do podważenia. Pozostali zebrani pełnili rolę świadków.
Reklama
Królowa odwołała wszystkie zapisy na rzecz Filipa II Habsburga. Na swojego głównego spadkobiercę wyznaczyła, pomimo jątrzącego się od lat konfliktu, Zygmunta Augusta. Poczyniła też wiele mniejszych zapisów, rozdysponowując tak drobne ruchomości jak ulubiona karoca czy najładniejsza perła z jej kolekcji.
W ostatnich chwilach życia była, jak za dawnych lat, metodyczna i wyrachowana. Zapisała trzynaście tysięcy dukatów nawet Janowi Warzyńcowi Pappacodzie. Pewnie łudziła się, że w ten sposób zabezpieczy się przed reakcją habsburskiego agenta na zniweczenie jego wspaniałego planu.
Wreszcie cały majątek został rozdany, a Bonie zostało już tylko czekanie, aż trucizna dokona swego dzieła. Umierała w samotności, otoczona przez wrogów, oszukana i pogardzana przez najbliższą rodzinę. Może przynajmniej czerpała jakąś pociechę z tego, że zostanie po niej jej ostatnia wola.
Nie mogła przewidzieć, że dokument nigdy nie doczeka się realizacji i że samo jego spisanie będzie oznaczać wyrok śmierci dla jedynych wiernych jej ludzi.
Źródło
Powyższy tekst powstał w oparciu o moją książkę poświęconą polskim władczyniom epoki renesansu pt. Damy złotego wieku. Nowa edycja tej publikacji (Wydawnictwo Literackie 2021) niedawno trafiła do sprzedaży. Dowiedz się więcej na Empik.com.