Pierwsze chwile w KL Buchenwald. Już w trakcie rejestracji esesmani bezlitośnie katowali więźniów

Strona główna » II wojna światowa » Pierwsze chwile w KL Buchenwald. Już w trakcie rejestracji esesmani bezlitośnie katowali więźniów

Rudolf Brazda trafił do KL Buchenwald 8 sierpnia 1942 roku. Był wówczas jednym z około 100 więźniów przetrzymywanych w obozie na podstawie paragrafu 175 kodeksu karnego, który naziści wykorzystywali do prześladowania osób homoseksualnych. Oto jak wyglądały jego pierwsze chwile za drutami.

Do obozu zawieziono ich ciężarówką. Na miejscu esesmani zepchnęli 50 mężczyzn z paki i popędzili długą ulicą, którą nazywali Caracho-Weg, do szerokiego budynku z bramą i potężną drewnianą wieżą wartowniczą. Czekał tam już szpaler strażników. Na głowy więźniów posypały się ciosy pałkami i kolbami karabinów. Wielu zalało się krwią.


Reklama


„Każdemu, co mu się należy”

Również podczas rejestracji przez obozowe Gestapo „zugangi”, jak nazywali więźniów ryczący esesmani, byli bici pięściami, kijami i kopniakami w twarz, przy czym każdy oprawca miał na oku określoną grupę. Hauptscharführer Stolberg, szef biura wydziału politycznego, upatrzył sobie homoseksualistów .

Rudolf nie wiedział, co się z nim dzieje. Dziś już nie pamięta, czy został wtedy ranny. Stał na olbrzymim szutrowym placu; później się dowie, że to plac apelowy. Więźniowie musieli ustawić się w szeregu, z rękami splecionymi na karku. Za nimi znajdowała się brama, a na jej kracie cyniczny napis głosił: „Każdemu, co mu się należy”. Czytało się go od wewnętrznej strony dziedzińca, żeby więźniowie zawsze mieli go przed oczyma.

W 1958 roku Sommer został skazany na dożywocie za zbrodnie popełnione w Buchenwaldzie. Na zdjęciu brama obozowa (Andreas Trepte/CC BY-SA 2.5).
Główna brama obozu KL Buchenwald (Andreas Trepte/CC BY-SA 2.5).

Na prawo i na lewo od bramy rozciągało się ogrodzenie z drutu kolczastego wysokości trzech metrów, pod napięciem 380 woltów. Na zboczu wzgórza rozmieszczono tarasowato, w sześciu rzędach, ciasno jeden przy drugim, długie drewniane baraki. Rudolf miał wrażenie, że stoją na tym szutrowym placu całą wieczność. Wreszcie ruszyli, znowu biegiem, między drewnianymi barakami do płaskiego budynku z kamienia. To była tak zwana dezynfekcja.

„Dezynfekcja”

Przy nieustającym wrzasku esesmanów nowi więźniowie musieli się rozebrać, a ich osobisty dobytek został im zabrany. Rudolf miał tylko to, co na sobie. Czapkę, kurtkę, koszulę, spodnie, bieliznę, skarpetki i buty oddał oczekującemu więźniowi, który pokwitował odbiór. Większość bowiem prac w obozie wykonywali więźniowie zwani funkcyjnymi, którzy od dłuższego już czasu przebywali w tym miejscu.

To oni golili nagim mężczyznom owłosienie na całym ciele; w najbardziej uwłaczających pozycjach usuwali im włosy z głowy, pach i łona. A tej odczłowieczającej procedurze przyglądali się stojący obok esesmani, rycząc ze śmiechu. Podczas „dezynfekcji” Rudolfa spotkało dodatkowe przykre przeżycie, którego nigdy nie zapomni:

Kiedy przybyliśmy do Buchenwaldu, zapędzili nas do „łaźni”. To było duże pomieszczenie, w którym stała wielka beczka z wodą i środkiem dezynfekującym. Musieliśmy wskoczyć do niej nago. Mnie jakiś esesman złapał za głowę i wepchnął pod wodę.


Reklama


Zachłysnąłem się i zrobiło mi się niedobrze. Jak wychynąłem na powierzchnię, ten esesman zerwał mi z szyi złoty łańcuszek z krzyżykiem, który dostałem od przyjaciela, i wrzasnął: „Klecha jesteś?!”. Nie odpowiedziałem i zostawił mnie w spokoju”.

Łańcuszka, który podarował mu niegdyś Toni, Rudolf nigdy więcej nie zobaczył. Nie uwzględniono go w pokwitowaniu wziętych do depozytu rzeczy osobistych, zgodnie ze złodziejskimi zwyczajami przyjętymi w Buchenwaldzie: wartościowe przedmioty więźniów – zegarki, pierścionki itp. – które powinny być przechowywane, po prostu znikały.

Artykuł stanowi fragment książki Alexandra Zinna pt. Różowy trójkąt (Bellona 2022).
Artykuł stanowi fragment książki Alexandra Zinna pt. Różowy trójkąt (Bellona 2022).

Różne kategorie więźniów

Po tej „ceremonii powitalnej” popędzono więźniów, nago i boso, do magazynu odzieżowego. Stały tam wysokie regały ze stosami ubrań, bielizny, butów i drewniaków. Tu także pracowali więźniowie, głównie polityczni, jak się okazało – bardzo wpływowi.

Dzielili nowo przybyłych według ustalonych przez SS kategorii, które decydowały o ich dalszych losach. Każdy więzień otrzymał trójkąt z materiału:


Reklama


Tak, trójkąt. Ubrali nas w pasiaki biało-niebieskie i każdy więzień – czy to polityczny, czy kryminalny, czy asocjalny, czy badacz Pisma Świętego – dostał trójkąt. Świadkowie Jehowy otrzymywali fioletowe, recydywiści – zielone, polityczni – czerwone, a asocjalni – czarne. Asocjalnymi nazywano leniuchów, włóczęgów, a przede wszystkim sutenerów. Był taki jeden sutener z Berlina, którego zamknęli, bo łowił dziwki.

Podział więźniów na różne kategorie funkcjonował już we wczesnych obozach koncentracyjnych, ale dopiero od zimy 1937–1938 wprowadzono jednolite barwy trójkątów we wszystkich obozach. Chodziło o to, żeby zaprowadzić wśród więźniów system hierarchiczny, żeby podzielić ich na grupy; te uprzywilejowane utrzymywały obóz według zasady „dziel i rządź”.

Nowo przybyli więźniowie KL Buchenwald podczas apelu (domena publiczna).
Nowo przybyli więźniowie KL Buchenwald podczas apelu (domena publiczna).

Obozowa hierarchia

Już podczas wydawania ubrań różnicowano więźniów na lepszych i gorszych. Walter Poller, więzień polityczny, tak później opisał swoje przybycie do Buchenwaldu:

Prawie każdy więzień w okienku najpierw pyta, jaki masz kolor. Obok mnie stoi czarny. Dostaje znacznie gorszą odzież niż ja. Przy wydawaniu butów otrzymuję najpierw parę rozdeptanych kapci, ale gdy na pytanie więźnia: „Polityczny?”, odpowiadam, że tak, dostaję lepsze obuwie. Tylko nas, politycznych, pyta się, czy mamy sweter albo wełnianą kurtkę. Kto nie ma, otrzymuje potrzebną część garderoby; wszyscy pozostali więźniowie – nie.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Więźniowie polityczni mieli decydujący głos nie tylko przy wydawaniu garderoby; przede wszystkim dominowali w całej administracji Buchenwaldu. Pion administracyjny tworzyli: starszy obozu, starsi blokowi, kapo i inni więźniowie funkcyjni, którzy pracowali w kancelarii, w izbie chorych, w kuchni obozowej itp. Wyróżniały ich specjalne opaski noszone na rękawach. Byli oni bezpośrednio podporządkowani esesmanom i zarazem odpowiedzialni przed starszym obozu. Należeli do obozowych prominentów.

Z racji zajmowanej pozycji mieli lepszą ochronę przed nadużyciami SS, a poza tym dostęp do ważnych życiowo dóbr, takich jak jedzenie i ubranie. Miejsca w administracji więziennej były bardzo pożądane, dlatego toczyła się o nie walka, zwłaszcza wśród komunistów i kryminalnych.


Reklama


Zasada „dziel i rządź”

Starszy obozu, który proponował więźniów funkcyjnych, dbał, żeby wpływowe stanowiska dostawały się tylko takim jak on. Ten system był „centralnym instrumentem władzy, ponieważ więźniowie funkcyjni nie reprezentowali więźniów obozów koncentracyjnych wobec SS”, lecz przeciwnie – „SS wobec współwięźniów”. Na tym polegała wyjątkowa perfidia zarządzania obozem. Rudolf Höss, komendant Auschwitz, tak opisał później zasadę funkcjonowania obozów:

W obozie koncentracyjnym kierownictwo musi jak najstaranniej podtrzymywać i podsycać przeciwieństwa, aby dzięki temu zapobiec silnemu zwieraniu się więźniów. Przy tym dużą rolę odgrywają nie tylko polityczne, ale zwłaszcza barwne przeciwieństwa.

Więźniowie Buchenwaldu w czasie apelu (United States Holocaust Memorial Museum/domena publiczna).
Więźniowie Buchenwaldu w czasie apelu (domena publiczna).

Gdyby nie one, nawet najsilniejsze kierownictwo obozu nie mogłoby utrzymać w ryzach tysięcy więźniów i skutecznie nimi kierować. Im więcej wrogów i gwałtowniejsza między nimi walka o władzę, tym łatwiej daje się prowadzić obóz. Divide et impera! to czynnik nie do zlekceważenia; ważny nie tylko w wielkiej polityce, ale również w życiu obozu koncentracyjnego.

Więzień numer 7952

Od funkcyjnego więźnia w magazynie odzieżowym Rudolf otrzymał wyposażenie na swoje nowe życie. Ponieważ skończyły się ubrania dla więźniów, dostał pasiak zamordowanego w obozie zagłady Żyda, a ponadto: drewniane chodaki, „ręcznik”, czyli ścierkę, aluminiową miskę, kubek i łyżkę. Do tego blaszany identyfikator, który odtąd będzie nosić na szyi. Przestał już mieć nazwisko; stał się numerem 7952.


Reklama


Esesmani i kapo zwracali się do więźniów ich numerem, poza tym nazywali ich „ptakami”. Rudolf przypomina sobie ze zgrozą, jak z wieży wartowniczej rozlegało się wołanie: „Ptak numer 7952 natychmiast do bramy obozu!”. To nie znaczyło nic dobrego. A jeśli więzień był nie dość szybki, z głośników grzmiało: „Dlaczego ptak nie dotarł jeszcze do bramy? Wtedy kopniaki i ciosy były gwarantowane.

Rudolf nie pierwszy nosił numer 7952; przed nim miało go już pięciu innych więźniów, bo kiedy ktoś umierał albo został przeniesiony do innego obozu, jego numer przechodził na następną osobę. Rudolf przyszył swój numer na dwóch paskach materiału do spodni i kurtki. Ponadto musiał nosić trójkąt: „Dali mi różowy trójkąt, bo homoseksualiści dostawali różowe. Naszywało się je na wysokości piersi”.

Nowoprzybyli więźniowie KL Buchenwald zdejmują cywilną odzież (domena publiczna).
Nowo przybyli więźniowie KL Buchenwald zdejmują cywilną odzież (domena publiczna).

Trójkąt Rudolfa miał pośrodku literę T, od Tscheche, czyli Czech. Oprócz niemieckich homoseksualistów tylko „osobom podległym Protektoratowi” przysługiwał wątpliwy przywilej noszenia różowego trójkąta. Więźniowie cudzoziemscy z reguły otrzymywali czerwony, a Żydzi dodatkowo żółty. W okupowanych krajach Europy Wschodniej, na przykład w Polsce, homoseksualność „ze względów popularno-politycznych” nie była w ogóle ścigana. Naziści wierzyli, że w ten sposób osłabiają gorsze nacje.

Blok numer dwa

Rudolfa skierowano do bloku numer dwa – drewnianego baraku długości 53 metrów i szerokości około ośmiu, z wejściem pośrodku. Znajdowały się tam prymitywne ustępy, umywalnia oraz po jednym pomieszczeniu dziennym i jednej sypialni z obu stron: „Musieliśmy się ubrać i iść do dużej haty z bali, którą nazywali blokiem załogi.

Tam zostaliśmy zakwaterowani, ja już na cały czas pobytu. Pamiętam wielkie pomieszczenie dzienne z licznymi stołami i ławami oraz drugie do spania. W tej sypialni były cztery dwupoziomowe żelazne łóżka, jedno przy drugim, przywiązane do siebie z lewej i prawej. Dostałem miejsce na samej górze”.

Te źle izolowane drewniane baraki stawiano dla mężczyzn, ale wskutek gwałtownego napływu więźniów – do 1945 r. ich liczba wzrosła dziesięciokrotnie, do 80 000 – baraki szybko stały się przepełnione. Niemniej latem 1942 r. jeszcze każdy więzień miał własne łóżko.

Więźniowie KL Buchenwald w jednym z baraków. Zdjęcie wykonane po wyzwoleniu obozu ( Jules Rouard/CC BY-SA 3.0).).
Więźniowie KL Buchenwald w jednym z baraków. Zdjęcie wykonane po wyzwoleniu obozu ( Jules Rouard/CC BY-SA 3.0).).

Jedną z pierwszych czynności Rudolfa było przyszycie różowego trójkąta do ubrania; w ten sposób udokumentował swoją przynależność do najniższej grupy w obozowej hierarchii, obok Żydów, Sinti i Cyganów (Romów). (…)

„Oni byli strasznie zrozpaczeni”

Gdy 8 sierpnia 1942 r. Rudolf Brazda przybył do Buchenwaldu, wśród 9141 więźniów było tylko około stu homoseksualistów. Wprawdzie spotkał kilku z nich, ale nie nawiązali ze sobą takiej więzi, jaka łączyła więźniów politycznych czy religijnych:


Reklama


Oni byli strasznie zrozpaczeni. Prawdopodobnie nie wszyscy homoseksualiści spotkali się w Buchenwaldzie, ab pozostali wcale nie byli ze sobą związani. Co najwyżej zamienili ze sobą kilka słów. Przebywało tam przecież dużo innych więźniów niehomoseksualnych. Wszystko było pomieszane i każdy zrozpaczony.

Ale duża część homoseksualnych więźniów została zakwaterowana razem. Podobnie jak w Sachsenhausen, gdzie więźniów z różowym trójkątem izolowano w obozie karnym, w Buchenwaldzie skoncentrowano ich w bloku kompanii karnej, oddzielonej od pozostałego obozu ogrodzeniem z drutu kolczastego. Prawie wszyscy pracowali w kamieniołomie, którego celem było „zgładzenie pracą”.

Przeczytaj również o nieludzkich zbrodniach komendantowej KL Buchenwald. „Mój gołąbeczku, zrzuć tego staruszka ze wzgórza”.

Źródło

Artykuł stanowi fragment książki Alexandra Zinna pt. Różowy trójkąt. Jej polskie wydanie ukazało się nakładem wydawnictwa Bellona.

Opowieść o losie homoseksualistów w III Rzeszy

Autor
Alexander Zinn

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.