22 września 1914 roku zapisał się czarnymi zgłoskami w historii Royal Navy. Wystarczyło zaledwie kilkadziesiąt minut, a na dno poszły trzy brytyjskie krążowniki. Wszystkie zapisał na swoje konto dowódca U-9 Otton Weddigen.
Ten cios spadł na 7. Eskadrę Krążowników, złożoną z pięciu jednostek typu Cressy, które należały do sił drugoliniowych i wchodziły w skład zespołów Royal Navy broniących wschodniego wybrzeża Anglii.
Reklama
„Eskadra żywych przynęt”
Prawie dwudziestoletnie krążowniki typu Cressy były przestarzałe i przed wojną przeniesione zostały do rezerwy floty. Ich głównym zadaniem było współdziałanie z niszczycielami oraz innymi jednostkami patrolowymi strzegącymi tras cennych konwojów na kanale La Manche, szczególnie przed stawiaczami min i kutrami torpedowymi.
W toku tej służby załogi krążowników popadły w rutynę, której powtarzalność stała się niebezpieczna sama w sobie; tylko nieliczni zdawali sobie sprawę z tego, jak dużo trzeba samozadowolenia, żeby nadal korzystać z tych jednostek.
Roger Keyes sugerował pod koniec sierpnia, że gdyby Niemcy posłali do boju swoje nowoczesne krążowniki, jednostki typu Cressy zostałyby zmasakrowane. „Boże, dopomóż im” – stwierdził. Niektórzy krytykowali samą ideę używania tak przestarzałych okrętów na wojnie, nadając formacji „Cressy” miano „eskadry żywych przynęt”.
Niewielu przewidywało jednak, że zagrożenie nadejdzie ze strony okrętu podwodnego, a przynajmniej nie w tym rejonie, gdzie panowały często bardzo trudne warunki, które miały uniemożliwiać malutkiej jednostce efektywne operowanie.
HMS Aboukir idzie na dno
Pod koniec września, z powodu złej pogody, trzeba było tymczasowo wycofać niszczyciele, które eskortowały krążowniki typu Cressy. Kiedy warunki zaczęły się poprawiać, trzy z nich kontynuowały patrolowanie wybrzeży Holandii, dla oszczędzania węgla pływając z niewielką prędkością i nie zygzakując.
Ten ostatni manewr miał sprawić, że kurs okrętu nawodnego będzie nieprzewidywalny, ale powodował większe zużycie paliwa i sam w sobie stanowił schemat, który mógł być wykorzystany przez wrogie okręty podwodne do obliczenia odpowiedniego momentu odpalenia torped.
Reklama
I chociaż nadal uważano, że na kanale La Manche zagrożenie ze strony U-bootów jest znikome, o świcie 22 września 1914 roku HMS Aboukir został trafiony torpedą. Po 25 minutach krążownik przewrócił się stępką do góry i pociągnął na dno setki członków załogi, podczas gdy pozostali walczyli o życie w zimnym morzu. Była to straszliwa katastrofa, a miało być jeszcze gorzej, gdyż na ratunek tonącym pośpieszyły Cressy i Hogue, stając się w ten sposób doskonałymi celami.
W poszukiwaniu statków z zaopatrzeniem
U-9 wynurzył się 20 mil morskich od wybrzeża Holandii, by po uruchomieniu silników Diesla naładować akumulatory i wpuścić do środka świeże powietrze przez włazy. W pewnym momencie pierwszy oficer Johannes Spiess ujrzał wyłaniające się zza horyzontu maszty i poprosił do siebie dowódcę, kapitana marynarki Ottona Weddigena, który jadł śniadanie wewnątrz okrętu.
U-boot zszedł pod wodę i zmniejszył dystans. Weddigen co jakiś czas wystawiał na kilka sekund peryskop, żeby on i Spiess mogli się rozejrzeć. Wysłano go z Helgolandu z zadaniem szukania statków zaopatrzeniowych kursujących między Francją i Anglią, ale zamiast tego miał przed sobą trzy ociężałe krążowniki wroga.
W pierwszej chwili Weddigen pomyślał, że jednostki brytyjskie mogą stanowić straż przednią dużej floty, poczekał więc nieco, aby się przekonać, iż tak nie jest. Skupiając uwagę na środkowym z trójki okrętów, Weddigen rozkazał wystrzelić pierwszą torpedę i schował peryskop.
Reklama
Zatopienie HMS Hogue i HMS Cressy
U-9 znajdował się bardzo blisko, około 450 metrów od celu, i niemieccy podwodniacy z niepokojem oczekiwali na wybuch. Kiedy eksplozje rozeszły się echem po kadłubie i okazało się, że U-9 wyszedł z tego bez szwanku, na pokładzie rozległy się wiwaty. Następną ofiarą był HMS Hogue, który zatrzymał się, żeby ratować ocalałych z Aboukira. Tym razem odpalono dwie torpedy.
Niemcy rekompensowali sobie poczucie winy, jakie budziło w nich polowanie na ludzi wyławiających z wody własnych towarzyszy, głośno wykrzykując swą nienawiść do Brytyjczyków. Przeklinali ich za to, że walnie przyczynili się do tego, iż cała Europa – a nawet Japonia! – toczyła wojnę z ich Vaterlandem.
Chociaż poziom naładowania akumulatorów był niebezpiecznie niski, Weddigen postanowił nie wycofywać się, lecz zaatakować ostatni krążownik. Kolejne dwie torpedy dosięgły Cressy, a Spiess i Weddigen na zmianę obserwowali zagładę okrętu przez peryskop.
Blisko 1500 ofiar
Spiess czuł, że jest świadkiem „przerażającej tragedii”. Chociaż dla niemieckich podwodniaków była to chwila pełnego wściekłości triumfu, ogrom tego, czego dokonali, sprawił, że zamilkli z wrażenia.
Reklama
Wśród ich ofiar było wielu weteranów, ale na trzech zatopionych krążownikach służyli również młodzi kadeci przydzieleni do służby na okrętach, na których – miano nadzieję – bez specjalnego ryzyka nauczą się marynarskiego rzemiosła. Tymczasem owego feralnego dnia zginęło łącznie 1459 brytyjskich oficerów i marynarzy. Blisko 800 udało się uratować, w tym około 300 zostało wyłowionych przez holenderski trawler Titan.
Szukanie winnych tragedii
W Wielkiej Brytanii posypały się gorzkie oskarżenia. Komisja śledcza skrytykowała starszych stopniem oficerów, a zwłaszcza Sztab Wojenny Marynarki, za to, że krążowniki nie zostały wcześniej wycofane.
Pojawiały się tezy, że holenderski trawler kierował kilkoma niemieckimi okrętami podwodnymi, ale zostały one odrzucone. Należało lepiej pilnować, aby grodzie wodoszczelne na okrętach wojennych były zamknięte, co mogło spowolnić nabieranie wody lub mu zapobiec.
Polecono również poprawić szkolenie załóg w zakresie opanowywania szkód i udoskonalić oświetlenie wewnętrzne na okrętach. Ubolewano nad tym, że na jednostkach Royal Navy jeden pas ratunkowy przypadał na dziesięciu ludzi.
Reklama
Do debaty włączył się tu sir Arthur Conan Doyle, pisząc do Ministerstwa Wojny i do gazet list, w którym opowiadał się za wprowadzeniem nadmuchiwanych gumowych pasów ratunkowych dla całego personelu morskiego. Zdaniem Conan Doyle’a liczba poległych na trzech krążownikach byłaby znacznie mniejsza, gdyby wcześniej zastosowano takie rozwiązanie. Od tej pory każdy marynarz i majtek na brytyjskim okręcie wojennym miał dysponować własnym pasem ratunkowym.
Oskarżenia pod adresem Churchilla
W niektórych kręgach wojskowych wściekano się, że Cressy i Hogue nie opuściły miejsca storpedowania Aboukira najszybciej jak to możliwe, aby uniknąć zatopienia. Zarządzono w związku z tym, że jeśli tylko będzie oczywiste, iż za jakiś atak odpowiada U-boot, duże brytyjskie jednostki powinny się natychmiast wycofać. Prędkość i odległość były ich najlepszą obroną.
Fala gniewu przelała się przez Chatham w hrabstwie Kent, stoczniowe miasteczko i port, w którym bazowały trzy zatopione krążowniki. Za wyjątkowe okrucieństwo uznano śmierć trzynastu nastoletnich kadetów.
Nie wiedząc o podejmowanych przez [pierwszego lorda Admiralicji Winstona] Churchilla próbach wycofania owych krążowników, niektórzy oskarżali go o zignorowanie oczywistego niebezpieczeństwa. Tymczasem pierwszy lord Admiralicji był skonsternowany faktem, że kapitan U-9 został obwołany w Niemczech bohaterem narodowym i otrzymał odznaczenia od kajzera.
W naczelnym dowództwie niemieckiej marynarki wojennej wyczyn Weddigena wzmocnił u niektórych przekonanie, że olbrzymia przewaga Royal Navy mogłaby zostać skruszona dzięki bezlitosnemu wykorzystaniu okrętów podwodnych.
Kolejna ofiara Weddigena
Weddigen zabił kolejnych 525 brytyjskich oficerów i marynarzy, zatopiwszy 15 października 1914 roku na Morzu Północnym krążownik HMS Hawke.
Nigdy wcześniej nie było możliwe, aby dowódca mający stosunkowo niski stopień uśmiercił w tak krótkim czasie tak wielu żołnierzy wroga. Zaledwie jeden mały okręt podwodny przy użyciu kilku torped posłał na dno cztery krążowniki; wróg zapłacił wysoką cenę w porównaniu ze skromnymi wydatkami, jakie ponieśli Niemcy na U-booty i ich uzbrojenie.
Zdawało się, że w związku z tym poświęcanie ogromnych środków finansowych, mocy produkcyjnych stoczni oraz czasu potrzebnego do wyszkolenia załóg na to, aby wprowadzić do służby kolejne pancerniki i krążowniki, jest kompletnym nonsensem. Okręty podwodne mogły się bowiem okazać wielkim „wyrównywaczem szans” czy raczej reduktorem potęgi największych flot.
Reklama
Społeczeństwo brytyjskie, przyzwyczajone do tego, że to Albion włada falami, przeżyło głęboki wstrząs. Wyglądało na to, że „dębowe serca” już nie wystarczają w konfrontacji z zimnym i bezlitosnym, zmechanizowanym okrętem podwodnym. „Czystym morderstwem było wysłanie tych wielkich pancernych okrętów na Morze Północne” – grzmiał emerytowany admirał John Arbuthnot Fisher.
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Iaina Ballantyne’a pt. Zabójcze rzemiosło. Historia wojny podwodnej. Jej polskie wydanie ukazało się nakładem Domu Wydawniczego Rebis.
Wszystko co musisz wiedzieć o historii okrętów podwodnych
Tytuł, lead, tekst w nawiasie kwadratowym oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.