Dzisiaj uznaje się go za jednego z najwybitniejszych polskich dowódców XX wieku. Niektórzy sądzą wręcz, że nie miał sobie równych. Nic dziwnego, że to on jako pierwszy dostał awans polowy w Wojsku Polskim. Z rąk samego Marszałka.
W kwietniu 1919 roku, w związku z reorganizacją Wojska Polskiego, młody por. Stanisław Maczek stanął przed nie lada wyzwaniem. Oficer niedawno wsławił się brawurowym wypadem na Smereczną, gdzie z sukcesem okpił i ograbił ukraińską jednostkę (opisałem to dokładniej w moim poprzednim artykule). Teraz zaś otrzymał propozycję pokierowania oddziałem do zadań specjalnych.
Reklama
Oddział tylko dla weteranów
W ramach nowo powstałej 4. Dywizji Piechoty Maczek miał utworzyć specjalną mobilną jednostkę przewożoną na konnych wozach taborowych armii austriackiej.
Oddział ten otrzymał miano „lotnej” kompanii szturmowej i był formacją samodzielną, podporządkowaną bezpośrednio dowódcy dywizji. Składał się z czterech plutonów strzeleckich, plutonu ciężkich karabinów maszynowych (4 cekaemy i 2 moździerze), pocztu dowódcy oraz zwiadowców konnych.
Do swojej nowej jednostki por. Maczek przyjmował wyłącznie ochotników, doświadczonych w boju żołnierzy.
Brawurowy atak na Drohobycz
Debiut bojowy lotnej kompanii szturmowej był wręcz wymarzony. W połowie maja 1919 roku siły polskie podjęły na froncie ukraińskim ofensywę. 18 maja kompania por. Maczka otrzymała zadanie wsparcia ataku na Drohobycz: cenny dla odrodzonego państwa polskiego ośrodek wydobycia i przetwórstwa ropy naftowej. Dla Stanisława Maczka miasto to miało również znaczenie emocjonalne. Mieszkał tu w czasach gimnazjalnych.
Wykorzystując ogień polskiej artylerii, który skutecznie odwracał uwagę Ukraińców, Maczek i jego żołnierze po kryjomu przeniknęli przez pozycje nieprzyjacielskie. Dowódca lotnej kompanii wspominał:
Gdy wpadam w pierwsze zabudowania przedmieścia, z daleka, z różnych punktów miasta zrywa się gwałtowna strzelanina. Wpada w to huk artylerii własnej. Tym lepiej. Mnie się udało przeniknąć bez zatrzymania. Rzucamy już teraz żmudne przełażenie płotów i murów i biegniemy szybko ulica główną dworcową, byle prędzej do dworca.
Jesteśmy młodzieńczo prężni i nierozważni. Ktoś nuci „Hej kto Polak na bagnety” i za chwile wszyscy drą się w niebogłosy. Ale zamiast zgubnych następstw, ma to raczej zbawienne. Tupet nasz paraliżuje reakcję Ukraińców, wprowadzając wśród nich istny zamęt. Otwierają się drzwi i okna i wylatując z domostw uradowani Polacy chcą pomóc, dają wiadomość, prowadzą.
Strzelcy por. Maczka jako pierwsi wdarli się do miasta, opanowali dworzec kolejowy, na którym zdobyli trzy gotowe do ewakuacji ukraińskie pociągi wyładowane sprzętem wojskowym i naftowym.
Informacja o tym sukcesie została podana w oficjalnym komunikacie Naczelnego Dowództwa Wojska Polskiego. W następnych dniach 4. Dywizja Piechoty prowadziła działania pościgowe w ślad za wycofującym się nieprzyjacielem, zdobywając m.in. Stanisławów. Na jej szpicy zazwyczaj podążali Maczkowcy.
Przed obliczem Naczelnego Wodza
W następnym miesiącu Ukraińcy przeszli do kontrofensywy, zmuszając Polaków w Galicji Wschodniej do odwrotu na całej linii frontu. Lotna kompania znalazła się wówczas w odwodzie dywizji w rejonie osady Czerniów nad rzeką Świrż.
26 czerwca batalion Ukraińskich Strzelców Siczowych, korzystając z przechodzącej akurat nawałnicy, niespodziewanie wdarł się do wsi, zagarniając polskie tabory i opanowując dominujące nad okolicą wzgórze, na którym się umocnił. Por. Stanisław Maczek zareagował energicznie i zorganizował przeciwuderzenie.
„Ułani na furmankach”, wykorzystując nieoczekiwane wsparcie polskiego pociągu pancernego, błyskawicznie odbili utracone pozycje. Maczek został wówczas wezwany przez jakiegoś wyższego dowódcę, który znajdował się w owym pociągu pancernym. Ku jego zaskoczeniu okazał się nim być… sam Józef Piłsudski! Naczelny Wódz, zafrasowany trudną sytuacją na froncie, przybył na inspekcję:
Z kb przewieszonym przez plecy, z dwoma ręcznymi granatami za pasem, osmolony i obłocony i w tej groźnej postaci melduje się u dowódcy, który podjechał na front w pancerce. (…) Melduję się przepisowo, szarżą, nazwiskiem etc. I zdaje relację z bitwy.
Oczy Piłsudskiego lustrują mnie badawczo, wreszcie z uśmiechem odzywa się: „Ale to groźnie wyglądacie, poruczniku – ale z tą górą to załatwiliście się szybko – trzymajcie tylko ją, zanim nadejdą oddziały waszej dywizji.” Spocony więcej tym meldowaniem się, niż całą bitwą, opuszczam pociąg. W kilka tygodni później dostaję awans za wybitny czyn na polu bitwy.
Maczek swoim bojowym wyglądem i wojskową sprawnością musiał wywrzeć na Piłsudskim piorunujące wrażenie, był to bowiem pierwszy w Wojsku Polskim awans na polu walki.
Pod Jazłowcem
Taktykę walki lotnej kompanii doskonale przedstawił w swoich wspomnieniach z bojów pod Jazłowcem w lipcu 1919 r. płk Kazimierz Plisowski. Jego pułk napotkał wówczas na silny opór Ukraińców i otrzymał wsparcie żołnierzy Stanisława Maczka:
Widać, że pędzą galopem! Kolumna furmanek wzrasta, wyrasta i… coraz się zbliża! (…) Z czołowej podwody, jeszcze będącej w ruchu, zeskakuje zgrabny, sprężysty oficer i pędzi w kierunku domniemanego postoju dowódcy pułku. Coś gestykuluje, wskazuje sobie rękami. W tym czasie wojsko „spiesza się” z wozów, przyjmując szyk bojowy w kierunku „do przodu”. (…) „Podwody” – jak przystało na dobrze wyszkolonych koniowodnych, zgrabnie kłusikiem odjeżdżają do tyłu, za najbliższa fałdkę terenową.
Oddział już się rozwinął… naciera… uderza poprzez leżących w bruzdach spieszonych ułanów, porywając ich za sobą! Nieprzyjaciel powstrzymany, odrzucony, pobity, wieje w popłochu. Dzielni piechurzy ocierają spocone łby. Sprawa załatwiona.
Reklama
W bojach z Armią Czerwoną
Dowódcą lotnej kompanii kpt. Maczek był do końca listopada 1919 roku. Odsunięto go od niej, by mógł odbyć praktykę sztabową.
Dopiero na początku lipca 1920 roku jako adiutant dowódcy wyruszył w pole w szeregach improwizowanej grupy znajdującej się w składzie polskiej 2. Armii, idącej do ataku na Korzec przeciwko kawalerzystom Budionnego. Niestety akcja ta zakończyła się fiaskiem.
Sam Maczek, znajdujący się w straży tylnej wycofującego się polskiego ugrupowania, został odcięty. Przekradł się jednak do okrążonego przez bolszewików Równego, gdzie otrzymał dowództwo jednego z broniących miasta oddziałów. Tam też Stanisław Maczek po raz pierwszy w karierze miał pod swoimi rozkazami broń pancerną. Były to trzy czołgi Renault FT-17, których używał jako swoistej „straży pożarnej” na zagrożonych odcinkach obrony.
W tym czasie kapitan zaczął przemyśliwać nad utworzeniem kolejnego mobilnego oddziału na wzór swojej dawnej kompani lotnej, tym razem jednak w formie batalionu. Jego formowanie rozpoczęto w sierpniu w Jarosławiu, jako jednak że Armia Czerwona była już pod Warszawą brakło czasu na gruntowne przeszkolenie żołnierzy. Nie przeszkodziło mu to jednak w odniesieniu sukcesu w potyczce z Kozakami nieopodal Mostów Wielkich.
Reklama
Oddział ostatecznie wcielono do 1. Dywizji Jazdy płka Juliusza Rómmla i nazwano „batalionem szturmowym kpt. Maczka”. Batalion z powodzeniem wziął udział w wielkiej, zwycięskiej dla nas bitwie kawaleryjskiej z 1. Armią Konną Siemiona Budionnego pod Komarowem w ostatnim dniu sierpnia 1920 roku.
Później, do końca wojny polsko-bolszewickiej, żołnierze batalionu szturmowego już nie brali udziału w działaniach na większą skalę.
Bibliografia:
- Michał Klimecki, Wojna polsko-ukraińska. Lwów i Galicja Wschodnia 1918-1919, Bellona SA, Warszawa 2014.
- Stanisław Maczek, Od podwody do czołga, Towarzystwo Naukowe KUL, Orbis Books Ltd., Lublin-Londyn 1990.
- Jerzy Majka, Generał Stanisław Maczek, Wydawnictwo LIBRA, Rzeszów 2005.
- Piotr Potomski, Generał broni Stanisław Maczek 1892-1994, Wojskowe Centrum Edukacji Obywatelskiej, Warszawa 2012.
- Lech Wyszczelski, Wojna o Kresy Wschodnie 1918-1921, Bellona SA, Warszawa 2011.
- Zbiorowe, Księga jazdy polskiej, Warszawa 1938.