Niemieccy przesiedleńcy w drodze na zachód. Fotografia z 1945 roku.

Przemilczane losy „wypędzonych” po 1945 roku. Jak naprawdę Niemcy traktowali rodaków ze wschodu?

Strona główna » Historia najnowsza » Przemilczane losy „wypędzonych” po 1945 roku. Jak naprawdę Niemcy traktowali rodaków ze wschodu?

W narracji na temat wysiedleń Niemców z ziem włączonych do Polski, Czechosłowacji i Związku Sowieckiego po klęsce wojennej III Rzeszy często wydaje się brakować ostatniego rozdziału. Niemieccy autorzy piszą o utracie domów i dobytku, o horrendalnych warunkach transportu. Ale już dużo rzadziej o tym, jak „wypędzeni” byli przyjmowani w ojczyźnie.

Taka migracja nie zdarzyła się jeszcze w dziejach Europy. Aż 12 milionów Niemców, między innymi z Wielkopolski, Prus Wschodnich, Pomorza, Śląska i Kraju Sudeckiego, bezpośrednio po II wojnie światowej zmuszono do opuszczenia dotychczasowych domów i wyjazdu do nowych, okrojonych terytorialnie Niemiec.


Reklama


„Koniec końców aż 16,5 procent ludności Niemiec Zachodnich będzie pochodzić z utraconych terenów wschodnich, w Niemczech Wschodnich będzie to nawet jedna czwarta całej ludności” – wyjaśnia berliński dziennikarz i historyk Harald Jähner na kartach książki Czas wilka. Powojenne losy Niemców. I dodaje:

[Ludzie ci] otrzymali okrutną zapłatę za znacznie bardziej okrutną niszczycielską wyprawę wojenną, jaką oddziały niemieckie na rozkaz Hitlera przeprowadziły przeciwko ludności cywilnej na wschodzie.

Drogowskaz przy stacji kolejowej w niemieckim Elmshorn, wskazujący odległości do miast, które po II wojnie światowej znalazły się na terytorium Polski (fot. Mehlauge, lic. CC-BY-SA 3,0).

Mur niechęci

Przybysze, dzisiaj określani w Niemczech mianem „wypędzonych” nie mogli liczyć na entuzjastyczne powitania i wsparcie.

Za sprawą tego, co jedna z komentatorek nazwała „wielką wędrówką ludów”, populacja Niemiec Zachodnich w ciągu kilku lat wzrosła o 10%. Jednocześnie zniszczenia wojenne sprawiły, że liczba domów i mieszkań w kraju spadła aż o jedną czwartą.

W sytuacji, gdy miliony ludzi zmagały się z nędzą, a wielu nie miało nawet dachu nad głową, brakowało gotowości do wspierania nieszczęśników ze wschodu. Harald Jähner nie przemilcza tego wyjątkowo niewygodnego z perspektywy Niemców tematu. Na kartach Czasu wilka pisze, że „ludność napływowa, jak brzmiało oficjalne określenie administracyjne, trafiała na mur niechęci”.


Reklama


Ze względu na wprowadzone ograniczenia wolno jej było zatrzymywać się w przepełnionych miastach co najwyżej dwa dni, wiele społeczności w ogóle zamknęło swoje granice.

W Bremie, gdzie zniszczono pięćdziesiąt procent zasobów mieszkaniowych, a w konsekwencji tylko jednej nocy bombardowań dach nad głową straciło pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców, wisiały plakaty z napisem: „Nie możemy już przyjąć nikogo więcej! Zakaz dalszego napływu!”.

Bójki, awantury i przymus

W sytuacji, gdy oddolne inicjatywy pomocowe były niezwykle rzadkie, a wrogość powszechna, to na alianckie władze okupacyjne spadł problem kwaterunku milionów „wypędzonych”.

Artykuł powstał w oparciu o książkę Haralda Jähnera pt. Czas wilka. Powojenne losy Niemców.

Specjalne komisje do spraw ludności napływowej kierowały przybyszy głównie na wieś. Zwykle rozdzielano sąsiadów i dalszych krewnych, by wymuszać ich integrację z nowymi społecznościami. Napływ imigrantów do poszczególnych osad był ograniczany, a mimo to wywoływał zażarte protesty.

„Ze względu na napięcia pomiędzy miejscowymi i przyjezdnymi alianci liczyli się z gwałtownymi bójkami i awanturami” – podkreśla Harald Jähner. Według autora Czasu wilka niepokój władz okupacyjnych był w pełni uzasadniony:


Reklama


Miejscowa ludność, czy to w Bawarii, czy w Szlezwiku-Holsztynie, opierała się przed przymusowymi zakwaterowaniami niejednokrotnie tak zaciekle, że wypędzonych trzeba było eskortować do przydzielonych im domostw pod osłoną karabinów maszynowych. Do konfrontacji z niedolą wysiedlonych chłopi przystępowali uzbrojeni w upór, który znacznie przekraczał upór ich osłów. (…)

Pewien właściciel domu zamordował nawet uchodźcę z trójką dzieci, ponieważ nie mógł znieść obcych pod swoim dachem. Twierdził później, że ci podążyli gdzieś dalej.

Niemieccy przesiedleńcy w drodze na zachód. Fotografia z 1945 roku.
Niemieccy przesiedleńcy w drodze na zachód. Fotografia z 1945 roku.

Cud integracji

„Cud integracji”, jak pisze Jähner, udało się osiągnąć tylko dzięki zaangażowaniu sił policyjnych. Lokalni urzędnicy, osłaniani przez żandarmów, szukali domów i izb, do których dałoby się dokwaterować „wypędzonych”.

„Do szczególnie niegodnych scen dochodziło, kiedy chłopi sami mogli zdecydować, kogo z przybywającej grupy uchodźców gotowi są przyjąć. Przypominało to wówczas targ niewolników. Spośród mężczyzn wybierano najsilniejszych, spośród kobiet najpiękniejsze, z szyderstwem odrzucając pozostałych” – czytamy w Czasie wilka.


Reklama


Niektórzy gospodarze widzieli wręcz w przesiedlonych rodakach… zastępców dawnych robotników przymusowych. Za sprawą przegranej wojny nie mogli dłużej wykorzystywać Polaków. Liczyli więc, że zaprzęgną do roboty za bezcen innych Niemców.

Przeczytaj też o warunkach życia w Niemczech bezpośrednio po wojnie. Ludzie gnieździli się pod ziemią, krezusi spali na dworcach.

Niemiecki dziennikarz i historyk o następstwach upadku III Rzesz

Bibliografia

Autor
Kamil Janicki
6 komentarzy

 

Dołącz do dyskusji

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.