O przestępczości seksualnej w Wojsku Polskim nie mówiono głośno. Prasa poruszała temat tylko w wyjątkowo szokujących przypadkach, sądy traktowały rzecz po macoszemu. Skala problemu była jednak niebagatelna.
Nie należy się dziwić, że w zachowanych źródłach można odnaleźć wzmianki o setkach przestępstw seksualnych, których dopuszczali się żołnierze przedwojennego Wojska Polskiego. Nie mogło być inaczej, biorąc pod uwagę liczebność i charakter sił zbrojnych II Rzeczpospolitej.
Reklama
Trzecia armia Europy
Nawet ponad jedna trzecia budżetu przedwojennej Polski szła na cele obronne. Gros tych środków przeznaczano na utrzymanie armii złożonej głównie z setek tysięcy pozbawionych wykształcenia i dyscypliny poborowych.
W 1939 roku żołnierzy w służbie czynnej było 270 000. Także wcześniej Rzeczpospolita dysponowała trzecią najliczniejszą armią na kontynencie. Przy braku nowoczesnego uzbrojenia i dobrego przeszkolenia stale stawiano na ilość, nie zaś jakość wojska.
Taka doktryna wojenna musiała sprawiać, że wielu ludzi przymuszanych do służby zupełnie nie miało do niej predyspozycji. Mundur wkładali patrioci, ale też – męty społeczne.
Także ci drudzy po krótkim przeszkoleniu otrzymywali do ręki broń palną. Nie umieli używać jej w boju, ale niektórzy dobrze wiedzieli, jak ją trzymać, by zastraszyć kobietę i zmusić ją do stosunku. Poniżej trzy dobitne przykłady. Podobne historie zdarzały się o wiele zbyt często.
24-letni szeregowiec. Samowolnie oddalił się z koszar
W 1930 roku pod Łodzią mężczyzna wymachujący pistoletem napadł w zagajniku na niejaką Stanisławę Szapczyńską. Zastraszył ją, zaciągnął w gęstwinę i tam „zdarłszy z niej okrycie i bieliznę, dopuścił się na niej gwałtu”. Na tym wcale jednak nie poprzestał:
Nie zadowoliwszy się (…), zdjął z siebie pasek, usiłując powiesić ją na drzewie. Gdy nieszczęśliwa kobieta stawiała opór, zbrodniarz zadał jej kilka ciosów kijem przez głowę, wskutek czego Szapczyńska zemdlała. Wówczas, wykorzystawszy ten moment, oskarżony przywiązał ją ponownie do drzewa i w przypuszczaniu, że już nie żyje, zbiegł.
Reklama
Kobieta zdołała jednak przeżyć. Pobita, zmaltretowana i półprzytomna dowlekła się do najbliższych zabudowań. Sprawcę udało się schwytać. Okazało się, że to 24-letni szeregowiec Stanisław Milewski, który samowolnie oddalił się z koszar.
Sierżant rezerwy. „Często przebiera się w ubrania wojskowe”
W Uniejowie, położonym na pograniczu województwa poznańskiego, przez wiele miesięcy grasował gwałciciel, o którym wiedziano tylko tyle, że zawsze występuje w wojskowym mundurze. Jego ofiarą padło przynajmniej kilkanaście kobiet. Udało się go jednak zidentyfikować dopiero dzięki zeznaniom Anieli Karczewskiej.
Okazało się, że wszystkich zbrodni dopuścił się sierżant rezerwy II dywizjonu pociągów pancernych, Alfons Lewandowski.
Badana Karczewska oświadczyła, że Lewandowskiego spotykała bardzo często, że szedł za nią jak cień i wreszcie, razu pewnego, gdy przechodziła lasem, napadł na nią, wciągnął w przydrożne krzaki, a zakneblowawszy jej usta – dokonał ohydnego gwałtu. Później kopnął ją w brzuch i zagroził, że jeśli komukolwiek powie o wypadku, to ją zabije.
Karczewska rzeczywiście milczała i to aż do czasu, gdy na policję zaczęły się zgłaszać inne ofiary zwyrodnialca. Zanim jednak złożyła zeznanie, Lewandowski zdążył się już ulotnić.
Rozesłano za nim listy gończe z rysopisem: „Jest wzrostu średniego, o twarzy czerstwej, pociągłej, włosach ciemno-blond czesanych często do góry, o oczach niebieskich, nosie proporcjonalnym, często przebiera się w ubranie wojskowe”. Nic nie wskazuje na to, by udało się go ująć.
Porucznik Szpakowski. Tak pokierował sprawą, by wsadzono kogo innego
Gwałcicielami okazywali się także oficerowie. O ile jednak szeregowców w przypadku schwytania czekały nawet wieloletnie wyroki zasądzane przez trybunały wojskowe, to ich dowódcy pozostawali niemal zupełnie bezkarni.
Bulwarówki z oburzeniem komentowały chociażby sprawę porucznika Szpakowskiego. Oficer ten wielokrotnie stawał przed sądem, za każdym razem wymigując się od odpowiedzialności. Podczas wojny polsko-bolszewickiej odpowiadał za zgwałcenie nieopodal frontu „pewnej niewiasty”. Później prowadzono przeciwko niemu śledztwo w Łodzi w sprawie „dokonania gwałtu na bonie niejakich państwa Kon, zamieszkałych przy ulicy Konstantynowskiej”. Szpakowskiego nie tylko nie ukarano, ale wręcz… zrobiono z niego ofiarę.
Tak „pokierował całą tą sprawą”, że nie jego, ale skrzywdzoną bonę „pociągnięto do odpowiedzialności za fałszywe oskarżenie”. Wreszcie mężczyznę oskarżono o gwałt na żonie innego żołnierza, sierżanta Flassa. Wyłgał się i tym razem, namawiając do składania fałszywych zeznań swoich podkomendnych.
Reklama
Gdy sprawa się wydała, Szpakowski nie poszedł siedzieć. Zamiast tego wsadzono do więzienia jednego z tych zastraszonych szeregowców, których zmusił do zeznawania na swoją korzyść. Wojskowa sprawiedliwość w pełnej okazałości.
Przeczytaj też o dziecięcej prostytucji w przedwojennej Polsce. Ofiary wykorzystywane za 50 groszy
Bibliografia
- W. Berka, Ustrój wojska polskiego na stopie pokojowej [w:] Wielka ilustrowana encyklopedja powszechna, t. 13: Polska, Wydawnictwo „Gutenberga”, Kraków 1931.
- Gdzie i co robił Szpakowski?, „Ilustrowana Republika”, nr 151 (1926).
- Gwałciciel i niedoszły morderca na ławie oskarżonych, „Hasło Łódzkie”, nr 222 (1930).
- J. Odziemkowski, Armia i społeczeństwo Drugiej Rzeczypospolitej, Biuro Edukacji Obywatelskiej, Warszawa 1996.
- Sierżant rezerwy postrachem dziewcząt, „Echo”, nr 110 (1930).