„W moim obozie panowały warunki sanatoryjne” – Salomon Morel przekonywał sąd w 1990 roku, kiedy zaczęto rozliczać go z powojennej działalności. Wobec więźniów, którzy podlegali mu tuż po wojnie, używał podobnych metafor. „Oświęcim to było przedszkole w porównaniu z moim sanatorium” – powtarzał. I robił wszystko, by z tego „sanatorium” nie wyszli żywi.
Odmawiając w 2005 roku ekstradycji Salomona Morela do Polski, władze Izraela (gdzie znalazł schronienie) podkreślały, że były komendant obozów w Świętochłowicach i Jaworznie w czasie wojny sam wiele przeżył. To prawda.
Reklama
Urodzony w podlubelskiej żydowskiej rodzinie Szlomo Morel we wrześniu 1939 roku miał niespełna dwadzieścia lat. Pierwsze lata wojny spędził z bliskimi w domu, w Garbowie, obserwując, jak stopniowo wprowadzany jest w życie hitlerowski plan zagłady Żydów.
W grudniu 1942 roku rodzice, brat i bratowa przyszłego kata wpadli w ręce granatowej policji i zostali rozstrzelani. Przy życiu został tylko on i jego drugi brat, Izaak. Schronienie znaleźli u sąsiadów – polskiej rodziny Tkaczyków.
Ulubieniec Moczara
Po wojnie Morel dodatkowo ubarwiał swoje wojenne losy. Wspominał, że był więźniem Auschwitz, choć – jak podkreśla jego biografka, Anna Malinowska w książce Komendant. Życie Salomona Morela, nigdy tam nie trafił.
Słyszał jednak o tym, co działo się w obozach koncentracyjnych. Jeszcze przed kapitulacją Niemiec mógł mu o tym opowiedzieć Walenty Tkaczyk, który był więziony na Majdanku. Z pewnością poznał też historię Loli Potok, byłej więźniarki Auschwitz i cieszącej się złą sławą komendantki więzienia w Gliwicach, z którą romansował tuż po wojnie.
<strong>Przeczytaj też:</strong>Tak komuniści rozumieli resocjalizację. Sadyzm oprawców z Jaworzna nie mieści się w głowieW rzeczywistości Morel już od 1942 roku działał w bandzie rabunkowej, okradając okoliczne wioski. W tym samym roku wstąpił do Armii Ludowej, gdzie odbierał rozkazy między innymi od Mikołaja Demki, znanego później lepiej jako Mieczysław Moczar.
Moczar, jak podaje profesor Bogusław Kopka, po latach wystawił mu zresztą zaświadczenie, że „służył w oddziałach partyzanckich AL na terenach Lubelszczyzny i brał czynny udział w walce z Niemcami”. Co znaczyło to w praktyce? Między innymi rozbijanie mleczarni i palenie urzędów gminnych – przyznał Morel w życiorysie spisanym w 1947 roku.
Reklama
Kopniak w górę
Prawdziwa kariera w strukturach komunistycznych zaczęła się dla Morela jednak dopiero jesienią 1944 roku. Objął wówczas funkcję strażnika więziennego na zamku w Lublinie. Po zaledwie kilku miesiącach przeniesiono go do Tarnobrzegu – i to karnie, bo okazało się, że zupełnie nie jest przyzwyczajony do dyscypliny.
Kiepskie wypełnianie obowiązków, pociąg do alkoholu, brak wykształcenia – to wszystko, jak podaje Malinowska w książce Komendant. Życie Salomona Morela, przyniosło Morelowi opinię „elementu szkodliwego”. Mimo to „dostał od nowej władzy kopa w górę” – podkreśla autorka.
W marcu 1945 roku został komendantem świeżo utworzonego obozu pracy w Świętochłowicach Zgodzie. Urząd Bezpieczeństwa wykorzystał tu (jak w wielu innych przypadkach) gotową infrastrukturę: wcześniej w tym miejscu znajdował się jeden z podobozów Auschwitz.
Morel usłyszał od przełożonych, że do jednostki będą kierowani „Niemcy, kolaboranci, element wywrotowy”. Po wojnie podkreślał, że kierowało nim pragnienie zemsty; chciał zapłacić nazistom za ich zbrodnie. Czy tak było naprawdę? Dzisiaj nie da się tego rozstrzygnąć. Ale – z zemsty czy nie – nowy komendant okazał się prawdziwym sadystą.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Tortury dla nieletnich, sędziowie, którzy nie skończyli podstawówki. Jeden z najgorszych stalinowskich sądów w Polsce„Wielokrotnie byłem przez niego bity”
Pod rządami Morela obóz w Świętochłowicach zamienił się w prawdziwe piekło na ziemi. Więźniowie, jeśli tylko mieli siły, zmuszani byli do morderczej pracy (między innymi w okolicznych kopalniach). Brakowało wszystkiego. Jak opowiadała była osadzona, Dorota Boreczek:
W obozie były kobiety, dzieci, byli starsi mężczyźni – oni umierali najszybciej. Najpierw zaatakowały głód i zimno. Szybciej niż tyfus. Błyskawicznie zniknęły wszystkie kępki trawy. Kobiety biegały z kijami po baraku i polowały na szczury. Zresztą te szczury były tłuste. Żywiły się do syta w tym baraku trupiarni.
Reklama
Do tego dochodziło brutalne bicie. Komendant lubił nieraz „zabawić się” kosztem przetrzymywanych w obozie ludzi. Jak wspominał w 1993 roku Nikodem Osmańczyk:
Przypominam sobie, że pewnego razu […] Salomon Morel przyszedł do baraku, w którym mieszkaliśmy, polecił stanąć nam wszystkim w dwuszeregu twarzami do siebie i kazał się wzajemnie bić po twarzy.
Ponieważ ja i ojciec zamarkowaliśmy uderzenie, Morel podszedł do nas i ze słowami «co, skurwysyny, tak to się bije świnię», ręką, w której miał pistolet, uderzył mnie w twarz, w wyniku czego upadłem na ziemię pod pryczę. Tak samo postąpił z moim ojcem. Potem kazał nam ponownie bić. Ja wielokrotnie byłem przez niego bity w okresie [pobytu] w obozie.
To nie jest ostateczna liczba
Także Boreczek zeznawała, że Morel często wraz z towarzyszami odwiedzał „brunatny domek”, czyli barak numer 7 – i bił jego lokatorów. Efektem była epidemia duru brzusznego. Ale i tak dla więźniów pozostawionych na łaskę komendanta najgorsze miało dopiero nadejść.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Latem wśród więźniów wybuchła epidemia tyfusu. Osłabieni, wygłodzeni, pozbawieni jakiejkolwiek opieki, umierali masowo. „Tylko w sierpniu zmarło tam sześćset trzydzieści dwoje ludzi” – relacjonuje Bogusław Kopka.
Morel nie zrobił praktycznie nic, by temu zapobiec – nie izolował chorych, nie zarządził odwszenia. Na jego zaniedbania zwrócił uwagę nawet ówczesny szef Departamentu Więziennictwa Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Komendant został ukarany… trzydniowym aresztem i potrąceniem połowy pensji.
Reklama
Jaki był bilans sadystycznych zapędów Morela w Świętochłowicach? Anna Malinowska, autorka książki Komendant. Życie Salomona Morela odpowiada:
Zgodnie z ostatecznymi ustaleniami polskich śledczych liczba zmarłych wynosi 1855. Tyle bowiem danych udało się ustalić na podstawie dokumentów więźniów pozostałych po likwidacji obozu.
Trzeba jednak pamiętać, że nie jest to liczba ostateczna. Nie wiadomo, ile osób straciło życie w Hali Targowej [gdzie wielu więźniów było bitych po przywiezieniu do obozu – przyp. red.] czy zostało pochowanych bez powiadomienia o zgonie.
Powód do awansu
Obóz w Świętochłowicach został zlikwidowany po dziewięciu miesiącach istnienia, w listopadzie 1945 roku. Kariera Morela – nawet mimo „kary” nałożonej za dopuszczenie do zabójczej epidemii – nadal się jednak rozwijała. To już jednak temat zasługujący na osobny artykuł.
Polecamy
Bibliografia
- Anna Malinowska, Komendant. Życie Salomona Morela, Agora 2020.
- Bogusław Kopka, Gułag nad Wisłą. Komunistyczne obozy pracy w Polsce 1944-1956, Wydawnictwo Literackie 2019.
- Marek Łuszczyna, Mała zbrodnia. Polskie obozy koncentracyjne, Znak Horyzont 2017.
Ilustracja tytułowa: Salomon Morel (domena publiczna)/ tablica pamiątkowa przy bramie wejściowej do obozu w Świętochłowicach Zgodzie (fot. Drozdp/CC BY-SA 4.0).
4 komentarze