Chyba żaden minister ani premier w Polsce nie stał się obiektem tylu kpin, co Felicjan Sławoj-Składkowski. Nazywano go „Piotrem Wielkim w klozetowej skali”, przekręcano złośliwie jego imię na „Srawoj”, a ostatecznie przeszło ono do historii jako nazwa dla wiejskiego ustępu. Prowadzona przez Składkowskiego wieloletnia walka na rzecz poprawy higieny w Polsce przyniosła jednak spektakularne efekty.
Chociaż przeciwnicy przedstawiali go jako tępego wojskowego, „wachmistrza Sorokę Józefa Piłsudskiego”, Felicjan Sławoj-Składkowski w rzeczywistości był absolwentem Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Reklama
Człowiek z misją
Po wstąpieniu do Legionów został w nich wojskowym lekarzem, mimo że jego specjalnością była… ginekologia. Ogromną wagę przywiązywał do zapobiegania chorobom poprzez utrzymywanie czystości.
W 1917 r. napisał „Podręcznik higieny dla oficerów i podchorążych”, a w czasie internowania legionistów w Beniaminowie dopominał się u władz obozu m.in. o odpowiednią ilość papieru w wychodkach dla żołnierzy „celem uniknięcia jedynego w swoim rodzaju zanieczyszczenia ścian”.
Po odzyskaniu niepodległości był szefem Służby Sanitarnej Wojska Polskiego. Polityczną karierę zaczął robić po zamachu majowym, kiedy został ministrem spraw wewnętrznych.
Gdy w lutym 1928 r. zostało wydane rozporządzenie prezydenta Rzeczypospolitej „O prawie budowlanem i zabudowaniu osiedli”, Składkowski skupił się na jednym z jego punktów. Rozdział 12. dotyczył ustępów i mówił, że m.in. w miejscach nieskanalizowanych, zarówno w miastach, jak i na wsiach, powinien zostać urządzony osobny wychodek dla każdej rodziny.
Reklama
Odległość dołu na nieczystości powinna wynosić minimum 10 m od studni i 2 m od granicy sąsiada. Musiał on także mieć nieprzepuszczalne ściany i dno oraz odpowiednią wentylację.
Sławoj rusza na inspekcje
Miesiąc po ukazaniu się rozporządzenia minister wydał okólnik do wojewodów, pisząc w nim, że „nadchodzący okres wiosenny umożliwia podjęcie akcji podniesienia sanitarnego i estetycznego kraju”.
Domagał się, by na osiedlach miejskich w obrębie każdej posesji były czysty ustęp oraz zamykany śmietnik, i szczegółowo instruował, jak powinny być one budowane.
Następnie wyruszył samochodem na inspekcję po kraju, by sprawdzić, czy lokalna administracja realizuje jego polecenia. Te właśnie gospodarskie podróże stały się powodem szyderstw, jednak Składkowski wiedział, co robi.
Minister Józef Beck, kpiąc z ambicji kolonialnych i mówiąc, że „polskie kolonie zaczynają się już za Rembertowem”, miał na myśli właśnie niski poziom higieny w prowincjonalnej Polsce.
Do legendy przeszła sytuacja, gdy Składkowski w jednej ze wsi powiatu ciechanowskiego zastał drzwi do ustępu zabite gwoździami. W odpowiedzi na pytanie o powód usłyszał od chłopa, że „dzieciakom w szkołach poprzewracali we łbie i nie chcą już chodzić za stodołę, ino srają w wychodku, a tu musi być czysto dla komisyi”.
Toaletowa rewolucja
Mimo kpin akcja Składkowskiego przyniosła spektakularne efekty. Zaledwie pół roku po wydaniu okólnika, we wrześniu 1928 r., minister z dumą informował, że już 80 proc. pozbawionych kanalizacji domów w miastach i 60 proc. na wsiach zaopatrzonych jest w ustępy.
Uchodzący za człowieka o niespożytej energii, nie zaprzestał higienicznych inspekcji nawet, gdy został premierem. Jak twierdził, przejechał po Polsce ponad milion kilometrów, doprowadzając ostatecznie do tego, że sławojki stały się nieodłącznym elementem polskiego krajobrazu.
Reklama
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Andrzeja Fedorowicza pod tytułem Druga Rzeczpospolita w 100 przedmiotach, która ukazała się nakładem Wydawnictwo Fronda.
Kamienie milowe II RP
Tytuł oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.